04 - Przebłyski wspomnień.
Gdy dziewczynka obudziła się, rozejrzała się wokół. Była w jakimś pokoju. Leżała na łóżku okryta szarą kołdrą. Pomieszczenie wyglądało na nieduże. Mieściło się w nim zaledwie małe, brązowe biurko i niewielka drewniana szafa Na ziemi, blisko mebli, znajdowało się kilka książek. W rogu stało metalowe krzesło. Ściany pomalowano na zielono. Nic do siebie zupełnie nie pasowało. Obok jej łóżka było duże okno, a przed nim nieduża studnia zrobiona z kamieni. Nastolatkę niesamowicie bolała głowa. Kiedy złapała się na czoło, poczuła bandaż, który był owinięty wokół obu skroni. Jedna noga wystawała jej spod kołdry, również zawinięta. Miała na sobie czerwoną bluzkę i jeansy, do których był przyczepiony łańcuch. Spod koszulki wyjęła naszyjnik. Trzymał się na brązowym rzemyku. Do niego przywieszona była drewniana, kwadratowa zawieszka z napisem „Kocham Cię Pan". Przejechała palcem po treści.
— Pan — wyszeptała.
— W końcu się obudziłaś!
Do pokoju weszła starsza kobieta. Opierała się o brązową laskę. Miała siwe włosy upięte w koka, zielone oczy i zmarszczki na całej twarzy. Ubrana była w szarą suknię i biały fartuch.
— Gdzie ja jestem? Kim pani jest? — wymamrotała, patrząc na nią.
— Pan, kochanie, to ja, twoja babcia — odpowiedziała. — Jak zawsze broiłaś i musiałaś się mocno uderzyć w głowę, dlatego nic nie pamiętasz.
— Faktycznie boli mnie głowa — mruknęła, łapiąc się za bandaż.
— Babcia się tobą zajmie, nic się nie martw, kochanie. — Kobieta pogłaskała ją po policzku i wyszła. Pan zerknęła ponownie przez okno. Niczego nie kojarzyła. Ten teren był jej zupełnie nieznany, ale miała nieduży obraz pewnej osoby. Widziała go jak przez mgłę. Wyróżniał się tylko pomarańczowo-granatowy strój. Jednak kiedy chciała bardziej się skupić na tej osobie, głowa bolała ją jeszcze bardziej. Położyła się z powrotem i patrzyła w sufit.
— Dziadek — powiedziała cicho. — Muszę z nim porozmawiać.
Drzwi się otworzyły ponownie. Stanęła w nich ta sama kobieta. Tym razem jednak trzymała filiżankę z herbatą. Postawiła obok niej naczynie, przysunęła krzesło i usiadła.
— Kochanie, dziadziuś nie żyje — wyjaśniła. — Nigdy się z tym nie pogodziłaś, bo mieliście fantastyczny kontakt.
— Nazywał mnie cukiereczkiem? — dopytała.
— Cały czas!
Pan nic nie pamiętała, do tego niesamowicie bolała ją głowa, jakby ktoś ściskał ją z całych sił. Doszło pulsowanie nogi. To było niesamowicie męczące, miała jednak wrażenie, że została dobrze z tym zaznajomiona i nigdy nie trwało to tak długo. Dziewczyna spojrzała na kobietę, która uśmiechała się do niej z troską w oczach. Nastolatka miała na imię Pan, a to była jej babcia. Co takiego się przytrafiło, że teraz tego nie pamiętała? Dlaczego tak bardzo bolała ją głowa? Czuła dystans do kobiety, choć nie powinna, skoro to jej bliska rodzina. Z powrotem spojrzała na sufit. Dalej miała w głowie obraz tego mężczyzny, nachylał się nad nią i rozszerzał kąciki ust. Słyszała, jak do niej mówi: „Cukiereczku wstawaj, dziadek ci to wynagrodzi". Jego spojrzenie wydawało się ciepłe i spokojne. Uśmiech serdeczny. Z ogólnej jego postawy można było wywnioskować, że kochał ją z całych sił, których, domyślając się poprzez jego posturę, miał dużo. Czy to jakieś jej wyobrażenie? Przecież on nie wyglądał na dziadka, był zdecydowanie za młody.
— Nie martw się, kochanie. — Rozpromieniła się kobieta. — Babcia zadba, żeby główka już nie bolała. — Nachyliła się, dała krótkiego buziaka w czoło i wyszła z pomieszczenia.
Dziewczyna przypomniała sobie, że ten mężczyzna, który nazywał się dziadkiem, robił to samo. Kiedy leżała, pochylał się, całował ją przelotnie w skroń i znikał. On nie wychodził, po prostu się rozpływał z przystawionymi palcami do czoła. To musiała być jej wyobraźnia. Może i straciła pamięć, ale wiedziała, że nikt ot tak nie znika. Podniosła się i oparła brodę o parapet. Za studnią był las. Niebo wydawało się idealnie błękitne. To wszystko wyglądało jak jakiś piękny obrazek. Do tego przez zamknięte okno dochodziły delikatne odgłosy ptaków. Latały nad ziemią, cicho śpiewając. Zamknęła oczy i próbowała sobie przypomnieć cokolwiek. Ciągle jednak widziała tego mężczyznę. Pozwalał jej na wszystko. Jako dziecko mogła ciągnąć go za włosy, a kiedy była starsza, siedział ze skrzyżowanymi nogami i pozwalał się cały pomazać kolorowymi pisakami. Szli przez głośne miasto. Wyciągnęła do niego rękę, on na nią zerknął i chwycił dłoń. Pilnował jej jak oka w głowie. Otrząsnęła się.
— Dziadek nie żyje — pomyślała. — Więc może stworzyłam sobie kiedyś w głowie jego idealną postać.
Ponownie chwyciła zawieszkę. Napis był koślawy, wykonany jakimś tępym narzędziem albo raczej czymś wypalony. Czuła się zupełnie zdezorientowana. Miała całkiem realne wizje jednej osoby, ale nie była w stanie określić, czy to jakieś jej prawdziwe wspomnienie, czy coś, co sobie wyobraziła. Cała się trzęsła ze strachu. Wtuliła się w poduszkę i powstrzymywała płacz. Chciała wiedzieć, co się działo wcześniej. Z tego wszystkiego zrozumiała tylko, że ma na imię Pan i jedynie w to wierzyła. Nic więcej nie było dla niej pewne. Noga ponownie dała o sobie znać. Czuła pulsowanie kończyny. Zacisnęła mocno zęby i pięści, starając się powstrzymać ból.
— Czasami ból jest straszliwy, ale się nie poddawaj. — Usłyszała głos w swojej głowie. Ten sam, który był wyobrażeniem głosu jej dziadka. To te słowa dawały jej wolę walki nad bólem.
Nawet jeśli sobie go wymyśliła, to był jej najlepszym wsparciem. Motywacja to najlepszy klucz do osiągnięcia celu, a on ją podnosił na duchu. Nieważne, czy był prawdziwy.
Powoli przyzwyczajała się do bólu, pulsowanie nogi już nie robiło na niej wrażenia. Wręcz przeciwnie – było małą przeszkodą. Po dłuższej chwili ustało. Zaczęła powoli się podnosić. Stanęła na chorej nodze. Przez chwilę poczuła delikatne ukłucie, ale to jej nie powstrzymało. Wolno stawiała kroki. Zaciskała zęby i pięści, mimo przeszywającego bólu w nodze. Oparła się dwiema rękami o ścianę i całą swoją siłę skupiła na tym, aby to uczucie zniknęło. Słyszała, jak kobieta krząta się w pomieszczeniu obok i jakieś garnki uderzające się o siebie. W jej pokoju rozlegał się dźwięk tykającego zegara. Łzy płynęły jej po policzkach. Starała się opanować złość. Jej włosy zaczęły delikatnie się podnosić. Naokoło niej powstała bariera Ki.
— Pan, kochanie, zjesz coś? — Do pomieszczenia weszła staruszka. Całe skupienie dziewczynki odeszło. Dalej, opierając się rękoma o ścianę, spojrzała na nią. Poczuła doskwierający głód. Przytaknęła i podpierając się o każdy przedmiot, który był obok, udała się do stołu w drugim pokoju. Przestronny salon z aneksem. Usiadła przy drewnianym meblu. Rozejrzała się. Na ścianach wisiało kilka zdjęć, każde w różnych miejscach. Pod jednym z okien stała niebieska kanapa, a przed nią stary telewizor, który wydawał ciche dźwięki. Przy głównych drzwiach zauważyła wieszak na okrycia. Spojrzała przed siebie. Aneks kuchenny. Stało kilka naczyń, a kuchnia była mała – kilka szafek wiszących, lodówka i zlew. To jedyne pomieszczenie, w którym meble miały ten sam pokrój. Kobieta postawiła przed nią talerz, na którym nałożyła wcześniej smażoną rybę z ziemniakami i sałatką. Pachniało cudownie. Zaciągała się aromatem dania, a w jej głowie pojawił się obraz. Jakaś pani z lekkimi zmarszczkami w kącikach ust i czarnym kokiem stawiała przed nią dokładnie taką samą potrawę. Przy tym uśmiechała się serdecznie i zachęcała do posiłku, podkreślając, jak lubi ten obiad. Powoli zaczęła jeść. Nagle kątem oka dojrzała jak przez mgłę tego samego mężczyznę, który z rozszerzonymi kącikami ust rozsmakował się tym samym. Poczuła, jak krople potu spływają jej po skroni. Ona po prostu się bała tego, co widzi.
***
Dźwięk telefonu. Goten za każdym razem chwytał urządzenie z nadzieją, że to jego bratanica dzwoni. Zobaczył tylko zdjęcie Trunksa. Jun i Kazuki mogli być jego kumplami, ale to właśnie jemu zdradzał swoje największe sekrety. Byli najlepszymi przyjaciółmi i w porównaniu do ojców, oni nigdy tego nie kryli. Nacisnął zieloną słuchawkę i przystawił telefon do ucha.
— Coś wiecie? — Usłyszał po drugiej stronie.
— Nie — wyszeptał, czując, jak blednie. — Pan nie ma od trzech dni, Jun może mi się nie pokazywać na oczy.
— Nie wiń go — odparł Trunks. — Był z nią szczery, ale wybrał zły moment.
— Trunks — wymamrotał Goten. — Moja bratanica była gnojona w szkole, a ja dowiedziałem się zupełnie przypadkiem.
— Wiesz, że mówimy sobie wszystko, prawda? — zmienił temat.
— Nikomu nie powiedziałem tyle, co tobie. — Uśmiechnął się. — Znamy się od małego i zawsze trzymaliśmy się razem.
— Pan często uciekała z lekcji i mi opowiadała o swoich problemach — wyrwał nagle chłopak. — Nie szła do twojego ojca, bo nie chciała go martwić, a z tobą nie chciała rozmawiać na te tematy.
— Jeśli wiesz, gdzie ona jest... — wycedził przez zęby.
— Bardzo bym chciał — przerwał mu. — Goten, zrozum, że chciałem ci to powiedzieć milion razy.
— Jednak tego nie zrobiłeś, ciągle uważając się za mojego najlepszego przyjaciela! — Rozłączył się i rzucił telefon o ścianę.
Urządzenie rozpadło się na części. Podkulił nogi pod brodę i patrzył na niebo za oknem. Jego ukochana bratanica zniknęła, Jun złamał jej serce, a jego najlepszy przyjaciel skrywał największe bóle dziewczyny. Ojciec szukał Pan, a do matki nie chciał iść. Czuł, jak zbiera się w nim złość. Nagle zupełnie znikąd pojawił się Goku, obok stał Trunks, trzymając go za ramię.
— Prosiłeś, więc jesteśmy — oznajmił mężczyzna. — Ja wracam szukać Pan.
Wtedy jego ojciec zniknął. Goten spojrzał na Trunksa. Stał na środku pokoju ze spuszczoną głową. Sam analizował, co powinien zrobić. Kiedy chłopak się rozłączył, po prostu dał znać, aby Goku jak najszybciej przeniósł go do przyjaciela. Gdy wujek zjawił się przed nim, wyjaśnił mu, o co chodzi. Mężczyzna się zmartwił konfliktami syna.
— Jestem dziadkiem — zaczął. — I ojcem. Syna mam obok, wnuczki szukam. Trunks, zadbaj o Gotena!
Chłopak wiedział, że nawet bez rozkazu i tak by to zrobił. Spojrzał na Gotena, który patrzył przez okno. Był blady i zmęczony. Psychicznie, nie fizycznie. Trunks usiadł koło niego, oparł się o jego plecy i westchnął. Przyjaciel nie zareagował. Fioletowowłosy zaczął tupać nogą, tworząc jakiś rytm.
— Jak mogłeś? — wyszeptał Goten. — Nikomu, nawet ojcu, nie ufałem tak jak tobie.
— Pamiętasz ten dzień, kiedy obiecaliśmy sobie przyjaźń na zawsze?
— Tak, poczułem wtedy, że jak Gohan dorośnie, zostanie mi drugi brat — powiedział chłopak. — Trunks, ale ty mnie zdradziłeś.
— Śmierć czy zdradzenie cię? — zapytał. — Wybieram śmierć.
Nastała cisza. Obaj dalej opierali się o swoje plecy. Tak samo jak wtedy, kiedy obiecywali sobie wieczną przyjaźń. To był ten dzień, kiedy tylko potwierdzili ich relację. Do pokoju weszła Chi Chi, a oni nawet nie drgnęli. Trunks zauważył zmartwienie na jej twarzy.
— Ciociu, znajdziemy ją — mruknął pewny siebie.
Kobieta tylko się uśmiechnęła. Spojrzała na swojego syna i wyszła. W pomieszczeniu panowała cisza. Gdyby nie ich oddechy, mogłoby się wydawać, że pokój jest pusty.
— Trunks — zaczął pięcioletni Goten. — Myślisz, że gdyby nie nasze mamy, bylibyśmy kolegami?
— Połączyli nas ojcowie! — oznajmił. — Jednak nie zatwierdzili tego!
— W mieście masz mnóstwo kolegów. — Goten posmutniał.
— Wiem, że to ty skończysz z paczką kolegów, a ja będę miał tylko ciebie — pocieszył go. — Nieważne co się stanie, pierwszy złapie drugiego za rękę i go podciągnie.
— Chciałbym, żeby tata tu był — wyszeptał młodszy. — Kocham mamę, ale mieć tatę to też może być super.
Trunks przypomniał sobie ich rozmowę. Wtedy mieli tylko siebie, a teraz Goten uczył się w szkole wśród innych i coraz rzadziej się odzywał. Jednak dalej był jego najlepszym przyjacielem.
— Jesteś głupi — Goten przerwał ciszę.
— Wypraszam sobie — odpowiedział z uśmiechem.
— Pan nic nie jest — powiedział. — I ja to wiem, ale zastanawia mnie, dlaczego ty, a nie ja?
— Wujku Gotenie, bo jesteś za miły. — Zaśmiał się, odpychając go. — Jun jej nie tknie, bo go połamie i dobrze o tym wie, powiedziałem mu to.
Goten odsunął się i spojrzał na niego. Trunks opadł na łóżko i się uśmiechnął.
— Raz przyleciała i była zła, że jest taka młoda, więc na nią nawet nie spojrzy — odparł. — Poleciałem do niego i mu zagroziłem.
— Złamał jej serce — wyszeptał Goten.
— Jeśli zrobi to jeszcze raz, to osobiście go zniszczę — oznajmił Trunks.
— To mój przyjaciel — odpowiedział chłopak. — Obronił mnie w szkole, kiedy ja musiałem ukrywać swoją moc.
— Bycie pół Saiyanem ma swoje wady — podsumował fioletowowłosy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro