Rozdział 2
Pierwszy rok w Hogwarcie nie wiedzieć czemu minął dość szybko. Ledwo zajechał na peron w Hogsmeade, a już w tym samym miejscu pakował się z powrotem do pociągu. Ten okres był przede wszystkim burzliwy. Nie tylko dlatego, że Slytherin po kilku latach został zdetronizowany w Pucharze Domów. Brązowowłosa dziewczyna wielokrotnie stawała na jego drodze, przyprawiając go o baaaardzo mieszane uczucia. Z jednej strony powinien jej nie znosić. I tak otwarcie ją traktował. Czuł jednak coś jeszcze jednocześnie. Coś jakby wyrzuty sumienia? Ale przecież nie powinien, jest w końcu Malfoyem. Z drugiej strony, oprócz wspomnianych już RZEKOMYCH wyrzutów, nawiedzały go ciepłe myśli o jej osobie. Za każdym razem, gdy widział smutek na jej twarzy po konfrontacji z nim, miał ochotę rzucić na siebie jakąś klątwę, a zaraz potem podbiec do niej i ją przepraszać, próbując wytłumaczyć dlaczego tak postępuje.
Żeby nie musieć zbyt często się z nią konfrontować starał się unikać jakichkolwiek niepotrzebnych interakcji. Początkowo uznał to za genialny pomysł. Zamek jest wielki, nie powinni na siebie zbyt często wpadać. Tym bardziej, że udało mu się zwinąć cichaczem Longbottomowi ich plan zajęć. Zatem doskonale wiedział gdzie Hermiona najpewniej jest w danym momencie i które korytarze najlepiej omijać. Tylko dlaczego na Salazara oczekiwania nijak się miały do rzeczywistości?
Tak samo jak on uwielbiała przesiadywać w bibliotece. Żeby jej nie spotykać, zaczął uczęszczać do tej części zamku w trakcie posiłku. Niestety, wtedy też tam była. Mimo wszystko lubił na nią patrzeć zza regałów czy sponad książek siedząc przy stoliku. Skupienie malujące się na jej twarzy czy też radość ze znalezienia tego, co ją interesowało było balsamem na jego przestraszone i skołatane myśli.
Bo był przerażony. Kiedy wrócił na przerwę świąteczną do domu, nie wiedział, co ze sobą zrobić. Ojciec nie był zadowolony, że pokpił sprawę próby zaprzyjaźnienia się z Potterem. Na nic były tłumaczenia o prowadzeniu się Chłopca, Który Przeżył ze zdrajcami krwi - Weasley'ami, czy ze szlamami jak taka Granger. Jego sytuacji nie poprawiło również to, iż wyżej wspomniana dorównywała mu zdolnościami i ocenami. Lucjusz nie potrafił przetrawić informacji, że jego syn jest gorszy od szlamy. Bo jego współdzielenie piedestału prymusa z Hermioną świadczyło o nim gorzej. Bo to mugolski pomiot.
A on tak nie uważał. Trochę ją nawet skrycie podziwiał za to. Pochodziła od niemagicznych, a i tak doskonale sobie radziła. Co więcej, pomagała na każdym kroku tym dwóm przygłupom. Któż może pochwalić się zwycięską potyczką z trolem? I to na pierwszym roku. Albo przyczynieniem się do znalezienia i obrony Kamienia Filozofów? No tak...
Coś też innego spędzało mu sen z powiek.
Pojawienie się Lorda Voldemorta po tak długim czasie rzucało cień na wiele czystokrwistych rodzin, które w dawnych czasach ochoczo go popierały. Słyszał pogłoski, jakie przekazywali sobie ojciec i jego towarzysze na Śmiertelnym Nokturnie. Wielu się obawiało o swój los. Jego ojciec również czuł niepewność. Widział to i czuł.
Lucjusz był Śmierciożercą. Obecnie jednak bardziej się z tym krył. Tak samo zresztą jak ze swoim tatuażem, okalającym jego lewe przedramię. W dawnych czasach ochoczo popierał Voldemorta i jego idee. Nadal tak jest, choć po jego porażce musiał niejako ukryć swoje przekonania pod fasadą przyjętej maski - opętanego Imperiusem, nieświadomego poplecznika Czarnego Pana. Chcąc piastować swoje wysokie stanowisko w Radzie Nadzorczej musiał wyrzec się otwartości swoich poglądów. Nie było to dla niego trudne. Był znakomitym politykiem iii... aktorem? To chyba ten zawód w świecie mugoli pozwala jawnie udawać przed wszystkimi kogoś kim się nie jest, kreować całkiem inną postać. Jeśli tak właśnie jest to rzeczywiście - Lucjusz Malfoy to doskonały aktor.
Ale nie był nietykalny.
Narcyza żywiła głębokie obawy. Draco miał nawet okazję podsłuchać ich rozmowę na ten temat.
- Wiesz doskonale, co to będzie dla nas oznaczać. On nie daruje nam tego. Nie daruje TOBIE!
- Przestań! To są tylko pogłoski. Nic nie jest jeszcze udowodnione. Nikt go nawet nie widział...
- To, że nikt go nie widział nie znaczy, że nie wrócił. Albo że tego nie zrobi. Wiedziałeś, że ten dzień nadejdzie. Widzę, że zaczął ci dokuczać. Wiedziałeś, że nie zginął...
- Tak, wiedziałem! - przerwał żonie, krzycząc na nią. Chwytając dwoma palcami nasadę nosa, zaraz jednak wyszeptał ciche przeprosiny w stronę kobiety. - Zawsze to czułem... - dostrzegł jak ojca oplatają ramiona tej, którą kochał. Która była oparciem każdego dnia.
- Obiecaj mi, że nie pozwolisz mu skrzywdzić naszej rodziny. Że nie pozwolisz mu ściągnąć nas na dno. - chwyciła mocno za podbródek męża, by ten cały czas patrzył jej w oczy. - Obiecaj, że nie będziesz naciskał na Draco.
- Doskonale zdajesz sobie sprawę, że muszę na niego naciskać. Draco musi umieć się obronić. Musi umieć lawirować w tym otoczeniu.
- On jest za mały na to. - jej głos zaczął się łamać. Był niemal pewien, że na samą myśl o potencjalnym dołączeniu jej syna do dawnego towarzystwa męża, nie była w stanie oddychać. - To jeszcze dziecko, Lucjuszu...
- Wiem... Ale wiem też, że niestety musi się nauczyć tych zasad. Na wszelki wypadek. Narcyzo, kochana moja. Obiecuję ci, że nie pozwolę, aby naszemu synowi coś się stało. Tak samo, jak nie pozwolę żeby i tobie coś się stało, najdroższa. - przez dłuższy czas patrzyli sobie w oczy. Draco lubił obserwować swoich rodziców w takich chwilach. Niby wydawali się chłodni, wyniośli i bezduszni. Jednak tak naprawdę darzyli się silnymi uczuciami, które okazywali sobie tylko w swoim rodzinnym towarzystwie.
- Nie chcę, żeby... Lucjuszu... nie pozwól... pod żadnym pozorem nie dopuść do sytuacji, gdzie będzie miał przyjąć znak. - po jej policzku spłynęła samotna łza, ginąc w kąciku jej drgających ust. - Przyrzeknij mi to... - wyszeptała. Niemo wręcz błagała. Ojciec nie mógł jej tego przyrzec i on to wiedział. Zdawał sobie sprawę z nieobliczalności towarzystwa Śmierciożerców i samego Voldemorta. Merlin jeden raczy wiedzieć, jaką karę przygotowuje on dla tych wszystkich, którzy się go wyrzekli albo uciekli. A było ich sporo.
Draco nie podsłuchiwał wtedy dalej. Przepełniały go niepokój i strach. Słyszał czasem historie snute przez jego ojca i na przykład starych Goyle'a czy Crabbe'a, jak to było za tamtych światłych czasów. Ojciec Notta zaś lubił gdybać o alternatywnej rzeczywistości, gdzie Voldemort nie został pokonany. Razem z Blaise'em później porównywali swoje wiadomości, domysły, przemyślenia. Również po tej wymianie zdań rodziców nie omieszkał podzielić się częścią informacji z Zabbem.
- A jakie jest twoje zdanie? Przyjąłbyś znak? Chciałbyś być Śmierciożercą? - tego pytania się obawiał. Nie sądził, że przyjaciel zada je w pierwszej kolejności. Nie był na nie mentalnie jeszcze przygotowany. Najpierw chciał podyskutować żeby potem coś... Sam nie wiedział w sumie, czego chciał. I to samo odpowiedział. Dostrzegł jednak w spojrzeniu czarnoskórego, że ta odpowiedź nie wystarczy.
- Co ja ci mogę powiedzieć? Ja naprawdę nie wiem. Nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Zawsze myślałem, że te historyjki Notta to zwykłe banialuki...
- Ale jednak te banialuki mogą być prawdą. Sam byłeś świadkiem...
- Nie! - przerwał Draco. - Nie byłem świadkiem. Potter był, a nie ja. Ja uciekłem...
- Ale widziałeś zakapturzoną postać. Potter tak samo. Jedyne co was różniło to to, że jego zabolała blizna. - wiedział co dla przyjaciela znaczy ucieczka. Tak robią tylko tchórze, słabi czarodzieje. Ale oni byli zwykłymi jedenastolatkami, za młodymi żeby mierzyć się z potencjalnym największym zagrożeniem dla magicznego świata. Dlatego też Blaise próbował zawsze Draco tłumaczyć słuszność jego postępowania i jego zupełną normalność.
- Może i... nie wiem... - zamyślił się na chwilę. To była jedna z gorszych nocy jakie przeżył dotychczas w Hogwarcie. Często pojawiała się w jego nocnych koszmarach. Jednak to nie Potter był tym, który stawał oko w oko z tą niby zjawą tylko on. Za każdym razem budził się wtedy zlany potem i dyszał ciężko przez dłuższą chwilę. I to go męczyło.
- Ale ja wiem. Tak samo jak wiem, że moja matka nie spoufali się z żadnym z nich. Jednak jeśli przyjdzie mi kiedyś stanąć przed wyborem czy przyjąć znak... sądzę, że go nie przyjmę. - dopowiedział pewnie. Blondyn mu tego zazdrościł. Blaise zawsze wiedział czego chce i nie bał się tego mówić. Wyjątkiem były konfrontacje z matką.
- A jeśli będzie ,,albo albo"?
- To wtedy... wtedy będziemy razem naznaczeni na zawsze. - uśmiechnął się promiennie. Draco odpowiedział tym samym.
- A jak tam sprawy z Panną Wiem To Wszystko? - wytknął mu język. Malfoy zaś rzucił w niego poduszką. On jeden wiedział o rozdarciu jakie towarzyszyło młodemu dziedzicowi, gdy w pobliżu znajdowała się kasztanowłosa. I wcale mu się nie dziwi. Wielu ślizgonów zwróciło uwagę na jej wyjątkowość. Przeważnie ta uwaga była nacechowana bardzo negatywnymi emocjami. To przez jej pochodzenie. Ale było kilka osób, które w podobny do ich sposobu ją podziwiało.
Zwłaszcza Pansy. Ojjjj tak, przed nią niewiele da się ukryć. Draco przekonał się o tym w Walentynki. Dzień jak każdy inny, jednak przez liczną obecność półkrwistych czy dzieci mugoli to niemagiczne święto przeniknęło pomiędzy szkolne mury. Na blisko dwa tygonie przed tym dniem korytarze nie milkły o pomysłach, radach, upodobaniach, próbach zwrócenia uwagi. Podobno nawet ktoś się pokusił o handel Amortencją i innymi eliksirami z typu tych miłosno uczuciowych.
On nie brał jednak tego święta na poważnie. Nie było mu do niczego potrzebne. Tego się trzymał dopóty, dopóki czarnowłosa nie zwróciła mu uwagi w bibliotece, iż Hermiona na pewno zostanie pominięta przez bliskie jej osoby. Zaczął w głowie toczyć batalię, co by tu dla niej zorganizować. Tylko tak, żeby nie wiedziała, że to od niego i żeby też nikt go przy tym nie nakrył. Ale żeby wiedziała, że jest ktoś, kto ją widzi, mimo że nie powinien, że nie może. Pansy jednak miała inną wizję. Według niej był to kolejny powód do radości i okazja, by utrzeć jej zarozumiałego nosa. Nie pomyślał zanim wystrzelił w jej stronę.
- I po co ci to?
- Jak to po co? Draco, to jest mugolka, której nie powinno tu być. Ciągle się panoszy, podlizuje nauczycielom... Draco, nie widzisz? - utkwiła w nim bolesne spojrzenie. Próbował wytrzymać ten wzrokowy atak. I gdy już myślał, że mu się udało, dostrzegł w jej oczach błysk. To źle wróżyło. - Dracoooo? - to nieznośne przeciąganie ostatniej litery, kiedy jej trybiki pracowały na pełnych obrotach.
- Dobra, nie było tematu. - skapitulował. Po raz pierwszy. Podniósł książkę od Transmutacji i już chciał odejść od stolika, gdy Pansy chwyciła go za rękaw szaty. Spojrzał najpierw na jej dłoń, a później na jej twarz. Wiedziała. Właśnie go przejrzała. Przegrał. I to z kretesem. Ona była największą plotkarą w Slytherinie. Znów to zrobił. Uciekł. Tym razem do lochów. Byle jak najdalej od niej. Od nich. Bo przecież w bibliotece była też ONA. Strząsnął rękę koleżanki i w mgnieniu oka pokonał drogę do dormitorium. Gdy już podejrzewał, że jest bezpieczny w towarzystwie Blaise'a, Pansy go dogoniła. Rozejrzała się czy są sami. Widząc tylko czarnowłosego postanowiła uwiarygodnić swoje przypuszczenia. Zabb jej w tym nie przeszkadzał, udając zainteresowaniem najnowszym numerem czasopisma o Quidditchu.
- Wiesz, że nie możesz. - zaatakowała go na wstępie. Tak jak idąc tu była pewna, co chce mu powiedzieć, tak teraz wszystko to straciło sens. - Malfoy, mówię do ciebie!
- Czego chcesz, Pans?!
- Ciszej gumochłonie. - syknęła - Chcesz żeby wszyscy usłyszeli co mam ci do powiedzenia? - pokręcił głową - Bo domyślam się i dam sobie rękę uciąć, że ten tutaj wie o wszystkim. - Blaise na ten komentarz zaraz się ożywił, mrucząc coś pod nosem, że nie wie o co chodzi. Ale wiedział. Blondyn znów pokręcił głową, tym razem potakująco. - No właśnie, ja też nie. Jak długo?
- Jak długo co? - tak, zgrywanie idioty to na pewno dobra strategia.
- Och, jak długo się z tym kryjesz? - nie wiedział ile i co może jej powiedzieć. Myślał, analizował, próbował jakoś to przekalkulować. I kiedy już chciał coś powiedzieć znów się zaciął. Trochę to trwało więc ktoś postanowił go wyręczyć.
- Od pierwszego dnia w pociągu. Wtedy co był taki "nieprzytomny" po waszym powrocie. Poznaliśmy ją jak przyszła do naszego przedziału. Żebyś widziała jak się zaciął. Jakby go ktoś spetryfikował, haha... - na Blaise'a zawsze mógł liczyć. Nie zdążył wypowiedzieć słowa. Zabini wygłosił cały monolog w jego imieniu, oczywiście śmiejąc się przy tym z niego. I na nic się zdało jego piorunujące spojrzenie, które spokojnie mogło by uśmiercić. Przyjaciel kontynuował jednak, nie zwracając na niego uwagi. Tylko, że ostatnie zdanie wypowiedział jakby z rezygnacją. - I niestety wszystko to pękło kiedy opowiedziała o sobie...
Pansy znów zamilkła, przewiercając jego postać zdawało by się na wylot. Znów myślała. W końcu z westchnięciem porażki usiadła na kanapie pomiędzy dwójką chłopaków. Siedzieli tak w trójkę przez dłuższą chwilę, patrząc na swoje buty. Ktoś z zewnątrz mógłby pomyśleć, patrząc na nich, że coś przeskrobali i czekają na ukaranie.
- Nie jestem w stanie niestety ci pomóc, Draco. Ale mogę cię zapewnić, że twój sekret jest u mnie bezpieczny. I jeśli masz takie życzenie... to... to pomogę ci to przetrwać i ukrywać. Aż ci to przeminie. Merlin jeden wie kiedy to nastąpi. - parsknęła na koniec śmiechem. Złapała go za rękę i ścisnęła ją. Wtedy to Draco Malfoy zyskał swoją pierwszą przyjaciółkę. Tak samo zresztą jak młody Zabini.
Wielokrotnie w późniejszym, czasie jej towarzystwo było pomocne. Zwłaszcza po sytuacji w podziemiach zamku szkolnego. Kiedy świat czarodziejski obiegła informacja, że Voldemort nieomal powrócił, ponownie zostając pokonanym przez niezwykłego do porzygania Wybrańca, wielu odetchnęło z ulgą. Jednak nie oni. Doskonale zdawali sobie sprawę, że pewien etap ich życia się właśnie zakończył. Bo dużo rodzin czystokrwistych zaczęła obawiać się kolejnych dni, tygodni, miesięcy. Draco coraz częściej był świadkiem łez swojej matki i oczekiwanych przez nią zapewnień ojca. Tak bardzo był wtedy wdzięczny za dwoje swoich przyjaciół.
~~~
- A co ty myślałeś? Tata nie zawsze był otoczony przez te wszystkie twoje ciocie i wujków. Trochę trwało to... kompletowanie? Nooo chyba tak, kompletowanie towarzystwa. - spojrzał na syna. Mały słuchał jak zaczarowany, jednak wciąż nie w głowie mu było spanie. - Ale prawda jest taka, synuś, że ciocia Pansy stała się wtedy kolejną ważną dziewczyną w moim życiu. I każdego dnia się cieszę, że tak bezproblemowo mnie wtedy odczytała... - zamyślił się na wspomnienie tamtych chwil. Trochę chyba za długo, gdyż mały blondynek zaczął nerwowo się wiercić, a do uszu dorosłego już Dracona dobiegł dźwięk cichego kwilenia. - No już, już... Się tak nie gorączkuj. Tata już opowiada dalej... Może o moim drugim roku w Hogwarcie?
♧♧♧
Jest środa? JEST!
Jest kolejny rozdział? JEST!
Trzecia część. Więcej akapitów. Więcej słów. Mam nadzieję, że mniej błędów. Może rzeczywiście skorzystam z porady i chyba pomyślę nad jakąś betą???...
Tjaaaa... :/
Bądź co bądź... Dziękuję! Za gwiazdki, komentarze, uwagi, porady, dodania do list, obserwacje itp. itd.. :D Serducho mi się cieszy, że jednak to coś tutaj podoba się komuś i warto dalej w to brnąć. :D
Zachęcam oczywiście do dalszego trwania ze mną w tej przygodzie - bo tym to dla mnie jest w jakiś sposób. I cieszę się, że mogę ją dzielić z Wami. :*
Gwiazdkujcie, komentujcie, uzewnętrzniajcie się, doradzajcie - każdy Wasz odzew jest dla mnie czymś miłym, pouczającym i wręcz pożądanym. xD
Pozdrawiam Was wszystkich cieplutko, ściskam i przesyłam e-buziaki :* :* :*
Nessie
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro