Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

40


- O mój Boże! Jim! - krzyczę i z prędkością światła, podbiegam do swojego dziecka. Patrzę na niego z góry i widząc jego do połowy wygoloną głowę, Justina golarką, zatykam sobie usta, które z wrażenia mimowolnie się rozchyliły - Dziecko, coś ty najlepszego zrobił? - pytam, na co wzrusza ramionami.

Kucam przy nim i siłą wyrywając mu urządzenie z dłoni, wyciągam wtyczkę z kontaktu, po czym odkładam je na najwyższą półkę, tak, aby już nigdy go nie dosięgnął

- Co się stało? - przerażony Justin, wpada do pomieszczenia i nie mając pojęcia o co chodzi, spogląda na mnie pytająco. Niezdolna do wypowiedzenia choć jednego, krótkiego słowa, wskazuję ręką na naszego syna, by Justin na własne oczy zobaczył co było powodem mojego krzyku. Blondyn łapie się za głowę, po czym zjeżdża dłońmi na twarz, zasłaniając sobie oczy.

Ponownie spoglądam na Jima i już sama nie wiem, czy mam się śmiać czy płakać. W tej chwili moje dziecko, jest już dalekie od radości i na jego twarzy powoli maluje się grymas smutku, przez co mam wrażenie że zaraz się rozpłacze. Domyślam się, że teraz jest mu głupio przez to co zrobił i już wcale nie jest zadowolony z tego, jak wygląda. Połowa jego głowy jest praktycznie łysa, zaś druga połowa, w dalszym ciągu jest nienaruszona. Od razu stwierdzam, że będziemy musieli dokończyć to co rozpoczął Jim, bo przecież nie pozwolę na to, by moje dziecko wyglądało jak świr.

Stoimy oboje z Justinem, nie mając pojęcia co zrobić i dopiero gdy nasze dziecko wybucha głośnym płaczem, oboje zrywamy się z miejsca i kucając przy nim, zaplatamy swoje ramiona wokół jego drobnego ciałka

- Mamusiu, ja chcę moje włosy z powrotem - duka, dławiąc się przy tym łzami. Jęczę cicho, bo wiem, że niestety z tym nic się już nie da zrobić. Kładę dłoń na jego głowie i głaszcząc go delikatnie, staram się go jakoś pocieszyć. - Ja nie chcę być łysy

- Skarbie nie będziesz łysy - mówi Justin, ale moje dziecko nawet nie reaguje.

Z jego pięknych oczu wypływają łzy wielkości grochu i spływając po policzkach, swobodnie opadają na koszulkę. Justin łapie Jima za ramiona i odciągając go delikatnie, spogląda w jego tęczówki, a kiedy Jim przenosi na niego pełne smutku spojrzenie, posyła mu delikatny uśmiech

- Nie martw się tym, wyrównamy włosy do jednej długości i będzie dobrze. Jesteś już przecież dużym chłopcem, a duzi chłopcy są obcięci na jeżyka - dodaje, a ja słysząc to co mówi mój chłopak, energicznie kiwam głową, chcąc w ten sposób potwierdzić jego słowa.

Jim przez chwilę nie mówi nic, tylko w dalszym ciągu wpatruje się w swojego ojca, a jego mina daje wyraźnie do zrozumienia, że intensywnie nad czymś rozmyśla

- Ale ty tatusiu jesteś dużym chłopcem, a wcale nie masz takich krótkich włosów - odzywa się po chwili i obserwując dokładnie opadające na jedną stronę włosy Justina, wydyma policzki, jakby wiedział, że to co powiedział ojciec było nieco naciągane.

Justin wzdycha głośno i kręcąc głową na boki, spogląda na mnie, szukając z mojej strony pomocy. Wzruszam ramionami, kompletnie nie wiedząc co powiedzieć, a kiedy spoglądam przepraszająco na Justina, zauważam dziwny błysk w jego oczach, mówiący, że wpadł na genialny pomysł

- Wiem... - odzywa się po chwili i szczerząc się w uśmiechu, przenosi wzrok z podłogi, na nasze dziecko. Jim pociąga nosem i przecierając rączką mokre policzki, wpatruje się wyczekująco w swojego ojca - Zrobimy tak... Dokończymy to co zacząłeś, a potem zajmiemy się moimi włosami, żebym ja też mógł mieć fryzurę jak duży chłopiec - mówi, a ja unosząc wysoko brwi, rozchylam lekko usta, nie wierząc w to, że chce poświęcić swoje cudne włosy, tylko po to by polepszyć humor naszemu synowi.

- Będziemy wyglądać tak samo. Co ty na to? - pyta, na co Jim nieznacznie kiwa głową.

Kiedy Justin z uśmiechem na twarzy, spogląda w moją stronę, wlepiam w niego błagalny wzrok, pokazując mu tym samym, że nie podoba mi się jego pomysł i wcale nie chcę, aby go realizował. Kocham tę fryzurę i uważam, że naprawdę wygląda w niej świetnie. Dodaje mu charakteru i uroku, a kiedy budzi się rano i jego włosy sterczą na wszystkie możliwe strony, mam ochotę wplątać w nie swoje palce i bawić się nimi dotąd, aż odrobinę ich nie okiełznam.

Przymykam powieki i wzdychając głośno, wstaję na równe nogi. Justin idzie moimi śladami i biorąc syna na ręce, prostuje się niczym struna, po czym sięga na półkę, gdzie odłożyłam jego golarkę. Całuje policzek Jima i uśmiechając się do niego, ponownie zapewnia że wszystko będzie dobrze. Prosi mnie żebym poszła do kuchni po taboret, co z bólem serca wykonuję. Nie tracąc czasu, wychodzę z łazienki, ale stając w progu, zatrzymuję się na chwilę i spoglądając przez ramię, ostatni raz rzucam spojrzeniem na to, co już za moment zostanie zgolone, zarówno z głowy mojego dziecka, jak i jego ojca.

Po paru minutach wracam do moich chłopców i stawiając taboret, skinieniem głowy zapraszam syna do zajęcia miejsca. Jim niepewnie siada na krześle i spoglądając na Justina, czeka aż ten uruchomi golarkę.

- Jesteś gotowy? - pyta blondyn, na co Jim niechętnie potakuje kiwnięciem głowy. - No to zaczynamy - wzdycha Justin, a ja przez chwilę mam wrażenie, że nie do końca jest pewny tego co robi, jednak kiedy posyła mi pocieszający uśmiech, odwzajemniam go i ruchem ręki daję mu znać, żeby już zaczął.

Kilka minut później, moje dziecko wygląda już przyzwoicie. Oczywiście nie jestem przyzwyczajona do takiego widoku, bo Jim jeszcze nigdy nie miał tak krótkich włosów, ale muszę przyznać, że podoba mi się jego nowa fryzura. Jego twarz się rozjaśniła, a policzki jeszcze bardziej uwydatniły, przez co mój syn wygląda bardziej słodko niż dotychczas.

Kiedy moje dziecko spogląda na mnie niepewnie, szukając we mnie wsparcia, uśmiecham się szeroko i rozkładając ramiona, zachęcam go aby do mnie podszedł. Jim bez wahania schodzi z taboretu i nie tracąc czasu, przytula się do mnie, rączkami owijając moją szyję. Całuję jego policzek, po czym unosząc dłoń, kładę ją na czubki jego głowy i przejeżdżając po niej opuszkami palców, badam dokładnie nową, znacznie krótszą fryzurę syna.

- Jak wyglądam, mamusiu? - pyta cichutko, na co się uśmiecham

- Idealnie, synu - odpowiadam, a na moje słowa, jego uścisk wokół mojej szyi się wzmacnia - Jesteś najpiękniejszym chłopczykiem świata i nawet jak byś był kompletnie łysy, to i tak wyglądałbyś cudownie - zapewniam, na co mój syn wreszcie wypuszcza z ust cichy śmiech.

- No dobra... Kończcie te przytulasy, bo teraz moja kolej na to, by wreszcie wyglądać jak prawdziwy mężczyzna - żartuje Justin, na co wzdycham cicho. Wypuszczam Jima z ramion i podnosząc się, ponownie rzucam blondynowi błagające spojrzenie, mając cichą nadzieję, że może jednak zmieni zdanie.

- Jesteś tego pewny? - pytam, na co ochoczo kiwa głową. Podchodzi do mnie, po czym pochyla się nade mną, składając pocałunek na moim czole, a następnie wręcza mi golarkę, prosząc w ten sposób bym to ja się tym zajęła, dokładnie tak, jak robiłam to jeszcze kilka lat temu. To właśnie ja, za każdym razem, tuż przed rozpoczęciem lata skracałam włosy Justina, bo - jak sam twierdził - potrafiłam zrobić to najlepiej.

Wzdycham głośno i uśmiechając się lekko, włączam golarkę, dając tym samym znak, że może już zająć swoje miejsce. Jim z zainteresowaniem wpatruje się w naszą dwójkę, cierpliwie czekając na efekt końcowy mojej pracy. Odliczam w myślach do dziesięciu, po czym przykładam ostrze do jego gęstych włosów, a następnie rozpoczynam golenie, zaczynając od dołu, przechodząc płynnymi ruchami ku górze.

Kilkanaście minut później, moi chłopcy wyglądają już identycznie. Obaj ścięci na jeżyka, obaj cholernie przesłodcy. Justin spogląda w lustro i uśmiechając się do swojego odbicia, przejeżdża dłonią po swoich króciutkich włosach

- I jak? - pyta, przeskakując wzrokiem po mnie i po Jimie

- Super! - piszczy radośnie mój Jim, tym samym dając nam już pewność, że jego chwilowa rozpacz odeszła już w niepamięć. Justin przybija z synem piątkę, a ja z założonymi na piersiach rękoma, przyglądam się najważniejszej dwójce mojego życia.

Kiedy Jim wybiega z łazienki, zostawiając nas samych, mój przystojniak podchodzi do mnie i z promiennym uśmiechem na ustach, otwiera swoje ramiona. Bez wahania w nie wpadam i przyciskając usta, do jego różowych, pełnych warg, wtulam się w jego ciepłe ciało.

- I jak? Dalej ci się podobam? - pyta chichocząc pod nosem, na co pewnie kiwam głową

- Nawet jakbyś miał różowe afro na głowie, to i tak byłbyś cholernie przystojny - mówię, po czym unoszę głowę i znów składam pocałunek na jego ustach - Dziękuję - dodaję, a Justin zaskoczony moimi słowami, marszczy brwi w zdziwieniu i spoglądając na mnie pytająco, czeka na wyjaśnienia

- Dziękuję za to, jaki dla niego jesteś. Jesteś najlepszym ojcem, jakiego mogłam sobie dla niego wymarzyć - mówię i wzdychając cicho, chowam twarz w zagłębienie jego szyi. Justin zaciska uścisk na moim ciele i odchylając się lekko, całuje czule mój policzek

- To mój syn... Zrobię wszystko, by był szczęśliwy - odpowiada, a ja uśmiecham się lekko, zdając sobie sprawę z tego, że mówi prawdę.

Widzę to każdego dnia, odkąd pojawił się w życiu Jima. Nie było chwili, żebym nie miała pewności, że tak właśnie jest. Gdyby była taka potrzeba, Justin wskoczyłby za nim do ognia. Jim jest jego oczkiem w głowie i wiem, że nigdy nie pozwoli na to, by naszemu dziecku działa się krzywda.

- Dobra, idę pod prysznic, bo to cholerstwo zaczyna mnie wszędzie kłuć - mówi i odsuwając się ode mnie, strzepuje z umięśnionych ramion pojedyncze włoski, które opadły podczas strzyżenia na jego ciało.

- To ja zawołam Jima, żeby ci towarzyszył. Też powinien to z siebie zmyć - puszczam mu oczko i już chcę zrobić krok w stronę wyjścia z łazienki, jednak Justin skutecznie mi to uniemożliwia, łapiąc za mój nadgarstek i przyciągając mnie z powrotem do siebie. Piszczę cicho i śmiejąc się pod nosem, spoglądam na niego pytająco

- A może ty mi potowarzyszysz? - pyta, na co kręcę głową na boki - Jimem zajmiemy się później - dodaje, a ja uśmiechając się szeroko, całuję krótko jego usta, po czym wyswobadzając się z jego uścisku, idę w stronę drzwi, tym samym powodując głośny jęk zawodu ze strony blondyna

- Ja włosów nie obcinałam, więc prysznica nie potrzebuję - wystawiam mu język, a kiedy Justin nagle zrywa się w moją stronę, z radosnym śmiechem na ustach uciekam z pomieszczenia.

Wieczór mija nam spokojnie i przyjemnie, bo kiedy moi chłopcy odświeżeni wychodzą z łazienki, spędzamy go na kanapie przed telewizorem, dokładnie tak, jak zaplanowaliśmy to wcześniej. Hawajska którą zamówił Justin jest już dawno zimna, ale to nie przeszkadza nam w zjedzeniu jej. Leżymy całą trójką w salonie, oglądając ulubioną bajkę mojego syna oraz jego ojca.

Kiedy robi się późno, Justin zaprowadza na wpół śpiącego Jima do pokoju, a ja udając się do jego sypialni, zrzucam z siebie ubrania i wyciągając z komody koszulkę Justina, przebieram się do spania. Z lekkim uśmiechem na ustach wskakuję pod kołdrę, wciąż nie mogąc uwierzyć w to, że to dzieje się naprawdę. Jesteśmy razem, spędzamy razem czas, dzielimy jedno łóżko, a już niedługo będziemy razem mieszkać. To niesamowite, jak w zaledwie jeden wieczór zmieniło się nasze życie. Do tej pory puste i nudne, teraz radosne i pełne emocji. I choć wiem, że jeszcze potrzeba nam sporo czasu, aby to wszystko się jakoś ułożyło, wreszcie mogę powiedzieć, że jesteśmy prawdziwą, kochającą się i troszczącą się o siebie, rodziną.

Gdy zmęczony dniem pełnym wrażeń Justin, wchodzi do sypialni, posyłam mu ciepły uśmiech i przyglądając się jego cudnej twarzy, poklepuję miejsce obok siebie, dając mu tym samym znać, że jak najszybciej chcę, aby do mnie dołączył. Zrzuca z siebie koszulkę, a ja wzdycham cicho, wpatrując się w jego idealnie zbudowane ciało. Wciąż nie mogę tego pojąć jak bardzo zmienił się przez te cztery lata. Jego mięśnie są dobrze zarysowane, a klatka piersiowa aż krzyczy aby jej dotknąć. Jest cholernie męski i w zasadzie oprócz charakteru, cudownych oczu, oraz pełnych różowych warg, nie zostało w nim już nic ze starego Justina. Jest tak przystojny, że czasami mam wrażenie, że aż nierealny.

Kiedy Justin pozbywa się wszystkich ubrań i jedynie w czarnych bokserkach kładzie się do łóżka, od razu przysuwam się do niego, po czym przekładając jego ramię przez moje barki, przykładam policzek do jego klatki piersiowej, przymykając przy tym powieki. Delikatnie przeczesuje moje włosy, a ja opuszkami palców obrysowuję tatuaże, wymalowane na jego ręce.

- Powinniśmy gdzieś wyjechać - mówi nagle, przez co unoszę głowę i zaskoczona jego słowami, posyłam mu pytające spojrzenie - Całą trójką... Powinniśmy sobie zrobić wakacje - dodaje

- Gdzie? - pytam, a na samą myśl o tym że wreszcie od dłuższego czasu odpoczęłabym od tego cholernie przytłaczającego miasta, uśmiech wchodzi mi na usta

- A gdzie chciałabyś pojechać? - odpowiada pytaniem na pytanie i pochylając się nade mną, czule całuje moje czoło.

Z powrotem opadam na jego klatkę piersiową i wzdychając cicho, przymykam powieki, zastanawiając się nad odpowiednim dla nas miejscem

- Może Sycylia? - proponuje Justin, na co od razu kiwam głową, zgadzając się z jego wyborem.

Zawsze marzyłam o tym, by pojechać do Włoch. Często w Internecie wyszukiwałam włoskie miasteczka i oglądając w grafice zdjęcia, wzdychałam do ekranu na widok tych wszystkich charakterystycznych wąskich uliczek, przyozdobionych stojącymi przed drzwiami domów donicami, pełnych kolorowych kwiatów, czy ceglanych kamienic z wyjątkowymi okiennicami i rozwieszonym nad głowami praniem. Był w tym swego rodzaju urok, którego bardzo chciałam doświadczyć.

- Tak, to dobry pomysł - zgadzam się ochoczo, wywołując tym samym cichy chichot Justina.

- Jutro postaram się zarezerwować dla nas lot - oznajmia, po czym ponownie całuje czubek mojej głowy, a następnie bezsilnie opada z powrotem na poduszkę.

Chwilę później, z jego ust wydobywa się rytmiczne pomrukiwanie, co daje mi do zrozumienia, że najzwyczajniej w świecie padł, jak mucha.

Kiedy postanawiając iść w ślady ukochanego, podnoszę się na łokciach i wyciągam dłoń w stronę lampki nocnej, do moich uszu dochodzi ciche skrzypnięcie drzwiami, przez co powstrzymuję się przed wykonaniem kolejnego ruchu. Odwracam głowę i widząc stojącego w progu Jima, niepewnie zaglądającego do środka naszej sypialni, uśmiecham się lekko i kiwając na niego głową, pokazuję aby podszedł bliżej.

- Co jest, kochanie? Nie możesz spać? - pytam kiedy staje po mojej stronie łóżka, na co ten burczy pod nosem coś niezrozumiałego - Chodź tutaj do mnie - mówię i przysuwając się do Justina, robię synowi miejsce.

Jim kładzie się obok mnie, po czym owijając rękę wokół mojej talii, wtula się w moje ciało, głowę przykładając do moich piersi. Całuję jego czoło i głaszcząc delikatnie jego plecy, mruczę mu cicho do ucha jego ulubioną melodię, aby mógł szybciej zasnąć. Moje dziecko jednak nie mogąc sobie znaleźć odpowiedniej pozycji, kręci się w moich ramionach i wzdychając ciężko, daje do zrozumienia, że sen tak łatwo nie przyjdzie. Po chwili unosi głowę i wpatrując się we mnie wnikliwie, kładzie dłoń na moim policzku, paluszkami badając każdą najmniejszą zmarszczkę

- Mamusiu? - odzywa się cichutko, jakby wiedział że nieco głośniejszy ton obudzi jego tatę. Uśmiecham się do niego, dając znak że słucham, a on rozchyla usta, by zadać kolejne pytanie - Kochasz mojego tatusia? - pyta, na co bez wahania kiwam głową

- Tak, synu. Kocham - odpowiadam pewnie, wywołując tym samym szeroki uśmiech na jego twarzy.

- Wiesz... On ciebie też bardzo kocha - mówi ze słyszalną w głosie pewnością

- Tak? A ty niby skąd to wiesz?

- Powiedział mi to... Wtedy jak byliśmy w zoo, pamiętasz? - pyta, na co potakuję cichym mruknięciem.

Doskonale pamiętam tę chwilę. Jim zapytał wtedy Justina, czy go kocha, a kiedy jego ojciec odpowiedział, że tak, zapytał też, czy kocha również mnie. Czekałam aż powie tak, ale nie powiedział... Było mi wtedy okropnie przykro i jakoś nie za bardzo chętnie wspominam tamten dzień.

- Powiedział mi, że bardzo cię kocha, ale prosił bym nic ci nie mówił, bo chciał zrobić ci niespodziankę. Nie mogłem już dłużej wytrzymać dlatego ci o tym mówię - dodaje, na co śmieję się cicho, rozczulona jego urokiem - Przepraszam, że zepsułem ci niespodziankę, ale naprawdę nie mogłem już wytrzymać. Chciałem żebyś wiedziała...

- Cieszę się, że mi o ty mówisz i wcale mi jej nie zepsułeś - przyciągam go do siebie i całując jego policzek, opieram brodę o czubek jego głowy.

Uśmiecham się pod nosem dzięki temu, co powiedział mój syn, jednak wzdycham ciężko, kiedy uświadamiam sobie, o ile wszystko byłoby łatwiejsze i piękniejsze, gdyby w tamtym momencie Justin odpowiedział na pytanie syna głośno, lub gdyby moje dziecko miało bardziej rozwiązły język. Już wcześniej mielibyśmy to, co mamy dzisiaj, jednak chyba nie mogę narzekać... Najważniejsze jest to, że wszystko zaczęło się układać i nasze życie wreszcie idzie w odpowiednim kierunku.

- Kocham cię, synu - szepczę do jego ucha, ale nie słyszę już odpowiedzi zwrotnej.

Mój syn już zasnął, a ja uwięziona między dwoma mężczyznami mojego życia, chyba jeszcze przez długi czas, nie będę w stanie zamknąć oczu...



*****

Hej, kochani :) I jak i jak? Podoba się ;)

Wiele z was myślało, że Jimowi stało się coś złego, a tu... TO :P

Przyznać się, komu pikawa stanęła ze strachu o naszego kochanego malucha? :)

Dziękuję że tu jesteście i że chcecie to czytać. Kocham Was :) :*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro