Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Bank

Witam serdecznie wszystkich!
Jak tam szkoła jeśli do takowej chodzicie?
Ja zapisałam się na weekendówki może być ciekawie i ciężko...
Życzę wszystkim miłego dzionka i czytania

Perspektywa Monte

Jechałem spokojnie w stronę domu Pana Kuia i miałem nadzieję, że zajmą się Erwinem. Szef mi wysłał wiadomość na spotkanie i abym czekał na GPS więc chciałem zostawić go gdzieś gdzie będzie bezpieczny gdy ja będę załatwiać sprawę z jego dokumentem tożsamości. Nie powiem, ale stresowało mnie to trochę, bo jednak wciąż to było ryzykowne. Jakby ktoś zobaczył mnie z szefem mając coś podejrzanego to szybko sprawa poszłaby do FBI, a raczej tego nie chcieliśmy. Erwin wydawał się być zainteresowany wszystkim, bo w końcu nie widział miasta od wielu lat i wszystko się pozmieniało. Upewniłem się czy jest czysto i wjechałem do podziemnego garażu, który był bardzo użyteczny.
Zaparkowałem przy pierwszym lepszym samochodzie tak abym mógł na spokojnie wyjechać z garażu. Erwin od razu wyszedł z samochodu i zaczął się rozglądać wokół gdy ja wyłączyłem silnik oraz dołączyłem do niego.

-O Grzesiek miło cię widzieć! - gdy usłyszałem głos Laboranta od razu spojrzałem w jego stronę i uśmiechnąłem się do niego.

-Cześć Labo - przywitałem się z nim i poczułem jak Erwin chowa się za mną, a jego dłonie zacisnęły się na mojej koszulce.

-To musi być Erwin - powiedział i skinąłem głową czują jak stara się schować bardziej we mnie.

-Tak to Erwin. Muszę go zostawić na godzinkę, bo muszę pojechać po coś - powiedziałem spokojnie i zerknąłem na Erwina kątem oka.

-Chodź Erwin na górę to z chłopakami posiedzisz - zaproponował, ale czułem na sobie ten jego niepewny wzrok więc pogłaskałem go czule po głowie aby dodać mu odwagi.

-Idź Erwin będzie dobrze - powiedziałem spokojnie, a on niepewnie skierował się w stronę Labo - jak coś to poproś kogoś z chłopaków o telefon to zadzwonią do mnie - do powiedziałem by poczuł się pewnie i gdy tylko ruszył za Labo od razu razu skierowałem się do Veci, bo dostałem od szefa namiary gdzie na mnie czeka. Wyjechałem z garażu i włączyłem nawigacje aby poprowadziła mnie do Rightwilla. Zdziwiłem się gdy miałem jechać na amfiteatr, ale to decyzja należała do niego. Zacząłem się zastanawiać jakim cudem nie jest on w crime skoro tak bardzo rozumie i myśli niczym oni. Sam zauważyłem jak działa crime i wykorzystywałem te informacje, ale nie sądziłem, że szef policji jest w stanie tak samo robić co mafiozy. Upewniłem się czy nikt nie jedzie za mną i skierowałem samochód w odpowiednie ulice by jak najszybciej przyjechać w miejsce gdzie na mnie czekał siwowłosy mężczyzna.

W sumie mógł się tak zachowywać aby nie wyszło na jaw to co robi w końcu jak zainteresuje się tym Aiad albo FBI to będziemy mieć w dwójkę problem bądź rozprawę sądową z bardzo niekorzystnymi warunkami dla zdrajców. Właśnie teraz zacząłem rozumieć dokładnie jakie opłakane skutki mogą nas czekać jakby wyszła na jaw prawda. Tym bardziej, że szef ukrywa się przez związek z mafiozą, a ja dla tego mafiozy po prostu pracuje jeśli nie można to nazwać współpracą z osobą niebezpieczną. Nie mogłem zapominać, że rabowali, zabijali, łamali przepisy oraz handlowali substancji nielegalnymi. Znajomość z nimi była ryzykowna mimo iż nie udowodniono im większości przestępstw, chociaż nie wszyscy byli też karani. Na miejsce amfiteatru dojechałem w pół godziny, zaparkowałem samochód tak aby był niewidoczny. Na spokojnie wyszedłem z samochodu i ruszyłem w stronę ustalonego miejsca. Nie zdziwiłem się gdy zobaczyłem mężczyznę opartego o ścianę sceny.

-Dobry - mruknąłem na przywitanie do białowłosego ubranego w dżinsowe spodnie oraz białą koszulę.

-Nareszcie! Skąd tyś jechał, że tak długo?

-Spod domu Chaka - odpowiedziałem spokojnie i stanąłem przed nim, zakładając ramię na ramię.

-No to nie dziwię się czemu tyle ci to zajęło - oznajmił spokojnie i wyciągnął za paska pakunek - to dowód zrobiony dla Knucklesa.

-Dziękuje szefie - złapałem za pakunek, ale nie wyglądało na to, że chciał mi go dać.

-Ma zostać to między nami. Jak wycieknie to inaczej policzę się z tobą - burknął na mnie, ale puścił w końcu papierowy pakunek.

-Nie mam zamiaru niczego robić przeciwko nam szefie. W końcu siedzimy w tym samym po uszy? - odpowiedziałem chowając dokument dla Erwina do kieszeni.

-Niby tak, ale jednak nie ufam ci do końca z tym - odpowiedział mierząc mnie wzrokiem.

-Ma zamiar szef mnie pilnować z tym? - prychnąłem niezadowolony z tego w jakim kierunku to szło.

-Tak! Będę, bo jednak wiesz za dużo!

-Pan Kui mi ufa więc dlaczego pan mi nie może? - zapytałem mrużąc powieki, niezadowolony z tego, że twierdzi, że jestem zagrożeniem.

-Ufam ci Gregory, ale nie w tym przypadku! - oznajmił odsuwając się od ściany - Nie chce byś zagrażał mi i Kuiowi!

-To wasza sprawa co robicie! - rzekłem odsuwając się od mężczyzny - Nie chce wam przeszkadzać - dodałem i zdziwiłem się gdy od niego padł komunikat na radiu - Szef jest na służbie w takim momencie?!

-Tak jestem! - złapał za radio z paska i przyłożył do ust - Co się dzieje?

-Napad na bank szefie mamy za mało ludzi. Czy szef może się zjawić?

-Tak oczywiście już się zjawię na miejsce zbrodni tylko dajcie mi chwilę!

-Jeszcze nie zaczęli więc ma szef czas - padł komunikat ze strony Rifta. Spojrzałem na szefa i miałem złe przeczucia. Telefon wcześniej mi wibrował, ale nie sprawdzałem go. Wyciągnąłem go z kieszeni i gdy zobaczyłem jak Carbo napisał do mnie, że jadą na bank. Zdenerwowany spojrzałem na szefa, bo oznacza to tylko jedno. Oni są na tym banku. Czułem, że muszę tam być, bo miałem złe przeczucia względem tego napadu. Przecież mieli go tylko pilnować, a nie iść z nimi na bank. Byłem wkurzony tym faktem, bo Kui zrobił coś bez informowania mnie czy uzgodnienia. Rozumiałem, że Erwin miał do zapłaty za ten dokument tożsamości. Lecz nie natychmiast, bo on tak chciał.

-Chcesz ze mną jechać na ten bank?

-Tak - odpowiedziałem z mrużonymi powiekami i zastanawiałem się jak z tego wyjść jak zostaną złapani, bo naprawdę nie chciałbym skazać go na więzienie tym bardziej, że z jednego uciekł. Patrzyłem się z nadzieją, że szef powie tak, bo im dłużej milczał tym bardziej się stresowałem.

-Dobra - odparł kładąc dłoń na kaburze - jedziesz ze mną.

-A co z moim samochodem? - spytałem mrużąc powieki, bo nie chciałem go tu zostawiać.

-Schowałeś go więc nic się nie stanie jak posiedzi z godzinę w krzakach - ruszył w stronę samochodu, którym tu przyjechał. Ruszyłem za nim więc nie mając wyjścia tak naprawdę jeśli chciałem się znaleźć na tym banku. Wsiadłem na miejsce pasażera i nim się obejrzałem ruszyliśmy w stronę miasta oraz banku na którym to wszystko się dzieje - dlaczego cię tak bardzo ciekawi ten bank?

-Jest na nim ktoś kogo wciągnęli w to wszystko - burknąłem.

-Czyli on tam jest - zaczął szef, ale przerwałem.

-Wraz z Kuiem - dodałem by wiedział kogo będą ścigać.

-No to sobie wybrał godzinę na banki - warknął szef czego się nie spodziewałem, ale zacząłem rozglądać się po samochodzie zainteresowany - wyciągnij z schowka koguta i załóż na dach - padł rozkaz więc od razu wyciągnąłem to co kazał, ale moim oczom ukazał się widok pewnych kwadratowych folijek w których jest coś co używa się do zabawy. Jednak założyłem koguta na dach i włączyłem go by rozbrzmiał żeby ludzie w samochodach robili nam przejście. Nie było czasu tak naprawdę na prawidłową jazdę, bo przecież w banku nie będą czekać. Kwadraciak był najczęściej obleganym bankiem i może przez to, że dużo ludzi tu wpłacało pieniądze bądź z tego, że zabezpieczenia nie zmieniają się w ogóle jakby osoba, która zajmuje się tym nie przejmowała się, że traci pieniądze ludzi. Samochód stanął centralnie przy wejściu obok auta, którym będą uciekać rabusie. Wysiadłem z wozu i stanąłem przy szefie.

-O Grzesiek!

-Złapałem go po drodze i stwierdziłem, że może się przydać - oznajmił szef, a Rift skinął głową nawet nie pytając się dlaczego i co tu robię. Może lepiej. W sumie przy sobie miałem broń oraz odznakę więc można powiedzieć, że jestem na służbie tylko bez munduru - Macie wyznaczonego negocjatora i SV?

-Nie jeszcze nie, ale... - przerwał mu szef.

-Będziesz sv ja przejmę negocjatora, a Gregory będzie mnie ubezpieczać - rozkazał więc skinąłem głową tak samo jak policjant, który wycofał się na swoją pozycję. Natomiast ja ruszyłem za szefem. Z banku wyszedł niski mężczyzna ukrywający tożsamość pod maską, ale wiedzieliśmy kto tak naprawdę stoi przed nami - pogadamy na temat tych banków z rana - burknął szef co chyba miałem nie słyszeć - szef policji Sonny Rightwill będę negocjatorem ze strony policji.

-Witaj Sonny - mógłbym uciąć sobie rękę, ale miałem wrażenie, że Kui uśmiecha się pod tą maską. Szef założył ramię na ramię i wpatrywał się w niskiego mężczyznę - standardowy pakiet poproszę na piątkę zakładników z czterema napastnikami!

-Pakiet? - zmrużyłem powieki nie rozumiejąc, ale szef wydał się rozumieć - Od razu panu mówię, że jak uciekniecie ja będę czekać! Miałeś mnie poinformować, a nie robić co chcesz! - burknąłem w stronę mężczyzny.

-Nie zapominaj Gregory kto tu rządzi! Rozumiemy się? - jego głos z pogodnego zmienił się w lodowaty. Od razu spuściłem głowę w dół i wycofałem się krok w tył - No ja myślę! Poczekamy trochę, bo nie wiem jak nowy radzi sobie z zabezpieczeniami!

-Bez pośpiechu nie ma co popędzać nikogo i niczego - rzekł Rightwill i spojrzał na mnie na co skinąłem głową, bo nie miałem wyboru. Przede mną była dwójka mężczyzn, która pociągała za sznurki i ja musiałem grać według ich zasad. Oczywiście szef zgłosił żądania, które nawet nie padły z ust mniejszego mężczyzny, ale kim ja byłem aby upominać szefa. Gdy w końcu ujrzałem mojego wilczka odetchnąłem z ulgą, a on wyglądał na bardzo zadowolonego z siebie. Nie chciałem kontrolować jego życia i tego co ma robić, ale nie chciałem aby stoczył się jak nie powiem kto. Gdy nasze spojrzenia się spotkały on uśmiechnął się do mnie i zaczął machać. Prychnąłem śmiechem, bo tego nie spodziewałem się w ogóle po nim, ale polepszyło mi to humor. Oczywiście między czasie zakładnicy znikali ze środka i zostali z jednym. Nie było żadnych przeciwwskazań aby mogli wyjść i wyjechać z miejsca rabunku, ale zaraz za nimi ruszy pościg. Pytanie jest tylko jedno czy da radę Carbonara uciec przed policją. Miałem jednak nadzieję, że dadzą radę i nie będzie to problemem. Nie chciałbym wyciągać z więzienia Erwina, bo wpadł przez głupi pomysł Kuia, by wprowadzić go w tą mafijną rodzinkę. Nawiązałem kontakt wzrokowy z Nicollo i miałem nadzieję, że nie zawiedzie. Gdy wyjechali od razu sprawdziłem budynek czy wszystko jest w porządku i czy aby na pewno nikogo nie zostawili bądź czegoś co mogło ich zdradzić.

-Odwiozę cię pod samochód - odpowiedział szef więc skinąłem głową i wsiadłem do jego samochodu ponownie.

-Szefie dlaczego pan Kui? - zadałem pytanie, które we mnie było i czekałem w sumie chyba tylko na odpowiedni moment aby zadać je.

-Nie rozumiem pytania - odparł jadąc powoli w stronę amfiteatru.

-Dlaczego szef darzy uczuciem przestępcę? - zadałem bardziej sprecyzowane pytanie, ale nie oczekiwałem na pełną odpowiedź ze strony mężczyzny.

-Gregory może i jest przestępcą, ale przede wszystkim jest moim hmm... - spojrzałem na niego, bo brzmiał jakby zablokował się i nie wiedział co powiedzieć - ...jest moim chłopakiem jeśli można to tak nazwać - oznajmił i zerkał na mnie kątem oka - miłość jest bez względu na wiek czy frakcje. To się czuję w sobie i wie.

-Czyli szef się zakochał? - mruknąłem niepewnie.

-A ty nigdy się nie zakochałeś? - odpowiedział na moje pytanie pytaniem.

-Nie, raczej nigdy się nie zakochałem, bo nie było okazji bądź nikt nie brał mnie na serio - odparłem patrząc się przez szybę.

-Z tego co zauważyłem to Clark za tobą lata.

-I niech lepiej przestanie, bo nie chcę nic mieć z nią do czynienia! - burknąłem niezadowolony - Ona mnie prześladuje na każdym kroku! Po co w ogóle szef ją przyjął na moje piętro!

-Nie możesz jej zaakceptować?

-Nie będę akceptować kogoś kto próbuje na siłę się zbliżyć do mnie!

-Czyli kogoś masz na oku - te słowa spowodowały, że spojrzałem na szefa.

-Nie mam nikogo! Żyje dla pracy i z pracy!

-A jednak wynosisz informacje i pomagasz Kuiowi!

-Bo jako jedyny mi pomógł! Jedyny mnie uratował gdy reszta funkcjonariuszy miała gdzieś, że mnie porwano! Wziął mnie podstępem i nie miałem innego wyboru jak się zgodzić.

-Jednak teraz współpracujesz bez trudu z nim. Chyba ten podstęp już się dawno skończył? - niestety trafił w sedno i skinąłem zgodnie głową, bo nie mogłem go kłamać. Kui i tak z pewnością by mu powiedział o tym jakby spytał - Dlaczego więc dalej w tym tkwisz?

-Bo jako jedyni mnie nie jebią z całej komendy. No w sumie większości komendy, bo niektórzy mnie szanują inni już mniej - odpowiedziałem szczerze i widziałem jak podjeżdżamy pod amfiteatr - dziękuję szef - mruknąłem wysiadając i od razu skierowałem się do swojego wozu. Za dużo i tak powiedziałem, ale szef Rightwill też powiedział wiele. Otworzyłem pilotem drzwi i wsiadłem do środka, a w lusterku widziałem jak Aston wyjeżdża więc zrobiłem to samo, ale ja skierowałem się w stronę siedziby Kuia aby poczekać tam na nich. Mimo iż miałem respekt wobec szefa mafii to jednak nie lubiłem gdy ktoś starał mi układać życie bądź komuś. Po pół godzinie jazdy zajechałem pod dom i wjechałem na dół, a następnie usiadłem na kanapie czekając na to aż przyjadą. Jeśli przyjadą, bo bałem się trochę o Erwina. Robił coś złego i może wiedział o tym, ale jednak nie powiedział nie, bo nie mógł. Wplątałem go w to i bardzo nie chciałem aby tak to wyszło. Jeśli wpadną będę pluć sobie w twarz przez długi czas.

Czy uciekną?
Czy Kui może mieć przejebane u Sonnego?

2173 słów

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro