Część 5
Był kolejny piękny słoneczny poranek. Jak zwykle wstałam najwcześniej ze wszystkich domowników. Wskoczyłam do łóżka Kamila i zaczęłam go drapać w nogi. On zaczął mnie odsuwać, ale ja nie dałam za wygraną. W końcu udało mi się go obudzić. Miałam oczywiście w tym wszystkim swój interes. Jak co rano dostałam jedzenie, a później zaczęłam drapać w drzwi łazienki. Kamil jak zwykle mi je otwierał. Wskakiwalam wtedy do wanny na znak że jest pora kąpieli. Gdy odskakiwałam Kamil nalewał wody, mieszankę ciepłej z zimną. Jak już sprawdziłam odpowiedniość wody łapką, to sobie trochę popływałam. Dla mnie to było normalne, robiłam to co kilka dni. Gdy skończyłam kąpiel miałczałam a Kamil mnie wyciągał z wody i otulał w cieplutki ręczniczek. Wtedy jeszcze nie wiedziałam że to nie kocie. Najbardziej jednak w dzisiejszym dniu mnie zdziwił brak jakiejkolwiek snu. Z tego co mówiła ta pani McGonagall miało mi się coś śnić i każdy sen miał być inny i bez tamtego, dziwne.
- Kamil, może pojechalibyśmy na zakupy , przecież rok szkolny już tuż tuż
- Mamo, nie chce nawet o tym myśleć, jeszcze tylko 3 dni
- Aż 3 dni, ale jak tam sobie chcesz
Kamil poszedł do swojego pokoju, jego mama na dwór a ja znowu zostałam sama ze swoimi myślami
Gdzieś daleko z tąd
- Zrobiłam wszystko o co pan mnie prosił profesorze
- To dobrze, ale zaczęliśmy chyba nieco za późno, niedługo kolejny rok szkolny a zaklęcie nie będzie działało od razu....
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro