Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

63


Wczorajsza impreza nie skończyła się dla mnie najlepiej. Nie dość, że dzisiaj mam okropnego kaca, to jeszcze Justin do tej pory nie odezwał się do mnie słowem.

Kiedy wczoraj wróciliśmy do domu, zrobił mi okropną awanturę o to jak się zachowywałam i jak – jego zdaniem – śliniłam się do Chrisa. Próbowałam go jakoś uspokoić, powiedzieć coś co mogłoby go udobruchać, ale to wszystko było na nic. Poczuł się zraniony i tyle. Kłóciliśmy się naprawdę długo i intensywnie, bo ten baran za nic w świecie nie mógł przyjąć do wiadomości tego, że zwyczajnie w świecie przesadziłam z alkoholem i nie za bardzo wiedziałam co robię. 

Oczywiście za wszystko go przeprosiłam i zapewniłam, że mimo wszystko, mimo tego jak później na mnie nakrzyczał, w dalszym ciągu bardzo go kocham i to się nigdy nie zmieni. W odpowiedzi dostałam zakaz imprezowania, a przede wszystkim, zakaz spożywania wysokoprocentowych trunków. Zabronił mi również jakiegokolwiek kontaktu z Chrisem, na co oczywiście potulnie przystałam. Wiedziałam, że zasłużyłam na jego złość, dlatego też, koniec końców odpuściłam dalszą rozmowę i przepraszając po raz kolejny, zapewniłam że już nigdy nie będę zachowywała się jak idiotka.

Mimo mojej szczerej skruchy, Justin postanowił ukarać mnie jeszcze bardziej i zawiązując sobie usta, stwierdził że przez najbliższe kilka dni po prostu się do mnie nie odezwie.

Wzdycham ciężko kiedy po przebudzeniu, przekręcam się na drugi bok i zauważam że miejsce obok mnie jest puste. Dopiero teraz przypominam sobie, że mój ukochany stwierdzając że zdecydowanie nie zasłużyłam na jego towarzystwo, zdecydował iż tę noc spędzi na kanapie w salonie. 

Podnoszę się na łokciach i siadając po turecku, rozglądam się wkoło, po czym przykładając dłonie do twarzy, poklepuję nimi policzki. Czuję się co najmniej jak kupa gówna. Boli mnie głowa, w gardle Sahara, a mój oddech zionie niczym stara gorzelnia. Będąc w tym stanie stwierdzam że za nic w świecie nie będę zdolna wyjść dzisiaj z domu, więc nie zastanawiając się długo, sięgam po telefon następnie wystukując w nim wiadomość do Roberta, z informacją że nie będzie mnie dzisiaj w pracy. Kiedy przychodzi sms zwrotny o krótkiej treści ok odrzucam urządzenie za siebie i spuszczając obie stopy na podłogę, próbuję podnieść się z łóżka. O dziwo nie wychodzi mi to najgorzej, bo już po chwili stoję na równych nogach, zdolna do pokonania niewielkiej odległości między sypialnią, a kuchnią, do której mam zamiar się za chwilę udać.

Kiedy staję przy kuchence, słyszę za swoimi plecami stłumiony jęk, oraz charakterystyczny dźwięk ocierania ciała, o skórzaną kanapę. Odwracam się w stronę dochodzącego jęku i uśmiecham się lekko, kiedy zauważam podnoszącego się do siadu, Justina. Przez chwilę jest mi go szkoda, bo wiem, że ta kanapa nie jest zbyt wygodna, jednak kilka sekund później, kiedy przypominam sobie dlaczego w zasadzie mój chłopak tam spał, uśmiecham się kpiąco pod nosem i kręcąc głową na boki, ponownie staję przodem do kuchenki. 

Nie zawracając sobie głowy szklanką, chwytam za czajnik i przykładając do ust metalową szyjkę upijam kilka łyków przegotowanej wody. Po zaspokojeniu pragnienia, przechodzę do lodówki i otwierając drzwiczki, zaglądam do środka, zastanawiając się nad tym, co mogłabym zjeść na śniadanie. Widząc wczorajszą zapiekankę makaronową, którą Justin zamówił na obiad, a której nie zdążyliśmy zjeść, wyciągam pojemnik stwierdzając, że to będzie całkiem dobry pomysł, aby skonsumować to na śniadanie.

- Kochanie, chcesz zapiekankę makaronową? – pytam, po czym spoglądając przez ramię na przecierającego oczy blondyna, posyłam mu ciepły uśmiech. 

Justin unosi głowę i mrożąc mnie swoim nadal wkurzonym wyrazem twarzy, burczy pod nosem ciche daj mi spokój, którego zapewne miałam nie usłyszeć. Wzdycham głośno, nieco poirytowana jego upartością i trzymając w ręku pojemnik, zamykam drzwiczki od lodówki, po czym podchodzę do mikrofalówki, w celu podgrzania dania. Nastawiam odpowiedni program i zakładając ręce na piersiach, ponownie patrzę na mojego obrażonego, dużego chłopca.

- Długo się jeszcze będziesz na mnie gapić? – pyta obruszony, a ja śmiejąc się pod nosem klaszczę radośnie w dłonie

- Wow, odezwałeś się do mnie... Dziękuję za spełnienie mojego marzenia, skarbie – żartuję

- Spadaj – fuka pod nosem, co bawi mnie jeszcze bardziej. 

Odbijając się od blatu, ruszam w kierunku Justina i choć wiem, że on nie ma najmniejszej ochoty na rozmowy ze mną, a tym bardziej na jakikolwiek bliższy kontakt, stawiam na swoim, chcąc choć na chwilę się do niego przytulić. Staję nad nim, z góry obserwując jego zaciśnięte po bokach pięści, mocno zaciskającą się szczękę, oraz unoszącą się szybko klatkę piersiową.

- No, nie bocz się już na mnie – proszę słodko, jednak jego to nie przekonuje. Bez pozwolenia gramolę się na jego kolana i łapiąc w dłonie jego policzki, podnoszę delikatnie jego głowę – Będę płakać, jeśli nie zaczniesz się do mnie odzywać – szantażuję go, na co prycha pod nosem

- To płacz... Nie obchodzi mnie to – mówi hardo, a ja zasmucona jego chłodną postawą wykrzywiam usta w podkówkę, po czym pochylam się do jego ucha

- Proszę – błagam szeptem, ale on jest niczym twardy głaz, nie mający zamiaru pęknąć nawet pod moim naporem. Łapie mnie za przedramiona i bez ostrzeżenia podnosi się z kanapy, zmuszając mnie tym samym do zejścia z jego kolan – Justin, no – jęczę, jednak jedyne co dostaję w zamian, to krzywe spojrzenie

- Daj mi spokój, Megan... Naprawdę nie mam ochoty z tobą gadać – syczy, a następnie nie zwracając na mnie najmniejszej uwagi, wychodzi z salonu, zostawiając mnie oniemiałą na środku pokoju.

Kurwa!

Nie myślałam, że Justin jest na mnie aż tak bardzo zły... Myślałam, że jest obrażony i trochę zraniony, jednak w życiu nie przypuszczałabym, że może zachowywać się i traktować mnie w ten sposób. 

Opadam bezsilnie na kanapę i łapiąc za rogi koc, przykrywam się nim po sam czubek głowy, chcąc jak najszybciej schować się przed całym światem.

Leżę bezczynnie tak jeszcze przez jakieś pół godziny, dopóki do salonu nie wbiega mój syn, a za nim, idący powolnym krokiem,  jego ojciec.

- Mamusiu, źle się czujesz? – pyta Jim, zmartwiony widokiem leżącej, skacowanej matki. 

Na jego zatroskany ton głosu, podnoszę się do pozycji siedzącej i oglądając się za siebie, spoglądam na rumianą twarz mojego dziecka i wyciągając do niego ręce, proszę aby do mnie podszedł

- Cześć, kochanie – witam się z synem, całując oba jego policzki – Nie czuję się źle, po prostu jestem trochę zmęczona – wyjaśniam, a moje słowa spotykają się z cichym i kpiącym prychnięciem Justina. 

Ignoruję jego wymowną uwagę i uśmiechając się do mojego dziecka, głaszczę kciukiem jego pulchny policzek.

- Mogę powiedzieć dzisiaj Kim, żeby jutro do mnie przyszła? – pyta z nadzieją, na co kiwam głową. Jim klaszcze radośnie w dłonie, po czym pochylając się do mnie składa kilka mokrych pocałunków na mojej twarzy.

- Chodź, krasnalu... Musimy już iść – odzywa się jego ojciec, przerywając nam tym samym pieszczoty. 

Jim zeskakuje z moich kolan i machając na pożegnanie, rusza w kierunku Justina. Patrzę na ich oddalające się sylwetki, ale marszczę brwi w zdziwieniu, gdy mój syn nagle staje w miejscu i unosząc głowę, patrzy na swojego ojca

- Nie pocałujesz mamusi na do widzenia? – pyta, na co rozchylam usta. 

Wpatruję się w równie zaskoczonego co ja Justina i chichoczę pod nosem, widząc jego niesamowicie zszokowaną pytaniem syna twarz 

- Tatusiu? – ponagla go Jim, a Justin spoglądając na mnie w zakłopotaniu, wzdycha cicho, po czym puszczając dłoń naszego synka, rusza w moim kierunku. 

Od razu, kiedy tylko do mnie podchodzi, nastawiam policzek, aby mógł odpowiednio go pocałować. Pochyla się nade mną i już ma dotknąć ustami mojego policzka, jednak ja przebiegle przekręcam głowę, przez co jego usta, spoczywają na moich

- Wiem, że jesteś na mnie zły, ale pamiętaj że cię kocham – mówię kiedy z uniesionymi wysoko brwiami i lekkim uśmiechem na ustach, spogląda w moje oczy.


*

Kiedy zabieram się za przygotowanie obiadu dla moich chłopców, do moich uszu dochodzi głośny dźwięk dzwonka do drzwi. Wycieram mokre ręce i odrzucając ścierkę na blat kuchenny, kieruję się do przedpokoju, ciekawa tego, kto mnie odwiedził. Zerkam jeszcze przez ramię na wiszący na ścianie zegar, zastanawiając się, czy to przypadkiem Justin już nie wrócił, ale kiedy zauważam że jest dopiera po dwunastej, stwierdzam że do powrotu mojego ukochanego zostało jeszcze kilka godzin. Zazwyczaj przychodzi po szesnastej, a kiedy idzie jeszcze po naszego syna, często bywa tak, że są w domu dopiero po siedemnastej

- Już! - krzyczę, kiedy niecierpliwiąca się osoba, naciska dzwonek po raz kolejny. 

Przekręcam zamek, łapię za klamkę i marszczę brwi w zdziwieniu, kiedy uchylone drzwi ukazują uśmiechniętą postać Chrisa. 

- Co ty tu robisz? - pytam szczerze zaskoczona jego obecnością, na co brunet jeszcze szerzej się do mnie uśmiecha, po czym bez słowa wyciąga dłoń z zawieszoną na nadgarstku moją torebką

- Wczoraj tak szybko uciekliście, że zapomniałaś wziąć torebkę - śmieje się pod nosem, a ja unosząc wysoko brwi, spoglądam na niego jak na kretyna.

- Sprowokowałeś nas do tej ucieczki - fukam cicho, na co Chris od razu się prostuje, zauważając moją złość. 

Wzdycha ciężko i opuszczając zawieszoną w powietrzu dłoń, kiwa głową zgadzając się niemo z tym, co powiedziałam

- Tak, wiem... Chciałem przeprosić - mówi skruszony, a ja nie odrywając od niego wzroku opieram się o futrynę i cmokając wymownie, zakładam ręce na piersiach

- Wpuścisz mnie? - pyta, uśmiechając się lekko

- Myślę, że Justin nie będzie zadowolony, kiedy dowie się że cię zaprosiłam do jego mieszkania - odpowiadam pewnie, a Chris rozumiejąc nieciekawą sytuację, kiwa potulnie głową. 

Wzdycham ciężko widząc jego szczerą skruchę, która wielkimi literami maluje się w jego oczach i po chwili zastanowienia, odpycham się od futryny, po czym gestem dłoni, zapraszam chłopaka do środka 

- Napijesz się czegoś?

- Jeśli to nie kłopot, to z chęcią - mówi, na co kiwam głową i uśmiechając się pod nosem idę do lodówki

- Siadaj, zaraz przyniosę - informuję, a on posłusznie wykonuje moje polecenie i siadając niepewnie na brzegu kanapy, rozgląda się z zaciekawieniem po mieszkaniu

- Skąd w ogóle wiedziałeś gdzie mieszkam?

- Matt mi powiedział - odpowiada, a ja przegryzając wnętrze policzka marszczę brwi, zastanawiając się dlaczego właściwie to Matt nie przyniósł mi tej torebki. 

Wiedział przecież, że Justin i Chris nie przepadają za sobą, więc dlaczego ryzykował kolejne ich spięcie? 

Wzdychając ciężko, zaglądam do lodówki i widząc w niej czteropak Budweisera proponuję swojemu gościowi butelkę piwa, na co on z ochotą przytakuje kiwnięciem głowy. Zabieram z szafki dwie szklanki i kładąc wszystko na metalową tacę, wracam z powrotem do salonu.

- Zdrowie - uśmiecham się ciepło, po czym unosząc swoją butelkę, wystawiam ją w kierunku bruneta, na co ten stuka swoim szkłem o moje, życząc przy tym tego samego.

- Niesamowite - prycha pod nosem, tajemniczo spoglądając na etykietę piwa

- Co jest takie niesamowite?

- To, jak wiele łączy mnie z Bieberem - odpowiada, a ja zaskoczona jego słowami, posyłam mu pytające spojrzenie - Nie dość że podoba nam się ta sama kobieta, to jeszcze zgadzamy się ze sobą w kwestii wyboru piwa - chichocze, a ja spuszczam wzrok na podłogę, czując jak na jego słowa moje policzki oblewają się mocną czerwienią. 

Jego szczerość i śmiałość wobec mnie którą zauważyłam już wczoraj, naprawdę mnie zawstydzają. Już wcześniej zdawałam sobie sprawę z tego, że nie jestem obojętna Chrisowi, jednak nigdy nie przypuszczałam, że jest to aż tak bardzo intensywne. Zawsze myślałam, że traktujemy się raczej jak znajomi, a nasza relacja nie jest niczym więcej, jednak po tych wszystkich słowach, którymi obsypał mnie ostatnimi czasy, śmiem twierdzić, że tylko ja uważałam go za dobrego znajomego, podczas gdy dla Chrisa byłam obiektem nadającym się do wejścia w związek, albo co najmniej do rozpoczęcia romansu. Nie jestem głupia ani ślepa, widzę to jak łypie na mnie tymi cholernymi tęczówkami, co przyznam szczerze w tym momencie niesamowicie mnie onieśmiela... Do tego stopnia, że z nagłego przypływu gorąca jestem zmuszona, aby przeprosić kolegę i wyjść do łazienki, ochlapać palące policzki zimną wodą.

Odkręcam kurek i tworząc z dłoni łódeczki, nabieram w nie wodę, po czym schładzam sobie twarz. Przymykając powieki, liczę do dziesięciu i nabierając głęboko w płuca powietrza, sięgam po ręcznik, po czym pocierając delikatnie policzki, suszę skórę. Zaciskam i rozluźniam na zmianę pięści, a kiedy słyszę wołanie z pokoju, pospieszające to co w tej chwili robię, ponownie zaciskam pięści, a następnie opuszczam łazienkę i siląc się na uśmiech, podchodzę do kanapy, zajmując miejsce obok Chrisa.

- Mam nadzieję, że nie jesteś na mnie zła za to, że zniszczyłem wam w zasadzie wczorajszy wieczór? Nie chciałem być niemiły, ale jak zwykle alkohol zrobił swoje - mówi, a ja upijając łyk piwa, kiwam głową i odkładając butelkę na stół, uśmiecham się lekko do siedzącego dość blisko mężczyzny.

- Wprawdzie, Justin do tej pory słowem się do mnie nie odezwał, ale cóż... Jakoś sobie z tym poradzimy - wzruszam ramionami.

Rozmawiamy jeszcze przez chwilę o wczorajszym wieczorze, a szczerze skruszony Chris wpada na pomysł, że może zaczeka na Justina i osobiście go przeprosi, na co reaguję śmiechem. Nie wyobrażam sobie tego, co zrobiłby Justin gdyby zastał swojego największego wroga w swoim mieszkaniu, dlatego też, zapewniam Chrisa, że odpowiednio przekażę jego przeprosiny. Niechętnie na to przystaje, jednak po długich namowach i tłumaczeniach, zgadza się ze mną, uważając w końcu, że tak chyba rzeczywiście będzie lepiej.

Kiedy w pewnym momencie naszej rozmowy, zauważam w oczach Chrisa dziwny błysk, dokładnie taki sam jak wczorajszego wieczora, przełykam głośno ślinę i nie chcąc dłużej patrzeć w jego niesamowicie piękne oczy, spuszczam wzrok na podłogę, wpatrując się teraz w swoje bose stopy.

- Wszystko w porządku? - pyta zatroskany i wyciągając dłoń do mojego policzka, muska delikatnie kciukiem skórę mojej twarzy. 

Wzdycham cicho, kiedy dreszcz przyjemności przechodzi wzdłuż mojego kręgosłupa i przymykając powieki, liczę w myślach do dziesięciu, chcąc zapanować nad niesamowitym uczuciem, jaki wywołał jego ciepły dotyk. Czuję jak moje ciało zaczyna lekko drżeć, kiedy nagle chłopak przysuwa się do mnie i nie pytając o zgodę, pochyla się nade mną, następnie zostawiając lekki jak piórko prawie niezauważalny pocałunek na mojej szyi. 

- Jesteś rozpalona, Meg - szepcze do mojego ucha, a ja zachwycona jego niskim, chrapliwym, a zarazem niemożliwie przyjemnym głosem, jęczę cicho, tym samym prowokując go do dalszych działań. 

Jego dłoń, zsunięta na moją talię, delikatnie się na niej zaciska, a język wędrujący po mojej szyi, wyznacza na niej mokre ścieżki, prowadzące aż do osłoniętego, jedynie koszulką Justina, biustu. Oddychając ciężko, odchylam głowę, pozwalając mężczyźnie na dalsze pieszczoty.

- Cholera - jęczę płaczliwie, czując jak niesamowicie wielkie pożądanie rozlewa się po moim ciele

- Coś nie tak? - pyta Chris i ponownie przejeżdża językiem po rowku między moimi piersiami. 

Zagryzam mocno wargę i zaciskając powieki, kręcę głową na boki, pokazując mu że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Tak cholernie bardzo pragnę go w tym momencie, że jeśli za chwilę Chris nie zrobi czegoś więcej, a jego pieszczoty nie wejdą na wyższy level, rozpłaczę się i upadnę przed nim na kolana, błagając przy tym, aby wziął mnie tu i teraz.

Nie mam pojęcia co się ze mną dzieje, ale jedno wiem na pewno... 

Podoba mi się to cholernie bardzo. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro