Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 5

Najgorsze wakacje. Już wiedzieli. Kiedy tylko pierwsze wzmianki o powrocie Pettigrew przyszły do Notta z Albanii wszystko było pewne. Ojciec miotał się niczym wściekły hipogryf. Duże prawdopodobieństwo, że jego dawny Pan wraca do sił.

Matka zamykała się w bibliotece. Jeśli nie było jej w tym przybytku to snuła się północnymi korytarzami. Lochy. Nie podejrzewał Narcyzy, że to właśnie tam znajdzie ukojenie na swoje skołatane nerwy. Może to też dlatego, że to była jedyna część posiadłości, w której ojciec jej nie szukał.

Ten stan zawieszenia trwał blisko miesiąc.

Wraz z nadejściem sierpnia sytuacja się trochę uspokoiła. Matka wróciła do wspólnych posiłków, na nowo spędzała czas w głównym salonie. Wróciła także do pielęgnowania ogrodów, okalających ich posiadłość. Lubił jej w tym pomagać. Nigdy nie sądził, że prace ogrodnicze mogą sprawiać taką przyjemność, odstresować, pomagać skupiać myśli. Zielarstwo w szkole nie sprawiało mu, o dziwo, aż takiej przyjemności.

Poza tym nadzieją miały też być zbliżające się Mistrzostwa Świata w Quidditchu, organizowane tym razem w Anglii. Ojciec przyniósł dla nich bilety. Loża dla najważniejszych osobistości w Ministerstwie. Draco nie mógł się doczekać. Dopytywał się, czy jest szansa na więcej biletów - chciał zabrać Zabba, Notta, Pansy. Niestety, Lucjusz nie wyraził na to zgody. Inna sprawa, że bilety w ich loży rozeszły się niczym czekoladowe żaby w pociągowym wózku. Żywił nadzieję, że jednak będzie miał okazję dzielić się tymi emocjami razem z przyjaciółmi. 

Oczywiście nie tylko jego ojciec miał możliwość zakupu biletów. Stary Weasley zabrał ze sobą tego dnia całą swoją rodzinę, z wyjątkiem małżonki oraz Pottera i Granger. Minęli się kiedy razem z rodzicami dołączyli do Ministra Magii w loży honorowej. Oni mieli wejściówki na niższy poziom, rudzielce z dodatkami znajdowali się na samym szczycie. Jak zawsze oczywiście krótka wymiana opryskliwości i rzut okiem na całe towarzystwo.

Zmieniła się. Włosy jej troszkę się rozjaśniły na końcówkach. Biodra zyskały bardziej krągły kształt, wcięcie w talii bardziej się uwydatniło. I chyba też biust jej urósł. Tak, zdecydowanie zwrócił wtedy uwagę na jej wygląd. Ale tylko przez chwilę. Nie tylko ojciec mógł go nakryć. Matka obserwowała swojego syna czujnym okiem. Miał tylko nadzieję, że nie zauważyła jego odrobinę dłuższego zawieszenia spojrzenia na dziewczynie, z którą uczęszczał do szkoły.

Mecz był niesamowity. Irlandia wygrała, pomimo obecności w drużynie Bułgarii Wictora Kruma. Dlaczego to było tak bardzo emocjonujące? Krum był zdecydowanie najmłodszym i najlepszym zawodnikiem spośród światowych drużyn narodowych w Quidittchu w ostatnim czasie. Notabene podczas tego finału udało mu się jako szukającemu złapać znicz, jednak to nie wystarczyło by osiągnąć przewagę punktową nad Zielonymi Leprekonusami.

Nie dane im było zbyt długo świętować razem. Ojciec nagle w pędzie wyskoczył z ich luksusowego namiotu, nie zaszczycając małżonki i syna spojrzeniem czy jakimkolwiek wyjaśniającym słowem. Na jego pytanie, czy matka orientuje się w powodzie jego zachowania, pokręciła przecząco głową. Sama również była zaniepokojona. Ciekawy był potem, czy wiedziała co się zdarzy później.

A zdarzyło się dużo.

Panika, popłoch, ogień. Postacie w czarnych długich szatach i z maskami zasłaniającymi twarze, maszerujące pomiędzy namiotami i ciskające w czarodziejów różnego rodzaju zaklęciami. Dostrzegł także zielone smugi zaklęć - rzucano Avadą. Narcyza, widząc całe zamieszanie na zewnątrz, wciągnęła go szybko za ramię do środka. Kazała mu siedzieć i się nie ruszać z miejsca, a sama poczęła rzucać na wejście jak i cały namiot zaklęcia ochronne. Dopytywał kim są ci czarodzieje? Nie odpowiadała. Błagał by mu to wyjawiła. W końcu po dłuższej chwili to jedno słowo zmroziło mu krew.

Śmierciożercy.

Nie wiele myśląc wypadł poza namiot. Biegł na oślep. Po co? Skoro są tu Śmierciożercy to znaczy, że jest to zaplanowany atak. Część z nich miała po prostu siać zamęt wśród zgromadzonych na polu namiotowym. Orientował się jednak jak wygląda scenariusz takich akcji w ich wykonaniu. Struktury tego ortodoksyjnego ugrupowania znał od podszewki dzięki temu, że jego ojciec kiedyś do nich należał. Nasłuchał się wielu opowieści wspominkowych, chociażby gdy odwiedzali ich Nottowie czy Goyle'owie.

Widział z oddali mugolskiego właściciela terenu, który udostępnił na czas Mistrzostw. Wraz z rodziną unosili się w bólu w powietrzu ponad małą grupą czarnych płaszczy. Pobiegł w lewą stronę, żeby ich ominąć. Wolał nie ryzykować. Fakt, że jego wygląd był charakterystyczny dla tej społeczności, jednak oberwać przypadkową klątwą nie było jego celem. Misja na teraz - znaleźć JĄ i upewnić się, że jest bezpieczna. Dostrzegł jak wracali do swojego miejsca spoczynku po turnieju, w którą mniej więcej stronę kierowały się rude głowy. Miał nadzieję, że uda się do nich dotrzeć w odpowiednim momencie. I rzeczywiście przybył akurat w bardzo optymalnej chwili.

Udało mu się rzucić szybkie Protego na kasztanowłosą, odwróconą plecami do małej grupki Śmierciożerców. Nie zauważyła go. Oni też nie. Pewnie zastanawiała się skąd wzięła się ta pomoc. Kręciła głową we wszystkich kierunkach. Schował się za jednym z namiotów, należącym za pewne do kogoś z Bułgarii. Trzymał się jej w dość sporej odległości, w sam raz jednak na w miarę szybką reakcję w razie "wu".

Dopiero, gdy dołączyli do niej Bliznowaty i Łasic mógł częściowo odetchnąć. Skoro byli we troje to będą się nawzajem ochraniać. W tym właśnie momencie na niebie rozbłysnął znak Voldemorta. Znał go. Podobny okalał wewnętrzną część przedramienia Lucjusza. Czaszka, z ust której wypełzał zamiast języka wąż. Zapatrzył się na ten widok. Zauważyli go. Musiał stworzyć pozory. Rzucił kąśliwym komentarzem o szlamach, jak zawsze w formie muru obronnego. Byleby się nie domyślili jego prawdziwych powodów.

Trochę się uspokoiło. Przybyli Aurorzy. Postanowił wrócić do matki. Gdy tylko przekroczył próg namiotu zobaczył przerażone spojrzenie Narcyzy. Obok niej stał ojciec. Ich wzrok się skrzyżował. Nie wiedział kiedy rodzic do niego podszedł. Poczuł tylko siarczyście piekący ból prawego policzka. Gniewne oczy Lucjusza wwiercały się w jego. Po raz pierwszy podniósł na niego rękę. Matka westchnęła zszokowana, zakrywając jednocześnie usta.

- Nigdy więcej nie waż się tak zachowywać! - wycedził każde słowo.

- Dobrze, ojcze. - skruszenie wyraźnie przebijało się w jego głosie.

Wrócili natychmiast do Dworu. Nie odzywali się do siebie jeszcze przez długi czas. Pierwsza milczenie przerwała matka. Przyszła do jego pokoju pewnego wieczoru. Usiadła na skraju jego łóżka. Zanim skierowała do niego pierwsze słowa trochę czasu upłynęło.

- Mógłbyś tu czasem sam posprzątać. Nigdy nie wiadomo co przyniesie przyszłość. Może nadejść taki czas, że nie będzie ci dane korzystać ze skrzacich usług.

- Nie wierzę matko, że przyszłaś tu pouczać mnie o konieczności sprzątania pokoju własnymi rękami.

- Bałam się o ciebie...

- Przepraszam mamo...

- Wiem, że nie pobiegłeś tam dla ojca. - odwrócił się w jej stronę. Nagle. Aż go kark zabolał. Nie wiedział jak zareagować. Przyjął postawę pełnego zdziwienia.

- Nie bardzo rozumiem dokąd ta rozmowa prowadzi, mamo...

- Czy to ta, która była z rodziną Artura Weasley'a? - jej oczy utkwione były w jego. Czuł... Nieee! Nie odważyła by się! Wyprostował się sztywno, obrzucając ją gniewnym wyrazem twarzy.

- Nie waż się, matko, grzebać mi w głowie! - wypluł wściekle. Legilimencja jak i oklumencja były dziedzinami magii, w których Narcyza Malfoy nie miała sobie równych. Skuliła się odrobinę na jego wybuch, po chwili powracając do poprzedniej wyprostowanej i dumnej postawy.

- Wybacz, synu. Wiesz doskonale, że zależy mi na twoim bezpieczeństwie i dobru. - jej dłoń pokryła jego. - Nie jestem jednak pewna, czy przy niej doświadczysz tego. Jeśli się nie mylę była to panna Granger, tak? - skinął głową. Nie było sensu przed nią nic ukrywać. I tak by w końcu odkryła jego sekret. Przedłużanie tej chwili nie miało najmniejszego sensu.

Westchnęła przeciągle. Zamyślony wzrok utkwiła w księżycu, wyłaniającym się miejscami na umalowanym chmurami nocnym niebie. Jego poświata odbijała się w jej oczach. Zaciągnęła się sporym haustem powietrza.

- Jeśli będziesz potrzebował pomocy, rozmowy, towarzystwa czy wsparcia... pamiętaj Draco, jestem tu dla ciebie. Jestem i zawsze będę. Czegokolwiek nie postanowisz albo jakiejkolwiek ścieżki nie obierzesz będę przy tobie trwać i cię w tym wspierać. Pamiętaj o tym Promyczku. - pochyliła się by złożyć na jego czole czuły matczyny pocałunek. Wstała i wyszła. A on z gonitwą myśli uciekł do krainy snów.

***

Chciał wziąć udział w Turnieju Trójmagicznym. Przecież był jednym z najlepszych uczniów w Hogwarcie. Na pewno by sobie poradził. Niestety, dyrektor nałożył zbyt ciężkie bariery wieku. Wkurzył się jednak niesamowicie, kiedy Czara wyrzuciła czwartą kartkę z nazwiskiem Bliznowatego. W szkole zapanowało poruszenie. Każdy zastanawiał się jak udało mu się nie dość, że zgłosić się to jeszcze oszukać Czarę Ognia by wylosowała czwarte, nadprogramowe nazwisko uczestnika. Pisał o tym do ojca. Lucjusz nakazał mu mieć oczy i uszy szeroko otwarte, nie wychylając się jednocześnie. Po tym jak potraktował go nauczyciel OPCM starał się zastosować do poleceń ojca. Nie poinformował go o całym zajściu. Było mu najzwyczajniej wstyd. Cały Hogwart posyłał mu prześmiewcze spojrzenia, a po kątach słyszał szemrane w jego kierunku słowa: "Idzie fretka".

Mimo wielu zajść nie mógł opędzić się od kilku dziewczyn zarówno z Domu Slytherina, jak i z przyjezdnej szkoły Beauxbatons. Fakt, były urodziwe. Niestety nie umywały się do NIEJ. A ona?

Wyglądała cudownie. Pomimo troski o Pottera ciągle malującej się na jej twarzy od kiedy przyjaciel został zaakceptowany jako zawodnik wyglądała niemalże kwitnąco. Czuł zazdrość, gdy Rita Skeeter sparowała ją z Wybrańcem. Zdjęcia ich czułego uścisku, przerwanego tak nagle przez światło fotomigawki zostały przez niego spalone od razu, gdy je ujrzał. Skrycie zrobił tak w każdym egzemplarzu Proroka Codziennego, znajdującego się w lochach Ślizgonów. Pansy z Blaisem kazali mu się uspokoić jeśli nie chciał by jego sekret nieopatrznie ujrzał światło dzienne. Dopiero męska pogadanka z Teo przyniosła mu odrobinę ulgi na skołatane nerwy i nieopisaną zazdrość. Pierwszy raz nie potrafił się opanować z tym uczuciem. I chwała Merlinowi za bruneta.

Bal Bożonarodzeniowy to był dla niego przełom. Hermiona była... Wyglądała wprost... Nie był w stanie nazwać tego co czuł, gdy ją wtedy zobaczył. Nie był w stanie jej rozpoznać początkowo. Nawet Teo i Blaise nie potrafili wyrazić w słowach wrażenia jakie wywarł na nich jej wygląd. Pansy potrafiła tylko skomentować, że podejrzewa, iż Draco się z niej bardzo długo nie wyleczy, jeśli w ogóle kiedyś do tego dojdzie. Draco miał swój typ dziewczyny i listę tego co w niej mu się podoba. Przede wszystkim na szczycie tych przywar były inteligencja i chęć poznawania świata. A Granger do głupich w końcu nie należała. Wręcz przeciwnie, Panna Wiem To Wszystko uchodziła jednak za najmądrzejszą czarownicą od czasów Roweny Ravenclaw, wszystko musiała też wiedzieć, być na bieżąco z nauką - a nawet przed wszystkimi. Bo każdy wiedział, że uczy się materiałów naprzód. Teraz okazało się także, że pod fasadą kujonki zakopanej w książkach znajduje się naprawdę ładna dziewczyna. I to uderzyło zarówno Draco - który już wcześnie dostrzegał w niej cos więcej - jak i jego przyjaciół, którzy za cel wzięli sobie trwanie przy nim tego wieczoru. Cała trójka jednak skrupulatnie pilnowała blondyna, by ,,całkowicie przypadkowo" nie rzucił jakąś klątwą w towarzyszącego jej Wictora Kruma. Po balu pierwszym, co zrobił w swoim pokoju, było zniszczenie jego plakatów, okalających ściany dormitorium ślizgońskiego. Tłumaczył to potem, że Szukającego zdradził ideę czystokrwistych, zadając się ze szlamą.

Wrócił na święta do domu. Wściekły. Na wszystko i na wszystkich. Miotał się po całym dworze. Matka przyszła do niego dopiero następnego wieczora. Nie odezwała się ani słowem. Zostawiła mu na szafce przy łóżku książkę. Początkowo nie rozumiał.

- Jeśli nie będziesz sobie z czymś radził to przyjdź, zapytaj. Pomogę. - i wyszła. Tak po prostu.

"Granica między snem a jawą." Książka poruszająca tematykę snów, ich wywoływania, kontroli. Nie bardzo wiedział po co by mu miała być potrzebna. Dostrzegła jednak w spisie treści jedno konkretne hasło - "Łączenie i dzielenie snów - sny jako forma spotkań, przekazywania informacji, ucieczki w pragnienia." I po przeczytaniu kilku pierwszych akapitów już dotarło do niego, co Narcyza chciała mu przekazać. Zdecydowanie jest to pozycja, którą musi jak najszybciej sobie przyswoić.

***

Nie potrafił wyrzucić z głowy obrazu Granger. Nagle z zapuszczonej uczennicy, siedzącej ciągle z nosem w książkach przeobraziła się w dość dbającą o swój wygląd niezłą... czarownicę. W głowie tłuczki głucho mu się odbijały z powodu zalegającej tam pustki. Ale ostatnio coraz częściej siedział w lochowym dormitorium. Nie wyściubiał nosa poza pokój wspólny.

Powód?

Krum uganiający się otwarcie za Hermioną.

I ona ewidentnie aprobująca i odwzajemniająca jego umizgi.

Zazdrość zżerała go od środka niczym najgorsza i najboleśniejsza klątwa.

Dlatego też postanowił - siedzi w pokoju, wychodzi tylko na zajęcia. I to na ostatnią chwilę. Ograniczyć przypadkowe nakrycie tych, pożal się Merlinie, gruchających ptaszków. 

Teo mu towarzyszył. Okazało się, że jeden z uczniów z Durmstrangu świergolił bez przerwy do Lovegood. Siedzieli więc obaj, samotni i wkurzeni. Zdruzgotani swoim położeniem i żałosnością. Nawet bulwersujące wyzwiska pod ich adresem ze strony Pansy nie wiele pomogły. Zabini machnął zaś na nich ręką, stwierdzając, że jeśli chcą być tymi przegranymi to proszę bardzo. Ale on w tym brać udziału nie zamierza. 

Drugie zadanie Turnieju wywołało w blondynie szereg mieszanych uczuć. Przede wszystkim nie mógł nigdzie jej dostrzec. Żywił więc nadzieję, iż zapewne ich romans tak szybko jak się zaczął, tak też się skończył. Jakież było jego zdziwienie, gdy reprezentant bułgarskiej szkoły wynurzył się z jeziora wraz z kasztanowłosą. Trzęsła się z zimna, a jej zawsze malinowe wargi tym razem przyjęły barwę dojrzałej śliwki. Nienaturalnie sine usta w połączeniu z podkrążonymi oczami ukazały obraz, który długo nawiedzał go w koszmarach. Próbował nad tym zapanować. Remedium miała być książka od matki.

Ćwiczył, medytował. Próbował. Znowu ćwiczył, medytował. Próbował.

W końcu pojawiło się światełko w tunelu. Udało mu się skontrolować przebieg jego snu. Niczym najlepszy magiczny planer pokierował każdą chwilą. Cały czas w pełni kontrolował obrazy, postaci, reakcje, rozmowy. Z kolei rano czuł się w pełni wyspany. To był dla niego znak, że jest na dobrej drodze ku sukcesowi. Kolejne noce spędził w podobny sposób. Zasypiał w stanie medytacji, kontrolował swoje sny i budził się skoro świt wypoczęty.

Kolejne próby wymagały większej ilości energii, która odbiła się na jego poziomie wyspania. Każdorazowo, gdy wybiegał ze swoją świadomością senną poza własny umysł, budził się lekko niedospany. Po pierwszym udanym "odwiedzeniu" Zabba we śnie miał problem ze skupieniem się w ciągu dnia. Najśmieszniejsza była dla niego nieświadomość czarnoskórego. Podobnie było z Teo. Dopiero wtargnięcie do sennego umysłu Pansy narobił mu sporych szkód. Przede wszystkim przez to, czego był tam świadkiem. Rano zaś wyszło szydło z worka.

Czarnowłosa zrobiła mu dość emocjonalną awanturę. Dobrze, że akurat pokój wspólny był pusty, wyłączając ich czwórkę. Dawno nie widział jej tak rozeźlonej. Nawet kiedy Daphne Greengrass zniszczyła pożyczoną od niej bluzkę nie przejawiała tak dzikiej wściekłości. Musiał przysiąc jej zaniechanie dalszych wycieczek do jej nocnej sfery.

- Skąd w ogóle wiedziałaś, że to byłem prawdziwy ja? - dopytywał z ciekawości. Zastanawiało go czy w jakiś sposób się zdradził. A może gdzieś popełnił nieumyślnie błąd?

- Nie tylko ty masz koszmary. Mnie też nawiedzają. Nie, Draco. Nie popełniłeś żadnego błędu. Ja też od kilku lat kontroluję swoje sny. Nie wybiegam nimi do innych. Po prostu nie chcę przeżywać tych koszmarów. I tylko ten kto pojął ten zakres magii i go stosuje jest w stanie wyczuć obecność innego sennego czarownika.

Zrozumiał. I miał nadzieję, że ONA nie miała styczności z tą wiedzą.

***

Wrócił.

Stracili tragicznie kolegę. Potter cudem uniknął śmierci. Najpierw z ręki Czarnego Pana, później przez fałszywego nauczyciela OPCM. Okazał się byłym Śmierciożercą. Na domiar tego powinien przebywać w Azkabanie. To znów owiało jego matkę jeszcze większym szalem rozpaczy.

Ojciec został przez niego wezwany. Potter go widział. Nie uwierzono mu. Widział jednak niepewność na twarzy starego Malfoy'a. Wszystko się zmieniło. Tuż po powrocie ze szkoły został zabrany przez matkę na morderczy trening oklumencji i legilimecji. Cały miesiąc, dzień w dzień, po kilka-kilkanaście godzin. Lucjusz z kolei szkolił go z zaklęć na pograniczu legalności. Używał do tego różdżki Narcyzy. On, jako niepełnoletni czarodziej nie mógł czarować swoim atrybutem poza szkołą.

Wielokrotnie Lucjusz znikał na długie wieczory. Siedział wtedy z matką w salonie i czytali księgi z obszaru czarnej magii, o kontrolowaniu umysłu, o budowaniu murów dla własnych myśli. Ćwiczył z nią i medytował. Dopytywała też jak idą mu postępy z sennymi podróżami. Mógł się pochwalić sporymi postępami. Ucieszyła się. Ponownie zapewniła o chęci pomocy w razie potrzeby.

- Ojciec wie?

- Nie. Nie jest dobrym strażnikiem własnego umysłu. Nie mówiłam mu zatem. Lepiej żeby nie wiedział i nie mógł nieświadomie sprowadzić na ciebie kłopotów.

- A jak myślisz - pochwalił by to? Poparł? Wsparłby mnie jakoś tak, jak ty? - westchnęła przeciągle. Zdecydowanie ze zrezygnowaniem. Odłożyła czytaną książkę na stolik, upiła łyk herbaty, po czym ponownie utkwiła w nim swoje bladoniebieskie spojrzenie.

- To zbyt złożone pytanie Draco.  Pamiętaj, że dziadek Abraxas wychowywał twojego ojca w sposób bardzo rygorystyczny. Pamiętasz Mistrzostwa? - skinął twierdząco. - A pamiętasz kiedy wcześniej ojciec podniósł na ciebie rękę? - pokręcił głową przecząco. - Dziadek taki nie był. Lucjusz każdorazowo był dotkliwie karany za nierozwagę, błędy, niesubordynację...

- Niesubordynację? Przecież to rodzina, a nie firma z pracownikami.

- Niestety, Promyczku, nie dla dziadka. - ponownie chwyciła za filiżankę z cudownie kojącym naparem. Jaśmin. Działał na matkę uspokajająco i relaksująco.

- Mamo, a... A twoi rodzice?

- Widzisz, moi rodzice również byli bardzo zasadniczy. Dziadek trzymał nas krótko. W końcu byłyśmy we trzy. Ciotka Bella przejawiała skrajnie sadystyczne zapędy oraz nie podporządkowywała się regułom narzuconym przez naszych rodziców. Ciotka Andromeda miała dość, nie wierzyła w ideę bezwzględnej czystości krwi. Poza tym zakochała się w mugolu i to było dla niej ważniejsze niż rodzina. Ja zaś znajdowałam się pomiędzy tym wszystkim. Musiałam znaleźć kompromis pomiędzy wpojonym wychowaniem a nabytymi w szkole przekonaniami.

- Miałaś albo masz z nią kontakt?

Narcyza utkwiła wzrok tym razem w widok za oknem. Ogród prezentował się bardzo tajemniczo w świetle księżyca. Znów przeciągle westchnęła. Dostrzegł spływającą jej ukradkiem pojedynczą łzę.

- Nie. Chciałabym, ale nie. I może lepiej skończmy już te rozważania. Wróćmy do lektury. Jeśli będzie tak, jak przewidujemy z ojcem, to czeka cię niedługo bardzo ciężka przeprawa.

I rzeczywiście - nie poruszyli więcej tych tematów.

~~~

- ... i widzisz synku, wtedy też tatuś musiał szybko dorosnąć. Nie powiem, zachowywałem się jeszcze, jak to na nastoletniego czarodzieja przystało... Jednak coraz częściej wymagano ode mnie powagi i ogromnej odpowiedzialności za siebie i swoje czyny. Ojjj co to za smutna minka? Spokojnie szkrabku, z tatusiem nie będzie tak źle. - pocałował dziecko w czoło - Mamusia miała gorzej wtedy. Już ci mówię dlaczego...

♧♧♧

Witam :) jest rozdział.

Mocno wymęczony z powodu niedyspozycji zdrowotnej.

Ale jest. 

I nawet jestem z niego trochę zadowolona.

Byłby wczoraj, jednak nałóg discordowy w pełni panoszy się w mojej rozkładówce dnia. Do tego dołóżmy przygotowywanie się na Tłusty Czwartek - no nie udało mi się wygrać z czasem.

Dziękuję za Waszą obecność, aktywność, miłe słowa... To naprawdę daje niezłego kopa. :D

Tradycyjnie zachęcam do zostawiania po sobie śladu w formie komentarzy, gwiazdek...

Pozdrawiam Was cieplutko i pączusiowo xD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro