Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

20 - Szkoła.

Pan stała przed szkołą z założonym plecakiem. Rano z dumą przypięła plakietkę szkoły Herkulesa, jednak ciągle miała obawy. Budynek był duży, okna były symetryczne, ściany z zewnątrz niczym się nie wyróżniały, były po prostu piaskowego koloru. Kiedyś uwielbiała to miejsce, jednak przed samym wypadkiem stało się jej koszmarem. Nikogo nie było w pobliżu, co oznaczało, że się spóźniła. Wbiegła do budynku, był tak sterylny jak niejeden szpital. Stanęła przed salą w której powinna być już od pięciu minut. Chwyciła klamkę i się zawahała. Co jeśli jej spóźnienie zostanie odebrane jako zwrócenie na siebie uwagi? Tak nie było. Ona po prostu zamiast użyć Kinto, które dostała od dziadka, postanowiła polecieć sama, znacznie wolniejszym tempem. Dodatkowo nie wylądowała na dachu tylko dobry kilometr dalej i musiała biec. Właściwie szła powoli martwiąc się co będzie dalej. Przygryzła wargę i nacisnęła klamkę otwierając drzwi. Miała nadzieje, że będzie niezauważona, jednak skrzypienie zawiasów zabiło wszelką tajemniczość. Zamknęła za sobą drzwi i pokłoniła się. W tym wypadku nic innego jej nie zostało. Przerwała nauczycielce sprawdzanie listy obecności, właśnie była jej kolej.

— Son Pan – wydukała nauczycielka. — Dobrze, że spóźniona ale obecna!

W oczach kobiety było widać nieskończoną radość i ulgę. Zaznaczyła w komputerze obecność i podeszła ją przytulając. Dziewczynka nie bardzo wiedziała jak się zachować. Jej wychowawczyni była zawsze odbierana jako bezuczuciowa osoba, która tylko umie przekazać wiedzę. Wszyscy uczniowie wstali i po kolei zaczęli do niej podchodzić witając ją. Ostatnia była Zakuro. Objęła ją wypuszczając wraz z powietrzem ostatnie złe chwilę.

— Jak dobrze, że jesteś — wydukała jej do ucha. — Przepraszam, że sprawiłam Ci taką przykrość. Pójdziemy do parku po szkole?

Dziewczyna odsunęła się od niej. Pan chwilę się wahała jednak przytaknęła, a Zakuro pociągnęła ją i posadziła koło siebie. Ponownie obie na każdej lekcji siedziały koło siebie, nie odstępowały się wzajemnie na krok na przerwach. Do tego reszta klasy była dla niej nastawiona tak jak wcześniej, każdy ją po prostu lubił. Jedynie czerwonowłosy chłopak trzymał się na uboczu. Ten który po lekcji z jej wujkiem ją popchnął. Zakuro wyjaśniła jej, że oprócz błędu który popełniła odsuwając się od przyjaciółki, to właśnie on przeciwstawił wszystkich przeciwko Pan. To właśnie on był tym nowym w którym podkochiwała się chwilę temu jej przyjaciółka.

— To zwykły głupek – zaśmiała się Zakuro. — Nastawił wszystkich przeciwko Tobie, ponieważ zrozumiał, że dałaś mu kosza. Kiedyś się dziwiłam, jednak wiem, że miałaś rację.

— Czyli nie uważasz, że...

— Pluła sobie w brodę po tym słowach już po pięciu minutach – przerwała jej. — Tylko jemu powiedziałam o naszej kłótni i to on nastawił całą klasę, ja byłam na tyle urażona, że się temu poddałam. Kiedy zniknęłaś każdy chciał Cię odnaleźć, wszyscy baliśmy się, że coś Ci się stało.

— Byłam bezpieczna – wydukała. — Po prostu straciłam pamięć.

— Tak najzwyczajniej nie wiedziałaś co się stało – zaśmiała się. — Ważne, że się znalazłaś!

Obie po usłyszeniu dzwonka weszły do sali, trzymając się pod ramię. Siedziały na lekcji i cały czas robiły notatki. Pan nic nie rozumiała z lekcji, za dużo straciła przez ten czas. Po każdej lekcji musiała pochodzić do nauczycieli po tematy. Oni zapewniali ją, że zrobią wszystko aby to nadrobiła. Jednak dziękowała i brała zapiski. Goten obiecał jej, że ogarną to szybciej, ona miała zadbać już tylko o systematyczność, resztę uzupełnią wspólnie. Nauczyciele na to przystawali, wierząc, że ma najlepsze wsparcie.

Zabrzmiał ostatni dzwonek. Zarówno ona jak i Zakuro były gotowe na wspólny spacer, tak jak dawniej. Pan napisała tylko wiadomość, gdzie będzie, wysyłając ją do rodziców, Gotena i Trunksa. Zarówno jej wujek jak i przyjaciel musieli otrzymać taką informację. Obie odłożyły niepotrzebne zeszyty do szafki, w przypadku Pan było ich znacznie mniej. Wyszły przed budynek. Przed wejściem głównym dziewczyna dojrzała swojego dziadka. O dziwo, nie miał na sobie charakterystycznego pomarańczowego dresu tylko zwykle ciuchy. Miał na sobie szare dresy, czarną koszulkę, przykrytą zieloną kurtką. Pan czuła jak czerwieni się na policzkach. Bała się powtórki, jednak Zakuro ją pociągnęła do mężczyzny.

— Dzień dobry Panie Goku!

— Cześć Zakuro – pomachał jej. — Zabiorę Pan na trochę co Ty na to?

— Jeśli pan musi.

Pan nie wiedziała zupełnie o co chodzi. Nigdy ich sobie nie przedstawiła, a oni rozmawiali ze sobą jakby znali się od dłuższego czasu. Przecież nikomu nie przedstawiła swojego dziadka. Spojrzała też na Goku, który stał prostu i nic więcej nie mówił, za to jej przyjaciółka rozejrzała się i wystawiła kciuk postawiony ku górze.

— No to lecimy – Goku wyciągnął do wnuczki dłoń. — Zakuro jak chcesz to chwyć Pan za ramię. Zobaczysz co Twoja przyjaciółka załatwiła.

— Dziadku...

— Pan ja wszystko już wiem – przerwała jej dziewczyna chwytając ramię. — Dalej złap dziadka, póki nikogo nie ma!

Dziewczyna niepewnie chwyciła dłoń dziadka, a on przystawił dwa palce i pojawili się przed szkołą jej wujka. Razem z Zakuro, która podobno wszystko wiedziała. Pan nie mogła nic z tego pojąć, tylko na nich patrzyła. W końcu Goku ukucną przed nią na jednym kolanie.

— Zakuro dzień po ogłoszeniu, że zaginęłaś przyszła do Twoich rodziców pytając jak może pomóc – zaczął. — Akurat kiedy rozmawiali wpadłem do salonu, jedyne co nam pozostało to wyjawić prawdę. Dziwne było, że wszystko przyjęła spokojnie...

— Zawsze mówiłam, że jesteś z innej planety – przerwała mu przyjaciółka dziewczyny patrząc na nią. — Może i urodziłaś się na ziemi ale jakaś część Ciebie nie jest ziemianką.

— Nie mogłam Ci powiedzieć...

— Przecież to nieprawdopodobne – dokończyła za nią.

Pan przytulił Zakuro i po chwili uświadomiła sobie gdzie są. Szkoła jej wujka. Po dłuższej chwili i on się zjawił, obok stał Kazuki i Jun. Ponownie stali w trójkę jakby nigdy nic się nie wydarzyło. Goku wstał i odsunął się na parę kroków, po chwili zniknął. Nie użył Błyskawicznej Teleportacji, więc po prostu odszedł kawałek.

— Wujku już nie wściekasz się na Juna? — spytała Pan patrząc na niego.

— Oczywiście, że jestem wkurzony, jednak bardziej cieszę się, że zostaje w szkole – odpowiedział mierzwiąc jej włosy, by po chwili się nachylić do niej. — Trunks się nie dowie o pocałunku, ale następnym razem mnie nikt nie powstrzyma. Nawet dziadek, rozumiesz?

Przytaknęła czerwieniąc się. Zerknęła na Juna, który stał obok nich i rozmawiał z Kazukim. Do dziewczyny dotarło coś jeszcze. Wróci do szkoły. Wiedziała, że jeszcze chwila i złość jej wujka minie i ponownie będą najlepszymi przyjaciółmi. Tak jak on i Zakuro, która również patrzyła na niego z zachwytem. Ewidentnie obie nie umiały oprzeć się urokowi Juna. Goten pstryknął jej palcami przed oczami, wyrywając obie z transu.

— Nie wiem jak to załatwiłaś, ale masz na koncie kolejny dobry uczynek – wyszeptał i ją przytulił. — Pamiętaj mała, że nigdy z nim nie będziesz!

Wyszeptał jej do ucha tak aby tylko ona to słyszała. Objęła go i tylko potwierdziła. Nigdy nie będzie z chłopakiem o tyle starszym. Jednak cieszyła się, że jej pierwszy prawdziwy pocałunek skradł właśnie on, a nie ktoś inny. Na samo wspomnienie czuła ścisk w żołądku.

— Właściwie jeszcze nie podjąłem decyzji – wymamrotał Jun. — Nie dam rady pilnować babci, zajmować się jej domem i trzymać poziom...

— Chyba nie o to chodzi – podeszła do niego Pan patrząc pytająco. — Wiesz przecież, że każdy Ci pomoże.

— Młoda jak to sobie wyobrażasz? Twój dziadek będzie płacił za moją naukę?

— Za moją płaci od lat – wzruszyła ramionami Goten wstając.

— My z Pan możemy pomóc na przykład w domu Twojej babci – wyrwała nagle Zakuro. — Moja starsza siostra uczy się na opiekuna osób starszych, więc aby nabrać praktyki zgodzi się pomóc – dziewczyna dołączyła do swojej przyjaciółki. — Masz przyjaciół z którymi możesz się uczyć i utrzymać poziom.

Jun patrzył na obie zdezorientowany. Zrozumiał też dlaczego tak się dobrały, obie były pewne siebie, zadziorne i znajdowały rozwiązanie. Spojrzał w oczy Pan, jej nie mógłby odmówić. Jeśli jej argumentem będzie „bo ja tak chce" to będzie najważniejszy powód aby się zgodził. Zerknął na Gotena, który stał za swoją bratanica z założonymi rękami, jakby chciał powiedzieć, że nie ma wyboru. Nie wiedział co ma zrobić, co powiedzieć. Koło niego pojawił się Goku.

— Ale się najadłem!

Wszyscy na niego spojrzeli, ocierał buzię z resztek jedzenia.

— Dziadku, powiedz Junowi, że musi wrócić do szkoły! — wyrwała rozkazująco Pan.

— Jun, musisz wrócić do szkoły.

Mężczyzna po prostu po niej powtórzył patrząc na chłopaka nie wiedząc tak naprawdę po co to robi. On nawet swoim synom tego nie nakazywał. Wszyscy zaczęli się z niego śmiać. Brzmiał trochę jak podwładny Pan, a nie jej dziadek. W sumie nie rozumiał bardzo o co chodzi w całej sytuacji.

— Dlaczego w ogóle miałbyś z niej zrezygnować?

— Rodzice Juna są bezdusznymi bestia...

Goten przyłożył dłoń do buzi Pan aby nie powiedziała za dużo. Zgadzał się z nią ale nie mógł pozwolić aby raniła jej przyjaciela. Próbowała się wyrwać i dokończyć. Dopiero smutny wzrok Juna ją uspokoił.

— Moi rodzice nie będą płacić za szkołę, chyba, że zostawię babcie i nie będę jej pomagał. Pan załatwiła dla mnie stypendium...

— Goten, czy Ty czasem tego nie masz? — przerwał mu patrząc na syna.

— Tak ojcze – odpowiedział zażenowany nie wiedzą Goku.

— Jun jeśli chcesz się uczyć, a to ma Ci pomóc to dlaczego chcesz zrezygnować?

— Bo jest zbyt ambitny! — tupnęła nogą Pan.

Goku chwilę się zastanawiał. Nie chciał nikomu nic doradzać. Sam nigdy nie chodził do szkoły, głównie trenował. Zerknął na Pan i Gotena, którzy patrzyli na niego znacząco.

— W sumie, gdyby Goten miał się o to martwić to pewnie nie chodziłby do szkoły, a Chi Chi byłaby wściekła – zaczął analizować. — Jun jak moja żona się o tym dowie to nawet ja jej nie powstrzymam. Urządzi Ci niesamowite piekło, do tego Pan, Goten, Kazuki i nawet Zakuro...

— Chyba najbardziej będę się bał pana żony – wymamrotał. — Dobrze, więc skoro mam takie wsparcie to będę musiał się zgodzić.

— Chociaż uda nam się spełnić naszą obietnice... — wyszeptał Kazuki, nie skończył ponieważ widział spojrzenia swoich przyjaciół.

Wszyscy się po chwili rozeszli. Goten, Kazuki i Jun pojechali do tego ostatniego aby pomóc mu nadrobić kilka dni, a dziewczynki ruszyły na spacer, trzymając się pod ręce, za nimi szedł znudzony Goku. Miał dłonie założone na głowie i rozglądał się, najchętniej udałby się na trening, ale obiecał Chi Chi, że odprowadzi Pan i Zakuro do domów.

— Dziadku – jego wnuczka odwróciła się. — Idź na trening, nie musisz za nami łazić!

— Obiecałem Twojej babci, że was odprowadzę – wymamrotał.

— To my pójdziemy na trening z Tobą!

Pan podbiegła i go przytuliła. Wiedział, że nie ma co dyskutować, to ona podjęła decyzję. Spojrzał na Zakuro, po której też było widać ciekawość.

— Ja chciałem iść do Kaio – westchnął. — No już dobrze...

Oddalili się tak aby nikt ich nie widział i dzięki Błyskawicznej Teleportacji znaleźli się w królestwie wszechmogącego. Przywitał ich Dendie. Nameczanim o zielonej skórze, dwóch czułkach na łysej głowie, w białej szacie i brązowej kamizelce. Obok stał Mr Popo, kosmita o czarnej jak smoła skórze, dużych oczach i pełnych, czerwonych ustach.

— Goku, chyba nie powinieneś przyprowadzać obcych – Dendie wskazał na Zakuro, która ledwo łapała powietrze.

Mężczyzna przy niej ukucnął i zaczął uspokajać. Jednak to nie były nerwy.

— Dziadku, pamiętaj, że tutaj powietrze ma zupełnie inne ciśnienie – wyjaśniła Pan.

Mężczyzna chwycił Zakuro za ramię i przeniósł ich niżej do mistrza świętej wieży. Biały kocur z brązową laska wyższą od niego stał jakby na nich czekał. Kiedy się zjawili dziewczyna pewniej zaczęła oddychać. Byli niżej więc wszystko powoli wracało do normy. Goku usiadł na barierce wychylając się aby dojrzeć co się działo wyżej. Widział Pan która wychyla się i na nich czeka.

— Son Goku jak zawsze robi a nie myśli – odezwał się Karin.

— Pan oddycha normalnie...

— Ma w sobie Saiyańską krew i do tego bywała u Wszechmogącego, jednak nie odbyło się to przecież od razu.

— Wybacz Mistrzu.

Zakuro siedziała na ziemi i uspokajała swoje ciało, szczególnie płuca. Po chwili od dziwnego dla niej kota, otrzymała małe brązowe ziarenko. Patrzyła na nie zupełnie zaskoczona. Przecież nie powinna tak zareagować na wysokości, nie raz latała samolotami na różne wycieczki i nic jej nie było.

— Budowa samolotu pozwala na dostarczenie odpowiedniego tlenu – odezwał się Karin. — Dlatego kiedy zjawiłaś się wyżej ciśnienie Cię pokonało.

— Skąd Ty...

— Czytam w myślach drogie dziecko. Teraz Goku weźmie Cię do Twojej przyjaciółki.

Karin się oddalił, a mężczyzna wziął ją na plecy i polecieli ku górze. Kiedy Zakuro czuła się gorzej stawał na chwilę aby powoli się przyzwyczajała. Droga co prawda zajęła im dłuższą chwilę, jednak kiedy stanęli na marmurowej posadzce dziewczyna oddychała już z łatwością. Przed środkowym, największym budynkiem stały trzy krzesła, jedno zajął Dende, przy którym stał jego podwładny. Pan biegała i próbowała złapać jedynego motyla, który tam latał. Kiedy ją zobaczyła pociągnęła na krzesło, a Goku zaczął trening. Walczył z niewidzialnym przeciwnikiem, świadomy, że trening u Kaio byłby skuteczniejszy.

— Czy mi się wydawało czy Ciebie i Juna łączy coś więcej niż znajomość? — wyszeptała Zakuro. — Patrzy na Ciebie tak jakby chciał Cię trzymać cały czas w ramionach.

— Pocałował mnie ostatnio – wymamrotała cała czerwona. — Dlatego wujek Goten jest na niego tak bardzo zły, a jeśli Trunks się dowie będzie tylko gorzej.

— Całowałaś się z największym ciachem jakie można spotkać! — pisnęła cicho Zakuro. — Jak było?

— Lepiej niż jak sobie wyobrażałam, podkochuje się w nim od dłuższego czasu.

— Twój dziadek ma dobry słuch – przerwał im Dente pokazując na mężczyznę.

Dopiero wtedy dotarło do nich, że Goku stał i je obserwował z zaciekawieniem. Obie spłonęły w rumieńcach i spuściły głowy ze wstydu. Szczególnie Pan.

— Myślałem, że interesuje Cię Archie – wydukał zaskoczony.

— Dziadku proszę Cię! — wyszeptała. — Trenuj sobie!

— Samemu jest nudno...

Wiedziała jak zmienić myślenie swojego dziadka, wystarczyło wspomnieć o treningu i poprzedni temat znikał jak za pstryknięciem palcem. Nagle oboje coś poczuli, to były dwie zbliżające się energię. Leciały do Boskiego Królestwa, jednak miały przyjazne zamiary i czyste Ki. Jedna z nich jednak wprowadzała Pan w ból żołądka, musiała przed nim ukrywać swoją największą radość. Zakuro widząc, że dzieje się coś niepokojącego chwyciła ją za dłoń z uśmiechem.

— Już nigdy nie zostawię naszej przyjaźni i zawsze Ci pomogę, obiecuję.

— Nikomu nie mów o pocałunku Juna, nawet przy wujku. Chcę aby się pogodzili.

Przytaknęła a na skraju niebiańskiego królestwa zjawiły się dwie osoby o blond włosach postawionych ku górze.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro