Informacje to podstawa
Witam wszystkich serdecznie!
Co tam u was?
Dziś dzieje się znacznie więcej w rozdziale tak myślę!
Nie za długie odstępy czasowe są?
Niestety nie mam na tyle czasu aby było co tydzień :c
Taki niestety los gdy ma się duża Książkę co się prowadzi
Mam nadzieję, że się spodoba wam!
Życzę miłego dzionka ❤️
-Nie wiem czy to dobry pomysł - odparłem, ale uśmiech był na moich ustach chociaż patrzyłem się na Kuia to i na Sana.
-Ale dlaczego nie?! Rozluźnisz się trochę z nami i będzie dobrze!
-Mam ważną sprawę, którą muszę rozwiązać San! - rzekłem wzdychając ciężko - Tu chodzi o ludzkie życie. Nie mogę od tak zrezygnować ze wszystkiego aby z wami iść - westchnąłem ciężko gdyż chciałbym z nimi iść aby trochę odetchnąć od pracy. Od kilku miesięcy nie byłem na dłuższym wolnym aby odpocząć po ciężkiej pracy. Brałem nadgodziny i nie tylko aby pomagać wszystkim wokół oraz nie wrócić do domu gdzie nikt na mnie nie czekał.
-Ile już ją prowadzisz? - spytał San i dosiadł się do mnie na kanapę.
-Od samego rana jest urwanie głowy, ale tu chodzi o ludzkie życie, a każde życie jest ważne! - mruknąłem gdyż nie miałem nawet czasu aby zjeść dziś cokolwiek z rana, a teraz marnuję przerwę aby porozmawiać z Kuiem na temat akcji żeby dostać jakieś istotne informacje, ale najgorsze jest to iż niczego nie dowiedziałem się tak istotnego. Nagle mój żołądek przypomniał o sobie przez to trochę zawstydziłem się tym, bo mężczyźni spojrzeli na mnie.
-Jadłeś coś? - spytał Kui na co podrapałem się po karku.
-Nie miałem kiedy - westchnąłem - teraz mam przerwę w pracy, bo jestem na drugim statusie.
-Idziemy do góry zjesz obiad - zarządził Kui wstając z fotela na którym siedział. Zdziwiło mnie to i to dosyć mocno - nie waż się zaprzeczać!
-Właśnie już wiem po co miałem tu zejść! - odezwał się nagle San - Obiad właśnie jest gotowy!
-To dla Gregorego też coś się znajdzie! - stwierdził i pociągnął mnie za ramię abym wstał. Nie mając wyboru zrobiłem to i siłą mnie zaciągnął do góry do domu. Wyszliśmy spod schodów tajnego wejścia i weszliśmy do wnętrza holu oraz przedsionka. Kui zaciągnął mnie w stronę stonowanej kolorystycznie kuchni w której siedziało już kilka osób. Wszyscy byli moimi przyjaciółmi z niektórymi lepiej się dogadywałem, a z innymi miałem delikatnie spory, ale wszyscy byli tacy mili.
-Cześć Grzesiu! - przywitał się Speedo i pomachał mi siedząc przy dużym stole.
-Grzegorz dziś zje z nami - oznajmił na co wszyscy zareagowali na to z zadowoleniem. Nie byłem często w siedzibie czy też w domu Kuia, ale miałem dużo styczności z wszystkimi domownikami tego domu.
-Siadaj Grzesiek - rzekł Carbo z kuchni, która była połączona z jadalnią.
-Dobrze - powiedziałem cicho i ściągnąłem z siebie ciężką kamizelkę, która trochę ciążyła mi, ale była mi potrzeba w pracy. Położyłem ją na kanapie do której kawałek przeszedłem.
-Gdzie Labo?
-Labo zajmuję się w laboratorium w ulepszenie mety - oznajmił Vasquez co mnie zainteresowało.
-Nowa meta? - spytałem dosiadając się między Dią, a Sanem.
-Tak pracujemy nad nowym narkotykiem - burknął David, który nie był przekonany moją obecnością tutaj. Jednak dwa lata już z nimi współpracuję z czego nie jestem dumny, ale wiem, że jak będę miał problemy to ktoś jednak za mną ruszy aby mi pomóc. Na policję nie miałem co liczyć mimo iż byłem dobrym funkcjonariuszem w jednostce to jednak ta rodzinna otoczka była tylko otoczką. Wykreowaną na potrzeby ochrony silnych i wyższych jednostek, a co najważniejsze coś wartych. Problemem było to, że nikt nie zwracał uwagi na to iż jest ktoś prześladowany czy też obrażany. Każdy patrzył na siebie, a przed kamerami oraz całym światem byli ideałami. Nie twierdzę iż byłem ideałem, bo zawsze pakowałem się jako pierwszy w różne miejsca i sytuacje, które nie były najbezpieczniejsze, ale taki już byłem. Kochałem ryzyko, bo nie miałem co stracić.
-Radzę uważać w sprzedaży mety - oznajmiłem patrząc się na każdego, a najdłużej na Kuia.
-Co tym razem? - spytał mąciciel.
-Ktoś sprzedał informacje odnośnie miejsc nielegalnych używek - rzekłem i zamknąłem powieki na chwilę by je otworzyć po chwili - wasze miejsca w których sprzedajecie mogą być zagrożone.
-Miło, że teraz nam to mówisz - Albert prychnął na moje słowa, ale przewróciłem tylko oczami.
-Dajcie spokój mu! - powiedział Carbo, który podawał talerze z jedzeniem. Jak się okazuje dziś spaghetti na obiad ala carbonara. - Gdyby nie Grzesiek wiele razy byśmy wpadli!
-Właśnie! - poparł go dredziaż obok mnie.
-Powinniśmy być wdzięczni za wszystkie informacje! - oznajmił ciemnowłosy przyjaciel.
-San ma rację - odezwał się Kui - nasza organizacja lepiej działa gdy w policji mamy wtyczkę na wysokim stanowisku i mamy informacje z pierwszej ręki!
-Grzesiek jest częścią naszej rodziny! - rzekł Garcone, a na sercu robiło mi się coraz cieplej. Nie byli idealni, ale sam taki nie byłem i wiedziałem, że są dla mnie ważni.
-Ja rozumiem, że nie lubimy policji - rzekł białowłosy, który sam dosiadł się do stołu - smacznego życzę wszystkim!
-Smacznego - powiedzieliśmy chórkiem i poczułem się jak w takiej dużej prawdziwej rodzinie. Obiad to było coś co potrzebowałem teraz. Zacząłem wsuwać raz dwa swoją porcję i musiałem stwierdzić, że Carbo jest dobrym kucharzem. Nie zauważyłem nawet kiedy skończyło się, ale oblizałem usta z smakowitego sosu.
-Coś jeszcze wiesz? - zapytał Speedo, białowłosy, który siedział przy Vasquezie i obok Carbo przez to dwójka z nich miała białe włosy, a tylko jedna osoba miała je naturalne nie farbowane. Każdy był tutaj na swój sposób wyjątkowy i niepowtarzalny. Można powiedzieć, że idealnie pasuje do BS niby skrót od Burgershota, ale z drugiej strony nazwa mafii. Ciekawe dlaczego nikt nie domyślił się tego iż jest to jakoś ze sobą połączone. Jak to się mówi pod latarnią jest najciemniej.
-Wasze nielegalne wyścigi są utrapieniem dla policji i patrolów - odparłem zgodnie z prawdą i nalałem sobie do szklanki soku.
-Co nie jest utrapieniem dla policji? - prychnął David, który posiadał heterochromię przez to wyglądał interesująco biorąc pod uwagę jego kolor oczu jedno oko brązowe, a drugie niebieskie.
-Słoneczko przestań wyżywać się na Gregorym za to iż jego jednostka jest taka, a inna.
-Przepraszam wuja - powiedział Davidek, a ja poczułem jak telefon zaczyna mi wibrować w kieszeni. Niechętnie wyciągnąłem go i zerknąłem na wyświetlacz.
-Kto? - spytał San.
-Hank - mruknąłem - muszę odebrać - stwierdziłem, wstając od stołu i przeszedłem w stronę kanapy. - Co się dzieje Hank?
-Nie ma cię od godziny! - powiedział zmartwionym tonem głosu, a ja teraz zobaczyłem na zegarek i miał rację. Zasiedziałem się tutaj, ale lubiłem tutaj przebywać. Chłopacy szeptali między sobą aby nie narobić mi problemów.
-Wybacz zaraz wrócę na komendę - rzekłem spokojnie - znaleźliście coś?
-Nie - odparł - akta są puste, a wydział śledczy stwierdził, że nie wiedzą jak mają pomóc jak nie ma niczego co może wskazać wskazówkę w sprawie. Przepisali dzieciaka na straty definitywnie.
-Znajdę te dziecko choćbym miał przeszukać całe miasto własnoręcznie! - warknąłem, bo wyprowadziło mnie z równowagi słowa mężczyzny - Niech te debile sami się spiszą na straty!
-W takim razie co robimy?
-Przeszukujemy teren - powiedziałem - znajdziemy wskazówkę siłą!
-Ilu?
-Tylu ile się da! - rzekłem podwyższonym tonem - Niech jednostka K9 do czegoś się przyda do kurwy! Znajdziemy tą dziewczynkę!
-Powołuję już wszystko - odparł spokojnie - czekać na ciebie czy - nie dałem mu dokończyć.
-Ruszajcie! - warknąłem rozłączając się i ciężko biorąc głęboki oddech w płuca. - Muszę iść - powiedziałem spokojniej i zacząłem ubierać kamizelkę.
-Pomóc ci możemy jakoś? - spytał Carbo.
-Nie da się - odparłem - tu muszę sam znaleźć odpowiedź!
-Nie zapomnij wziąć sobie coś do picia oraz jedzenia! - wtrącił się Kui - Teraz bez nawodnienia będzie ciężko.
-Kupię coś po drodze - uśmiechem się do nich kierując się do schodów - dziękuję za obiad! Do zobaczenia!
-Pa Grzesiek!
-Uważaj na sobie!
-Miłej służby!
Przeszedłem przez ukryte przejście do siedziby pod domem i szybko wsiadłem do corvetty, a następnie wyjechałem z podziemi. Przejechałem kawałek bez kogutów, ale walczyłem GPS oraz radio.
-105 status pierwszy po drugim - zgłosiłem włączając sygnalizację świetną i dźwiękową. Wiedziałem co teraz dzieje się na komendzie. Istny chaos przez powołanie jednostki z psami. Jednak lepiej to niż nic. Może znajdziemy coś co pomoże wskazać nam drogę czy też wskazówkę do rozwiązania zagadki.
-Jednostka K9 została powołana i wyrusza na akcje! - padł komunikat na radiu. Na nowo spięły mi się mięśnie i zacząłem się martwić o dziewczynkę, bo nie zawiniła niczym więc, dlaczego została porwana.
Na miejscu przyjechałem spóźniony i wszyscy ruszyli z psami. Zostało mi tylko to aby podążyć ich śladem. Zaskakujące iż nikt nie pomyślał o psach wcześniej, ale w sumie co ja oczekuję od tej jednostce. Jeśli się ich nie poinstruuje to oni nic sami nie zrobią kroku w przód. Szedłem w stronę lasu i widziałem na tablecie GPS wszystkich policjantów biorących udział w akcji. Jednak czułem, że coś omijajmy i ruszyłem w przeciwną stronę niż oni. Miałem przeczucie, że coś robią źle bądź mi się zdawało chociaż nie sądzę. Ruszyłem za swoim instynktem, który nigdy mnie nie zawiódł i mogłem na niego liczyć w każdym momencie. Idąc tak przez las uważałem na to jak stąpam aby nie popsuć jakiś poszlak, których poszukuje. Nagle zobaczyłem zahaczoną o gałąź sierść. Tą samą sierść co była na żywopłocie i zauważyłem odbicie śladu dwóch łap, które były wyraźniej odbite w ziemi oraz głębsze.
-A może się myliłem - mruknąłem do samego siebie gdyż może nie było porywaczy od przodu, a od tyłu, ale psy nie szłyby w las gdyby trop urwał się za płotem. Coś tu nie grało i to definitywnie, bo nie miał gościu wrogów, ale jeśli brał narkotyki to mógł krzywdzić dziewczynkę. Jednak ciągle stoję w miejscu. Nie mam winnego ani śladu, który mógłby kierować do dziewczynki. Wielka niewiadoma z tego całego ambarasu, który staram się naprawić i sprostować. Jednakże zaczyna męczyć mnie ta sytuacja i to jest najgorsze. Ruszyłem za śladami psa, ale one były w stronę jakbym szedł w stronę domu martwych właścicieli, a nie w stronę lasu. Jednak gdyby dotrzeć do miejsca w którym to się zaczęło to może znalazłbym rozwiązanie.
Jednak trop skończył się głęboko w lesie i urwał się jakby ktoś zatuszował te ślady, ale to bez sensu, bo kto retuszuje takie coś, a potem idzie jakby nic. Tylko przy psich śladach brakowało odcisków butów czy jakiegoś człowieka w sumie cokolwiek co by świadczyło o ludzkiej ingerencji. Wszystko jeszcze bardziej się komplikowało, bo coraz więcej pytań, a tak mało odpowiedzi. Tyle niewiadomych i myśli, a nie ma pewności co jest prawdą, a co kłamstwem. Rozejrzałem się za jakimś śladem czymkolwiek, ale nic nie potrafiłem znaleźć, a mój instynkt milczał. Usiadłem na powalonym drzewie i wziąłem głęboki wdech świeżego powietrza. Głowa mi się gotowała z gorącą, które było powoli dokuczliwe. Coraz cieplej było, a cień który rzucały korony drzew nie dawało wytchnienia od gorąca. Było po prostu parno i jeśli tak ma się utrzymać przez resztę dnia to przewiduje, że będzie lać w nocy aby ochłodzić atmosferę. Lecz nie mogło padać, bo wszystkie ślady zostaną zniszczone i znikną wśród wszystkiego tutaj w lesie.
Wśród dziczy, gdzie człowiek nie zawędrował mimo wiedzy co kryje się w tym lesie to miał on wiele swoich tajemnic, które nie poznał jeszcze nikt. Legendy, stare dzieje czy wymyślone bajki to coś co nigdy nie zostało potwierdzone, ale jednak ludzie boją się iż gdzieś w nich może kryć się ziarnko prawdy. Nie wszyscy jednak w to wierzą i mają prawo, bo nikt nie odnalazł tego co mówią legendy naszego miasta. Jednak są osoby, które boją się konsekwencji gdy legendy okażą się prawdą. Według mnie każda legenda kryje w sobie prawdę tylko nie zawsze wszystkie są realne. Spojrzałem w górę i w ciszy przysłuchiwałem się dźwięką natury. Uspokajały mnie i tego było mi potrzeba w tej chwili. Spokoju i ciszy, co pomogą mi w ułożeniu tej sprawy.
-Hank do Grzecha - padł komunikat więc wcisnąłem na radiu guzik.
-Zgłasza - mruknąłem gdyż wyznaczone na akcje zostało radio piąte na którym znalazłem się dzięki tabletowi gdyż pokazywał kto jest na jakim radiu. Nie komunikowałem iż jestem na nim, ponieważ nie czułem potrzeby i tak cisza była przez cały czas.
-Gdzie jesteś? - spytał więc włączyłem tablet i widziałem teraz naszą dużą różnicę między odległościami.
-Daleko w las sam ruszyłem.
-Znalazłeś coś? - zapytał, a ja miałem już odpowiadać jednak poczułem się dziwnie iż nie powinienem mówić o tym co znalazłem.
-Nie - odparłem po chwili ciszy - a wy?
-Psy znalazły trop, ale urwał się przy spince dziecięcej więc gdzieś ona musi być w lesie - odpowiedział głos Pisiceli czego się nie spodziewałem, ale w sumie zapomniałem iż on jest K9. Taką suczką do jebania tylko iż jest odznaką wyżej ode mnie w sumie to niżej biorąc iż idziemy w dół odznakami. Więc ciężko z wyższą rangą zaczynać cokolwiek, bo to bez sensu. Jednak nienawidziłem go za te jego dumę, którą się zasłaniał. Po prostu był ślepy, ale nic nie byłem w stanie z tym poradzić, bo to Rightwill decydował kto ma awanse mieć, a kto nie i cierpliwie trzeba było czekać na awans, chociaż nie powiem polubiłem swoją odznakę 105.
-Rozumiem - odparłem - szukać ile się da i gdziekolwiek. Dziewczynka musi być gdzieś w lesie! Czy były jakieś ślady na ziemi?
-Ślady? - spytał Pisicela i uderzyłem się w czoło z otwartej dłoni. No tak po co patrzeć pod nogi, a teraz nie ma szans abym znalazł coś w postaci podpowiedzi. Dlatego też pracowałem solo, bo przynajmniej jak ja coś spartacze to się przyznaje do winy, a jak jest jakaś większą ilość ludzi to nikt nie zwraca uwagi na detale. Detale, które są najważniejsze w tym momencie śledztwa.
-Nie było tematu - odparłem - coś jeszcze znaleźliście?
-Nie - odparł Thomas i czułem, że nie odnajdą nic więcej.
-01 do 105 - nie spodziewałem się tutaj szafa policji, ale ten dzień był tak pojebany, że jakbym zobaczył gadającego psa to bym nie zdziwił się w ogóle.
-105 zgłasza! - powiedziałem do radia.
-Na komendę zapraszam! - padł komunikat i nie wiedziałem o co, ale mogłem domyśleć się jak będzie wyglądał przebieg tej rozmowy.
-10-4 - odpowiedziałem i ruszyłem biegiem w stronę corvetty. Jedyny plus to to iż bardzo dobrze orientuje się w terenie i nie potrzebowałem pomocy.
-Co my mamy robić? - spytał Hank.
-Szukajcie cokolwiek może psy znajdą trop - rzekłem biegnąc - nie przerywajcie poszukiwań do takiego momentu aż psy nie będą padnięte!
-Dobra - odpowiedzieli wszyscy na radiu co zlało się w jedno mało wyraźne słowo. Jednak na tyle abym zrozumiał cokolwiek. Po szybkim sprincie do auta wsiadłem do niego i odpaliłem je prędko. Czekała mnie droga na komendę główną. Ciekawiło mnie to co ode mnie chce szef i jak bardzo będę miał przejebane gdy nie znajdę tego dziecka.
Po co wzywa go Rightwill?
Czy Gregory dowie się kto jest winien porwania?
2314 słów
Kolejny rozdział 1.02
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro