Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 3

Ministerstwo sfiksowało. Pojawienie się Voldemorta podczas poprzedniego roku szkolnego w Hogwarcie postawiło na nogi wielu urzędników. Dawni poplecznicy Czarnego Pana byli często nękani rewizjami. Również jego rodzina.

Widział jak jego ojciec pieczołowicie ukrywa różnego rodzaju czarnomagiczne przedmioty, znajdujące się w rodzinnej posiadłości. Po którejś z koli takiej wizytacji jeden z urzędników, jak się później okazało sympatyk jego ojca, doradził mu wycieczkę do Gringotta w celu zdeponowania tego co cenniejsze w skarbcu Malfoyów. Wspomniał również o Śmiertelnym Nocturnie. Sklep Borgina i Burkesa ostatnio nawiedzały niezliczone ilości petentów, posiadających wszelakie czarnomagiczne przedmioty. Interes się kręcił.

Nie tylko to się zmieniło. Ojciec zaczął czynnie ingerować w jego szkolne życie. Zakupienie nowych mioteł dla drużyny ślizgonów otworzyło dla niego możliwość wyboru pozycji, na której miał grać. Szukający. Pokaże wszystkim, że faworyzowanie w zeszłym roku Pottera i wychwalanie jego umiejętności w Quidditchu to tylko iluzja. Chciał prowadzić otwartą wojnę z tym przebrzydłym  Wybrańcem od siedmiu boleści. Lucjusz mu jednak zabronił.

- Zaniechaj złych emocji i waż słowa. - powtarzał - Nie możemy się wychylać. Musimy mimo wszystko stwarzać pozory neutralnych, w razie gdyby w przyszłości miało nam coś zagrażać. Pamiętaj, Draco! Neutralność. Żadnych otwartych sporów, przepychanek czy potyczek. Żadnej jawnej wrogości - musimy dbać o reputację, synu.

Słowa ojca paliły go od wewnątrz przez większość czasu. Najgorsze, że matka uważała podobnie. Powtarzała mu ciągle, by słuchał ojca i podporządkowywał się jego woli. Każdy z nich w jakiś sposób musiał się poświęcić dla rodziny. Zwłaszcza, że ojciec dostał tajemniczy list na początku lipca, który bardzo wiele zmienił.

Od tamtego pamiętnego wieczora, gdy czarna sowa zastukała dziobem w okno Malfoy Manor, na ich rodzinę rzucił się cień przyszłych zdarzeń. Ojciec zabierał go często na wycieczki po Śmiertelnym Nocturnie. Domyślał się, że był przykrywką. Któż przecież zwrócił by uwagę na częste pojawianie się Malfoya Seniora przy Pokątnej wraz synem. Rok szkolny za pasem. I tak średnio co 3-4 dni odwiedzali przerażający sklep z podejrzanym towarem, próbując pozbyć się swoich szemranych czarnomagicznych dóbr.

Kolejna wieczorna sowa pojawiła się z początkiem sierpnia. Doprowadziła matkę wpierw do furii, a później furia ta przeobraziła się w rozpacz. Finalnie nie odzywała się do ojca przez przeszło dwa tygodnie. Draco podejrzewał, że to pewnie znów chodzi o coś, co zlecili mu jego podejrzani towarzysze z przeszłości. Miał się tego dowiedzieć tego pięknego sobotniego południa na parę dni przed wyjazdem do Hogwartu.

Już poprzedniego wieczora ojciec poinformował go, że z samego rana udadzą się na Pokątną. Mieli do odbioru zamówiony dla niego strój do Quidditcha. Podczas gdy matka standardowo zaszyła się u Madame Malkin, wraz z drugim rodzicem udali się do Esów i Floresów. Podobno miał tam być przyszły nauczyciel Obrony Przed Czarną Magią.  Dobrze by było w jego interesie, żeby zawczasu się przedstawił i przygotował sobie grunt. Niestety nie było mu to dane.

Oto znów ten przebrzydły Bliznowaty stał w centrum uwagi wszystkich. A sam Lockhart po prostu rozpływał się nad jego osobą. Gdyby pewnie mógł to by całował go po stopach. Młody Malfoy najchętniej rzuciłby teraz jakimś zaklęciem, który przyprawił by znienawidzonemu szatynowi parę ciekawych ,,upiększaczy". Nikt by nawet nie zauważył, że to on - znajdował się obecnie na balkonie księgarni. Zaraz jednak dotarło do niego co innego.

W pobliżu Pottera zauważył gromadę rudych głów. Weasley'e. A skoro są tu oni to i zapewne...

- Draco, czy to przypadkiem nie jest ta dziewczyna, która tak Cię ponoć bije na głowę w nauce? - głos ojca wwiercał mu się w głowę. Nie wiedział co ma odpowiedzieć. - Nie wygląda jakoś specjalnie inteligentnie.

Blondyn nawet nie kwapił się, by przeanalizować słowa odchodzącego na zewnątrz ojca. Patrzył na nią. Nic się nie zmieniła. Chociaż nie, coś się zmieniło. Jej włosy zdawały się bardziej nieokrzesane niż w czerwcu, kiedy to widział ją po raz ostatni na King Cross. Teraz stała i żywo opowiadała coś dwójce towarzyszących jej dorosłych. Jej rodzice. Dostrzegł podobieństwo pomiędzy matką i córką. Miały ten sam szczery uśmiech, podczas którego w zabawny sposób marszczyły im się nosy.

Przysiadł na schodach i obserwował ją z ukrycia. W ręce dla niepoznaki trzymał książkę, nawet nie wiedział do czego ona była. Wiedział, że nie powinien tego robić. Pomimo tego, że księgarnia wręcz pękała od ilość zgromadzonych w niej czarodziei - i nie tylko, bo przypomniał sobie o jej rodzicach - to ojciec tak czy siak mógł bez problemu odczytać jego myśli. A te krążyły cały czas wokół niej. Dopóty, dopóki w jego zasięgu wzroku nie pojawił się Harry.

Szedł w jego kierunku wraz z Granger, Łasicem i jego siostrą. Idealna okazja, żeby im dopiec. Nie był by sobą, gdyby tego oczywiście nie zrobił. Tylko, że akurat w ręce wpadła mu strona książki do Quidditcha z ciekawymi zwodami i sztuczkami na miotle. Szybko zerknął czy przypadkiem nikt nie patrzy. Oderwał stronę i szybko odłożył książkę na stos innych. Ruszył naprzeciw okularnika, chowając wydartą kartkę do kieszeni.

To było proste. Tak go zaskoczył, że Potter nawet nie był w stanie wypowiedzieć słowa. Tylko ta mała ruda. Broniła go. Ewidentnie coś do niego miała. Trzeba to zapamiętać na przyszłość, nigdy nie wiadomo co można wykorzystać. A wiadomo, że taka słabość...

- Och nie, Draco. Spokojnie. - poczuł laskę swojego ojca na ramieniu. Odsunął go na bok. No tak. Ojciec nie podarowałby by sobie poznania w końcu Pottera i przekonania się z kim to Wybraniec się sprzymierza.

Ciekawość malująca się na twarzy jego ojca zniknęła w momencie, gdy młody czarodziej z blizną wspomniał o Voldemorcie. Lucjusz zaraz spoważniał. Zapewne między innymi z powodu bezpardonowego wypowiadania tego zakazanego imienia przez tego, który go unicestwił. Rzekomo...

Odezwała się. Tak pewna siebie. Jak zawsze zresztą. Stała obok. Czuł jej perfumy. Na pewno cytrusy i chyba... Coś znajomego... Tak! To była orchidea! Albo przynajmniej jakaś jej odmiana. Jego matka również używała tego kwiatu w swoich perfumach. Uwielbiała orchidee. Ciekawe czy kasztanowłosa także...

Nie mógł jednak długo skrycie jej obserwować. Zwróciła na siebie uwagę Lucjusza. Ciekawe o czym myślała, gdy wspomniał, że dużo słyszał o niej od syna. Chociaż pewnie się domyślał. Zapewne w jej mniemaniu Draco wymyślał niestworzone wyzwiska, obrazy, chwalił się dokuczaniem czy prześladowaniem. Bo przecież musiał tak robić, nie miał innego wyjścia. Była przecież szlamą. Jak mógłby postąpić inaczej?...

Wszystko skończyło się, gdy dołączył do nich ojciec rudzielców. Uwielbiał patrzeć jak Lucjusz iskrzy podczas słownych starć z innymi dorosłymi czarodziejami. Był wtedy taki wyniosły, dystyngowany. Prawdziwy Malfoy. Też taki chce być w przyszłości. Krótka wymiana zdań, spojrzeń pełnych odrazy. Zauważył, że w ręku ojca już nie jest tylko jedna książka, wyciągnięta wcześniej z kociołka tej małej rudej Ginny. Magicznie pojawiła się druga, dużo cieńsza, niepodarta. Nie nowa, ale ewidentnie w dużo lepszym stanie. Przypominała trochę dzienniki, które tak często widział w gabinecie ojca. A dokładniej ten jeden konkretny, którego pod żadnym pozorem nie wolno mu było ruszać. Zapewne znów coś czarnomagicznego do pozbycia się.

Ojciec wrzucił obie książki z powrotem do kociołka małej Weasley'ówny. Nikt chyba nie zauważył tego. Nie, jednak nie. Bliznowaty zauważył.

- Widzimy się w pracy. - ojciec wysyczał w kierunku starego Artura. Dał znak Draco, że czas na nich. Posłusznie skierował się za nim. Przed wyjściem jednak odwrócił się patrząc z wyższością na bruneta i rudego. Nie potrafił spojrzeć na nią.

- A my widzimy się w szkole. - uśmiechnął się charakterystycznie dla siebie. I wyszedł. Ojciec coś mruknął o pospieszeniu matki. Jak cień podążył za nim. Złamał się jednak. Spojrzał przez witrynę na jej osobę ze smutkiem.

Ona też patrzyła. Ale nie potrafił dostrzec jakie uczucia targały nią. Twarz miała kamienną. Ale oczy...

~~~

- ... i wiesz co, Scor? Te oczy śniły się tacie potem każdej nocy...

~~~

Wrócili do domu po paru godzinach. Okazało się, że ojciec kupił dla całej drużyny ślizgonów nowe Nimbusy 2001. No tak. Wszystko, co najlepsze. Jak nic miejsce w drużynie już ma. Tylko na jakiej pozycji miałby grać? Może jednak nie Szukający?....

- Wiem! - wykrzyknął Blaise. Znów spędzali razem czas w drodze do szkoły. Pociąg w tym roku był wyjątkowo przeładowany. Dużo nowych pierwszoroczniaków kręciło się po korytarzach wagonów. - Zostań Pałkarzem. I kapitanem od razu. - posłach wredny uśmiech do blondyna.

- To by nie było głupie. - Draco zamyślił się. Jednak szybko przecząco pokręcił głową. - Nie. to by było za proste. I za wymagające. Ja miałbym być kapitanem? Nie, dzięki. Za dużo roboty.

- Ale Pałkarz może być? - dociekał dalej towarzyszący im Nott.

- Pomyśl Draco, że na przykład posyłasz tłuczka w stronę bliznowatego. A ten spada i się roztrzaskuje z rykiem. - ryknęli śmiechem.  Tak, ta wizja jest warta przemyślenia.

- Myślałem raczej o pozycji Szukającego. Tak chyba lepiej dokopie tej mendzie. Pokażę, że jestem od niego lepszy.

- I tego się trzymajmy. - zaklasnął Zabini. Spojrzał wymownie na Notta, a ten po chwili chwycił za różdżkę. Draco nie wiedział, co ci dwaj kombinują. Domyślał się jednak, że jeszcze chwila i zostanie oświecony. Nott skierował swój magiczny atrybut w stronę wejścia do ich przedziału i wymamrotał coś pod nosem. W pewnym momencie można było usłyszeć charakterystyczne kliknięcie zamknięcia a potem spowiła ich wszechogarniająca cisza.

Zaklęcia zamykające i wyciszające. No tak, coś jest na rzeczy. Skoro Zabini i Nott nie chcą by ktoś im przeszkodził ani ich usłyszał sprawa jest poważna. Nott po chwili odwrócił się do niego z poważną miną.

- Dobra Draco. A teraz gadaj co się u licha ciężkiego dzieje. - obaj zaczęli sztyletować go spojrzeniem. Podejrzewał o co może im chodzić, jednak postanowił się upewnić.

- Nie bardzo wiem o co pytacie.

- Nie zgrywaj Irytka, Malfoy, tylko gadaj o co chodzi, że mój ojciec praktycznie robi pod siebie, ojciec Goyle'a spanikowany wyniósł do Gringotta połowę ich domu, stary Crabb opieczętował rodzinne lochy a Parkinsonowie szukają dla Pansy przyszłego męża. A to i tak jest tylko knut z tego co się działo przez te wakacje.

- Wiem tyle samo co wy... - westchnął z rezygnacją. - Co więcej u mnie też nie jest ciekawie. Ojciec kilka razy w tygodniu zabierał mnie na Nocturn, do Borgina, a matka wprost szaleje... Jeszcze te czarne sowy, zawsze późnym wieczorem...

- Czyli do was też przylatywały... - Nott bardziej stwierdził niż zapytał.

- Tak. Po każdej takiej sowie matka zamykała się w swoich komnatach, tych w północnym skrzydle. - wiedzieli co to znaczyło. Narcyza przebywając w tych komnatach karała Lucjusza, gdyż ten nie miał do nich dostępu, a co za tym idzie nie mógł widywać się z małżonką.

- Matka wyrzuciła starego Parkinsona za próg. Nie wiele brakowało a i by swojego obecnego Gaspara też, kiedy poparł próbę zakontraktowania naszego związku. Dawno nie widziałem jej takiej wściekłej. Darła się po całym dworze jacy to nagle Śmierciożercy zrobili się zapobiegliwi. Coś jeszcze wspominała o jakiejś ukrytej komnacie...

- Mój ojciec też z kimś rozmawiał na ten temat. - zapalił się zaraz Nott. Obaj spojrzeli na blondyna. Znów westchnął zrezygnowany.

- Chodzi o Komnatę Tajemnic. Tak, Teo, o TĘ Komnatę. Ponoć ktoś ma ją otworzyć w tym roku.

- Ale przecież nikt nie wie gdzie ona jest.

- Wiem Blaise. Jednak ojciec ponoć ma coś, co może doprowadzić zainteresowanego na trop jej znalezienia. I potem otwarcia.

- Dał to komuś?

- Nie jestem pewien Teo. To przyszło sową z początkiem sierpnia. Znaczy przyszedł list, który chyba dotyczył tego czegoś, bo matka wtedy zbzikowała niczym sklątka i chochlik razem wzięte. Kilka dni temu ostatnia sowa przyniosła chyba jakieś instrukcje, bo słyszałem jak matka mówiła do ojca, że nie chce mieć z tym nic wspólnego i pod żadnym pozorem nie zgadza się na mój udział w tym przedsięwzięciu. Zagroziła ojcu jakąś straszliwą klątwą Blacków. Następnego dnia byliśmy na Pokątnej, wtedy ojciec to znikał co kilkanaście metrów, rozglądał się niby to nerwowo. A jak wracaliśmy do domu to było widać, że coś mu już przestało ciążyć. Matka się tylko spytała czy załatwił sprawę a on jej przytaknął.

- Wiesz co to było? - Teo patrzył na niego ciekawy. Draco zastanawiał się czy może im powiedzieć. Wiedział, że może im ufać. Jednak gdzieś z tyłu głowy czuł, że nie powinien. Im mniej wiedzą tym lepiej dla wszystkich. Nawet Blaise.

- Nie, nie wiem. I chyba nie chcę wiedzieć. Podejrzewam tylko, że jest w jakiś sposób związane z NIM. - wiedzieli o kim mówi. Blaise dał kolejny sygnał Teo, a ten odpieczętował ich przedział. Gdy tylko to zrobił dostrzegli Hermionę tłumaczącą coś kilku pierwszoroczniakom. Przeszła obok, nie zwracając nawet uwagi na ich pomieszczenie. Może to i lepiej. Zaraz potem dołączyli do nich Crabb i Goyle.

~~~

Zrobił to. Wyzwał ją otwarcie. Widział w jej oczach jakiego jej to bólu przysporzyło. Tak samo jak każde następne nazwanie jej szlamą. W głębi jednak czuł strach. Rzeczywiście ktoś odpieczętował Komnatę. Bał się, że ją to spotka. Że to po nią bestia przyjdzie. 

Mecze z Krukonami i Puchonami to były pestki dyni. Ledwo się zaczynały a on już trzymał w dłoniach Złotego Znicza. Czekał niecierpliwie na rozgrywkę z Domem Godryka. Pragnął utrzeć Potterowi nosa. Zwłaszcza, że na widowni miał być obecny jego ojciec. Nie poszło po jego myśli. Szalony tłuczek, który uwziął się na Bliznowatego zdekoncentrował go na tyle, że zahaczył miotłą przęsło boiska i przekoziołkował boleśnie na murawę. Harry'emu się jednak udało złapać złotą latającą kulkę. Ojciec nie omieszkał po meczu posłać mu wymownego spojrzenia porażki. Nie odezwał się do niego aż do powrotu do domu w czerwcu. Wspólnie wracali wtedy świstoklikiem ojca. Był wściekły. Przez Pottera stracili skrzata, który zresztą, jak się potem okazało, cały czas w tajemnicy pomagał Wybrańcowi. Po powrocie wszystkie skrzaty zostały boleśnie poinstruowane, co je będzie czekało jeśli chociaż pomyślą, by pójść w ślady zdrajcy.

Cieszył się kiedy w końcu wrócił do swojego pokoju w Malfoy Manor. Ona była też już pewnie bezpieczna. Czas, kiedy leżała spetryfikowana w Skrzydle Szpitalnym był dla niego najgorszym okresem. Wiedział, że żyje. Potwór jej nie dorwał. A przynajmniej nie tak jakby chciał. Raz udało mu się cichaczem nawet zakraść i poobserwować ją jak leży. Sztywna niczym posąg, jedna ręka wyciągnięta w powietrze, włosy bez blasku. I puste spojrzenie. To jej oczy bez jakiejkolwiek iskry życia tak go dobiły. Oczy, które tak uwielbiał, które nawiedzały go w snach.

Kiedy po wszystkim pojawiła się uśmiechnięta w Wielkiej Sali zaparło mu odetchnął. Wróciła. Jednak nie cieszył się tym stanem długo. Obserwował jak rzuciła się szczęśliwa w ramiona bruneta. Bolało. Jedyną osłodą było tylko to, że nie rzuciła się na rudego - z nim tylko wymieniła uśmiechy i uścisk dłoni.

- Nie gap się, bo ktoś zauważy. - usłyszał z boku cichy szept Pansy. Natychmiast odwrócił wzrok na swój talerz z kolacją. Dziękował jej po cichu, że go pilnuje.

~~~

- I tak, Scorpiusie mój kochany, tatuś przeżył drugi rok szkoły. I myślałem, że zdążę cię już zanudzić i uśniesz. - uśmiechnął się wymownie do syna. Ten tylko wesoło zagaworzył i potrząsnął swą ulubioną chusteczką. Dalej wesoło patrzył na ojca czekając na dalszy ciąg dobranocnej opowieści.


♧♧♧

I tak oto mamy 3 część mojego opowiadania. Mam nadzieję, że nie ma zbyt wielu nieścisłości. Od razu zapowiem, że posiłkowałam się częściowo filmem a częściowo książką.

Kolejny rozdział oczywiście w następną środę. Pozdrawiam Was cieplutko :) i zachęcam do komentowania oraz gwiazdkowania. ;) Buzi buzi i tuli tuli

Nessie

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro