47
Kochani, świeżutki rozdział leci prosto do Was :)
WOW! Historia Niezakończona ma już ponad 16k wyświetleń i 3k oddanych głosów O.o
Dziękuję! Dziękuję! Dziękuję! Jesteście najlepsi!!! :D
Moje usta rozchylają się mimowolnie, kiedy przejeżdżając przez bramę wjazdową, moim oczom ukazuje się niesamowicie wielka willa, zbudowana z kamienia, wyglądająca dokładnie tak, jak te, które widziałam na zdjęciach w Internecie. Kiedy Justin wspominał coś o wynajętym dla nas domu, w życiu nie przypuszczałabym że chodzi mu o tego typu dom. Spoglądam na siedzącego za kierownicą blondyna i z wysoko uniesionymi brwiami, przyglądam się pytająco jego uśmiechniętej twarzy.
- Tu będziemy mieszkać? – pytam, na co kiwa głową – To jest jakiś pensjonat, hotel, czy co? – dopytuję, w dalszym ciągu nie będąc pewna, czy to co rozciąga się przed moimi oczami, jest naszym docelowym miejscem wypoczynku
- Nie kochanie. Mówiłem ci przecież, że wynająłem dla nas dom – chichocze głupkowato, na co marszczę brwi
- Właśnie... Dom, Justin, a to jest jakaś pieprzona willa – prycham pod nosem, a on zaskoczony moim ostrym językiem, raczy mnie wreszcie krótkim spojrzeniem
- Nie podoba ci się? – pyta trochę zawiedziony, na co od razu kiwam głową na boki
- Nie, nie... To nie to. Ja po prostu.. Nie wiem, nie spodziewałam się tego. Kiedy mówiłeś o wynajętym domu, myślałam że to rzeczywiście będzie jakiś dom... Taki wiesz, domek mały, przy plaży, a to... To jest po prostu ogromne – mówię nieskładnie, wciąż zaskoczona tym co zobaczyłam.
Justin patrzy na mnie przez chwilę jak na ostatnią kretynkę, po czym wybucha głośnym śmiechem, za co od razu dostaje po głowie.
- Podoba ci się, czy nie? – znów rechocze pod nosem, co jest niesamowicie irytujące w tym momencie, jednak wiedząc że robi to specjalnie, przewracam jedynie oczami i kręcąc głową na boki, ponownie wyglądam za szybę
- Tu jest pięknie – mówię rozanielona, widząc już z bliska zachwycającą willę, oraz otaczający ją kolorowy ogród.
Kiedy Justin zatrzymuje się na podjeździe, otwieram drzwi i wysiadając z samochodu, przechodzę do tyłu, by uwolnić syna z pasów bezpieczeństwa. Justin wyjmuje z bagażnika nasze walizki, a ja nie czekając na niego, łapię dłoń Jima i z szeroko otwartymi oczami, zaczynam zwiedzać otoczenie
- Mamusiu, tu będziemy mieszkać? – pyta Jim, a kiedy posyłam mu lekki uśmiech i kiwając głową odpowiadam na jego pytanie, podskakuje radośnie, wyrzucając obie piąstki w górę – Wow, tu jest super! – piszczy wesoło i wyrywając dłoń z mojego uścisku, biegnie na tył domu
- Jim, zaczekaj! – krzyczę za nim, ale widząc że nie robi sobie nic z moich słów, ruszam w tym samym kierunku co on.
Jeśli wcześniej mówiłam, że ta willa jest piękna, to nie mam pojęcia jakich słów użyć, by opisać to, co znajduje się po jej drugiej stronie. Dopiero teraz zauważyłam że budynek postawiony jest na niewielkim wzgórzu, z którego można zaobserwować niesamowicie piękny widok rozciągającego się przed oczami morza. Magia tego miejsca zapiera dech w piersiach, przez co zapominam po co właściwie tu przyszłam. Rozglądam się wkoło, a moja szczęka z sekundy na sekundę opada coraz niżej, kiedy mój wzrok napotyka coraz to nowsze atrakcje. W myślach, owacjami na stojąco, nagradzam ogromny basen, zaprojektowany w taki sposób, aby dawał wrażenie że wypełniona nim woda, spływa w dół wzgórza... Dokładnie tak, jakby nie miał końca.
Już sobie wyobrażam siebie pluskającą się w nim, przy zachodzie słońca...
Uśmiecham się szeroko kiedy mocne dłonie zaciskają się wokół mojej talii i wzdychając cicho, opieram głowę na ramieniu Justina
- Tu jest niesamowicie – mówię cicho, mając wrażenie, że kiedy odezwę się nieco głośniej, zniszczę ten niesamowity spokój, oraz urok płynące z tego miejsca. Justin obraca mnie w swoich ramionach i stawiając mnie twarzą do siebie, patrzy z czułością prosto w moje oczy
- Cieszę się, że ci się podoba – mówi niewiele głośniej ode mnie, po czym zbliżając usta do mojego czoła, składa tam lekki jak piórko pocałunek. Przymykam powieki i z nieznikającym z ust uśmiechem, mruczę cicho z przyjemności jaką daje mi możliwość bycia blisko niego.
- Dziękuję, że mnie tu wziąłeś – spoglądam na niego i wspinając się na palcach, wpijam się delikatnie w miękkie usta mojego chłopaka.
- Dla ciebie wszystko, skarbie – mówi przez pocałunek, po czym nie pozwalając mi na więcej, odrywa się ode mnie i łapiąc moją dłoń, ciągnie w kierunku szklanych drzwi, wychodzących na ogród – Chodź... Nie widziałaś jeszcze wnętrza – dodaje, na co od razu pozwalam mu się poprowadzić.
Zerkam jeszcze ostatni raz za siebie, chcąc sprawdzić co robi mój syn, ale kiedy widzę go bawiącego się grzecznie w drewnianej altance, która swoją drogą wygląda równie pięknie co reszta otoczenia, uśmiecham się pod nosem i bez większych już obaw, wchodzę za Justinem do środka domu.
Jęczę z zachwytu, kiedy moim oczom ukazuje się salon urządzony w minimalistycznym i nowoczesnym stylu. Mimo tego iż wydaje się nieco pusty i trochę za duży, jasne ściany oraz meble w kolorze głębokiego brązu, nadają mu ciepła, a idealnie dobrane dodatki, czy świeżo ścięte, kolorowe kwiaty, porozstawiane w niezwykle pięknych, ręcznie malowanych wazonach, dodają mu pewnego rodzaju uroku, oraz oryginalności. Przesuwam dłonią po skórzanej kanapie koloru kawy z mlekiem i uśmiechając się szeroko, podziwiam pomieszczenie.
- Tam jest nasza sypialnia – odzywa się po chwili Justin i wlepiając we mnie swój przeszywający wzrok, porusza śmiesznie brwiami, na co prycham pod nosem.
Wyciąga do mnie dłoń i kiwając głową w bok, nakazuje iść dalej. Przewracam oczami widząc jego zadowoloną minę, bo wiem dokładnie o czym w tym momencie myśli. Znając jego i jego upodobania, w tej chwili najchętniej skończyłby zwiedzanie domu, bo jak mogę się domyślić, sypialnia to jest właśnie to, czego mój chłopak najbardziej potrzebuje do szczęścia. Gdyby nie to, że nasz syn kręci się gdzieś w pobliżu, już dawno zaciągnąłby mnie do łóżka i nie wypuszczał z niego do końca naszego pobytu.
Nim zdążę w ogóle o czymkolwiek pomyśleć, czuję jak unoszę się w powietrzu, a już po chwili odbijam się lekko od miękkiego materaca, po czym na powrót zostaję do niego przyciśnięta. Śmieję się cicho kiedy Justin zawisa nade mną i przyciskając usta do mojej szyi, składa na niej kilka mokrych pocałunków. Wędruje dłońmi po moim tułowiu i zatrzymując się na piersiach, ściska je lekko, powodując tym samym ciche westchnienie, niekontrolowanie wydobywające się z moich ust
- Justin... - szepczę, chichocząc pod nosem, ale on nawet na chwilę nie zamierza zatrzymać tego co właśnie rozpoczął.
Sunie ustami po moim dekolcie, po czym rozchyla lekko usta i przygryzając delikatną skórę na mojej piersi, zasysa mocno powietrze. Odchylam głowę i zaciskając mocno powieki, syczę głośno czując nieprzyjemne pulsowanie w miejscu w którym właśnie robi mi cholerną malinkę. Wbijam mocno paznokcie w jego ramię, ale nawet to go nie powstrzymuje przed dalszymi ruchami.
- Justin – ponownie się odzywam, a kiedy odrywa się ode mnie i z triumfalnym uśmiechem wpatruje się w moje oczy, posyłam mu gniewne spojrzenie, po czym uderzam go z otwartej ręki w tył głowy – Zwariowałeś? – mówię przez zęby, na co ten kretyn się tylko śmieje – Nie śmiej się, idioto. To bolało – jęczę płaczliwie i spuszczając wzrok, rzucam spojrzeniem na czerwoną plamę, powoli rozrastającą się na mojej piersi.
- Wybacz skarbie, poniosło mnie – szczerzy się jak głupek, a ja widząc jego zadowoloną minę przewracam oczami, po czym uwalniając się z jego uścisku, odpycham go od siebie, a następnie zsuwam się z łóżka i podchodzę do drzwi prowadzących do łazienki. Staję przed lustrem i z zaciśniętymi zębami, przyglądam się powiększającej się malince.
- Jesteś na mnie zła? – słyszę skruszony głos Justina, a kiedy spoglądam w bok, widzę go opartego o framugę drzwi, przyglądającego się mi z założonymi na piersiach rękoma.
Wzdycham ciężko, po czym podchodząc do blondyna, unoszę dłoń i kładąc ją na jego policzku, delikatnie przesuwam po nim kciukiem. Wspinam się na palcach, po czym zbliżając się do jego ust, całuję je krótko. Justin uśmiecha się przez pocałunek i nie mówiąc nic, rozplata ręce i owijając je wokół mojego ciała, mocno mnie do siebie przyciąga
- Jesteś kretynem, wiesz? – pytam cicho, na co od razu kiwa głową – Ale cię kocham – dodaję i uśmiechając się pod nosem, odchylam się w jego ramionach, następnie spoglądając na jego idealną twarz.
W jego oczach tańczą iskierki szczęścia, a szczery uśmiech ani na chwilę nie schodzi z ust. Wzdycham cicho i opierając dłonie na jego klatce piersiowej, chowam twarz w zagłębieniu jego szyi
- Tak bardzo cię kocham – wyznaję cicho - Obiecaj, że już zawsze przy mnie będziesz. Powiedz, że nigdy mnie nie zostawisz. Nie mam sił żyć bez ciebie – dodaję, nagle czując wręcz desperacką potrzebę jakiegokolwiek zapewnienia z jego strony, że zostanie ze mną już na zawsze.
Justin słysząc moje słowa spina się lekko i łapiąc za moje ramiona, odciąga mnie delikatnie, po czym chwytając w palce moją brodę, pociąga moją głowę tak, bym mogła spojrzeć ponownie w jego cudowne karmelowe tęczówki
- Jesteś wszystkim czego w życiu mi potrzeba. Zawsze byłaś i już zawsze będziesz – mówi pewnie, na co lekko się uśmiecham – Jesteś pierwszą myślą z którą się budzę i ostatnią z którą zasypiam. Tylko przy tobie moje życie ma jakiś sens. Tylko z tobą chcę się zestarzeć i patrzeć na to jak nasz syn dorasta... I nawet jeśli kiedyś przyjdzie taki dzień, gdy już nie będziesz mnie chciała, ja zawsze będę obok... Ale dopóki pozwolisz mi się kochać, będę kochał cię całym swoim sercem. Jestem tutaj, Meg i nigdzie się nie wybieram... Już nigdy więcej... - szepcze, a ja wypuszczając z ust drżące powietrze, powoli kiwam głową.
Justin jeszcze przez kilka sekund przygląda mi się uważnie, a kiedy ma pewność że jego słowa do mnie dotarły, przyciska swoje usta do moich i całuje mnie zachłannie, jakby w ten sposób chciał zapewnić mnie o autentyczności tego, co przed chwilą powiedział.
- Mamusiu... Blee, znowu się całujecie... – głos naszego syna skutecznie nas rozdziela. Stajemy obok siebie i skupiając się na naszym dziecku, patrzymy na niego pytająco – Chciałem zapytać, czy pójdziemy dziś na plażę? – pyta cicho i kreśląc nóżką kółka na podłodze, wlepia we mnie swój błagalny wzrok.
Spoglądam pytająco na Justina, na co ten nieznacznie kiwa głową, wzruszając przy tym ramionami
- A nie jesteś zmęczony podróżą? – pytam, bo wiem że lada chwila może go dopaść tak zwany jet lag
- Nie jestem... Chciałbym jeszcze dzisiaj zbudować zamek z pisaku – tym razem jego wzrok pada na Justina, bo Jim dobrze wie, że jego ojciec z chęcią przyłączy się do zabawy, a tym samym poprze jego pomysł o pójściu na plażę.
Łapię nadgarstek Justina i unosząc go do twarzy, sprawdzam na zawieszonym zegarku godzinę. Widząc że jest dopiero dziewiętnasta, wzruszam ramionami i posyłając synowi lekki uśmiech, zgadzam się na mały spacer.
- Tylko weź bluzę, bo możesz zmarznąć – krzyczę jeszcze, kiedy uradowany Jim wybiega z łazienki zostawiając nas samych, po czym chwytam Justina za rękę i splatając nasze palce razem, ruszam w stronę wyjścia.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro