Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

35

Na dzień dobry :) Mam nadzieję, że będzie się podobać :)


Siedzę na jego kolanach i wgapiając się w tą cudowną twarz, nie mogę uwierzyć w to, co przed chwilą powiedział. To po prostu nie mieści mi się w głowie... Tyle lat. Tyle pieprzonych lat, żyliśmy osobno, tylko dlatego, że Justin czuł presję związaną z moim marzeniem, o rychłym ślubie. Nie mogę uwierzyć w to, że to było głównym powodem rozpadu naszego związku. Oboje wycierpieliśmy swoje, tylko dlatego, że mój cały świat, miał złe wyobrażenie o tym, co może mnie uszczęśliwić. Podczas gdy on myślał, że za wszelką cenę chcę, aby wcisną mi pierścionek na palec, wypowiadając przy tym wiążącą obietnicę, ja, zwyczajnie w świecie chciałam wyłącznie jego obecności. Nie potrzebowałam formalności, czy oficjalnej zmiany mojego nazwiska na jego... Ja potrzebowałam jego miłości, tego by po prostu przy mnie był. Nie chciałam białej sukni, czy przepięknej ceremonii, z udziałem naszych rodzin i przyjaciół. Nie potrzebowałam tego tak, kończącego niesamowicie brzmiącą formułkę, wypowiedzianą przez księdza... Ja wyłącznie chciałam Jego. Tego, by po prostu trzymał mnie w swoich ramionach i co jakiś czas wspominał jak bardzo mnie kocha. Tamto, to był po prostu mało znaczący dodatek, bez którego mogłam się obejść... 

Nie wierzę, że on przełożył to wszystko ponad naszą miłość i koniec końców – niby dla naszego dobra – podjął najgorszą z możliwych, najbardziej raniącą nas oboje decyzję.

Wzdycham ciężko i poprawiając się na jego kolanach, pochylam się nad nim, po czym opieram swoje czoło o jego. Łzy, w dalszym ciągu spływają po moich policzkach, a dłonie, ułożone lekko na jego twarzy, niekontrolowanie drżą.

- Jesteś niesamowitym kretynem, Justin – jęczę płaczliwie i pociągając nosem, pozwalam sobie poprzez szloch, na uwolnienie wszystkich kłębiących się emocji – Jesteś skończonym idiotą i przysięgam, nienawidzę cię za to co mi zrobiłeś – mówię żałośnie, na co jego ciało całe się spina. 

Wiem, że moje słowa są dla niego raniące, ale zasłużył sobie na to. Zostawił mnie, zrezygnował ze mnie, wyłącznie przez jakieś głupie obawy. Przez cztery pieprzone lata, karmiłam się myślami o tym, że on zwyczajnie w świecie mnie już nie kocha, że przestało mu na mnie zależeć. Tymczasem, jedynym powodem dla którego mnie zostawił, było cholerne tchórzostwo. Obawa przed jebanym zaobrączkowaniem. Wystawił nas na cierpienie, przy okazji wciągając w naszą osobistą tragedię, nasze dziecko. Nieświadomie, ale jednak...

Ja oczywiście też nie jestem bez winy... Gdybym wtedy od razu nie uciekła, gdybym cokolwiek powiedziała, być może teraz moje życie wyglądałoby inaczej.

Boże, o ile świat byłby piękniejszy, gdybym choć raz nie myślała wyłącznie o sobie... Bo przecież, gdybym nie była taką egoistką, gdybym powiedziała mu już wtedy że będzie ojcem, to wszystko inaczej by się może potoczyło... Gdybym któregoś dnia schowała dumę do kieszeni i zadzwoniła do niego, on wróciłby znacznie wcześniej, a ja nie musiałabym płakać po nocach, nad swoim marnym losem...

Gdyby...

- Przez cztery pieprzone lata, płakałam w poduszkę, myśląc, że nie byłam wystarczająco dobra dla ciebie. Przez cztery lata, myślałam, że po prostu mnie już nie kochasz. Musiałam radzić sobie ze wszystkim sama i przede wszystkim, musiałam o tobie zapomnieć, co i tak nigdy mi się nie udało. Każdego dnia modliłam się o to, byś do mnie wrócił. Kochałam cię z całego serca i nie potrafiłam żyć bez ciebie. Wszystko wkoło przypominało mi ciebie. Jess, Matt no i Jim, w którego twarzy widziałam twoje odbicie – mówię i ścieram kciukiem kolejną, spływającą po twarzy Justina łzę – I to wszystko wyłącznie przez jakieś niedopowiedzenia...

Justin przymyka powieki i nie komentując moich słów, kładzie dłoń na moim karku, po czym przyciągając mnie do siebie, składa na moich ustach lekki pocałunek

- Przepraszam, że tak to wszystko zjebałem, ale czasu nie wrócę, Meg. Choćbym bardzo tego chciał, nie wrócę już do tego dnia, by zmienić bieg wydarzeń. Jednak wiem, że jeśli tylko mi pozwolisz, naprawię to. Musisz mi tylko wybaczyć... - mówi cicho, na co kiwam głową

- Wybaczam ci, Justin – odpowiadam pewnie, przez co Justin wpatruje się we mnie uważnie, nie do końca wierząc w to, co usłyszał

- Naprawdę? – dopytuje z nadzieją, na co się uśmiecham

- Tak. Kocham cię i chcę być wreszcie szczęśliwa – mówię, uśmiechając się przez łzy – A tylko ty możesz mi to szczęście dać – dodaję, po czym bez ostrzeżenia, wpijam się namiętnie w jego pełne, różowe usta. 

Zaskoczony moim gestem, początkowo nie oddaje pocałunku, ale już po chwili, jego język rozchyla moje usta, usilnie próbując dostać się do środka. Przenosi dłonie z moich pleców ponownie na biodra i unosząc mnie delikatnie, podnosi się z miejsca. Mimo zamkniętych powiek, doskonale wiem, gdzie mnie prowadzi. Trzyma mnie mocno, w dalszym ciągu namiętnie całując. Jego język wiruje wokół mojego, a jego ciepły oddech miesza się z moim oddechem. Moje serce wali szybko, bo wiem, że już niedługo - spragnieni siebie nawzajem - za pomocą czynów, okażemy sobie to cholernie wielkie uczucie, jakie niezmiennie jest między nami od dobrych kilkunastu lat.

W końcu mogę odetchnąć z ulgą, bo ten okropny ból zakorzeniony głęboko w sercu, bezpowrotnie przeminął, a na jego miejsce, dumnie wkroczyło szczęście, rozlewające się po całej mojej duszy. Wreszcie wręcz czuję to, jak każda nawet najmniejsza ranka, spowodowana brakiem Justina w moim życiu, zabliźnia się raz na zawsze. To jego dotyk, jego bliskość, mają na mnie tak kojący wpływ. Tylko przy nim mogę poczuć ten upragniony spokój i pewność... Pewność siebie, oraz tego, że od teraz już wszystko może być tylko dobrze...

Justin delikatnie kładzie mnie na materacu swojego ogromnego łóżka i nie przerywając pocałunków, pozbywa się swojej koszulki, po czym zawisa tuż nade mną. Wstrzymuję oddech i zamieram na chwilę, kiedy chwytając za brzeg mojej bluzki, próbuje ją podciągnąć, tym samym uwalniając moje nieidealne ciało. Kładę dłoń na jego dłoni i używając niemałej siły, powstrzymuję go przed dalszymi ruchami. 

Mimo tego, że podczas ostatniego razu, widział mnie przecież nago, to obawa przed tym, że to, co za chwilę zobaczy może mu się nie spodobać, jest ode mnie silniejsza. Wtedy oboje byliśmy pijani, a teraz pomimo tego, że tego wieczora wypiliśmy niemało, sytuacja sprzed kilku chwil, zupełnie nas otrzeźwiła. 

Otwieram szeroko oczy i w dalszym ciągu ściskając dłoń Justina, spycham ją ze swojego brzucha

- Co jest, skarbie? -pyta zdziwiony, a ja zauważam w jego oczach niepewność i strach. 

Zdając sobie sprawę z tego, że pewnie pomyślał iż zmieniłam zdanie, spoglądam w jego tęczówki, po czym uśmiecham się ciepło

- Nie ściągaj... Niech tak zostanie – proszę cicho, na co Justin automatycznie kiwa głową. 

Po chwili, pochyla się nade mną i przykładając usta do mojego ucha, szepcze cichutko:

- Jesteś najpiękniejszą kobietą świata i te kilka kilogramów, które tak sprytnie starasz się ukryć, nigdy tego nie zmienią – otwieram szeroko powieki, nie mogąc uwierzyć w to, że przejrzał mnie na wylot. 

Kręcę się pod nim, nerwowo, ale zatrzymuje mnie, kolejnymi słowami 

- Megan, widziałem cię jak miałaś dziesięć lat i byłaś płaska jak deska, więc uwierz skarbie... Nie masz się czego wstydzić. Trochę więcej ciała dodaje ci uroku i zwiększa mój apetyt, więc przestań mnie powstrzymywać od zobaczenia tego, co już od dawna jest moje – jęczę cicho, czując jak na moje policzki wchodzi rumieniec, koloru głębokiej czerwieni, a Justin doskonale wiedząc że tym co powiedział zatkał mi usta, wykorzystuje sytuację i wkładając dłoń pod moją bluzkę gładzi delikatnie mój brzuch. 

Wciągam powietrze, a kiedy odsuwa się ode mnie i zjeżdża ustami w dół mojej szyi, składając na niej ścieżkę mokrych pocałunków, unoszę dłoń do swojej twarzy i zasłaniając sobie nią oczy, wzdycham cicho, wiedząc że poległam. 

Jednak - pomimo tych wszystkich zapewnień - nie mogę się odprężyć i jedyne na czym się skupiam, to tłuszcz rozlewający się po moich boczkach i paskudne rozstępy, przecinające licznie długość mojego brzucha.

- Proszę, Justin – mówię błagalnie, kiedy nagle podnosi moją koszulkę, aż po same piersi i przyciska usta w miejsce tuż obok mojego pępka. Znów próbuję go powstrzymać, ale ten łapie sprawnie moje nadgarstki i unosząc je nad moją głowę, wraca do tego co przed chwilą robił. 

Kiedy do moich oczu napływają łzy, a moje ciało zaczyna niekontrolowanie drżeć, Justin zatrzymuje swoje ruchy i unosząc głowę, spogląda na mnie. Podnosi się delikatnie, po czym zbliża swoją twarz do mojej

- Nie myśl o tym – mówi cicho i posyłając mi lekki uśmiech, całuje czule czubek mojego nosa – Pozwól, że ci pokażę, jak cholernie mocno na mnie działasz – dodaje, na co marszczę brwi nie do końca wiedząc co ma na myśli. 

Niespodziewanie łapie moją dłoń i ciągnąc ją w dół, przykłada do swojego przyrodzenia

- Och – ucieka z moich ust, kiedy czuję, jak bardzo jest już twardy. Rumienię się jeszcze bardziej niż wcześniej, a Justin śmiejąc się pod nosem z mojej reakcji, muska mój rozgrzany policzek

- Czy teraz masz wystarczający dowód na to, by w końcu uwierzyć w to, jak cholernie bardzo mi się podobasz? – pyta, na co nieśmiało kiwam głową.

Justin ponownie chwyta moje nadgarstki i ciągnąc mnie w swoją stronę, podnosi do pozycji siedzącej, a następnie łapie brzeg koszulki i ściąga ją przez moją głowę. Sięga za moje plecy i przejeżdżając powoli opuszkami palców po całej długości kręgosłupa, zatrzymuje się przy zapięciu stanika, po czym bez żadnych ceregieli, odpina go. Rzuca moją bieliznę za siebie, a ja ponownie mam ochotę się zakryć, jednak blondyn, jest ode mnie znacznie szybszy i w porę przewidując moje zamiary, uśmiecha się, po czym popycha mnie lekko na materac, a dłonie splata z moimi dłońmi. Nie tracąc czasu, wpija się zachłannie w moje usta, przez co mruczę z przyjemności odczuwalnej dzięki jego sprawnemu językowi. Całowanie się z nim od zawsze należało do moich ulubionych czynności.

Kiedy atmosfera w pokoju, zdecydowanie zaczyna gęstnieć, Justin pozbywa mnie dolnej części garderoby i zrzuca z siebie spodnie, a zaraz po tym bokserki, po czym układa się między moimi rozchylonymi udami. Nie zwlekając, naprowadza główkę penisa do mojej dziurki i pewnym pchnięciem bioder, wchodzi we mnie po same jądra, na co z moich ust wydobywa się donośny jęk.

- Kocham cię, najmocniej na świecie- mówi cicho i patrząc wprost w moje oczy, po raz kolejny się we mnie porusza. 

Składając mokre pocałunki na moich piersiach, powoli zwiększa tempo, raz po raz wbijając się we mnie do samego końca. Sunie dłonią po moim biodrze, a kiedy dochodzi do mojego wzgórka, rozchyla palcami moje fałdki, po czym zaczyna kreślić kółka na moim twardym już guziczku. Jego dotyk odczuwam tak intensywnie, że momentalnie po paru chwilach, z moich ust wydobywa się dzikie dyszenie, na przemian z cichym pojękiwaniem. 

Nieprzerwanie całuje moje nagie piersi, co jakiś czas chwytając między zęby sterczące sutki i przygryza je lekko, wywołując tym samym przyjemne dreszcze, rozchodzące się po całym moim ciele. 

Wyginam delikatnie plecy, kiedy intensywność jego ruchów niespodziewanie się zwiększa, przez co mam wrażenie, że wystarczy mi zaledwie kilka kolejnych pchnięć i będę już spełniona. Robi mi się cholernie gorąco, ale moje ciało lekko drży z emocji. Justin zostawia moje sutki w spokoju i teraz skupia się wyłącznie na moich ustach. Językiem masuje przyjemnie moje podniebienie, a ja ze wszystkich sił, staram się stanąć na wysokości zadania i odpowiednio oddać pocałunek, jednak jego rytmiczne pchnięcia mi na to nie pozwalają, bo jedyne na czym mogę się w tym momencie skupić, to zbliżająca się fala podniecenia, rozbijająca się już w dole mojego brzucha.

Odchylam głowę do tyłu i jęczę głośno jego imię, kiedy ostatnim pchnięciem, doprowadza zarówno mnie jak i siebie do orgazmu. Moje nogi drżą niekontrolowanie, a klatka piersiowa unosi się w zawrotnym tempie. Justin opada na moje ciało i chowając twarz w zagłębieniu mojej szyi, dyszy mi cicho do ucha, co w tym momencie jest najlepszą na świecie muzyką, bo wiem, że tak samo jak ja, jest kompletnie spełniony. 

Kiedy mój oddech nieco się wyrównuje, kładę dłonie na jego plecach, przesuwając delikatnie po nich opuszkami palców.

- Cholernie za tym tęskniłem – mówi i unosząc się na łokciach, składa delikatny pocałunek na moim czole, na co się uśmiecham, po czym opada obok mnie i chwytając cienką kołdrę, okrywa nią nasze rozgrzane ciała. 

Wyciąga ramię i zakładając je na moje barki, przyciąga mnie do swojego boku. Kładę głowę na jego klatce piersiowej, po czym wzdychając cicho przymykam powieki, wsłuchując się dokładnie, w równe bicie jego serca. Justin kreśli bliżej niezidentyfikowane wory na moich plecach, a ja uśmiecham się pod nosem, zadowolona z tego, co się przed chwilą wydarzyło.

W dalszym ciągu nie mogę w to uwierzyć, że mój ukochany, jedyny w swoim rodzaju mężczyzna, trzyma mnie w swoich ramionach. Naprawdę, nie potrafię opisać tego, jak bardzo jestem w tej chwili szczęśliwa. Jeszcze kilka godzin temu, nie widziałam dla nas żadnej nadziei, a teraz, leżymy tu oboje, przyciśnięci do siebie, cholernie wymęczeni, po intensywnie spędzonej nocy.

Oboje wzdychamy ciężko, kiedy nagle do naszych uszu dochodzi dźwięk dzwoniącego telefonu, bezlitośnie przerywającego nam tę cudowną chwilę. Podnoszę się na łokciach i rozglądając się w koło, staram się zlokalizować, skąd dochodzi nieco irytująca w tym momencie melodyjka. Przekładam nogę przez uda Justina i wychylając się poza łóżko, sięgam do kieszeni spodni blondyna, leżących na podłodze. Wyciągam z niej urządzenie i czuję, jak krew odchodzi mi z twarzy, widząc na ekranie imię kelnerki.

- To Allison – mówię, po czym podaję Justinowi telefon, na co ten podnosi się i odpychając mnie delikatnie na bok, odbiera połączenie, po czym wstaje z łóżka, kierując się z urządzeniem przy uchu, na balkon. 

Przez kilka długich sekund, z rozchylonymi ustami, patrzę na jego oddalającą się sylwetkę, nie mogąc uwierzyć w to, że tak po prostu odebrał ten telefon, zostawiając mnie tu samą.

Opadam z powrotem na materac i licząc do dziesięciu, staram się uspokoić skołatane serce. Nagle - nie wiedzieć czemu - moją głowę zalewają nieprzyjemne myśli, a ja uświadamiam sobie, że nie mam pojęcia co będzie dalej. 

A co jeśli, następnego dnia, Justin postąpi ze mną tak samo jak ostatnio? Co jeśli stwierdzi, że to był koszmarny błąd, a słowa które tak pięknie wyrecytował, były wypowiedziane jedynie pod wpływem impulsu? 

 Co jeśli stwierdzi, że nie miały żadnego znaczenia?

Nie mam pojęcia, co by było, gdyby moje wątpliwości, okazały się prawdą... 

Czy moje serce wytrzymałoby kolejny bolesny cios, zadany w najmniej odpowiednim momencie? 

Nie... Jestem pewna, że tym razem nie przeżyłabym kolejnego odrzucenia...

- Megan? – słyszę jego głos i dopiero teraz, zdaję sobie sprawę z tego, że Justin już dawno wrócił i znów leży przy moim boku. 

Odwracam się plecami do niego i chowając głowę pod poduszką, uciekam przed jego spojrzeniem. Gorzkie łzy, już od paru chwil płyną po moich policzkach, a zaciskające się z emocji gardło, nie pozwala na wzięcie głębokiego oddechu. W zaledwie kilka minut, uczucie szczęścia, jakie jeszcze przed chwilą rozlewało się po moim sercu, ustąpiło miejsca niepokojowi. 

Nie wiem co się ze mną dzieje. To wszystko jest tak cholernie dziwne, a ja jestem wręcz przerażona tym, że wcześniejsze myśli mogą stać się rzeczywistością.

- Co się dzieje, skarbie? – pyta, ale ja nie odpowiadam. 

Nie mogę... Dławiący płacz, skutecznie odbiera mi możliwość mówienia.

Justin przysuwa się do mnie niepewnie i chwytając za róg poduszki, próbuje zdjąć ją z mojej twarzy, ale ja mu na to nie pozwalam. Przyciskam ją jeszcze mocniej do policzka, chcąc uniknąć z nim jakiegokolwiek kontaktu wzrokowego. Boję się tego, co zobaczę w jego oczach

- Czemu płaczesz, kochanie? – kolejne pytanie wypływa z jego ust, a ja po raz kolejny nie mówię nic. 

- Porozmawiaj ze mną, proszę cię – szepcze błagalnie, na co kręcę głową na boki – Odwróć się do mnie – prosi 

- Zrobiłem coś nie tak?

Zaciskam pięści na prześcieradle i zaciskając mocno powieki, wydobywam z siebie zbolały, stłumiony dźwięk. Nie potrafię zapanować nad swoimi emocjami. Chciałabym z nim normalnie porozmawiać, zapytać, czy następnego dnia też przy mnie będzie, ale zwyczajnie w świecie nie mogę. 

Boje się... Cholernie się boję, że moje przypuszczenia się potwierdzą, a on zacznie się śmiać z mojej głupoty. 

Bo to prawda. Jestem cholernie głupia, wyobrażając sobie, Bóg wie co. Po kilku pięknych słowach, jakimi mnie obsypał, wmówiłam sobie, że od teraz będzie dobrze. Że wróci do mnie i że razem będziemy wychowywać naszego syna, tworząc mu szczęśliwą, kochającą się rodzinę

- Meg, błagam...

- Boję się – te dwa prawdziwe słowa, niespodziewanie opuszczają moje usta. 

Czuję jak jego ciało zastyga, a dłoń ułożona na moim biodrze, mimowolnie się zaciska. Wciągam drżące powietrze i zaciskając mocno powieki, powstrzymuję się przed kolejnym szlochem

- Czego się boisz, skarbie? – pyta cicho i kładąc rękę na moim brzuchu, ciągnie mnie w swoją stronę, chcąc mnie do siebie odwrócić. 

Kiedy udaje mu się przekręcić mnie na plecy, spogląda na mnie ze zmarszczonymi ze zdziwienia brwiami i wisząc nade mną, czeka cierpliwie na moją odpowiedź

- Boje się, że znów mnie zostawisz – mówię w końcu, a on przymyka powieki i z grymasem bólu malującym się na twarzy, kręci głową na boki. Opada bezsilnie na bok i unosząc dłoń, kładzie ją na moim policzku, po czym delikatnie przekręca moją twarz, w swoją stronę

- Kochanie, jestem tutaj... Nigdzie się nie wybieram - mówi spokojnie, kciukiem głaszcząc moją skórę – Jestem przy tobie, Meg

- Kiedyś też tak mówiłeś... - wzdycha ciężko, po czym unosząc się na łokciach, znów zawisa nade mną i pochylając się, całuje czubek mojego nosa

- Jestem tu... Kocham cię całym swoim sercem i chcę być z tobą i naszym synem już na zawsze – mówi dokładnie to, czego potrzebowałam usłyszeć. 

Ponownie ujmuje moją twarz w swoje silne dłonie i ponownie pochylając się, składa pocałunek tym razem na moich ustach 

- Wiem, że mi nie ufasz, ale zrobię wszystko, by to naprawić – mówi cicho, wpatrując się uważnie w moje oczy – Po prostu daj mi szansę, a sprawię, że znów się we mnie zakochasz

- Kocham cię – zapewniam szybko, nagle odzyskując zdolność mówienia. – Kocham... Zawsze kochałam. Nie musisz sprawiać bym na nowo się zakochiwała, bo kocham cię już od kilkunastu lat... Z dnia na dzień coraz mocniej

- Więc co mam zrobić, byś uwierzyła, że ja też nigdy nie przestałem cię kochać? Co mam zrobić, byś znów poczuła się pewnie i bezpiecznie?

- Po prostu przy mnie bądź – mówię pewnie, po czym wyciągając ramiona, zaplatam je wokół jego barków i przyciągając go do siebie, chowam twarz w zagłębieniu jego szyi – Po prostu, już nigdy więcej mnie nie zostawiaj...


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro