Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

05 - Nowy Kolega.

Dziadku! Gdzie jesteś? — krzyczała.

Miała zaledwie siedem lat. Ubrana była w pomarańczowe dresy oraz niebieskie obciążniki na rękach. Jej krótkie, czarne włosy rozwichrzyły się, a łzy czaiły się w oczach dziewczynki. Rozglądała się dookoła. Panowała zupełna ciemność. Stała pośrodku niczego. Mrok, cisza i czerń. Czuła słoną wodę spływającą po policzkach, szukała kogoś, ale nie wiedziała kogo. Tajemnicza postać pojawiała się i znikała. Nagle ktoś położył jej dłoń na głowie. Odwróciła się. Za jej plecami był dobrze zbudowany mężczyzna, na którego mówiła dziadek. Uśmiechał się serdecznie. Podniósł dziewczynkę powoli i przytulił. Głaskał ją delikatnie i uspokajał.

Nie płacz — wyszeptał. — Dziadek zawsze jest przy tobie. Nie pozwolę, żeby stała ci się krzywda.

Spojrzała na niego. Czuła ulgę. Był przy niej i ją obroni. Kciukiem otarł mokre poliki Pan. Nagle zniknął, a ona upadła na ziemię. Ponownie zaczęła się rozglądać i go szukać.

Pan obudziła się zlana potem. To był tylko zły sen. Właściwie nie wiedziała, czy mogła go zaliczyć do koszmarów. Kiedy mężczyzna ją przytulał, czuła ogromną ulgę. Ten głos był taki spokojny i pełen obietnic.

Spojrzała na swoją nogę, która wcześniej była zawinięta w bandaże. Teraz? Nie było śladu, już nie czuła bólu. Mimo że nic już jej nie dolegało, babcia nie pozwalała dziewczynie opuszczać domku. Spędzały razem dużo czasu. Wspólnie gotowały, oglądały telewizję i grały w różne gry. Podobno taka była ich codzienność przed wypadkiem. Pan próbowała sobie cokolwiek przypomnieć, ale jedyne co widziała, to tego samego mężczyznę. Nosił ją na rękach, spełniał każdą jej prośbę; i to z uśmiechem.

Pięć dni temu obudziła się, nie wiedząc nic. Był tylko on. Ogromna zagadka. Kim mógł być, że wdzierał się w jej myśli?

Zerknęła przez okno. Granatowe niebo ozdobione gwiazdami i bladym blaskiem księżyca. Przy studni dojrzała jakąś postać. Stał tam niski chłopiec o jasnych włosach. Z daleka zobaczyła, że miał brudne i wyniszczone ciuchy. Był drobny, wręcz wychudzony. Podpierał się o wykrzywiony kij. Bardzo cicho próbował wydobyć wodę ze źródła. Pan delikatnie otworzyła okno i wyskoczyła przez nie. Powoli zaczęła do niego podchodzić, aż wreszcie znalazła się za chłopakiem. Pił wodę z drewnianego wiadra, nawet jej nie zauważył. Łapczywie brał każdy łyk. Obserwowała go z uwagą. Kiedy skończył, niewinnie chrząknęła. Nieznajomy z przerażenia prawie upuścił wiadro. Jednak nie dotarło do ziemi. Pan stała przed nim i jedną ręką je podtrzymywała. Sama nie wiedziała, jak to zrobiła. Ułamek sekundy temu była tuż za nim, a teraz znajdowała się przed chłopakiem. Po prostu poczuła, że przedmiot nie może upaść, robiąc hałas. Młodzieniec patrzył na nią ze strachem wymalowanym w zielonych oczach.

— Proszę, nie rób mi krzywdy — wyszeptał łamiącym głosem.

— Nie chcę. Ta woda nie nadaje się do picia, babcia używa jej do prania i mycia naczyń.

— Nie miałem w ustach nic od dłuższego czasu, musiałem napić się chociaż takiej wody.

Pan przyczepiła wiadro do sznura i powoli opuściła. Chłopak patrzył na nią ze zdziwieniem. Wcześniej, kiedy ktoś go przyłapał, od razu albo przeganiał, albo wzywał służby porządkowe. Dziewczyna jednak nic z tego nie zrobiła. Odwróciła się tylko do niego.

— Jestem Pan, a ty? — powiedziała cicho, rozglądając się, czy aby na pewno nikt do nich nie dołączył.

— Archibald, ale mówią na mnie Archie — odparł. — Uciekłem z domu i od kilku miesięcy włóczę się w okolicy, nigdy wcześniej cię tu nie widziałem.

— Mieszkam w domku za tobą, razem z babcią. W sumie, to ona tak twierdzi.

— A ty?

— Przez wypadek straciłam pamięć. Nie pamiętam nic, oprócz tego, że mam na imię Pan — wyjaśniła. — Podobno poszłam nad rzekę, broiłam i z całej siły uderzyłam w głowę. Jesteś głodny?

Chłopak spuścił wzrok i przytaknął. Dziewczyna natomiast, najciszej jak mogła, udała się do domku i z szafki wyjęła schowane rano śniadanie. Wyszła do Archiego i mu je przekazała. Wcześniej, jak jej coś nie smakowało, robiła podobnie. Chowała jedzenie i w nocy szła do lasu, zostawiając pokarm dla zwierzyny. Sama zrywała dla siebie dary natury i się zajadała. Chłopak bardzo szybko pochłonął całą porcję. Pan domyśliła się, że nie doceniła faktu, że ma codziennie podaną żywność pod nos. Kiedy Archibald skończył jeść, było widać, że poczuł ulgę.

— Dziękuję za jedzenie, oprócz wody nie miałem nic w buzi od trzech dni.

— Nie lepiej wrócić do domu?

— Nigdy! Kiedy matka umarła, ojciec stał się prawdziwym tyranem, starsze rodzeństwo udało się do miasta na studia, a ja uciekłem — wytłumaczył. — Wolę umrzeć z głodu niż ze strachu.

— Babcia nie jest chętna, aby ktoś do mnie przychodził, ale skoro się ukrywasz tyle czasu, mogę ci wieczorami podrzucić coś do jedzenia.

— Dlaczego?

— Jesteś głodny, a skoro mogę pomóc, to chętnie to zrobię.

Spojrzał na nią zdziwiony.

Pan wyczuła, że pierwszy raz spotkał się z taką sytuacją. Usiadła pod studnią, po czym skuliła kolana pod brodę. Było jej przykro, że ciągle zastanawiała się, czy staruszka mówi prawdę, zamiast doceniać opiekę. Po co kobieta miałaby kłamać?

Popatrzyła na chłopca, który wciąż stał naprzeciwko. Archie uciekł z domu przed ojcem tyranem i włóczył się od kilku miesięcy, musiał kraść brudną wodę ze studni, żeby móc się napić, a jednak się uśmiechał. Blado i niewinnie, ale jednak. Zerknęła na wykrzywiony kij, o który się opierał.

— Dlaczego go masz? — Wskazała na przedmiot.

— Skręciłem kostkę kilka tygodni temu, dzięki niemu nie obciążam jej tak bardzo.

— Miałam złamaną nogę, wszystko ustało w ciągu kilku dni, więc dlaczego u ciebie trwa to tak długo?

Spojrzał na nią kompletnie zdezorientowany. Zaczęła się zastanawiać, co takiego dziwnego powiedziała. Archie niezwykle ją ciekawił, był bardzo zagadkowy. Ruszył w świat, aby ochronić się przed złem.

— Złamanie nie może minąć w ciągu kilku dni, to niemożliwe — wyszeptał.

— Wczoraj był u mnie lekarz i stwierdził, że jest wszystko bardzo dobrze, zresztą nie czuję już bólu.

Chłopak odłożył swój kij i, powoli kuśtykając, usiadł koło dziewczyny. Oparł się o studnię i cicho westchnął. Pan czekała na jakąkolwiek reakcję Archie jednak patrzył przed siebie i próbował wymyślić coś sensownego.

— Pan, minimalny czas na zrośnięcie się kości to kilka tygodni. Może twoja noga nie była złamana?

— Nie wiem, nawet nie mogę tego porównać, bo nic nie pamiętam. — Skuliła się bardziej. — Bardzo pomagał mi mężczyzna, który co jakiś czas pojawia się w mojej głowie.

— Może to ktoś dla ciebie bliski?

— Ciągle używa słowa dziadek, ale to pewnie moje wyobrażenie, bo mój dziadziuś zmarł kilka lat temu. Zresztą nie jest podobny do tego ze zdjęć, które pokazała babcia.

Nagle usłyszeli dźwięk budzika kobiety.

Pan poprosiła, aby nowy kolega wpadł w następną noc, a ona wtedy go czymś poczęstuje, po czym pobiegła do łóżka. Właściwie przeskoczyła do niego. Okno zamknęła i zasłoniła rolety, aby babcia nie dojrzała chłopca, a ten powoli udał się w głąb lasu. Dziewczyna słyszała, że kobieta wchodzi, aby sprawdzić, czy jeszcze śpi. Po chwili udawania mogła znowu spojrzeć przez szybę, kiedy zamknięto jej drzwi. Archiego już nie było. Miała tylko nadzieję, że wróci i będą mogli sobie spokojnie porozmawiać. Podobał jej się czas z babcią, ale brakowało jej rówieśników.

***

Gohan wszedł do domu. Od razu powitała go Videl, pełna nadziei, że mąż wrócił z ich córką. Jednak stał sam. Ze łzami przytuliła się do niego, żeby uzyskać chociaż namiastkę spokoju. Oboje byli zmęczeni, bladzi i mieli podkrążone oczy od braku snu. Usiedli spokojnie w salonie. W tle grał telewizor. Ponownie w wiadomościach pojawił się ojciec kobiety, oferując nagrodę za znalezienie Pan. Niski mężczyzna z bujną czarną czupryną i wąsami tego samego koloru powtarzał ciągle, że za każdą informację płaci sto tysięcy zeni. Gohan i Videl wiedzieli, że dodatkowo wynajął grupę detektywów, aby tylko odnaleźć swoją wnuczkę.

— Zastanawiam się, kto bardziej szaleje — zaczął cicho Gohan. — My, twój ojciec czy mój.

— Tata w końcu udał się spać?

— Zrobił sobie tylko przerwę, żeby coś zjeść — odpowiedział. — Ojciec nie zmrużył oka od momentu, kiedy zrozumieliśmy, że Pan zaginęła. Dziwne, że ani Dendie, ani Kaio nie potrafią jej znaleźć.

— Poproś ojca, żeby trochę odpoczął. Przecież każdy szuka Pan, nie musi się aż tak poświęcać.

— Oddał swoje życie, kiedy mnie zgubiła pycha podczas walki z Komórczakiem, więc kilka dni bez snu mu nie zaszkodzi, jeśli ma szukać swojej wnuczki.

— Gohan, nie możesz tak mówić! — uniosła się kobieta.

— To nie moje słowa, tylko jego — wyjaśnił. — Właściwie powiedział: kiedy walczyłeś z Komórczakiem, aby cię ratować, oddałem swoje życie, więc jak mógłbym zasnąć z myślą, że moja wnuczka jest w niebezpieczeństwie?

Kobieta go przytuliła. Otarła łzę spływającą po policzku. Tak bardzo marzyła, żeby córka pojawiła się przed nimi, nawet jeśli miałaby powiedzieć coś niemiłego.

Nagle usłyszeli pukanie do drzwi. Videl ostrożnie poszła je otworzyć. Przed nią stał Goten, który trzymał spory plik kartek. Zaprosiła szwagra do środka i zaprowadziła do brata. Młodszy położył przed nim druki. Gohan zobaczył zdjęcie Pan, a nad nim napis „Zaginęła!". Pod fotografią był szczegółowy opis dziewczyny i dwa numery z prośbą o kontakt, jeśli ktoś cokolwiek by wiedział.

— Jun je zrobił, razem z Kazukim roznoszą już w swojej okolicy. Wujek Krillin zawiesza je podczas patrolu, a Trunks roznosi w metropolii — wytłumaczył, siadając naprzeciwko brata.— Możecie się zająć waszym regionem?

— Od rana się tym zajmę — oznajmiła Videl. — Siedzę w domu, więc może na coś się przydam.

Obaj na nią spojrzeli. Miała łzy w oczach.

Faktycznie cały czas czekała na córkę, nie pomagając w poszukiwaniach. Gohan właśnie takie polecenie jej wydał. Miała czekać na Pan w domu, a jego matka u siebie. Obie ciągle rozmawiały przez telefon z nadzieją, że dziewczynka się znajdzie, ale czuły się bezsilne.

Gohana dziwiła cisza ze strony Bulmy, szczególnie, że Trunks i Vegeta aktywnie uczestniczą w poszukiwaniach. Od początku kobieta odezwała się zaledwie dwa razy i to na samym początku.

Nagle rozległ się dźwięk połączenia wideo w laptopie. Jakby ją wywołano, na ekranie pojawiła się Bulma. Kobieta miała krótkie, niebieskie włosy — całe w nieładzie — oraz błękitne oczy, a pod nimi ślady zmęczenia. Cechowała ją śniada cera i blady uśmiech. W ręku trzymała niewielkie urządzenie z przyczepioną kamerą.

— Wysyłam dziesięć takich — zaczęła bez przywitania. — Mają wgrane dane o Pan, jeśli gdzieś ją odnajdą, dadzą znać z lokalizacją, a wtedy, Gohan, na twój telefon przyjdzie informacja, gdzie masz się udać.

— Bulmo, czy ty... — wyszeptał mężczyzna.

— Cały czas nad nimi pracowałam — przerwała mu. — Wiem, straciłam mnóstwo czasu, ale system nie chciał działać poprawnie, ale teraz jest wszystko idealnie!

— Dziękuję.

— Myślałeś, że was zostawię? — zapytała zdziwiona. — Pracowałam nad nimi całymi dniami i nocami, każdy pomaga, jak umie!

— Ciociu, czy Trunks już wrócił? — wyrwał się nagle Goten.

— Roznosi dalej ulotki, przy okazji dodrukowaliśmy kilka, więc ma co robić.

Gohan stał zupełnie zaskoczony, a jednocześnie zły na siebie. Chwilę temu zrozumiał, że zawiódł się na kobiecie, a ta robiła to, co umiała najlepiej — tworzyła maszyny, które znajdą Pan. Widział zmęczenie Bulmy, ona również nie traciła czasu na spanie, zapewne nie była tak wytrzymała, jak jego ojciec, ale wyciskała z siebie więcej, niż powinna.

— Kiedy zaczęłam je tworzyć, miałam nadzieje, że będą bezużyteczne, bo Pan się znajdzie i, szczerze, bardzo niechętnie je wypuszczam. Wolałabym, żeby się odnalazła — powiedziała kobieta, klikając w klawisze komputera.

Za nimi stanął Goku. Wszyscy się odwrócili, dając możliwość Bulmie zobaczenia wszystkiego z kamery w laptopie. Mężczyzna stał cały mokry. W jednym ręku trzymał pomarańczową chustę, którą Pan nosiła na głowie, a w drugiej miał jej niebieski plecak.

— Znalazłem to. — Wystawił przed nimi rzeczy. — Plecak był kawałek od chusty, która zaplątała się w kamienie w rzece.

Videl wzięła do niego przedmioty i położyła na bok. Chwyciła swojego teścia pod ramię i zaczęła prowadzić na górę. Goku patrzył na nią ze zdziwieniem, ale nie umiał się sprzeciwić. Kobieta zaprosiła go do jednego z gościnnych pokoi. Na środku stało dwuosobowe łóżko zasłane białą kołdrą, nad nim było duże okno. Po prawej stała komoda, a naprzeciwko nieduża, biała szafa. Ściany były szare.

— Teraz, tato, zrobisz to, co mówię — oznajmiła, trzymając go dalej.

— Jakoś nie umiem przywyknąć do tego, że nazywasz mnie tatą — wyszeptał zdezorientowany.

— Więc, Goku, zrobisz, co ci powiem. — Uśmiechnęła się. — Dam ci ciuchy, pójdziesz pod prysznic, ubierzesz się i pójdziesz spać.

— Muszę szukać Pan — przerwał jej.

— Nie szukasz jej sam, więc masz prawo do odpoczynku, a jak się obudzisz, będziesz miał więcej siły, żeby ją znaleźć albo spędzić z czas. — Spojrzała na niego, rozszerzając kąciki ust. — Tato, obiecuję, że jeśli ktoś odnajdzie Pan, podczas kiedy ty będziesz spał, ja znajdę sposób, żeby cię obudzić.

— Nie mogę tracić czasu...

Kobieta go puściła i posadziła na łóżku. Odwróciła się, a z komody wyjęła jakieś jego ubrania, które zostawił wcześniej. Położyła obok niego z widocznym zdenerwowaniem na twarzy.

— Ojcze! Masz odpocząć! — krzyknęła. — Znalezienie Pan to najważniejsze, co mam teraz na celu, ale jak wróci, ona będzie potrzebować właśnie ciebie!

— Obiecujesz, że jak ją znajdziecie, to mnie obudzisz? — dopytał z nadzieją.

Videl usiadła obok niego i oparła głowę o ramię mężczyzny. Czuł się trochę nieswojo, ale domyślił się, że tak może wesprzeć swoją synową. Delikatnie ją objął.

— Jeśli mi się nie uda, to ona to zrobi — odparła cicho. — Tato, oboje wiemy, że nie jest szukana tylko przez was, ale skontaktowałeś się z kim trzeba.

— Jama i Kaio są w ciągłym kontakcie — wyjaśnił. — Pan żyje.

— Więc, proszę, prześpij się chwilę, bo moja córka będzie cię potrzebować. Nie mnie i Gohana, ale właśnie ciebie, swojego dziadka.

Kobieta wstała i wyszła. Goku siedział na łóżku i patrzył na ciuchy od Videl. Szary bezrękawnik i czarne spodenki. Między innymi to spakowała Chi Chi, kiedy ich syn oznajmił, że w ich posiadłości przygotowali niewielki pokój właśnie dla nich. Spojrzał na drzwi, przez które chwilę temu wyszła jego synowa.

Od razu polubił dziewczynę, gdy zobaczył jej więź z Gohanem. Najpierw jego syn ledwo opanowywał się podczas turnieju, kiedy to ona przegrywała. Jednak utwierdził się, widząc jej reakcję, kiedy to moc Gohana była pobierana do stworzenia złego Buu. On wierzył w swojego syna, a ona się o niego bała. Powstrzymując ich przed wzajemną pomocą, poczuł, jak są sobie bliscy. Zrozumiał, że skrywali to w sobie w tamtej chwili.
Do pokoju wszedł Gohan. Był zmęczony i zmartwiony. Oprócz poszukiwania córki, miał na głowie ojca, który też się tym martwił.

— Twoja żona kazała mi iść spać — zaczął Goku, kiedy ten na niego spojrzał. — Jak wielki błąd zrobię, jeśli udam się szukać Pan?

— Przypomnij sobie największą złość mamy i powiększ ją o jakieś milion razy — odpowiedział, siadając obok niego. — Ojcze, musisz odpocząć. Każdy to robi, nawet Piccolo, ja, Goten czy ktokolwiek inny.

— A co jeśli Kaio ją znajdzie?

— Nie tylko z tobą umie się skontaktować!

Właśnie, Goku. — Usłyszeli głos Króla Północnej Galaktyki. — Jeśli znajdę Pan, to i tak skontaktuję się z osobą, która jest najbliżej. Idź spać, nawet ty tracisz moc, jeśli za długo jesteś na nogach.

— Ojcze, powiem jasno — zaczął Gohan. — Jeśli nie pójdziesz spać teraz, to Videl ci tego nie daruje.

Westchnął i poszedł do łazienki. Kiedy już leżał w ciemnym pokoju, patrzył na sufit i zastanawiał się, gdzie może być jego wnuczka. Nie stawiła się u Jamy, więc to oznaczało jedno: Pan żyła, a on musi ją znaleźć. Nie chciał iść spać, wolał szukać. Jednak uparta Videl nie dałaby za wygraną, gdyby się nie położył. Nawet nie wiedział, kiedy zamknął oczy i zasnął.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro