Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1

Patrzył przez okno pociągu na ludzi kotłujących się na peronie. Bawiła go ich zwykłość, normalność. On taki nie był. W jego żyłach płynęła krew dwóch znamienitych rodów, co z góry zapewniało mu w czarodziejskim społeczeństwie wysoką pozycję. Od małego uczono go, że jest lepszy od wielu innych. A przynajmniej ojciec mu to wpajał. Matka, choć przeważnie nie oponowała przeciw ojcowskiemu wychowywaniu, starała się mimo wszystko przekazywać większe wartości. Z większym bądź z reguły mniejszym skutkiem.

Teraz siedział na kanapie w wagonie, gdzie przeważała grupa pierwszoroczniaków. Miał uczęszczać początkowo do Durmstrangu, jednak finalnie ojciec postanowił posłać go do Hogwartu. Cieszył się. Tu na pewno będą jakieś znajome twarze. Na przykład taki Nott albo Zabini albo Parkinson. Czy chociażby Crabbe lub Goyle. Ooo tak... Tych dwóch na pewno będzie zanim łazić. W końcu był Malfoyem - dobrze trzymać się blisko niego wg takich jak oni.

Na peronie zaczęło pozostawać coraz więcej dorosłych. Spojrzał na zegar wiszący przy jednym z gzymsów. Jeszcze tylko 15 minut zostało do odjazdu. Sprawdził czy dobrze zabezpieczył walizki. Nie chciał żeby przypadkiem coś się zniszczyło. Akurat gdy kończył rozległ się odgłos rozsuwanych drzwi a w przedziale pojawiły się dwie ciemne czupryny jego... Kolegów? Sam nie wiedział jak ich nazwać. Na pewno byli mu bliscy, znali się praktycznie od małego. Jednak jego ojciec nie pochwalał przyjaźni. Towarzysze, współpracownicy, elementy potrzebne do osiągnięcia celu...

~~~

- No nie patrz tak na mnie. Dziadek taki właśnie był. - spojrzał w oczy syna, wpatrujące się w niego z ciekawością. - Tatuś zresztą w dużej mierze też...

~~~

- Te, Malfoy. A ty co? Nie łaska siedzieć z kumplami? ‐ tak, Blaise'a na pewno mógł nazwać kumplem. Łączyła ich przyjaźń, o której nie mówili na głos przy dorosłych. Doskonale wiedzieli jakie zdanie miał w tym temacie Lucjusz.

- No coś ty, Zabb. Po prostu tłok jak nie wiadomo co. Pewno znów jacyś mugole... - poczuł szarpnięcie. A więc ruszyli.

Podróż mijała im na żartach i planowaniu uprzykrzanie życia innym. Chcieli zawojować szkołę, pokazać wszystkim brudno magicznym, gdzie jest ich miejsce. Wspominali także minione wakacje. Theo Nott opowiadał o podróżach jego ojca po Europie kontynentalnej, w których mu towarzyszył. Zachwycał się pięknymi krajobrazami Włoch, winnicami Francji, czy urokliwymi plażami Chorwacji. Pansy zaś skupiła się w swoich historiach na wycieczkach z matką po świecie mody. Draco od kiedy tylko znał panie Parkinson, kojarzył ich zamiłowanie do własnego wyglądu. Jego matka również zawsze wyglądała nieskazitelnie, odpowiednio do swojej pozycji dziedziczki Blacków oraz żony Lucjusza Malfoya. Nigdy jednak nie zauważył, by jakoś przesadnie trwoniła czas na bieganie po butikach czy magicznych domach mody.

Zaczął obserwować ciemnoskórego. Zawsze rozgadany Zabini tego dnia był wyjątkowo cicho. Domyślał się zresztą powodu. Podczas, gdy oni zachwycali się rodzinnymi wakacjami, Blaise zmuszony był do siedzeniami w domu z nowym partnerem jego matki. Pani Zabini była wyjątkowo kochliwą kobietą. A może po prostu potrzebowała w swoim życiu ciągle poczucia męskiego towarzystwa.

Za sobą miała już kilka ślubów i żadnego rozwodu. Krąży przez to plotka, że każdego ze swoich mężów musiała w tajemniczych okolicznościach uśmiercać, ponieważ wszyscy kończyli w ten sam sposób. Biedacy umierali z powodu dziwnych schorzeń, pozostawiając po sobie fortunę. Wszystko oczywiście zapisywane było tej cudownej kobiecie, wychowującej samotnie syna. Nikt jednak niczego nie był w stanie jej udowodnić, a i urzędnicy Ministerstwa Magii nie kwapili się do szerszego rozeznania w sprawie. Tak więc, gdy tylko "nowy" nabytek matki Blaise'a umierał, ona już miała na widoku nowego mężczyznę.

Blaise przez to niestety, zamiast korzystać z uroków dzieciństwa, był często świadkiem orgii, odbywających się w każdym pomieszczeniu jego domu. Dźwięki jakie niosły się po korytarzach rodzinnego dworu nie pozwalały mu spać. Zamiast bawić się czy jeździć i zwiedzać, chował się w lochach - tylko tam ogarniała go cisza. Draco nieraz towarzyszył mu w tej ucieczce i często go żałował. Jednak ten zawsze z uśmiechem odpowiadał, że zawsze mogło być gorzej. I niestety, jak się w przyszłości miało okazać, miał rację.

W momencie, w którym pociągowy wózek ze smakołykami opuścił ich przedział, Teo z Pansy postanowili ulotnić się na moment w celu poszukania innych znajomych osób. Prawda była też taka, że czarnowłosa lubowała się w plotkach i zawsze chciała wszystko wiedzieć. Zostali z Blaisem sami. Nie dane im jednak było cieszyć się tym stanem dłużej niż koło 5 minut.

W przejściu do przedziału znikąd stanęła drobna dziewczynka ubrana w czarną szatę szkolną. Jej włosy przypominały nieokiełznany chaos, który grubo okalał piegowatą twarz z dwoma soczyście miodowobrązowymi oczyma. Uśmiechnęła się do nich sympatycznie, ukazując przy tym lekko wystające przednie zęby.

Draco wpatrywał się nią przez dłuższą chwilę. Widział, że jej usta poruszały się, co świadczyło zapewne o próbie kontaktu z jej strony. Jednak żadne wypowiedziane słowo z jej malinowych warg nie docierało do jego uszu. Dopiero po jakimś czasie bolesne kopnięcie w piszczel przez przyjaciela otrzeźwiło nieznacznie jego umysł. Wydukał szybkie wyjaśnienie, zasłaniając się głębokim zamyśleniem o powód tak wczesnego przywdziania szaty szkolnej przez dziewczynę.

- A to... - spojrzała na siebie, nieznacznie się rumieniąc. Blondyn nie mógł oderwać wzroku od tego cudownego widoku. - Nie chcę później tracić niepotrzebnie czasu. Nie wiadomo czy nie nadejdzie jakiś chaos wśród nowych uczniów, przepychanki i różne takie. Nie chciałabym w tym wszystkim się spóźnić albo co gorsza zniszczyć bądź ubrudzić ubranie.

- Sensowne wytłumaczenie. I niezła zaradność. Blaise Zabini jestem. A ten gumochłon to Draco Malfoy. Wiesz... z tych Malfoyów, lekko świrniętych. - czarnoskóry posłał w jej stronę żartobliwy uśmiech, jednocześnie mrugając porozumiewawczo. Określenie jakiego użył wobec niego bardzo mu się nie spodobała.

- Niby jakich Zabb? Czy wiesz może o czymś, co mnie jest obce? - posłał mu wyzywające spojrzenie. Jednakże napięcie pomiędzy nimi nie trwało długo. Żaden z nich nie wiedział, który pierwszy się roześmiał. Brązowooka patrzyła na nich początkowo jak na parę naprawdę zdrowo walniętych, ale po chwili zaraziła się ich dobrym humorem i wesołością.

- Hermiona. - wyciągnęła w ich stroną swoją drobną dłoń. Draco po uściśnięciu jej poczuł niezwykłą delikatność skóry, która niczym jedwab otuliła jego własną. - Hermiona Granger. Miło mi was poznać. Też pierwszy rok?

- Tak, nie możemy się już doczekać. Zwłaszcza Draco, co nie Smoku? - Blaise wiercił roześmianym spojrzeniem jego postać. Nie docierało do niego cały czas co się dookoła dzieje. Zastanawiał się przez chwilę nawet, czy przypadkiem nowopoznana towarzyszka posiada w swojej linii rodowej jakąś domieszkę willi.

- Oczywiście Blaise. Slytherin na nas czeka. A ty domyślasz się gdzie wylądujesz? - zagadnął ponownie kasztanowłosą. Ach, te jej cudownie głębokie spojrzenie... Znów za mocno odpłynął.

- ..., ale podejrzewam, że pewnie Gryffindor albo Ravenclaw. Uwielbiam książki, a nauka nie sprawia mi większych problemów. Co więcej wszyscy z mojej rodziny zawsze powtarzali, że jestem ambitna i mądra więc zapewne będzie to raczej Dom Roweny. - uśmiechnęła się szeroko, znów ukazując lekko wykrzywione przednie zęby.

- A w twojej rodzinie gdzie najczęściej się trafiało? Bo wiesz, nie jest to reguła, ale tak zwykle jest, że do Domów trafiają pokolenia za pokoleniami. - Blaise posłał w jej stronę zaciekawione spojrzenie. - My na ten przykład pochodzimy z rodzin, w większości wywodzących się właśnie z domu węża. Chociaż Draco ma chyba wujka z Gryffindoru i kuzynkę z Hufflepuffu.

- Taaaa, nie jest to jednak coś, czym moja rodzina lubi się chwalić. - dodał z przekąsem blondyn. Dostrzegł, że Hermiona jakby przygasła na ich wymianę zdań.

- Jaaaa... wiecie, bo... - cudownie się jąkała. Gdyby tylko przeczuwał, co się stanie później. - ... bo ja jestem pierwsza. - wystrzeliła w końcu w ich stronę. Jednak był to dopiero początek jej wylewności. - Pierwsza... w sensie, że wcześniej u mnie w rodzinie nie było nikogo magicznego. Wy chyba mówicie na nas mugole, prawda? Także ja jestem z mugoli i nawet nie wiedziałam, że istnieje takie coś jak... świat... magiczny... - z każdym ostatnim słowem zauważyła jak chłopcy pobledli. Biedna, nie domyślała się nawet jaki stosunek mogą mieć do niej, gdy okaże się, że nie jest czystokrwista.

Draco nie potrafił w to uwierzyć. Ta... ta dziewczyna..., która wprost wparowała do jego umysłu niczym wściekły hipogryf jest... zwykłą i nędzną... nie mógł w myślach dokończyć tego stwierdzenia. Blaise z kolei patrzył na nią wielkimi oczyma, by zaraz po chwili przywdziać na twarz maskę obojętności. Odchrząknął lekko i otworzył usta, by zapewne skomentować jej status i dać jej do zrozumienia, że powinna opuścić ich przedział, gdy ponownie w przejściu do niego pojawiła się brązowa czupryna, należąca do dość pulchnego chłopca.

- Cześć! Widzieliście może Teodorę? Znaczy moją żabę? - zadał pytanie nowoprzybyły. Hermiona poczuła, że jest to jej szansa na ucieczkę z tego przedziału. Wiedziała, że swoim wyznaniem o pochodzeniu coś się popsuło w jej krótkiej relacji z dwoma pretendentami Domu Węża. Z jej twarzy można było w tamtym momencie czytać jak z otwartej księgi. I Draco to robił.

Wstała szybko z zajmowanego miejsca, mrucząc coś o chęci pomocy w poszukiwaniach. Gdy zamykała drzwi, wymieniła jeszcze ostatnie spojrzenie z blondynem. Stal jego oczu przeszyła ją na wskroś, nie potrafiła nawet przełknąć z emocji nagromadzonej śliny w jej ustach. Gardło po prostu się zablokowało, utrudniając również wzięcie głębszego oddechu. Musiała to jednak przerwać. Udało jej się opuścić oczy na buty, po czym popychając lekko, jak się później okazało Neville'a Longbottoma, ruszyła w celu poszukiwań zaginionej żaby. Pozostawiła po sobie tylko delikatny zapach orchidei, który powodował u Draco trudności w skupieniu się. Dopiero po jakimś czasie, może kilku - kilkunastu minutach spojrzeli na siebie wraz z Zabinim, wciąż skonsternowani zaistniałą sytuacją. Żaden nie był w stanie wyksztusić słowa.

Sytuacja nie zmieniła się także, gdy powrócili ich początkowi towarzysze w towarzystwie dwóch grubasków, Crabbe'a i Goyle'a. Draco wpatrzony cały czas w widok za oknem, milczał. Milczał i myślał. Myślał i rozpamiętywał. Rozpamiętywał i klną. Bo jak taka cudowna i ładna dziewczyna, notabene pierwsza, na którą zwrócił uwagę w taki sposób (a przecież miał tylko 11 lat) uwagę mogła okazać się...

- Malfoy! Rusz się! Wysiadamy! - to Pansy wyrwała go z tego otępienia. Nie wiedział nawet, że tak szybko dojechali. A zdawało się, że jeszcze przed chwilą... STOP! KONIEC!

~~~

- ... i wiesz co, Scor? Nie pamiętam Hogsmeade. Tatuś wrócił do żywych dopiero jak płynęliśmy łódkami do szkoły. Potem próbowałem się zaprzyjaźnić z wujciem Harrym... No co? Tak, oficjalnie przyznaję tobie, że tatuś chciał przyjaźnić się z wujkiem, ale ćśśśśś... Niech to będzie nasza słodka tajemnica. - uśmiechnął się do syna. Pogłaskał go palcem wskazującym po policzku, a malec zaraz oplótł go swoją drobną rączką, śmiejąc się do niego. - Oczywiście wszystkiemu musiała przeszkodzić ta wredna łasicowata kreatura. - dodał wściekle. Samo wspomnienie rudej czupryny powodowało u niego napad furii. - Gdyby nie on, Scor, może wszystko potoczyło by się inaczej...


♧♧♧

Pierwszy rozdział za nami. Dziękuję za komentarze pod Prologiem, za wszystkie gwiazdki, miłe słowa i dobre rady. Mam nadzieję, że udało mi się ich trochę wprowadzić. :)

Rozdział miał być wczoraj, niestety nie wiedzieć kiedy padłam przy usypianiu dzieci. :)

Co jeszcze by tu...? Aaaa, już wiem! Rozdziały chciałabym publikować raz w tygodniu, co środę za pewne. Chyba, że tak jak wczoraj zdarzy się lekka obsuwa. 

Pozdrawiam Was cieplutko i życzę przyjemnych wrażeń. ;)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro