57
- Megan... - odzywa się Justin, a ja przekręcając głowę w jego stronę, spoglądam na niego pytająco - Możesz mi powiedzieć, co się dzieje? Odkąd wróciłaś na zaplecze, zachowujesz się jakoś dziwnie – dodaje, na co wzdycham ciężko przymykając przy tym powieki.
- To nic takiego, naprawdę - zapewniam, po czym mrugając kilka razy, posyłam mu sztuczny uśmiech, a następnie wracam spojrzeniem na przednią szybę samochodu.
Kątem oka zauważam, jak Justin zaciska palce na kierownicy, ale nic więcej już nie mówi. Praktycznie aż do samego mieszkania blondyna, droga przemija nam w zupełnym milczeniu. Jedynie Jim, podśpiewuje sobie radośnie, wtórując wokalistom puszczonym z radia, dzięki czemu nie jest aż tak upiornie cicho, jak mogłoby być gdybyśmy jechali tylko we dwoje.
Kiedy Justin zatrzymuje samochód na podziemnym parkingu, bez słowa otwieram drzwi po swojej stronie i nie czekając na nic, podchodzę do tylnych drzwi, uwolnić Jima z pasów bezpieczeństwa. Uśmiecham się do syna, a kiedy moje dziecko wyciąga do mnie pulchne rączki, łapię go pod boczki, po czym porywam go w swoje ramiona. Chowam twarz w zagłębieniu jego szyi, próbując uspokoić skołatane nerwy. Rozmowa z Chrisem i ta jego cholerna pewność siebie, okropnie mnie wkurzyły. Być może nie powinnam się tym przejmować, jednak to, co powiedział o Justinie – mimo tego, że kompletnie go nie zna – oraz o tym, że mój chłopak prędzej czy później mnie zostawi, zepsuło mi humor. Wiem, że tak się nie stanie, bo Justin kocha mnie całym swoim sercem - co udowadnia mi na każdym kroku - ale mimo wszystko, zabolało mnie to, że kompletnie obcy człowiek, może mówić o mężczyźnie mojego życia takie rzeczy. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie mogę powiedzieć Justinowi o przebiegu mojej rozmowy z Chrisem, bo się zdenerwuje, a tego w tej chwili akurat mi nie potrzeba.
Wzdycham ciężko i odchylając głowę, całuję policzek syna, po czym odstawiam go na ziemię. Łapię jego rękę i nie czekając na Justina, kieruję się do wejścia na klatkę schodową. Mój chłopak idzie tuż za nami, a kiedy dochodzimy pod drzwi jego mieszkania, przygląda mi się przez chwilę, jednak w momencie w którym unikam jego wzroku, kręci głową na boki i wypuszczając z ust powietrze, wkłada klucz do zamka, następnie otwierając drzwi. Wpuszcza nas pierwszych, a sam wchodzi jako ostatni. Jim zaraz po przekroczeniu progu, biegnie do swojego pokoju, a ja nie wiedząc co właściwie powinnam ze sobą zrobić, stoję na środku salonu, wpatrując się w niewidzialny punkt, na przeciwległej ścianie.
- Długo tak będziesz stać? – pyta Justin, tym samym wyrywając mnie z zamyślenia.
Odwracam się do niego przodem i posyłając wymuszony uśmiech, kręcę głową na boki. Blondyn podchodzi do mnie i kładąc dłonie na moich biodrach, wpatruje się we mnie uważanie
- Powiedz mi co się dzieje. Przecież widzę, że coś jest nie tak. To przeze mnie? Znów coś zrobiłem? A może coś powiedziałem? – dopytuje, a ja rozczulona jego zachowaniem, jęczę płaczliwe, po czym wspinając się na placach, muskam jego pełne, różowe usta
- Nie, słońce... To nie twoja wina. Ja po prostu... Po prostu mam gorszy dzień – ponownie unikam powiedzenia prawdy, jednak tym razem chyba jestem dość przekonująca, bo Justin wyraźnie odpuszcza
- Naprawdę nie masz się czym przejmować – zapewniam i wtulając się w jego ciepłe ciało, wzdycham ciężko, zaciskając przy tym powieki.
*
Następnego dnia rano, zamiast budzika, budzi mnie dźwięk przychodzącego smsa. Mrugam kilkukrotnie zaspanymi powiekami i przekręcając głowę, spoglądam na szafkę nocną, na której mrugająca w telefonie dioda, wyraźnie mówi mi o nieodczytanej wiadomości. Marszczę brwi, zastanawiając się, kto o tej porze do mnie pisze, skoro mój chłopak leży przyciśnięty do mojego boku, chrapiąc niczym stary niedźwiedź.
Nie myśląc wiele, wyciągam dłoń po urządzenie i przejeżdżając palcem po ekranie, odblokowuję ekran, następnie wchodząc w wiadomości.
Po raz kolejny nie wyszło tak, jak chciałem. – krzywię się, widząc kompletnie bezsensowną dla mnie treść. Nie mam pojęcia o co chodzi, dopóki nie spoglądam na nazwę nadawcy.
Chris...
No tak, mogłam się spodziewać
Już chcę odpisać mu coś stosownego, jednak powstrzymuję się, kiedy telefon wibruje w mojej dłoni, a ekran wskazuje kolejną, nieco dłuższą od poprzedniej, wiadomość. Wzdycham ciężko i kiwając głową na boki, wpatruję się w czarne morze literek
Znów muszę cię przeprosić za swoje zachowanie. Nie chciałem być dupkiem. Wiem, że teraz pewnie nie masz nawet ochoty na mnie patrzeć, jednak chciałbym, abyś rozważyła propozycję kolejnej rozmowy. Naprawdę bardzo cię lubię, Meg i nie chcę aby ktokolwiek zepsuł naszą relację... Jakakolwiek była... Wiem, że nigdy nie dostanę od ciebie, tego co oczekuję, jednak czy mogę chociaż liczyć na cokolwiek? Chciałbym abyśmy pozostali przyjaciółmi. Nie chcę kończyć naszej znajomości, na ścieżce wojennej... za bardzo mi na tobie zależy. Więc, czy będziesz dla mnie na tyle łaskawa, aby dać mi kolejną szansę, na naprawienie tego, co spierdoliłem? Możemy się spotkać ? Obiecuję... Nie będę poruszał tematu J. to twoja sprawa... Chcę tylko, by między nami było dobrze
Dwa razy czytam całą wiadomość, chcąc upewnić się, że moje zaspane oczy, nie robią mi psikusa, a moja głowa nie przekręca słów, które w rzeczywistości napisał. Wzdycham ciężko, kiedy stwierdzam, że za drugim razem przeczytałam dokładnie taką samą treść, jak przy pierwszym i zaciskając mocno powieki, opadam na poduszkę, zastanawiając się, co powinnam mu odpisać i czy w ogóle powinnam odpowiadać.
Analizuję każde za i przeciw, koniec końców, stwierdzając, że choć raz, Chris zachował się jak dorosły facet. Mógł się przecież śmiertelnie na mnie obrazić za to, że mimo jego szczerego wyznania, odrzuciłam jego zaloty. Tymczasem, staje na wysokości zadania i chowając dumę do kieszeni, szczerze przeprasza, ponownie wyciągając do mnie dłoń.
Ten chłopak nie jest taki zły... Jest zraniony, bo ulokował uczucia w osobie, która nie widzi świata poza swoim chłopakiem – miłością jej życia. Jestem w stanie go zrozumieć, bo wiem, jak to jest, kiedy twoje serce bije w kierunku w którym bić nie powinno. Ja też przecież – mimo tego, że nie miałam jeszcze pojęcia o tym iż Justin czuje do mnie dokładnie to samo, co ja do niego – nie zmieniłam obiektu westchnień i przez lata, kochałam wyłącznie jego, zamykając się tym samym na nowe znajomości. Nie mogę winić Chrisa za to, że się we mnie zakochał. Pewnie gdyby mógł, przerzuciłby to uczucie ze mnie na inną kobietę, jednak serce nie sługa...
Bije swoim rytmem, nie pozwalając właścicielowi na jego zmianę.
Ponownie przykładam telefon pod nos i rozprostowując palce, układam je na dotykowej klawiaturze
Dobrze, spotkajmy się. Ja też uważam, że powinniśmy jeszcze raz szczerze porozmawiać i wyjaśnić sobie dokładnie to, co między nami było, bo wydaje mi się, że oboje nieco się w tym pogubiliśmy. Dam ci ostatnią szansę na rozmowę, Chris. Nie chcę słuchać o Justinie i nie mam ochoty kolejny raz poznać twojego zdania na jego temat. Rozmowa będzie się tyczyć wyłącznie nas, a jeśli choć wspomnisz o moim chłopaku, to wyjdę i już nigdy więcej mnie nie zobaczysz. To są sprawy między mną, a tobą...
Klikam wyślij, po czym wyciągam dłoń, by położyć telefon na szafce, jednak nim zdążę go odłożyć, urządzenie wibruje kolejny raz
Spotkajmy się dzisiaj w parku Lincolna o szesnastej
Dobrze – odpowiadam krótko, zgadzając się na jego propozycję
Odkładam telefon i unosząc się na łokciach, pochylam się do śpiącego Justina, po czym, z uśmiechem na ustach, całuję jego policzek. Wpatruję się w niego, kiedy uroczo marszczy nos i chichoczę cicho, gdy mruczy coś niezrozumiałego. Moje serce wali mocno, na samą myśl, o tym, że ten cudowny, niesamowicie przystojny mężczyzna, należy wyłącznie do mnie. Kocham go całym swoim sercem i cieszę się cholernie, że go mam.
Zsuwam się z łóżka i na palcach przechodzę do łazienki, wziąć szybki prysznic. Po drodze zrzucam z siebie majtki, oraz koszulkę Justina i upinając włosy w wysoki kok, odkręcam wodę w kabinie. Staję pod prysznicem i przymykając powieki, pozwalam przyjemnie ciepłym strumieniom, swobodnie płynąć po mojej skórze. Uśmiecham się szeroko, kiedy na plecach wyczuwam zimne powietrze, które po chwili zastępuje ciepłe ciało mojego ukochanego. Jego dłonie wędrują na mój brzuch, a usta wyznaczają ścieżkę pocałunków wzdłuż mojej szyi
- Dzień dobry – szepcze do mojego ucha, na koniec zostawiając lekkie muśnięcie na jego płatku – Dlaczego znowu kąpiesz się sama?
- Nie chciałam cię budzić – wyjaśniam i wzdycham cicho, kiedy jedna z jego dłoni, zjeżdża na podbrzusze – Spałeś tak słodko, że nie miałam serca przerywać ci snu – dodaję i czuję jak jego usta, przyciśnięte do mojego policzka, unoszą się ku górze
- Słodko, mówisz? – dopytuje, na co kiwam głową. Zjeżdża dłonią do mojej kobiecości, przez co przygryzam wargę, podniecona samą myślą o tym, co tu za chwilę się wydarzy – Pokazać ci jak cholernie słodki potrafię być? – na jego słowa odwracam się przodem i stając z nim twarzą w twarz, spoglądam z dołu w jego niesamowicie przepiękne miodowe tęczówki
- To jak słodki jesteś, to już wiem – uśmiecham się lekko – Teraz wolałabym doświadczyć tej nieco bardziej pikantnej strony – szepczę uwodzicielsko, a rozochocony Justin przełyka głośno ślinę, po czym pochylając się do mnie, wpija się zachłannie w moje usta.
*
Po prysznicu pełnym wrażeń, oboje idziemy do kuchni zjeść śniadanie. Trzymając się za ręce, wchodzimy do pomieszczenia, w którym czeka już na nas nasz syn. Zaspany Jim siedzi przy stole i podpierając ręką głowę, wpatruje się w pustą miskę, w której zazwyczaj podaję mu płatki z mlekiem. Rozczulona tym widokiem puszczam dłoń jego ojca i podchodząc do swojego trzyletniego chłopca, staję za jego plecami, po czym owijając ramiona wokół jego drobnego ciałka, składam soczysty pocałunek na jednym z pulchnych policzków
- Co tak dumasz nad tą miską? – pytam rozbawiona, na co mój syn wzdycha ciężko
- Jestem strasznie głodny, mamusiu. Chciałem zrobić sobie płatki, ale jestem za malutki, żeby dostać do szafki – mówi z przejęciem, na co chichoczę.
Ponownie całuję jego policzek i posyłając mu ciepły uśmiech, zapewniam, że za chwilę przygotuję mu śniadanie. Podchodzę do robiącego dla nas kawę, Justina i owijając ręce wokół jego pasa, przytulam się mocno do jego pleców. Spoglądając na mnie przez ramię, posyła mi lekki uśmiech, po czym na nowo wraca do wcześniej wykonywanej czynności
- Kocham cię – wspinając się na palcach, szepczę do jego ucha, na co odpowiada mi tym samym.
Nie chcąc, aby moje dziecko czekało na jedzenie, odrywam się od ukochanego mężczyzny i podchodząc do jednej z szafek, wyciągam to na co Jim miał ochotę. Łapię pudełko czekoladowych kulek w ręce i wsypując je do miski, zalewam chłodnym mlekiem - dokładnie tak, jak lubi najbardziej.
- Smacznego, skarbie – mówię i pochylając się nad nim, całuję czubek jego głowy.
Kiedy już wszyscy napełniliśmy swoje wygłodniałe brzuchy, całą trójką wychodzimy z mieszkania Justina, kierując się do jego samochodu. W pierwszej kolejności mój chłopak podrzuca nasze dziecko do przedszkola, a następnie odwozi mnie do kawiarni.
- Dzisiaj wrócę nieco później, niż zwykle – informuję, na co Justin spogląda na mnie pytająco.
Wzdycham ciężko, zastanawiając się przy tym, co powinnam mu powiedzieć. Przecież nie przyznam się do tego, że spotykam się z Chrisem, bo znając Justina, najpierw zabiłby jego, a potem mnie.
- Muszę pomóc Robertowi w rachunkach – wymyślam na szybko, jednak moje słowa go nie przekonują – Chcemy zatrudnić nową osobę, więc musimy zastanowić się nad tym, czy w ogóle nas na to stać – kłamię jak z nut, przez co jest mi cholernie źle, ale wiem, że to jest jedyne wyjście z sytuacji.
- No, dobrze – wzrusza ramionami, a ja ucieszona tym, że złapał haczyk, uśmiecham się promiennie, po czym wypinając się z pasów bezpieczeństwa, podnoszę się z miejsca i pochylając się nad blondynem, całuję czule jego pełne usta
- Kocham cię najbardziej na świecie. Wiesz o tym, prawda? – pytam wpatrując się w jego oczy, na co uśmiechając się, kiwa głową
- Wiem... I ja też cię kocham – odpowiada i kładąc dłoń na moim karku, ponownie mnie do siebie przyciąga – Nawet nie wiesz jak bardzo – szepcze w moje usta, następnie składając na nich krótkie muśnięcie.
Jeszcze przez chwilę wymieniamy się pocałunkami, a kiedy w końcu odrywamy się od siebie, życzę ukochanemu miłego dnia, po czym opuszczam jego samochód i przechodząc na drugą stronę ulicy, kieruję się do kawiarni.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro