Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

67


Jess postanawia zostać ze mną na noc. Twierdząc że nie może zostawić mnie samą, prosi Matta o przywiezienie jej ciuchów na przebranie, a kiedy ten się pojawia, mówi mu o tym co się stało. Nie myśląc wiele i nie zważając na moje prośby, Matt łapie za telefon i z wyraźnym zdenerwowaniem, kręcąc się po sypialni Justina, stuka palcem w jego numer, chcąc się jak najszybciej połączyć z przyjacielem. Wszystkie próby okazują się być nieudane, bo za każdym razem, wita go poczta głosowa.

- Kurwa – wzdycha ciężko Matt i unosząc dłoń do karku, drapie się po nim, zastanawiając się nad tym co powinien zrobić. – Musimy jechać na policję – oznajmia po chwili, na co niechętnie przystaję. 

Nie mam ochoty tłumaczyć policjantom tego co mnie spotkało, jednak wiem, że nie mam innego wyjścia. Chcę aby Chris zapłacił mi za to co mi zrobił, dlatego też, wstaję z miejsca i sięgając po kamerę, chowam ją do torebki, po czym wzdychając ciężko, staję u boku przyjaciela, który od razu przygarnia mnie ramieniem całując przy tym moją skroń 

– Nic się nie martw, słońce... On już cię nigdy nie skrzywdzi. Nie pozwolę na to – szepcze do mojego ucha, a ja rozczulona jego ciepłymi słowami, wypuszczam z ust cichy szloch i wtulając się mocno w jego bok, pozwalam się poprowadzić do samochodu.

- Napisze do Justina smsa – mówi idąca za nami Jess, a ja spanikowana jej słowami, spoglądam na nią przez ramię, posyłając jej błagające spojrzenie – Zapytam tylko gdzie jest i co z Jimem. Może jak włączy telefon i odczyta wiadomość to oddzwoni – tłumaczy, na co kiwam głową.

Kiedy Matt siada za kierownicą swojego samochodu i drżącymi palcami przekręca kluczyk w stacyjce, odpalając tym samym silnik, zapinam pasy bezpieczeństwa i wzdychając ciężko, opieram głowę o boczną szybę. Przymykając spuchnięte od płaczu powieki, zastanawiam się gdzie teraz jest Justin i jak bardzo mnie nienawidzi. Siedząca z przodu Jess, słysząc moje pociąganie nosem, wyciąga dłoń w moją stronę i kładąc ją na moim kolanie, delikatnie je pociera.

- Odpisał coś? – pytam cicho, a Jess patrząc na mnie z politowaniem, kręci głową na boki. 

Powracając spojrzeniem na widoki mijane za szybą, unoszę dłoń do twarzy, przecierając mokre policzki. Jest mi tak cholernie źle. Nie wiem gdzie jest mój syn, nie mam pojęcia gdzie jest mój chłopak i nawet nie potrafię wyobrazić sobie tego, co teraz z nami będzie. Co będzie z moją rodziną, którą Chris bez wahania postanowił rozwalić na drobne kawałki. Przecież Justin nigdy nie wybaczy mi tego co się stało. Nawet kiedy pozna prawdę, nie będzie miał ochoty na mnie spojrzeć, mając świadomość tego, że przez chwilę byłam nie tylko jego...

- Megan – odzywa się Matt, wyrywając mnie tym samym z zamyślenia, a ja dopiero teraz zauważam, że stoimy na parkingu obok komendy policji. 

Spoglądam na przyjaciela, a kiedy ten z lekkim uśmiechem na ustach kiwa głową, odpinam pas, po czym otwierając tylne drzwi, wysiadam z samochodu. Jess od razu staje przy moim boku i chwytając mnie pod ramię, prowadzi do głównego wejścia. Idziemy powolnym krokiem, bo moje miękkie nogi, oraz spięte mięśnie nie pozwalają mi w tym momencie na nic więcej. 

Kiedy mijamy próg komendy, mój puls przyspiesza, a żołądek podchodzi do gardła. Mam wrażenie że wszystkie oczy czekających na swoją kolej petentów, skierowane są w moją stronę, dokładnie tak, jakby każdy wiedział z jakim problemem tu przyszłam. Kulę się w sobie i spuszczając nisko głowę, podchodzę z towarzyszącą mi Jess do biurka postawionego naprzeciwko drzwi głównych, za którym siedzi mężczyzna w średnim wieku, z okularami zsuniętymi na czubek nosa. Nabieram w płuca powietrza i rozchylam usta chcąc coś powiedzieć, jednak ubiega mnie, wyrastający zza moich pleców, Matt

- Proszę zaprowadzić nas do komendanta Simmonsa – mówi, a wgapiający się w ekran monitora policjant, przenosi spojrzenie na mojego przyjaciela, po czym kiwając głową podnosi się z miejsca, następnie prosząc abyśmy poszli za nim. 

Marszczę brwi w zdziwieniu, zastanawiając się nad tym, jakim cudem bez wcześniejszego przepytania mężczyzna bez problemu prowadzi nas do wspomnianego komendanta, ale po chwili przypominam sobie, że Matt jest jego bratankiem, czego mogłam domyślić się wcześniej chociażby przez wgląd na to, że mają takie same nazwiska. 

Z mocno walącym sercem idę u boku przyjaciół, modląc się cicho, aby to wszystko się już skończyło, a kiedy zostajemy wpuszczeni do gabinetu Simmonsa, staję za plecami przyjaciółki i wykręcając boleśnie palce obu dłoni, liczę do dziesięciu, chcąc tym sposobem uspokoić nerwy

- Dzień dobry, wujku – wita się Matt i podchodząc do mężczyzny, podaje mu rękę

- Witaj, synu... Co cię do mnie sprowadza? – pyta komendant, a mój przyjaciel odwracając się przodem w moją stronę, wskazuje na mnie dłonią, po czym małym kiwnięciem, prosi niemo abym podeszła bliżej. 

Wypuszczam z ust głośne powietrze i zmniejszając między nami odległość, staję niepewnie tuż przy chłopaku. Matt uśmiecha się do mnie przyjaźnie i wyciągając ramię, zakłada je na moje barki, po czym przyciąga mnie do swojego boku, w celu dodania otuchy, za co cholernie jestem mu wdzięczna. Gdyby nie on i Jess, nigdy w życiu nie zdecydowałabym się na ten krok, jakim było pójście na komisariat

- Została zgwałcona – mówi cicho, a ja bez problemu mogę usłyszeć przełykaną głośno ślinę przez stojącą za nami Jess. Komendant unosi dłoń do twarzy i przesłaniając sobie usta, z cichym westchnieniem kręci głową na boki. – Ten bydlak, który jej to zrobił, nagrał wszystko na kamerę... Ona nic nie pamięta

- Ma Pani przy sobie to nagranie? – pyta mężczyzna, na co niepewnie kiwam głową. Drżącymi dłońmi sięgam do torebki, po czym wyciągam sprzęt o którym wspomniał mój przyjaciel, następnie podając go Simmonsowi. – Siadajcie, dzieci – prosi, a my całą trójką wykonujemy jego polecenie.

 Mężczyzna zajmuje miejsce po drugiej stronie biurka i włączając kamerę, w pełnym skupieniu zaczyna przeglądać nagranie. Nie widzę obrazu, jednak dochodzące z filmu nieprzyjemne dźwięki, przyprawiają mnie o mdłości. Mój oddech momentalnie przyspiesza, a spod powiek na nowo zaczynają wypływać łzy. Nie mogę znieść tego upokorzenia, jakie w tym momencie odczuwam i choć wiem, że nie jestem winna temu wszystkiemu, jest mi najzwyczajniej w świecie wstyd. 

Zaciskając pięści na podłokietnikach fotela, pochylam się do przodu, głowę chowając praktycznie między kolanami, a siedząca obok Jess, kładzie dłoń na moich plecach i pocierając je delikatnie, próbuje mnie uspokoić. Mam ochotę zapaść się pod ziemię... Zniknąć przed światem, byleby nie musieć na nowo tego przeżywać. Mimo tego, że kompletnie nie pamiętam tego zdarzenia, mam wrażenie jakbym dokładnie wiedziała co tam się stało. Każdą, nawet najmniejszą cząsteczką mojego ciała, odczuwam to zhańbienie i upodlenie... 

Żałuję... Cholernie żałuję, że w ogóle go poznałam, że nawet przez krótką chwilę uznałam tego człowieka za cokolwiek wartościowego. Żałuję, że pozwoliłam mu wejść do mojego życia, myśląc iż będzie dobrym kolegą. Żałuję że byłam tak głupia, by nie zorientować się jakim jest potworem. Żałuję, że nie zrobił tego podczas gdy byłam świadoma, bo wtedy przynajmniej mogłabym próbować się obronić. Miałabym tę świadomość, że walczyłam ze wszystkich sił o swoją godność, a tak... nie mam zupełnie nic... Zostałam przez niego naznaczona i nawet jeśli moje ciało za jakiś czas zdąży wydobrzeć, to moja dusza już na zawsze będzie okaleczona.

Nigdy nie przypuszczałabym, że to się tak potoczy, a nasza znajomość, okaże się tą najbardziej krzywdzącą...

- Czy zna Pani tego mężczyznę? – pyta komendant, na co powoli się prostując, spoglądam na niego i widząc wskazywanego na nagraniu Chrisa, kiwam głową, w odpowiedzi na pytanie – Czy ten mężczyzna jest z Pani otoczenia?

- To mój kolega, wujku – odpowiada za mnie Matt – Studiowaliśmy razem. Jakieś trzy lata temu poznałem ich ze sobą – wzdycha ciężko mój przyjaciel i pocierając dłonią twarz, kręci głową z niedowierzania.

- Czyli z ustaleniem tożsamości nie będzie problemów – mówi komendant do siebie, a Matt chcąc upewnić wujka że jego myślenie jest dobre, kiwa potwierdzająco głową. 

Komendant oglądnąwszy nagranie do końca, wyłącza kamerę i odkładając ją na biurko, wzdycha ciężko, po czym zakładając ręce na klatce piersiowej, wpatruje się we mnie uważnie. 

- Zdaje sobie Pani sprawę z tego, że nagranie jest tylko jednym z dowodów? – pyta, na co marszczę brwi, nie do końca wiedząc co dokładnie ma na myśli – Będzie Pani musiała przejść przez szereg badań, potwierdzających Pani oskarżenia...

- Przecież chyba wyraźnie widać, że ją zgwałcił – przerywa komendantowi Jess – Gołym okiem można zauważyć to, że jest praktycznie nieprzytomna – dodaje przez zaciśnięte zęby, na co mężczyzna kiwa głową

- Masz rację, jednak badania są nieuniknione... Takie są procedury jeśli chodzi o gwałt i musimy ich przestrzegać. – odpowiada, na co blondynka prycha oburzona – To jeszcze nie wszystko... Będzie Pani musiała złożyć zeznania, a kiedy już to Pani zrobi, będziemy musieli Panią przesłuchać. Musimy wykluczyć to, że poszła Pani z tym mężczyzną z własnej woli...

- To jakaś kpina – blondynka kolejny raz się unosi, a siedzący obok Matt wstaje do narzeczonej i stając za jej plecami, kładzie dłonie na jej ramionach, chcąc ją jakoś uspokoić – Ta dziewczyna została zgwałcona – literuje dokładnie każdy wyraz, chcąc dosadnie uświadomić komendantowi moją sytuację – Na tym pieprzonym nagraniu wygląda jak gumowa lala bez życia, którą faceci posuwają bez zająknięcia – syczy przez zęby, a ja słysząc co mówi zatykam uszy dłońmi. 

Wiem, że Jess nie miała na myśli niczego złego, jednak to co powiedziała kompletnie mnie rozwaliło. Swoimi słowami, trafiła w sedno. Dokładnie... Czuję się jak dmuchana lala, którą Chris posuwał bez zająknięcia... Zupełnie tak, jakbym nie miała żadnych uczuć, jakbym była nic nie znaczącą rzeczą. Po prostu mnie wziął, bo miał na to ochotę.

Podnoszę głowę i otwieram powieki, kiedy do moich uszu dochodzi głośne trzaśnięcie drzwiami. Rozglądam się dookoła i wzdycham cicho, kiedy zauważam, że w gabinecie komendanta zostałam sam na sam, ze starszym mężczyzną. Nie muszę o nic pytać, bo jak mogę się domyślić, zdenerwowany Matt wziął sprawy w swoje ręce, postanawiając wyprowadzić wzburzoną narzeczoną na korytarz

- Megan – zwraca się do mnie komendant, a ja przekręcając głowę, spoglądam na wpatrującego się we mnie mężczyznę – Dziecko, ja wiem, że to jest cholernie trudne... Uwierz, codziennie muszę mierzyć się z takimi problemami jak twój i naprawdę jestem w stanie zrozumieć wszystko. Ty jednak musisz zrozumieć to, że wszystko o czym mówiłem przed chwilą, jest robione wyłącznie dla twojego dobra – oznajmia, na co posłusznie kiwam głową. 

Mężczyzna wstaje z miejsca, a ja nie spuszczając z niego oczu, przełykam głośno ślinę, zastanawiając się nad tym, co zamierza zrobić. Moje serce wali mocno, kiedy staje blisko mnie, jednak uspakajam się, gdy pomimo moich obaw, zachowuje bezpieczną odległość.

- To nagranie jest mocnym dowodem, ale musisz zrobić jeszcze badania, dobrze? – pyta, a ja wzdychając ciężko po chwili kiwam głową, zgadzając się na to co mówi. 

Komendant wyciąga do mnie dłoń, jednak cofa ją, kiedy zauważa przerażenie w moich oczach, wywołane tym nagłym niespodziewanym gestem. Kiwa do mnie głową, po czym prosi abym poszła za nim, co oczywiście, bez większego sprzeciwu wykonuję.

- Meg – zwraca się do mnie Jess, kiedy razem z wujkiem Matta przechodzimy przez korytarz prowadzący do gabinetu mężczyzny – Przepraszam, poniosło mnie – mówi skruszona, a ja uśmiechając się lekko, kiwam głową

- W porządku – mówię, po czym zostawiając przyjaciół w tyle, ruszam dalej, za komendantem. 

Skręcamy w kolejny korytarz, a następnie w jeszcze jeden, po czym zatrzymujemy się pod jednymi z drzwi. Simmons naciska klamkę i otwierając białą powłokę, ukazuje policyjny garaż mieszczący kilkanaście radiowozów. Spoglądam na niego nie wiedząc co się dzieje, a on uśmiechając się lekko, zaprasza do jednego z samochodów

- Musimy pojechać do kliniki w której wykonają Pani odpowiednie badania – oświadcza, po czym otwierając przede mną drzwi, zaprasza do środka. 

Niechętnie zajmuję tylne siedzenia i zaciskając palce na kolanach, czekam niecierpliwie aż mężczyzna zajmie miejsce za kierownicą. Moje serce bije jak szalone, a do oczu napływają niechciane łzy, kiedy nagle do mojej głowy wpada myśl, a co jeśli on chce mi zrobić krzywdę? Co jeśli tylko udaje dobrego, tak naprawdę będąc dokładnie taki sam jak Chris?

Podskakuję z przerażenia, kiedy do moich uszu dobiega głośne trzaśnięcie drzwiami i wypuszczając z ust cichy szloch, przyjmuję pozycje embrionalną, umieszczając głowę pomiędzy kolanami.

- Nie płacz, dziecko... Już niedługo będzie po wszystkim – zapewnia, ale jego słowa wcale mnie nie uspokajają. Jestem przerażona, nie mam pojęcia co się ze mną dzieje i chcę żeby to wszystko się już skończyło. 

Zaciskam mocno powieki i zatykając dłońmi uszy, bujam się do przodu i do tyłu, mając nadzieję, że to mi jakoś pomoże, ale nawet to nic nie daje. Czuję się kompletnie bezsilna... Jedynym lekiem na całe zło tego świata jest dla mnie osoba, której w tej chwili przy mnie nie ma, a której najbardziej w świcie w tym momencie potrzebuję... Osoba, która tak samo jak ja, czuje się teraz oszukana i skrzywdzona. Mężczyzna, przy którym wszystko wydaje się być łatwiejsze...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro