Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

42


- No wreszcie, ile można do ciebie dzwonić? – jęczy Jess po drugiej stronie słuchawki, dobijając się do mnie już po raz siódmy. 

Od soboty się nie widziałyśmy, więc moja przyjaciółka nawet nie wie co w tym czasie zmieniło się w moim życiu. W prawdzie, pewnie Matt już zdążył jej napomknąć o tym, że Justin był świadkiem naszej rozmowy pod klubem i co nieco jej powiedział, ale doskonale wiem, że zżera ją ciekawość, dlatego też od samego rana wydzwania do mnie bez chwili przerwy. Mam świadomość tego, że może być na mnie zła o to że się nie pochwaliłam, jednak mam również nadzieję, że kiedy opowiem jej wszystko zrozumie i mi wybaczy

- Cześć, Jess – odzywam się i podtrzymując telefon ramieniem, zabieram z szafki torebkę, po czym żegnam się z Robertem, machnięciem ręki, a następnie wychodzę z kawiarni, kierując się do mieszkania Justina

- Boże, gdzie ty masz ten telefon? Dobra, z resztą, nie ważne... Co się tam u was dzieje? Mów szybko, bo ta cholerna niepewność mnie zeżre do końca – nawija jak najęta, a ja chichoczę cicho, słysząc ten komiczny potok słów – Podobno wróciłaś do Biebera? Nie żeby coś, ale do cholery jak to jest możliwe, że Matt wie o tym wcześniej niż ja? Ten dupek mu wszystko wyśpiewał, a moja najlepsza przyjaciółka nie pisnęła nawet słowa. Wiesz, co... Wstydź się panno Lee

- Oj, dobra, dobra... Przepraszam. Po prostu to co się wydarzyło, było dla mnie szokiem i do tej pory nie jestem pewna, czy to wszystko przypadkiem mi się nie śni – znów chichoczę, nie mogąc zapanować nad radością , która rozlewa się ciepłem po moim sercu

- Gdyby to był sen, to nie byłabyś aż tak szczęśliwa, Meg. Naprawdę jesteście razem? – pyta, na co odpowiadam krótkim, ale za to pewnym tak

- Wyjaśniliśmy sobie to, co wydarzyło się cztery lata temu i oboje przyznaliśmy się przed sobą do naszych uczuć, także jak na razie wszystko idzie w dobrym kierunku

- A co z kelnerką?

- Allison nie jest dla mnie żadnym zagrożeniem – mówię, a na moich ustach maluje się triumfalny uśmiech – Justin powiedział, że to ona za nim latała, ale on nie zwracał na nią uwagi. Korzysta jedynie z jej pomocy przy planowaniu wnętrza hotelu, bo jak się okazało, Allison jest też architektem

- Wow, no nieźle... No to super! – piszczy radośnie, przez co muszę odsunąć od ucha telefon, by przypadkiem nie ogłuchnąć – W takim razie, szykujcie się, idziemy wieczorem na podwójną randkę. Jak za starych, dobrych czasów – wzdycha rozmarzona, na co śmieję się cicho

- Nie rozpędzaj się tak... Nie ma opcji, nigdzie z wami nie idziemy

- Weź mnie nie wkurzaj, Meg! – przerywa mi bezczelnie, wydzierając się na mnie do słuchawki – Tak długo wszyscy na to czekaliśmy, nie możesz się teraz wymigać

- Jess, powoli... Możemy to zrobić w inny dzień. Daj nam się trochę sobą nacieszyć. Mamy wiele zaległości do nadrobienia i nie... Nie chodzi mi o seks, więc nie chichocz jak potłuczona, tylko na przykład o wspólny czas z naszym dzieckiem – tłumaczę, na co wzdycha głośno

- Oj, no dobra – zgadza się z moimi słowami, przeciągając końcówkę jak mała dziewczynka, na co przewracam oczami – Użyłaś w miarę dobrych argumentów, więc dzisiejszy wieczór ci odpuszczam, ale jutro już się nie wywiniesz, rozumiemy się? – pyta, na co potakuję

- Aha, zapomniałabym – mówię kiedy już mamy się rozłączać – Justin zaproponował abym się do niego wprowadziła... Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu?

- Nie, no skąd. Ja i tak po ślubie z tym kretynem, o ile w ogóle do niego dojdzie, przeprowadzam się do niego, więc zostałabyś sama... Dobrze, że chce się wami zaopiekować i naprawdę nie mam wam tego za złe – zapewnia, na co oddycham z ulgą. 

Nie chciałabym stawiać jej w głupiej sytuacji, bo przecież razem wynajmujemy to mieszkanie i razem za nie płacimy. Moja przeprowadzka mogłaby trochę popsuć jej sytuację finansową, a na to nie mogłabym pozwolić. Tym bardziej, że na głowie ma wesele 

- Poza tym, nie zapominaj, że Bieber zapłacił za nasze mieszkanie na prawie rok...

- No tak – prycham pod nosem, rozbawiona jej szczerością, przypominając sobie, że rzeczywiście Justin opłacił nam czynsz, dzięki czemu teraz już nie mam się czym przejmować. 

Zamieniamy jeszcze kilka słów, po czym żegnamy się, na koniec umawiając się na następny wieczór.


*

Uśmiecham się szeroko, kiedy wchodząc do domu, do moich nozdrzy dochodzi przyjemny zapach nastawionego obiadu. Zostawiam swoje rzeczy w przedpokoju, buty układam obok adidasów Justina i z lekkim uśmiechem na ustach, wchodzę do kuchni. Śmieję się cicho, widząc jak mój mały mężczyzna, posadzony na ramionach tego nieco większego, wyciąga swoją małą rączkę do jednej z najwyżej zawieszonych szafek, próbując ściągnąć z niej plastikową miskę do sałatek. 

Nie mówiąc nic, po prostu opieram się o jedną ze ścian i obserwując ich poczynania, czekam aż któryś z nich mnie zauważy. Oczywiście, jak mogłam się domyślić, moją obecność jako pierwszy wyczuwa mój syn. Odwraca głowę, a kiedy nasze spojrzenia się spotykają, uśmiecha się szeroko, po czym, nie zważając na to, że w dalszym ciągu siedzi na ramionach ojca, przekłada nogę i zsuwając się z jego pleców, zeskakuje na podłogę. Widząc jego poczynania, serce staje mi w gardle, ale kiedy zauważam, że z uśmiechem na ustach, cały i zdrowy,  kieruje się w moją stronę, oddycham z ulgą, po czym kucam, otwierając ramiona, by mógł w nie wpaść

- Cześć, mamusiu – mówi piskliwym głosem, na co uśmiecham się szeroko. 

Dopiero teraz Justin odwrócił się w moją stronę i z plastikową miską w ręce, przygląda się z uśmiechem naszej dwójce. Kiwam do niego głową, a on puszcza do mnie oczko i odkładając naczynie na blat, podchodzi do mnie by się przywitać. Całuję czoło Jima i łapiąc go pod boki, wstaję na równe nogi, sadzając sobie syna na biodrze.

- Cześć, kochanie – witam się z mężczyzną mojego życia i podchodząc bliżej, składam krótkiego całusa na jego ustach

- Jak było w pracy? – pyta autentycznie zainteresowany, na co posyłam mu lekki uśmiech

- Dobrze – odpowiadam krótko i odstawiając syna z powrotem na podłogę, wymijam moich mężczyzn podchodząc do kuchenki, na której postawiony został obiad. 

Unosząc pokrywkę, największego garnka, zaglądam do środka i uśmiecham się szeroko, widząc gotujące się w nim kolby kukurydzy. Uwielbiam kukurydzę, po za tym jestem głodna jak wilk, więc taki widok, sprawia mi ogromną radość.

- Słuchaj... - zwracam się do Justina i ponownie zakrywając garnek, odwracam się do niego twarzą - Rozmawiałam dzisiaj z Robertem – zaczynam, a on kiwa głową na znak, że mnie słucha. 

Patrzy uważnie w moje oczy i zakładając ręce na klatce piersiowej, czeka cierpliwie, aż rozwinę swoją myśl 

- Rano, zanim jeszcze wstaliście, dużo myślałam o tej kawiarni. Nie jestem w stanie jej poprowadzić, Justin i...

- Nie musisz tego robić. Zawsze możesz do tego kogoś zatrudnić – przerywa mi bezczelnie, na co unoszę wysoko brwi . 

Justin zmniejsza między nami odległość i wpatrując się nieprzerwanie w moje oczy, staje tuż naprzeciwko mnie. Wyciąga rękę i kładąc ją na moim ramieniu, delikatnie je pociera, dokładnie tak, jakby w ten sposób chciał dodać mi otuchy. Justin wie doskonale, że potrafię zamartwiać się najmniejszymi problemami, ale nie ma pojęcia o tym, że ja ten problem już dawno rozwiązałam

- Zaproponowałam Robertowi, żeby zajął się kawiarnią – mówię szybko i widzę jak na jego twarz wchodzi zdziwienie. Śmieję się cicho, kiedy jego usta rozchylają się w szoku – Myślę, że on jako jedyny się do tego nadaje. Zna się na zarządzaniu, no i wiem, że mogę mu zaufać – mówię pewnie, na co Justin kiwa głową. 

Prycha cicho pod nosem i podchodząc jeszcze bliżej mnie, przytula mnie do swojego ciepłego ciała

- Zaskoczyłaś mnie tym, bo myślałem że będę musiał sam się tym zająć – śmieje się cicho, na co uderzam go lekko w ramię. 

Justin wie dobrze, że czasami bywam nieporadna i często potrzebowałam jego pomocy. Tym razem jednak, pokazałam, że sama też potrafię podjąć jakieś ważne decyzje, bez wcześniejszego konsultowania się z kimkolwiek 

- Skoro uważasz, że on da sobie z tym radę, to chyba już nic więcej nie mam do powiedzenia – mówi i odchylając się lekko, spogląda w moje oczy, po czym całuje czule moje usta. – Teraz przynajmniej, spokojnie możesz zostać w domu... W końcu będę miał cię tylko dla siebie – dodaje przez pocałunek, a ja z uniesionymi wysoko brwiami odsuwam się od niego i z politowaniem wymalowanym na twarzy, spoglądam prosto w oczy Justina

- Już o tym rozmawialiśmy. Nie zamierzam rezygnować z pracy, Justin – mówię pewnie, w dalszym ciągu broniąc swojego zdania

- No, ale...

- Żadnego ale... Mówiłam ci, że nie zostanę kurą domową i nawet nie próbuj mnie do tego przekonywać, bo ci się to nie uda – tym razem to ja przerywam jego wypowiedź i uparcie stawiając na swoim, nie daję powiedzieć mu nic więcej – A teraz daj mi coś do jedzenia, bo jestem cholernie głodna – kończę rozmowę i podśmiechując się pod nosem, wymijam go, po czym odsuwając krzesło, siadam przy stole. 

Justin z głośnym westchnieniem kręci głową na boki i odwracając się do postawionych na kuchence garnków, łapie za widelec, po czym sprawdza, czy kukurydza jest już gotowa.

Po pysznym obiedzie, całą trójką kładziemy się na kanapie, przed telewizorem, tradycyjnie już włączając kanał z bajkami. Leżący między moimi nogami Jim, co chwilę wybucha słodkim śmiechem, spowodowanym tym co dzieje się na ekranie telewizora, a ja przylegając plecami do torsu Justina – kompletnie niezainteresowana puszczoną kreskówką – opieram głowę o jego ramię i zbliżając usta do jego szyi, całuję delikatną skórę tuż pod linią żuchwy. 

Blondyn mruczy pod nosem z przyjemności i rozluźniając uścisk na moim brzuchu, przesuwa dłonie nieco wyżej, na piersi. Ściska je lekko, a kiedy nudzi mu się macanie przez materiał t- shirtu – wkłada obie ręce pod moją koszulkę i palcami wślizguje się w miseczki biustonosza. Spogląda na mnie z góry i z lekkim uśmiechem na ustach, trąca nosem mój nos. Chichoczę cicho, ale mimo wszystko dźwięk wydobywający się z moich ust jest zbyt głośny, o czym mówi mi wymowne spojrzenie mojego syna, oraz wydęte w złości policzki. 

Unoszę dłonie w geście obrony, przepraszając niemo za swoje zachowanie, oraz przeszkadzanie Jimowi w oglądaniu bajki. Z głośnym fuknięciem nasz syn wraca wzrokiem na ekran telewizora, a my zawstydzeni swoimi poczynaniami, momentalnie zaprzestajemy dalszych ruchów

- Wiesz, obiecałam Jess, że jutro pójdziemy z nimi na kolację... Taka podwójna randka, jak za starych czasów – szepczę do Justina, na co on przygląda mi się z zaciekawieniem – Zgodziłam się, w ramach rekompensaty za to, że Matt dowiedział się o nas jako pierwszy

- Powiedziałaś Mattowi, że wróciliśmy do siebie? – pyta szczerze zaskoczony moimi słowami, na co marszczę brwi w zdziwieniu. 

Patrzę na niego jak na kosmitę, nie wiedząc czy robi ze mnie idiotkę, czy po prostu zapomniał o tym, że to właśnie on pochwalił się przyjacielowi o tym, że znów jesteśmy razem

- No, ty mu przecież powiedziałeś – mówię i odsuwając się od niego, patrzę na jego zmarszczoną w grymasie zdziwienia twarz

- Nic mu nie mówiłem – odpowiada, a ja widząc w jego oczach, że to co mówi jest prawdą, powoli zaczynam się domyślać o co chodzi

- Ta szuja mnie wrobiła – jęczę cicho, co spotyka się ze śmiechem ze strony blondyna – Wmówiła mi, że powiedziałeś o nas Mattowi, bo wiedziała, że w innym wypadku będę ją zbywać. Stwierdziłam, że skoro sam się już pochwaliłeś, to i ja nie mam czego ukrywać...

- No w sumie... Nie mamy czego ukrywać, więc w czym problem?

- No wiem, ale... No... ughh, wredna małpa...

- Mamusiu, no! – syn upomina mnie po raz kolejny, kiedy kilka nieprzyjemnych słów skierowanych w stronę mojej przyjaciółki, wychodzi z moich ust.

- Przepraszam, kochanie. Już będę cicho – kajam się przed nim, nie chcąc aby ponownie mi się oberwało. 

Wzdycham głośno i fukając cicho pod nosem, zaplatam ręce na klatce piersiowej, po czym opadając na tors Justina, ponownie układam głowę na jego ramieniu. Justin znów owija dłonie wokół mojego brzucha i pochylając się do mnie, całuje krótko moje usta, na co się uśmiecham

Mimo tego, że jestem trochę wkurzona, na to w jaki sposób podeszła mnie Jess, nie jestem na nią aż tak bardzo zła. Moja przyjaciółka doskonale mnie zna i wie, że nie należę do osób spowiadających się ze swojego życia prywatnego. Zazwyczaj wszystkie emocje ukrywam głęboko w sobie i dopiero kiedy wszystko zaczyna mnie przytłaczać, pozwalam sobie, wypuścić je na światło dzienne, zwierzając się przyjaciołom ze swoich problemów, bądź radości. 

Tym razem, wydawało mi się, że to wszystko dzieje się za szybko i jest jeszcze za wcześnie, by móc powiedzieć Jess, na czym tak właściwie stoję. Jednak teraz – patrząc na to, jak Justin podchodzi do tego wszystkiego, co między nami jest – wiem, że śmiało mogę przyznać się do tego, iż w końcu nasza rodzina jest w komplecie, a relacja, jaka na nowo między nami się wytworzyła, jest jak najbardziej prawdziwa i stała.



*****

Hej, kochani :) Jak Wam się podoba rozdział?

Mi się podobają te wszystkie odsłony oraz gwiazdki, które w ostatnim czasie znacznie zwiększyły swoją liczbę :) Dziękuję Wam za to! :* 

Jesteście najlepsi i będę to powtarzać za każdym razem, chcąc w ten sposób pokazać to, jak bardzo jestem wdzięczna za to, że tu ze mną jesteście :) 

Nie wierzyłam w to, że moje opowiadania z Justinem tak dobrze się przyjmą. Myślałam, że to będzie coś dennego, niepasującego, coś nie do czytania :P Jednak widząc liczbę odsłon np. King Of Cocaine i ilość oddanych na nią głosów, myślę, że wcale nie jest tak źle :) Jestem niesamowicie szczęśliwa, że moje pomysły na te opowiadania Wam się podobają. 

Dziękuje, dziękuję, dziękuję i kocham Was bardzo mocno :*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro