Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

grają ludzkie uczucia

Witam wszystkich serdecznie!
Pomyśleć, że coraz bliżej do końca książki :c
No niestety, ale co mam poradzić trzeba przeżyć!
No dziś przekonacie się troszkę co się wydarzyło między czasie!
Życzę wszystkim miłego dzionka!

Perspektywa Montanhy

Obudził mnie budzik telefonu przez co nie byłem zadowolony, ale szybko go wyłączyłem nie chcąc obudzić wszystkich w pokoju. Wtuliłem w siebie bardziej Erwina i schowałem twarz w jego srebrnych kosmykach. Nie chciałem go tu tak zostawić, ale nie chciałem go też budzić niepotrzebnie. Jednak jego obecność była taka kojąca dla mnie. Nagle rozbłysło światło i zdziwiony spojrzałem na Carbo, który uśmiechał się zadowolony z siebie.

-Usuń to - wyszeptałem cicho nie odrywając wzroku od mężczyzny, który chyba speszył się pod wpływem mego wzroku, którym go delikatnie mówiąc mordowałem.

-Dobra usunę ci - przewrócił oczami, ale wiedziałem, że nie zrobi tego. Delikatnie wyswobodziłem się od Erwina, który nie zauważył chyba tego iż nie czuć mojego ciepła. Przykryłem go szczelnie i pocałowałem w czółko - na pewno nic was nie łączy? - wyszeptał cicho na co westchnąłem cicho.

-Nie łączy to tylko moja troska o niego i nic więcej - odpowiedziałem na jego pytanie, ale gubiłem się w tym wszystkim. Starali się wmówić mi, że coś do niego czuję, a tak naprawdę to nie wiem co czułem. Chciałem go chronić przed tym złym światem w który tak naprawdę go wepchnąłem. Był taki nieświadomy i widziałem w po nim iż sam nie wie czego chce oraz czego oczekuje. Zagryzłem wargę ubierając swój mundur letni i cieszyłem się, że wuj Chak mi go wyprał oraz wyprasował. Nie wiedziałem czy w ten sposób starał się mnie przeprosić za swoje zachowanie. Szanowałem go oraz jego decyzje wiedząc, że ma prawo do tego aby rządzić mną. Jednak nienawidziłem tego jak próbuję wyzyskiwać wszystkich wokół. Nie rozumiałem tego dlaczego Rightwill potrafił być z nim wiedząc, że niektóre rzeczy między nimi są pod korzyści materialne niż emocje, którymi się tłumaczyli.

-Wiesz, że to nie jest zwykle chronienie go.

-Nico to tylko to i nic więcej wiesz chyba co oznacza miłość w końcu jesteś z Dante - odparłem tak głośno jak mogłem, ale przy tym na tyle cicho by nie obudzić wilczka.

-Skąd? - zmrużył powieki wpatrując się we mnie, a jedynym źródłem światła była jego lampka przy biurku.

-Wiesz, że przede mną nic się nie ukryje tym bardziej to, że twój wuj jest nie fer wobec ciebie, a sam romansuje - wzruszyłem ramionami i mimo iż nie miałem nikomu tego nie mówić to jednak wiedziałem, że Carbonara wie i mogę z nim o tym porozmawiać.

-Jak zawsze za dużo widzisz we wszystkich innych, ale nigdy w sobie - mruknął smętnie.

-Wiesz nie jestem idealną partią do okazywania miłości i innych tego typu. Jednak staram się być sumiennym człowiekiem i pomagać wszystkim innym.

-Co z tego, że starasz się pomagać skoro nigdy nie wychodzi nic z tego dobrego?

-Nie patrzę na to w ten sposób Nico po prostu jestem kimś kto pomoże będzie ostoją spokoju i doradcą bez względu na to ile ludzi mnie nienawidzi.

-Mam wrażenie, że masz po prostu za dobre serce i to jest problem.

-Być dobrym to nic złego tym bardziej, że nie oczekuje niczego w zamian - ubrałem się w swój mundur i spojrzałem na Carbo, który bawił się poduszką.

-Myślisz, że wuja zaakceptuję w końcu ten fakt, że mnie i Dante coś łączy? Długo walczyłem o tą znajomość i te uczucie - ścisnął bardziej w dłoniach poduszkę. Podszedłem do niego i usiadłem obok.

-Wiesz co? Ja bym walczył o to... uczucie? - powiedziałem po chwili zastanowienia, bo Erwin niespokojnie przewrócił się na bok i wtulił w poduszkę - Jeśli sądzisz, że jest to prawdziwe nie rezygnuj.

-Wuja jakoś może mieć romans z policjantem i to mnie denerwuje. On może, a ja nie! - ucieszyłem go, bo mógł obudzić Erwina, a tego nie chciałem.

-Nie pozwól by jego ambicje stanęły na drodze do szczęścia.

-Ty ciągle z wujem walczysz by go chronić.

-Sam wepchnąłem go w to gówno i żałuję. Może bez tego dokumentu tożsamości by dało się żyć jednak nie spodziewałem się totalnie, że Erwin będzie aż tak ciekawym człowiekiem.

-Chodzi ci o jego umiejętności hakerskie?

-Tak o to właśnie - mruknąłem cicho - niespodziewałem się, że będzie miał te umiejętności gdybym tylko wiedział to z pewnością bym go tu nie przywoził.

-Nie mogłeś tego przewidzieć Grzesiek - poklepał mnie po plecach - on i tak jak zacznie rozumieć co robi dokładnie sam wybierze sobie tą odpowiednią drogę, którą chciałbym podążać.

-Ta droga o której mówisz jest lasem. Nie jest w pełni człowiekiem w środku sobie ma wilka, który tylko czeka aż będzie mógł przejąć kontrolę nad jego ciałem - mruknąłem podnosząc się powoli z łóżka Carbo.

-Na serio myślisz, że cię tak zostawi?

-Nie będzie miał wyboru - odparłem wzdychając cicho i spojrzałem na białowłosego.

-Ja sądzę, że ma - powiedział na co tylko skinąłem głową, bo nic więcej nie byłem w stanie zrobić dla Erwina. Prędzej czy później i tak zmieni się bezpowrotnie w wilka, a mimo iż tego nie chciałem to wiedziałem, że nic nie jest wieczne tym bardziej uczucia.

-Idę na służbę, zajmij się nim, może mieć kaca po tych waszych spróbuj tego alko czy tego - oznajmiłem wpatrując się w niego gdy on skinął po prostu głową.

-Zajmę się nim spokojnie - na te słowa uśmiechnąłem się, choć trochę obawiałem się czy dobrze robię zostawiając go w rękach Carbo. Choć stawiał bym, że jak nie on to któryś z chłopaków przejmie opiekę nad nim.
Po cichu zszedłem po schodach w dół by nie obudzić nikogo, a następnie wszedłem przez przejście do tajnej kryjówki i garażu na auta.

Nie wiedziałem co dziś czeka mnie na służbie, ale miałem nadzieję, że nie będę miał styczności z Clark, bo nie wytrzymam. Mogłem wziąć Erwina ze sobą, ale ciężko by było wyjaśnić wygląd jego oraz to, że jest na przykład K9. Mieliśmy jednostkę psiaków, ale Erwin różniłby się od nich wszystkich, a co najważniejsze był by z pewnością przerażony gdyby miał brać udział w jakieś akcji bądź strzelaninie w końcu nie przepada za bardzo za hukiem i zgiełkiem. Nie naraził bym go na to. Na pewno nie na taki strach gdy powoli przyzwyczaja się do ludzkiego życia choć czy w kilka dni da się przyzwyczaić do czegoś takiego. W końcu dłużej znam go jako wilka niż człowieka. Jechałem zgodnie z przepisami i zastanawiałem się nad słowami Dii bądź Carbo. Widoczne jest to, że próbują mnie zeswatać z wilkiem jednak uważam, że nie ma to szans ani prawa wyjść. Niebawem, a nawet w każdej chwili może wrócić do wilczej postaci, a już nie będę tak samo tym bardziej, że ja nie chcę być orzekniętym przez wszystkich zoofilem. Droga zajęła mi na myślach odnośnie Erwina i tego jak bardzo nie może wyjść między nami uczucie. Nie sądzę żebym go kochał bardziej jest to przywiązanie niż jakieś miłosne uczucia tym bardziej, że jestem terminatorem i nie mogę pozwolić sobie na te zbędne emocje w czasie pracy.

Zaparkowałem samochód na wolnym miejscu postojowym w garażu podziemnym i wysiadłem z wnętrza wozu, zamykając go na klucz. Nie chciałem jednak by ktoś mi grzebał w samochodzie tym bardziej, że niektórzy lubili ostatnio uprzykrzać życie innym funkcjonariuszom. Najgorsze jest to, że nikt nie chciał się tym zająć aby zdyscyplinować śmieszków, którzy robią niezbyt miłe psikusy. Skierowałem się w stronę schodów i musiałem iść do szatni po swój pas oraz uzupełnić amunicję.

-Hej Grzesiek! - wpadł na mnie Hank przez to na moich ustach pojawił się uśmiech.

-Hank cieszę się, że cię widzę!

-Ja też się stęskniłem za tobą - uśmiech nie schodził mu z ust. Zostałem sam w naszym wydziale gdy reszta była w terenie i obserwowali grupę na którą szukaliśmy jawnych dowodów. Przykro było zostać samemu choć nie do końca sam byłem, bo niestety Clark została jako świeżak. Poniekąd jeszcze z Dante od czasu do czasu mogłem porozmawiać jednak on też miał bardzo dużo swoich zajęć.

-Jak tam sprawa w terenie?

-Mozolnie idzie to wszystko. Gdybyś tam był to z pewnością byśmy mieli już wszystko na nich by ich udupić.

-Wiesz, że nie mogę uczestniczyć w tym wszystkim - oznajmiłem wchodząc do szatni, a on szedł za mną.

-Wiem, ale brakuje tego twojego szóstego zmysłu - westchnął - jak się trzymasz?

-Jest w porządku - odparłem biorąc z szafki pas i zakładając go, bo jednak wolałem nie ryzykować bez niego.

-Aż Clark?

-Upierdliwa jak zawsze - odpowiedziałem wzdychając cicho - jak w ogóle idzie? Kret już coś ma?

-Nie, bo nie ufają mu, a jednak chcielibyśmy już mieć z głowy tą sprawę.

-Wiesz, że niektórych rzeczy nie da się przyspieszyć nawet jakbyś chciał. Tym bardziej jak mówisz gdy są bardzo ostrożni w tym co robią - powolnym krokiem szedłem w stronę zbrojowni.

-Gdy my się bawimy z nimi ty musisz wytrzymywać z Clark - podrapał się po karku Hank.

-Miałem sprawę poza wydziałem więc nie siedzę aż tak długo na naszym piętrze - odpowiedziałem dobierając sobie amunicję i wymieniając teizer.

-Ja bym był wściekły jakbym był odroczony z sprawy gdzie jest cały oddział.

-Hank nie oszukujmy się, bo nie jestem jakiś niesamowity! Sami też powinniście sobie z tym poradzić! Nie zawsze mnie będzie przy was - burknąłem niezadowolony, bo dążył cały czas ten temat, który zaczął mnie delikatnie drażnić.

-Dobra nie będę - odparł przewracając oczami, co nie uciekło mojemu czujnemu wzrokowi. Szedłem do naszego biura by zająć się papierową robotą, bo niestety może byłem sam lecz papierów, które trzeba było uzupełnić, było aż za dużo jak na jedną osobę. Mógłbym podzielić to na pół i dać tej Clark, ale wtedy musiałbym znosić jej obecność w moim biurze. Wszedłem do środka i westchnąłem gdy dokumentów było aż zanadto dla mnie. Prawdopodobnie spędzę nad nimi całą swoją służbę, ale niestety nie miałem wyjścia. Kontrolowałem swój wydział, a pieczę nad nami wszystkimi miał Rightwill i gdyby nie jego decyzja byłbym dalej zwykłym pracownikiem. Jednakże awansowałem, a za sobą pociągnąłem Overa i gdybym upadł na samo dno on z pewnością by skończył tak samo.
Zasiadłem za swoim biurkiem i wziąłem głęboki wdech oraz wydech. Zapach papieru był przyjemny dla nosa, ale ilość tych dokumentów delikatnie mnie przytłaczała. Niechętnie wziąłem pierwszą z góry kartkę i wiedziałem iż są już to raporty. Raporty odnośnie akcji oraz wszystkiego co robili oraz co potrzebują by sprawnie wykonać zadanie.

-Długo zostajesz tu? - spytałem czytając na spokojnie akta.

-Czekam na Toma i jedziemy dalej na akcje - odparł więc skinąłem głową, że go rozumiem - pomóc ci?

-Nie Hank, zajmij się swoją sprawą do załatwienia, a ja zajmę się tym co do mnie należy.

-Dobra - po jego tonie głosu mogłem usłyszeć, że nie do końca mu się spodobało to jak do niego powiedziałem. Jednak gdybym pozwolił mu na pomoc sobie to wtedy musiałbym streścić mi co uzupełniał bądź potwierdzał lub wyczytał. Dodało by mi tak naprawdę więcej pracy niż korzyści. Słyszałem jak wychodzi zostawiając mnie samego więc skupiłem się na pracy. Na szczęście udało mi się dość szybko rozdzielić sprawy od siebie i to co mnie proszą funkcjonariusze o załatwienie do akcji. Podniosłem się z krzesła i rozciągnąłem. Nie wiedziałem kiedy była już dwunasta. Sześć godzin spędziłem przy papierach czego nie spodziewałem się w ogóle. Choć to i tak mało biorąc pod uwagę ile miałem papierów. Wziąłem ze sobą te, które potrzebowałem i powoli ruszyłem na dolne piętro kierując się do biura szefa policji. Nie przejmowałem się tym, że ma zasłonięte rolety i po prostu wszedłem do środka jak do siebie.

-Szefie mam kilka spraw do... - teraz zauważyłem iż na jego kolanach siedzi mąciciel, który założone ręce miał za szyję Rightwilla. Zmrużyłem powieki gdyż przerwałem im w dość intymnej sprawie. Odchrząknąłem cicho czując zły wzrok szefa na sobie.

-Od kiedy do mojego biura wchodzi się jak do siebie? - burknął dość zimnym tonem głosu na co westchnąłem cicho.

-Przepraszam szefie, ale nie chcę zajmować za dużo czasu. Mam kilka spraw do szefa i znikam.

-Nie mogą poczekać? - teraz to odezwał się Chak, który był tak samo niezadowolony z przerwania ich namiętnej chwili.

-Nie raczej nie, bo to co mnie prosi mój wydział musi być dość szybko ogarnięte - odparłem siadając sobie na krześle naprzeciwko dwóm mężczyznom, którzy władają moim życiem.

-Mów co trzeba, a ty misiaczku masz nawet nie mruknąć na ten temat nigdzie!

-Oczywiście - wyszeptał, ale widziałem jak się ekscytuje.

-Więc - zabrałem głos i poprawiłem sobie w dłoniach papiery - mój wydział potrzebuje dwóch nowych aut jakiekolwiek marki ponieważ jedno zostało popsute oraz dwa motocykle również byle jakiej marki - oznajmiłem czytając z kartek, które prze kartkowywałem - do tego brakuje sprzętu w laboratorium i chemikaliów o które prosili miesiąc temu na zebraniu. Potrzebne są kamizelki z oznaczeniami, bo ich również brakuje. Broni nawet nie będę wspominać, bo mogliby wziąć ją z zbrojowni bez względu na oznaczenie.

-Czemu tak tego jest dużo? - padło pytanie ze strony szefa, który mi przerwał.

-Ponieważ teraz przypomnieli sobie o brakach gdy są potrzebne do spraw. Natomiast ja nie wchodzę w sekcję laboratoryjną więc nie pilnowałem tego co jest, a czego nie ma - szczerze powiedziałem i sprawdzałem czy czegoś nie ominąłem - chyba tyle z tego co miałem przekazać - dodałem i przesunąłem kartki w stronę mężczyzn.

-Rozumiem - Sonny zgarnął plik kartek w swoje ręce i zaczął je sprawdzać - zamówię to co trzeba jednak z autami i motocyklami nie będzie to taka łatwa sprawa.

-Rozumiem - skinąłem głową i czułem na sobie wzrok Kuia przez to nie czułem się zbyt komfortowo.

-Jak to jest Gregory, że potrafisz tak perfekcyjnie ukrywać emocje i wszystko?

-Tak samo jak pan panie Kui potrafię więc nie powinno pana to dziwić - odparłem zerkając na niskiego mężczyznę w ramionach szefa.

-Może powiedz mi jak tam plany odnośnie mojej grupy?

-Proszę mi wybaczyć panie Chak, ale nie mogę udzielać panu takich informacji tym bardziej iż jestem na służbie.

-Sonny i tak wie - odparł na co wzruszyłem ramionami.

-Tak jak powiedziałem wcześniej rozdzielam pracę od drugiej strony więc niestety nie jestem w stanie powiedzieć panu takich informacji - powiedziałem profesjonalnym tonem policjanta, zachowując powagę i spokój gdy Chak wydawał się rozbawiony.

-Dobrze poczekam do końca służby - zaśmiał się nie ukrywając swojego rozbawienia.

-Czy coś jeszcze potrzebujesz Montanha?

-Nie szef - odparłem czekając na to aż pozwoli mi opuścić gabinet.

-Dobrze, możesz wyjść z gabinetu - oznajmił więc podniosłem się z krzesła i delikatnie uśmiechnąłem.

-Dziękuje szef miłej służby - oznajmiłem i skierowałem się do drzwi aby następnie wyjść z biura oraz zamknąć drzwi za sobą by nikt więcej nie widział to co ja. Jakby wyszło iż szef policji ma romans z gangsterem to by nie było za kolorowo. Zdziwiłem się gdy na korytarzu przy drzwiach do szatni stoi tak wiele funkcjonariuszy więc podszedłem ciekawy posłuchać o czym rozmawiają.

-No mówię wam wjechał w śmieciarkę, a śmieci wysypały się hurtowo na jego samochód! Nie dało się przeżyć tego smrodu!

-No dokładnie! Pościgi są albo przegrane bądź wygrane lecz z jakimś ale... - zmrużyłem powieki wpatrując się w każdego z zebranych tutaj funkcjonariuszy policji i musiałem przyznać, że większość to kadety więc zapewne nie mieli nic interesującego do roboty.

-Szefie! A szef widział jakiś wypadek gdzie potem było przerypane kogoś zabrać z miejsca zdarzenia?

-Tak trupa, który próbował być rambo i chciał przejechać pod ciężarówką. Rozczłonkowało chłopa na pół i zbieranie go z ulicy było niezbyt przyjemnym widokiem - odpowiedziałem spokojnie, a niektórzy spojrzeli na mnie jak na chorego, ale byle śmierć mnie nie ruszała. Zbyt wiele widziałem na oczy, by teraz udawać, że mnie brzydzi czyjaś śmierć czy ludzkie wnętrzności.

-Witam wszystkich! - słysząc ten głos zadrżałem niespokojnie, bo nie chciałem go słyszeć i miałem nadzieję, że nie usłyszę go dziś w ogóle. Jednak los był innego zdania. Odsunąłem się od kobiety jak najdalej i stanąłem nawet przy ścianie. Gdy my sobie gadaliśmy, tam w biurze dosłownie obok nas Sonny wraz z Kuiem zapewne szli w śline. Westchnąłem cicho czując, że przerwa może nam się skończyć gdy Rightwill się wkurzy iż przeszkadzamy mu w ważnej sprawie jaką był romans z Chakiem.

Co się może wydarzyć?
Czy dowiemy się co stało się Erwinowi?

2560 słów

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro