Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

a konsekwencje są straszne

Stałem z dobre dziesięć minut z tymi wszystkimi ludźmi i czułem na sobie wzrok pewnych oczu, które mnie zaczęły powoli drażnić. Nie umiałem znieść tego wzroku utkwionego we mnie jakbym był jakimś trofeum jej do oglądania. Niestety nasza grupka zmniejszyła się do minimum, bo jednak było popołudnie, a nie przerwa dla wszystkich. Nie oszukujmy się, ale większość ludzi nie ma łatwego dnia przez ciągłe interwencje, które są zgłaszane. Sam mógłbym jechać na patrol, ale czułem, że nie na dawałem się do tego dziś, odpuściłem patrol i skupię się na wszystkim innym związanym z komendą. Przejdę się po wydziałach i może ogarnę sytuację z tym co brakuję może trzeba załatwić bądź jakieś skargi są. Jak na złość ona została i dwie osoby, które nieszczególnie za mną przepadały jednak musiały utrzymać pozory gdyż byliśmy przed gabinetem szefa. Dlatego w miarę nasza rozmowa między sobą się kleiła choć czułem tą niechęć ich do mnie.

-Dobra mam dość udawania, że jest git! Spierdalaj Montanha na swój wydział ze swoim pieskiem!

-Mam prawo być wszędzie gdzie chce Nelson i jestem wyżej od ciebie więc radzę uważać na słowa - burknąłem niezadowolony iż jednak zaczął kłótnie przy biurze, a nie do końca tego chciałem.

-Pfff możesz być wyżej tylko na papierze - szturchnął mnie co mnie zdenerwowało. Nienawidziłem nieposłuszeństwa tym bardziej jeśli ktoś się wywyższa i wytyka komuś coś tym bardziej znęca się nad innymi funkcjonariuszami.

-Przywołuję cię do porządku!

-Ciebie jakoś nie można?! - popchnął mnie na ścianę i chciał uderzyć w twarz jednak zrobiłem szybki unik.

-Grzesiu! - pomiędzy nami stanęła ona co mi się nie podobało, ale mężczyzna nie odważył się podnieść ręki na kobietę.

-Odsuń się kobieto - rozkazał jej, ale ona nie chciała się sunąć. Wpatrywałem się na Nelsona wkurzonym wzrokiem i miałem nadzieję, że sobie odpuści w końcu te dziecinne zagrywki.

-Daj spokój Nelson, bo zaraz szef wyjdzie, a ma jakieś ważne spotkanie - powiedział mężczyzna obok niego, a on odsunął się trochę, ale totalnie niespodziewałem się tego co zrobi. Popchnął Mie w moim kierunku, a ona opadła na moją klatkę piersiową. Najgorsze jednak było to, że nasze usta zostały złączone co mnie po prostu zamurowało. Natomiast ona wykorzystała zaistniałą sytuacje i chętniej musnęła moje usta.

-Gregory!? - słysząc głos Dii odtrąciłem kobietę od siebie i miałem ochotę ją spoliczkować. Jednak moja uwaga skupiła się na kimś innym niż mulat. Obok niego stał on, wpatrywał się we mnie i z każdą sekundą widziałem w jego oczach narastające łzy oraz ból.

-Erwin!? - powiedziałem donośnym tonem głosu widząc jak z jego oczu zaczynają spływać łzy, a on sam przemienił się na wszystkich oczach w wilka. Kątem oka widziałem jak rolety w szefa biurze są podnoszone, ale najważniejszy był Erwin w tej chwili. Ten ból w jego oczach powodował iż moje oczy zaczęły być szkliste. Wybiegłem za nim by go zatrzymać by wysłuchał mojego wyjaśnienia, ale niespodziewałem się tego co zobaczę. Moje serce zatrzymało się wraz z całym światem gdy on wybiegł na jezdnię i uderzyło w niego auto, które nie zdążyło wyhamować przed nim. Poczułem jak głos zatrzymuje się mi w gardle mimo iż chciałem krzyczeć. Czułem panikę i wielki ból widząc jak odrzuca go kawałek w przód. Miałem wrażenie, że nogi robią mi się jak z waty, miałem go bronić oraz pilnować, a nie powodować w jego złotych oczkach ból. Poczułem się jak potwór gdy słyszałem ten cichy pisk bólu.

-Erwin!! - krzyk Dii spowodował iż byłem zdolny by się poruszyć, że ten pierwszy szok opadł i pozwolił mi się ruszyć. Od razu podbiegłem do wilka, który leżał w bezruchu na ulicy i bałem się, tak koszmarnie bałem się, że on nie żyje. Nie chciałem dopuścić do tej myśli, że tak jest lecz nie było to lekkie uderzenie. Natychmiast zobaczyłem, że z jego ust, pyska wydobywa się krew. Nie wiedziałem czy mogę go ruszyć, bo bałem się iż wyrządzę mu większą krzywdę tym. Jednak nie mógł zostać na środku ulicy, mogli by skrzywdzić go bardziej. Naj delikatniej jak mogłem i potrafiłem wsunąłem dłonie pod jego ciało i uniosłem go. Czułem jak po moim policzku spływa łza i trzęsły mi się ręce, ale stałem się je dość stabilnie trzymać. Mężczyzna z samochodu wyszedł, ale nim zajął się o zgrozo Rightwill. Do mnie podbiegł Kui wraz z Dią, a ja nie potrafiłem nawet z siebie nic wydusić.

-Pokaż go - głos Kuia był zdenerwowany co od razu zauważyłem lecz posłusznie położyłem go na chodniku przy tym upadając na kolana byłem tak roztrzęsiony iż nie pomyślałem o tym aby sprawdzić jego plus i czy oddycha. Kui schylił się i przyłożył dłoń do jego szyi, a następnie głowę do jego klatki piersiowej.

-Ciebie do reszty pojebało?! - wykrzyczał na mnie Dia, ale nie potrafiłem mu odpowiedzieć. Klęczałem bez siły wpatrując się w Erwina, mojego wilcza - Czy do ciebie dociera co mówię?! - dalej krzyczał, ale nie pomagało mi się to uspokoić. Zacisnąłem dłonie w pięści i czułem jak rozklejam się coraz bardziej.

-Uspokój się Dia nie pomagasz w ogóle! - oznajmił Kui chyba stojąc po mojej stronie.

-Wiedział, że czuje coś do niego, a jednak poszedł w ślinę z tą ohydną K9!

-DIA! - Kui podniósł głos na swojego podopiecznego, ale dla mnie brzmiało to bardzo dziwnie. Wszystko wokół nagle straciło dźwięk i jedyny, który słyszałem to coraz bardziej narastający pisk. Skuliłem się kładąc głowę na ziemi i chowając uszy w dłoniach. Nie chciałem aby to tak piszczało, to bolało tak strasznie moje bębenki. Czułem czyiś dotyk na sobie, a widząc mąciciela pociągnąłem nosem - oddycha - nie byłem w stanie usłyszeć tego co do mnie mówi, ale wyczytałem z jego ruchów warg słowo, które chciał mi przekazać.

Pociągnąłem nosem prostując się powoli i delikatnie pogłaskałem go po boku chcąc dodać sobie bądź jemu odwagi do tego by wstać. Spojrzałem na Kuia zaczerwienionymi oczami i miałem nadzieję, że powie coś więcej. Gdyż czułem jak moje uszy się odtykają, a ja spokojnie zaczynam słyszeć otoczające mnie dźwięki po chwili dopiero wziąłem uspakajający oddech.

-Na szpital - usłyszałem głos Kuia, który skierował te słowa do mnie.

-Na szpitalu nie zajmą się nim - mruknąłem - a żaden weterynarz nie tknie wilka - wpatrywałem się w jego ciemne oczy czując się tak źle.

-Na szpitalu spróbuję mu pomóc Lubella! Bierz go do auta i jedź na szpital my dołączymy za chwilę do ciebie.

-Jja nie wiem czy dam radę... - wyszeptałem wątpiąc teraz w swoje umiejętności, nie potrafiłem uspokoić się w ogóle, a tym bardziej prowadzić samochodu.

-Jesteś Gregory Montanha! Przestań się rozklejać tylko mu pomóż! To twój obowiązek jako policjanta! - podniósł głos na mnie przez to wręcz można powiedzieć, że piszczał na mnie. Jednak chyba potrzebowałem tych słów z jego ust, przetarłem dłonią oczy pozbywając się łez i wziąłem głęboki wdech. Delikatnie jak mogłem wsunąłem dłonie pod ciało mojego maluszka i podniosłem go od razu kierując się do swojej veci. Dia pobiegł za mną i otworzył mi drzwi do mojego wozu.

-Odchyl fotel na leżąco - oznajmiłem, a on posłusznie to zrobił i dał mi go położyć na fotelu. Przykryłem go kocem mimo iż było ciepło na zewnątrz to on był zimny.

-Przepraszam Grzesiek - mruknął cicho, ale ja zamknąłem drzwi i przejechałem ciałem przez maskę auta by szybciej dostać się do drzwi od strony kierowcy. Wsiadłem bardzo szybko i odpaliłem silnik nie czekając na nic więcej. Włączyłem jedynie koguty by ludzie zjeżdżali mi z drogi.

-Erwin proszę cię nie waż mi się umierać! Nie możesz mi umrzeć! Rozumiesz?! - delikatnie dotknąłem go przez koc i czułem jak znów chce mi się płakać jednak nie mogłem pozwolić sobie na emocję w tej chwili. Musiałem go uratować, bo nie zasługiwał na to w ogóle. Po co w ogóle go Dia tu przywoził. Nie po to go trzymałem z dala od komendy by mulat po prostu go od tak przywiózł. Mia była i będzie wrzodem na tyłku dla mnie, a teraz przez jej głupie zabawy w podrywanie mnie, Erwin został ranny. Co ja się oszukuję przecież to moja i tylko moja wina. Mogłem w ogóle nie zabierać go do siebie i dać zbliżyć się tak bardzo. Dałem mu żmudną nadzieję i odebrałem ją w takim perfidnym momencie. Wziąłem głęboki wdech aby się uspokoić i zajechałem pod szpital gdzie już stał Lubella. Stanąłem przed mężczyzną i wysiadłem z niego nawet go nie gasząc.

-Jak wygląda sytuacja bo Chak tylko mnie poinformował, że wilk został potrącony - zrozumiałem, że mam nie mówić za dużo odnośnie Erwina.

-Wybiegł z komendy i wpadł pod koła, z pyska wydobywała się krew, a teraz jest nieprzytomny - wyjaśniłem obawiając się wszystkiego, a następnie wyciągnąłem go z samochodu wraz z kocem.

-Nie ściągaj koca z niego i chodź do sali, zrobię mu rentgen by zobaczyć co się stało jednak nie obiecuję, że mu całkowicie pomogę.

-Rozumiem - odparłem cicho podążając za nim, a gdy weszliśmy do sali zrozumiałem jego niemy gest i położyłem Erwina na stoliku oraz ściągnąłem z niego koc. Pogłaskałem go delikatnie po uszku i westchnąłem ciężko czując się jak za przeproszeniem gówno. Lubella pobrał mu krew i widząc jego zdziwienie obawiałem się czy na pewno jest dobrze. Jednak gdy spytałem czy jest w porządku to on milczał co mnie stresowało jeszcze bardziej. Krew dał do badania chyba, a mnie zaciągnął do pomieszczenia obok.

-Lubella co się dzieje? - spytałem zagryzając wargę gdyż nie wiedziałem co się dzieje i o czym tak myśli.

-Jego krew jest dość dziwna - oznajmił zerkając na mnie, nie trzeba było mi mówić nic więcej. Zsunąłem się na ziemię czując się bezsilny - nie widziałem aby jakakolwiek gdy zasychała robiła się srebrna, a jego krew jest szkarłatna gdy jest w postaci płynnej.

-Nie da się mu pomóc? - wyszeptałem z zamkniętymi oczami.

-Nie wiem zależy od obrażeń, ale jeśli mówiłeś, że krew mu z pyska leciała to muszą być to jakieś obrażenia wewnętrzne. Nie pomogę nie mając zapasu krwi gdyby miało coś się wydarzyć nie po myśli.

-Rrozumiem - otworzyłem oczy wpatrując się w sufit bez chęci na wszystko. Zniszczyłem mu życie, zabiłem go, a nie chciałem by cokolwiek takiego się stało. Jestem potworem, pociągnąłem nosem nie mogąc się uspokoić. Z moim oczu znów zaczęły spływać łzy, które znaczyły moje policzki i gubiły się w mojej brodzie.

-Ma złamane żebra, potrącenie uszkodziło żołądek i ma krwotok lecz nie jest na tyle silny by go zabić od razu - te słowa nie pocieszały mnie w ogóle, bo wiedziałem, że nic nie zrobi z tym - Gregory w najlepszym wydaniu jest go uśpić.

-Nnie...nie...Nie! - podniosłem się na równe nogi - Nie uśpisz go! Nie pozwalam! To żywa istota! - wybuchnąłem gdyż to był człowiek, był taki sam jak ja. Zagubiony w tym wszystkim co powinienem zrobić i zraniony. Nie pozwolę by go zabił, nie pozwolę by odebrał mu życie, bo tak jest estetycznie. Był człowiekiem i powinien starać się walczyć o jego życie, a nie chcieć go uśpić jak jakieś zwierzę.

-Nie ma szans Gregory w ciągu dwóch trzech godzin umrze i jedynie jak się obudzi będzie czuć ból, niesamowity ból.. ja wiem, że nie chcesz, ale to pomoże mu odejść bez bólu! Więc... - nie dokończył, bo usłyszałem piski więc od razu ruszyłem do pomieszczenia obok.

-Erwin - znalazłem się przy nim delikatnie wsuwając w jego sierść dłoń - już spokojnie uuspokój się mmalutkii - głos zaczął mi się łamać, bo nie zasługiwał na ból - ppproszę wwybacz mi - wyłkałem i wtuliłem się w jego pyszczek widząc te złote ślepia, które były przyćmione bólem - jak mogę ci pomóc? Tak bbardzo żżałuję - pociągnąłem noskiem, ale czując język na moim policzku pogłaskałem go za uszkiem.

-Ggrora - otworzyłem szerzej oczy gdy usłyszałem gdy z jego pyska wydobyło się słowo. Niewiele myśląc delikatnie przeniosłem go na kocyk by było mu wygodnie i trzymając go w ramionach wyszedłem z sali. Jednak od razu wpadłem na Kuia oraz Die.

-Gregory?

-Muszę jechać z nim do groty - wyszeptałem tuląc go do siebie - nie dam mu umrzeć..nnie w ten ssposób.

-Wiesz, że to będzie miało swoje konsekwencje? Nic nie jest za darmo cena będzie kosztować cię wszystko.

-Bez względu na wszystko i cenę zrobię to panie Kui... dziękuję za wszystko co pan zrobił dla mnie i niego - przeczuwałem, że nie będzie dane mi już tu wrócić więc chciałem się po prostu pożegnać.

-Co ja mam powiedzieć innym?

-Wymyślisz wuja, co zawsze robisz - uśmiechnąłem się do niego przez łzy w oczach.

-Postaraj się wrócić abym nie musiał wymyślać i kryć twego zniknięcia - mruknął i chyba pierwszy raz widziałem w jego oczach łzy. Wiedział dobrze jakie konsekwencje ma używanie wody z groty pragnień.

-Monte ja nie.. - przerwałem Dii i po prostu go delikatnie przytuliłem.

-Wiem - mruknąłem i uśmiechnąłem się do nich by następnie skierować się do auta. Czułem na sobie ich wzrok, ale wiedziałem, że muszę powiedzieć im do widzenia gdyż nie będzie już okazji. Delikatnie jak mogłem wsadziłem go do auta i pogłaskałem go po pyszczku - wytrzymaj jeszcze chwilę i będziemy w twoim domu.

-Waaf - mruknął z widocznym bólem więc wsiadłem na miejsce kierowcy i ruszyłem z piskiem opon. Złapałem za radio i nie wiedziałem czy mam zgłaszać status drugi czy trzeci, bo jeśli powiem end of watch utrudnię Kuiowi pracę.

-105 status 3 - zgłosiłem na radiu starając się nie powiedzieć to łamiącym tonem głosu.

-Gregory co się dzieje? - padło pytanie ze strony szefa, ale wyłączyłem radio wraz z GPS. Nikt nie powinien wiedzieć gdzie jest te magiczne jeziorko. Starałem się jechać jak najszybciej, ale też tak aby nie zrobić krzywdy memu wilczkowi. Wjechałem na polną drogę i przez moje myśli zaczęły przepływać wspomnienia gdy przyjeżdżałem do niego. Gdy starłem się zdobyć zaufanie, a potem spędzałem wolną chwilę z nim. Cieszę się, że byłem w stanie zaznać tego cudownego uczucia jakie było mi dane przez rodzinę Kuia czy Erwina. Brak pustki wewnątrz siebie była najlepszą ze wszystkich darów jakie mogłem otrzymać od losu. Moja intuicja milczała jakby wiedziała na co się piszemy. Droga się skończyła, a mnie czekała droga do dolinki gdzie będą wilki i one będą chyba w stanie mi pomóc. Wytarłem łzy z oczu i uśmiechnąłem się smutno do Erwina, który na mnie patrzył. Wyciągnąłem go delikatnie z auta i ruszyłem dobrze znaną mi drogą do miejsca gdzie prawdopodobnie wszystko się wyjaśni.

-Pprzepraszam Erwin nie chciałem byś coś takiego zrobił, popchnęli ją na mnie. Byłem tak zaszokowany iż nie wwiedziałem co się dzieje... - wziąłem głęboki wdech by nie rozpłakać się bardziej - nnigdy bym cię nie skrzywdził.. - spojrzałem na niego i spojrzałem na przód. Czułem jak brakuję mi sił, ale musiałem truchtem biec przez las. Bolało go to, ale nie miałem innego wyboru. Nareszcie udało mi się dojść na miejsce i rozglądałem się za wilkami jednak było tu tak pusto tak bez życia. Ruszyłem w stronę wody i groty by wejść do środka, ale nie zdziwił mnie widok wilka, który zaczął warczeć na mnie. To był ten sam, który pilnował chłopaków gdy ja i Erwin byliśmy w środku.

-Waf!

-Proszę on potrzebuje pomocy - powiedziałem odsłaniając pysk Erwina, a wilk aż chyba zrobił wielkie oczy i ruszył biegiem w stronę wody. Więc ruszyłem za nim gdyż to on był chyba teraz pilnującym tego miejsca. Dotknął łapą wodę i czekał aż ja zrobię to samo więc zrobiłem to.

-Co mu zrobiłeś? - warknął - Włóż go do oczka wodnego - oznajmił spokojniejszym tonem głosu chyba widząc moje emocję. Delikatnie jak mogłem wszedłem z nim do wody i położyłem go tak, że był przykryty niebieską wodą. Spojrzałem na wilka oczekując - wiesz, że wszystko ma swoje konsekwencje! Spójrz w wodę i zobaczysz co jest ceną życia alfy.

-Yhym - mruknąłem cicho i niepewnie spojrzałem w lustrzane odbicie w wodzie, które odbijało moją twarz i ciało. Przełknąłem ciężko ślinę, bo wiedziałem co to oznacza.

-Jeśli twoje serce nie kłamie i jest czyste to on przeżyje. Jednak jeśli twe uczucia nie są szczere umrzecie obydwoje - słowa wilka były niczym ostry nóż, ale dla Erwina byłem w stanie zrobić dosłownie wszystko. Skinąłem głową i uśmiechnąłem się słabo do wilka - musisz być zanurzony w wodzie cały gdy to się stanie.

-Rozumiem tylko chce się pożegnać jeszcze z jedną osobą - wyszeptałem i klęknąłem na kolana, delikatnie głaskając pysk wilczka. - Przepraszam Erwin nie wiedziałem, że darzysz mnie tym uczuciem albo po prostu nie chciałem tego widzieć. Jednak mam nadzieję, że moje serce cię nie zawiedzie i kiedyś na nowo się spotkamy bez względu na swoje wcielenie - pocałowałem go w czoło widząc jak z jego oczu zaczynają płynąć łzy. Odsunąłem się od niego i ruszyłem na środek jeziorka, które było niczym niebo. Delikatnie sunąłem palcami po wodzie i nie sądziłem, że będzie dosięgać mi do pasa. Wziąłem głęboki wdech godząc się na taką cenę. Dla mnie miejsca i tak w tym życiu nie było, może w kolejnym staniemy naprzeciw siebie, a los będzie dla nas miłosierny. Wyciągnąłem z kabury pistolet i odbezpieczyłem go, przykładając do skroni. Czułem dziwny spokój jak na to iż zaraz umrę, ale tyle razy ocierałem się o śmierć, że raczej przyjmie mnie z otwartymi ramionami.

-105 end of watch - wyszeptałem i pociągnąłem za spust.

W grocie rozbrzmiał huk wystrzału z broni, a ciało mężczyzny bezwładnie opadło na taflę wody by następnie opaść na dół jakby coś ciągnęło go na samo dno. Woda zabarwiła się na czerwono lecz wilk, który stał przy wodzie i patrzył na to wszystko został oślepiony przez blask wydobywający się z jeziorka, a na zewnątrz zebrały się burzowe chmury. Jeszcze takiej reakcji nigdy nie było by niebo zaczęło płakać nad losem dwójki odmiennych sobie dwóch istot, ale na wskroś tak bardzo podobnych. Gdy blask zniknął, a wilk był w stanie zobaczyć co się dzieje. Na miejscu gdzie powinien być wilk był mężczyzna.

Jego służba księżycowi została natychmiast zakończona bądź zerwana, odzyskał ludzkie ciało jednak nie stracił swych złotych oczu i srebrnych włosów. Stracił może cząstkę siebie jednak odzyskał tą, którą dawno stracił gdy jego rodzice skazali go na śmierć. Spełniła się bowiem przepowiednia i obietnica księżyca. Znalazł bowiem miłość jednak stała się ona dla niego ciężarem, który doprowadził do śmierci.

Księżyc teraz poszukuję godnego człowieka bądź zwierzęcia, które zastąpi miejsce Erwina, który zyskał wolność lecz nikt nie mówił, że konsekwencje danych czynów będą dobre. Cena bowiem jego wolności byłą ceną jego miłości do pewnego mężczyzny, który roztopił jego serce i pokazał w małym stopniu co to jest miłość.

2975 słów

Witam wszystkich serdecznie!
Dziś na końcu piszem do was :3
Tak więc no cena została zapłacona, a w niedzielę chyba pojawi się epilog jak zdołam go napisać
Mam nadzieję, że podobała się wam historia, ale więcej rozżalania zostawię na koniec książki!

Miłego dzionka życzę wszystkim

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro