3
- Gdzie wyście do cholery byli tak długo? - przekrzykująca muzykę Jess, wyrywa mnie z transu, przez co tracę kontakt wzrokowy ze stojącym na dole Justinem. Krzywiąc twarz w grymasie, spoglądam na przyjaciółkę, oraz naszych towarzyszy, którzy wreszcie zdecydowali się pojawić.
- Kobieto, czy ty wiesz jakie tam są kolejki? - pyta Matt, wskazując dłonią na bar. Znów odwracam głowę i szukam wzrokiem byłego chłopaka, ale w miejscu w którym jeszcze przed chwilą stał, jest pusto. Wzdycham cicho i kręcąc głową na boki, wracam do znajomych. Chris z uśmiechem na twarzy stawia przede mną moje shoty, a ja uśmiecham się lekko w podziękowaniu.
Chwała Bogu, że już przyszli, bo koniecznie muszę się napić. Za dużo stresu jak na jeden dzień...
- Za dzisiejszy wieczór – Jess wznosi toast, stukając się kieliszkiem ze wszystkimi.
Przykładam szkło do ust i nie czekając na resztę, wypijam całą jego zawartość, za jednym razem. Palący, zimny alkohol, rozlewa się po moim przełyku, przez co wykrzywiam usta. Nigdy nie przepadałam za piciem czystej wódki, ale to jedyny sposób, by dzisiejszego wieczora przestać myśleć o tym, co zaprząta moją głowę. Jedyne czego w tym momencie pragnę, to wyluzować się w towarzystwie znajomych.
Odkładam szkło na stolik i od razu, chwytam kolejny kieliszek
- Hej, zwolnij dziewczyno bo zaraz nam tu odlecisz – mówi Matt, śmiejąc się ze swoich słów. Posyłam mu piorunujące spojrzenie i nie zważając na jego komentarz, znów wypijam kieliszek czystej. Popijam go sokiem, bo tym razem smak alkoholu wydaje się zdecydowanie gorszy, niż poprzednio. Od razu czuję się lepiej. Alkohol jest jednak idealnym przyjacielem, skutecznie zabijającym smutki, jednak ze względu na swojego syna wiem, że nie mogę rozwijać tej znajomości. W moim przypadku, ciasto czekoladowe, lody i inne śmieciowe żarcia, poprawiające nastrój, muszą wystarczyć.
- Nie zgadniecie, kogo spotkaliśmy na dole – mówi rozradowany Matt, spoglądając to na mnie, to na Jess. Patrzymy na niego pytająco, ale zdaje się, że obie już znamy odpowiedź – Bieber za chwilę do nas dołączy. Musiał tylko skoczyć do ubikacji – wpatruję się w przyjaciela szeroko otwartymi oczami, na co ten tylko wzrusza ramionami.
Domyślałam się, że chodzi o Justina, ale nie spodziewałam się tego, że ci idioci zaproszą go do naszego stolika.
Prostuję się jak struna i rozglądając się wkoło, szukam drogi ucieczki, jednak w tym samym momencie napotykam mrożący krew w żyłach wzrok Jess. Jej wyraz twarzy, jasno daje mi do zrozumienia, że już dawno zdołała mnie przejrzeć.
- Nawet o tym nie myśl, Meg – krzyczy do mnie, po czym wstaje ze swojego miejsca i prosząc Chrisa, aby przesiadł się do Matta, siada tuż obok mnie. Wzdycham ciężko wiedząc, że nie mam już żadnego wyjścia. Będę musiała po raz drugi tego dnia, zmierzyć się z przeszłością. Nie mam na to najmniejszej ochoty, ale jak widać, moja najlepsza przyjaciółka, potrzebuje wieczora pełnego atrakcji. Uśmiechając się łagodnie, kładzie rękę na moje barki i przysuwając się bliżej, przytula mnie do swojego boku. – Będzie dobrze. Jestem tu z tobą.
- Błagam, nie wspominajcie nic o Jimie – mówię do wszystkich, przeskakując po nich pełnym obaw wzrokiem, na co zgodnie kiwają głowami – On nie może dowiedzieć się w ten sposób.
- I tak będziesz musiała mu kiedyś powiedzieć, ale rozumiem... Buzia na kłódkę – odpowiada Matt, na co się uśmiecham.
Mimo tego, że temu chłopakowi często brakuje rozumu, to wiem że nie zrobi niczego o co mogłabym mieć do niego żal. Matt widział co działo się ze mną, kiedy Justin postanowił odejść z mojego życia i tak samo jak Jess, bardzo mnie wspierał. Mam świadomość tego, że w każdej sytuacji mogę na niego liczyć.
Skupiam uwagę na wszystkim, byleby tylko nie myśleć o Justinie. Z tego wszystkiego, zaczynam nawet liczyć ludzi, tańczących na parkiecie. Idzie mi całkiem dobrze, ale w pewnym momencie, przez małe zamieszanie, wywołane wymiotującą przy barze dziewczyną, gubię się. Muszę zacząć od nowa, ale teraz postanawiam policzyć osoby, mające na sobie coś białego. Liczę dwa razy, by upewnić się czy przypadkiem nie popełniam błędu. Przeskakuję wzrokiem, od jednego, do drugiego, bezdźwięcznie wypowiadając kolejne cyfry.
Mogę wydawać się dziwna, ale uwierzcie mi... To cholernie mnie uspakaja.
Po krótkiej chwili, znudzona tym ciągłym liczeniem, postanawiam sprawdzić czy opiekunka którą wynajęła Jess, daje sobie radę. Wstaję z miejsca i informując przyjaciółkę o tym, że idę zadzwonić, proszę aby mnie przepuściła. Jess niechętnie podnosi swój apetyczny tyłeczek, ale odsuwa się na bok i robi mi miejsce do przejścia. Oddalam się od stolika, szukając jakiegoś ustronnego miejsca, a kiedy je znajduję, wykręcam numer do Hannah.
Czekam kilka sygnałów, obserwując w międzyczasie stolik przy którym siedzimy. Justina w dalszym ciągu nie ma... Opieram się o jedną ze ścian i wzdychając cicho, przyłapuję się na tym, że w rzeczywistości chciałabym móc go już zobaczyć. Bo to nie jest tak, że ja nie chcę mieć z nim już nic wspólnego... To właśnie działa raczej na odwrót. Przez te lata kiedy go nie było, starałam się nie zaprzątać sobie nim głowy, jednak teraz, kiedy wiem, że jest tuż obok, chciałabym mieć go blisko, ale ból po rozstaniu był tak wielki, że w tym momencie nawet nie mam pojęcia jak się zachować. Powiedzieć mu przez co przechodziłam i wylać wszystkie swoje żale, czy udawać że jest w porządku i że w dalszym ciągu -pomimo tego co się z nami stało - możemy traktować się jak przyjaciele.
- Halo? – odzywa się w końcu głos, na który czekałam
- Cześć Hannah, wszystko u was w porządku?
- Tak. Proszę się nie martwić. Jim już dawno śpi – oznajmia, a ja uśmiecham się pod nosem.
Wypytuję ją o to, co robili podczas naszej nieobecności i czy mój syn był grzeczny. Opiekunka zapewnia mnie, że całkiem nieźle sobie poradzili i mówi, że Jim jest małym flirciarzem. Opowiada mi o tym, jak podczas kolacji, którą przygotowała dla niego, Jim wręczył jej doniczkowego kwiatka – przyniesionego z parapetu mojej sypialni – i całując jej dłoń, podziękował za przepyszne kanapki, które dla niego zrobiła. Śmieję się głośno, słysząc to co wyprawia mój syn i kręcąc głową na boki, przypominam sobie, że Justin w jego wieku był dokładnie taki sam. Uroczy, flirciarz, który żadnej kobiecie nie potrafił przepuścić.
Dziękuję jej za rozmowę i proponuję, żeby położyła się spać, bo wrócimy dopiero gdzieś nad ranem. Jest już północ, a my jakoś nie spieszymy się do wyjścia.
Hannah życzy mi dobrej zabawy i jeszcze raz zapewnia, że wszystko u nich jest w jak najlepszym porządku. Żegnamy się, a ja z uśmiechem na ustach, kończę połączenie stukając w pole czerwonej słuchawki. Odbijam się od ściany i robiąc krok w przód, kieruję się do stolika przy którym siedzi już mój były chłopak.
Przystaję na moment, chcąc przygotować się psychicznie do tego spotkania, nabieram w płuca powietrza i licząc do dziesięciu, staram się uspokoić nerwy. Poprawiam włosy, prostuję materiał bluzki i ze sztucznym uśmiechem na ustach, podchodzę do loży. Moi znajomi rozmawiają z Justinem, śmiejąc się przy tym, a ja rozglądam się wkoło, zastanawiając się nad tym, gdzie usiąść. Matt niezmiennie siedzi obok Chrisa, a Jess zajęła moje miejsce, ustępując miejsca Justinowi.
- Cześć – odzywam się w końcu, na co cała czwórka przekręca głowy w moją stronę. Patrzą na mnie uważnie, a ja nie mam pojęcia, co ze sobą zrobić. Stoję niepewnie, wgapiając wzrok w podłogę i wykręcając boleśnie palce obu dłoni, czekam aż ktoś w końcu się domyśli i zrobi mi jakieś miejsce.
- Cześć – odpowiada Justin z szerokim uśmiechem na ustach, po czym wstaje i podchodzi do mnie. Patrzę na niego jak zahipnotyzowana, czekając na jego kolejny krok. Jakże wielkie jest moje zdziwienie, kiedy pochyla się nade mną, po czym składa, lekki jak piórko, pocałunek na moim rozgrzanym do czerwoności policzku. Przymykam powieki, rozkoszując się tą miłą, choć niezwykle krótką chwilą. Czuję jego mocny zapach i ciepły oddech na mojej skórze, przez co moim ciałem wstrząsają przyjemne dreszcze. Już dawno zapomniałam, jak to jest być tak blisko niego. Nieświadomie przygryzam wargę, kiedy opuszkami palców przejeżdża po moim przedramieniu, a następnie, odsuwając się o krok, wlepiam spojrzenie w te cudowne, miodowe tęczówki.
- Siadaj – mówi, posyłając przyjazny uśmiech, po czym wskazuje miejsce obok Jess. Spoglądam na niego z przerażeniem, bojąc się że już się zmywa, ale oddycham z ulgą, kiedy widzę jak podchodzi do stolika obok i zabiera jedno z krzeseł, następnie dostawiając je do naszej loży.
Z jednej strony, naprawdę nie czuję się zbyt komfortowo, ze świadomością tego, że jedyny mężczyzna jakiego kiedykolwiek zdołałam pokochać, siedzi obok mnie, a z drugiej zaś, cieszę się, że znów mogę go widzieć. Moje serce już samo nie wie, jakim rytmem bić. Niepokoju, czy radości.
- Na długo przyjechałeś, Justin? – Jess zadaje pytanie, na które bardzo chciałam znać odpowiedź.
- Jeszcze nie wiem. Otwieramy w Nowym Jorku hotel i muszę pozałatwiać kilka, ważnych spraw – uśmiecha się lekko, a jego wzrok ląduje na moich oczach. Spoglądam na niego, zastanawiając się, ile może potrwać załatwianie tych 'spraw'. Myślę nad tym, czy jest sens w ogóle mówić mu o tym, że ma syna. No w końcu i tak ma zamiar znów zniknąć z mojego życia...
- A czym tak w ogóle się zajmujesz? – pyta Chris, uważnie obserwując nowo poznanego kolegę.
Każdy coś mówi, tylko ja w dalszym ciągu siedzę jak na tureckim kazaniu, przysłuchując się jedynie ich rozmowie. Jestem ciekawa jak wygląda teraz jego życie, ale nie jestem zdolna o cokolwiek zapytać. Niemniej jednak, cieszę się z tego, że moim znajomym nie zamykają się usta.
-Jestem właścicielem sieci hoteli – mówi Justin, co spotyka się z aprobatą ze strony Chrisa.
On jako jedyny z naszej czwórki, nie zna Justina i nie ma zielonego pojęcia o jego życiu. Nie wie o tym, że jego rodzina ze strony ojca, od lat góruje w tej branży. Są założycielami najlepszej i najbardziej luksusowej sieci hoteli w naszym kraju.
- Podobno to całkiem opłacalny interes, zapewne śpisz na pieniądzach – Chris kiwa głową z uznaniem, na co Justin lekko się uśmiecha
- Nie narzekam – odpowiada skromnie.
Nigdy nie chwalił się swoim majątkiem. Mimo tego, że od dziecka pławił się w luksusie, nie stracił głowy dla pieniędzy. Jego mama nauczyła go ciężkiej pracy. Nigdy nie miał nic za darmo, a kiedy czegoś chciał, musiał najpierw na to zarobić. Szanował pieniądze, ale nie był skąpy. Kiedy ktoś potrzebował wsparcia, bez problemu mu pomagał. Wielokrotnie - już jako młody dzieciak - udzielał się charytatywnie w różnych akcjach. Przelewał część swojego – niemałego zresztą - kieszonkowego na dom dziecka, czy ośrodek pomocy, mieszczące się w naszej dzielnicy, twierdząc że oni potrzebują tych pieniędzy bardziej niż on. Imponował mi tym. Miał wielkie serce i to waśnie za to go pokochałam. Oczywiście korzystał z różnych możliwości jakie niesie ze sobą bogactwo, ale robił to z głową.
- Ale nie przypominam sobie, bym słyszał wcześniej twoje nazwisko. Chyba nie jesteście zbyt sławni – ciągnie Chris, a na jego ustach z sekundy, na sekundę, powiększa się ironiczny uśmieszek. Przeskakuję wzrokiem z jednego na drugiego, słuchając uważnie tego o czym rozmawiają. – Wiesz, o Hiltonach na przykład wie cały świat – mówi.
Powoli zaczyna irytować mnie to, o czym mówi Chris. Mam wrażenie, że – tak jak na początku, podziwiał Justina za jego osiągnięcia – teraz wyraźnie z niego kpi. Nie podoba mi się to, bo mój były chłopak, zwyczajnie nie zasługuje na takie traktowanie. Justin jednak, wydaje się nie mieć problemu z komentarzami Chrisa. Kulturalnie i grzecznie, z lekkim uśmiechem na ustach, odpowiada nowemu znajomemu, na zadawane przez niego pytania.
- Wolimy raczej żyć w ukryciu. Hiltonowie zrobili ze swojego życia show... Ale to chyba nie pora, by o tym rozmawiać – uśmiecha się ciepło, po czym jego wzrok znów ląduje na mnie.
Opuszczam głowę i wpatrując się w podłogę, szukam... sama nie wiem czego, ale z pewnością jest to coś, na czym mogę skupić uwagę, bardziej niż na Justinie. Mój oddech znów przyspiesza, a dłonie zaczynają się niekontrolowanie pocić. Wzrok Justina wypala dziurę w mojej głowie, przez co w dalszym ciągu nie mam odwagi by na niego spojrzeć. Dopiero kiedy kelnerka niespodziewanie podchodzi do naszego stolika, przynosząc drinki dla całej naszej piątki, podnoszę głowę, spoglądając pytająco po moich towarzyszach. Nie przypominam sobie, by którekolwiek coś zamawiało.
- Podać coś jeszcze? – pyta kelnerka, wpatrując się w Justina z szerokim uśmiechem na twarzy, przez co od razu mam ochotę doskoczyć do niej i pięścią jej go zetrzeć.
- Na razie to wszystko, dziękuję - odpowiada blondyn i spoglądając na nią, puszcza do dziewczyny oczko.
- No stary, masz gest – komentuje Chris i w momencie kiedy kelnerka zostawia nas samych, sięga po jeden z przyniesionych drinków.
- Nie widziałem swoich najlepszych przyjaciół przez cztery lata... Trzeba się jakoś wkupić z powrotem w towarzystwo – wzrusza ramionami, po czym chwytając szklankę z alkoholem, unosi ją do ust
- Wiesz, że nie musisz nas przekupywać drogim alkoholem? Nic się między nami nie zmieniło, więc w zasadzie wystarczy jak przyjdziesz i spędzisz z nami trochę czasu – odzywa się Jess i kładąc rękę na dłoni Justina, ściska ją lekko. Matt zgadza się z narzeczoną, kiwając energicznie głową.
Tylko ja jak zwykle siedzę w kompletnej ciszy, bo nawet Chris – mimo, że widzi go po raz pierwszy – dołącza się do słów, wypowiedzianych przez blondynkę.
- Tak? – pyta Justin, wpatrując się w Jess, po czym przenosi wzrok na mnie.
Spogląda na mnie, dokładnie tak, jakby czekał na moją odpowiedź. Udaję, że nie mam pojęcia o co mu chodzi i nie zwracając na nic uwagi, sięgam po jedną ze szklanek, po brzegi wypełnioną kolorowym trunkiem, po czym wypijam całą za jednym zamachem. Krzywię się czując ten okropny posmak na języku i wycieram usta wierzchem dłoni. Wszyscy patrzą na moje poczynania, ale w tej chwili mam to gdzieś. Wstaję ze swojego miejsca i przechodząc obok obserwującego moje ruchy Justina, podchodzę z wyciągniętą ręką do Chrisa
- Zatańczysz ze mną? – pytam, wpatrując się w niego błagalnym wzrokiem. Na całe szczęście, nie muszę długo czekać na jego odpowiedź, bo chłopak wstaje bez słowa i chwytając moją dłoń, pociąga mnie za sobą. Zostawiam w tyle zdezorientowanych przyjaciół, a Justina z wymalowanym na twarzy zdziwieniem.
Chris prowadzi mnie w jedno z nielicznych pustych miejsc na parkiecie, aż w końcu z uśmiechem na ustach, odwraca się twarzą do mnie. Wpatruje się we mnie uważnie, a kiedy podchodzę bliżej, kładzie obie dłonie na moich biodrach, sunąc nimi w górę i w dół. Zaplatam ręce na jego karku i wtulam się w ciepłe ciało, poruszając się idealnie w rytm muzyki. Początkowo czuję się niepewnie i zastanawiam się, czy Chrisowi nie przeszkadza moja nadwaga i ten tłuszcz rozlany po bokach, jednak kiedy chłopak wydaje się tym nie przejmować, przestaję myśleć o nieistotnych rzeczach i skupiam się w końcu na naszym tańcu. Wprawdzie nie są to ramiona w których chcę się znajdować, ale w tej chwili przyjmę wszystko co mi dadzą. Muszę zająć myśli czymś innym, niż Justinem...
Chris jest dobrym tancerzem i naprawdę świetnie się z nim bawię, jednak jego tempo jest dla mnie zdecydowanie za szybkie. Już po trzeciej piosence zapiera mi dech w piersiach, a nogi uwięzione w dość wysokich koturnach, niemal wołają o chwilę odpoczynku.
- Chris, muszę się czegoś napić – mówię głośno, na co chłopak uśmiecha się ciepło i kiwa głową w stronę baru. Myślałam, że pozwoli mi iść samej, ale najwyraźniej Chris ma inne plany. Łapie moją dłoń i ściskając ją lekko, ciągnie mnie za sobą. Drepczę tuż za jego plecami, spoglądając od czasu do czasu pod nogi, uważając na to by nie wywinąć orła. Wysokie obcasy, to u mnie rzadkość, więc mój chód bardziej przypomina chód pijanego pingwina, niż pląsającą na co dzień kobietę w szpilkach.
Podchodzimy do baru, a mój towarzysz od razu zamawia dla nas napoje, oraz po dwa kieliszki czystej.
- Do dna, kochanie – mówi, po czym wlewa alkohol do gardła. Rumienię się przez to jak mnie nazwał i uciekam wzrokiem przed jego spojrzeniem. Uśmiecham się pod nosem, a następnie robię dokładnie to samo co Chris. Czysta wódka po raz kolejny pali moje gardło, ale tym razem jest to znacznie lepsze uczucie niż jeszcze kilka kieliszków wcześniej.
Rozmawiamy chwilę, wymieniając zdania na temat klubu w którym aktualnie przebywamy, po czym oboje decydujemy się wrócić na parkiet.
Chris staje za moimi plecami, ręce owijając wokół mojej talii i przerzucając moje rozpuszczone włosy na lewą stronę, opiera brodę na odkrytym ramieniu. Jest tak blisko mnie, że czuję na swoich pośladkach jego nieodłącznego kompana. Wdycham zapach Chrisa i mrużę oczy, kiedy ciepły oddech chłopaka obija się o skórę na mojej szyi. Jest całkiem przyjemnie, jednak to nie jest to czego pragnę...
Buja naszymi ciałami delikatnie na boki, a ja zaczynam zmysłowo poruszać biodrami, chcąc uczynić nasz taniec jeszcze lepszym. Jego dotyk na mojej talii wzmacnia się, a oddech znacznie przyspiesza. Otwieram powoli oczy kiedy czuję, że wybrzuszenie w jego spodniach znacznie stwardniało. Wiedziałam, że pociągam go na swój sposób, ale w życiu nie przypuszczałam że może to być aż tak intensywne.
Odwracam się do niego i stoję z nim twarzą w twarz. Patrzy na moje usta, nieświadomie przygryzając dolną wargę, przez co wiem, że w tym momencie ma ochotę mnie pocałować. Jego oczy błyszczą już w czystym podnieceniu, ale ja nie czuję tego samego. Nie czuję kompletnie nic. Nie pociąga mnie. Nic co robi, nie wywołuje u mnie tego przyjemnie elektryzującego dreszczu, ani specyficznego uczucia kumulującego się w dole brzucha. Nie przechodzą mnie ciarki, włosy nie stają dęba, a serce nie zaczyna walić jak oszalałe. Nie działa na mnie pod żadnym względem. Jest dla mnie jak kolega, nic więcej.
Kiedy kilka, długich sekund później, Chris pochyla się nade mną próbując złączyć nasze usta w słodkim pocałunku, odsuwam się delikatnie od niego i przenoszę swoje speszone spojrzenie ponad jego ramię. Zamieram, widząc wpatrującego się we mnie Justina, tańczącego z kelnerką która nas wcześniej obsługiwała. Podejrzewam, że dziewczyna skończyła już swoją zmianę, bo nie sądzę żeby zachowywała się aż tak dziwkarsko, będąc jeszcze w pracy.
Szczupła długonoga brunetka, wspina się na palcach i kładąc ręce na szczycie ramion mojego byłego chłopaka, wpija się ustami w jego szyję. Justin nic sobie z tego nie robi, a jego wzrok w dalszym ciągu utkwiony jest wyłącznie we mnie. Przełykam głośno ślinę i opuszczając dłonie wzdłuż swojego ciała, zaciskam je w pięści
Czuję, jak moje serce przyspiesza swoje bicie, a krew krążąca w żyłach zaczyna wrzeć. Cholerna zazdrość opanowuje mój umysł, przez co mam ochotę się rozpłakać. Nie wytrzymuję dłużej tego napięcia i momentalnie przerywam nasz kontakt wzrokowy, skupiając się ponownie na Chrisie. Uśmiecham się lekko, nie chcąc żeby wyczuł, że coś jest nie tak, ale na moje nieszczęście, Chris odbiera mój gest nie tak jak chciałam. Kładzie dłonie na moich pośladkach i bezwstydnie ściska je mocno, wywołując tym samym, cichy jęk niespodziewanie wypływający z moich ust. W sekundę odsuwam się od niego jak poparzona i marszcząc brwi, posyłam mu mordercze spojrzenie. Nie mam pojęcia co ten kretyn sobie wyobrażał, ale nie miał najmniejszego prawa by dotykać mnie w ten sposób.
Spoglądam w stronę Justina, chcąc się upewnić, że nie zauważył tego co wyprawiał mój towarzysz, ale on już na mnie nie patrzy. Jest zajęty całowaniem kelnerki.
Czuję jak ciśnienie mi się podnosi, a mimo wszystko robi mi się słabo. Znów przenoszę wzrok na niczego nieświadomego Chrisa, który w dalszym ciągu wpatruje się we mnie z zakłopotaniem wymalowanym na twarzy, po czym kiwam głową na boki i odsuwając się od niego, ruszam w kierunku obściskującej się pary. Staram się powstrzymać napływające do oczu łzy, ale jednej z nich udało się uciec. Ścieram ją wierzchem dłoni i przechodzę obok Justina, nawet na niego nie patrząc.
Ruszam szybkim krokiem w stronę tylnego wyjścia, a kiedy jestem obok toalet, czuję jak ktoś łapie mój nadgarstek i ciągnie w swoją stronę. Odwracam się i oczywiście widzę przed sobą osobę, której najbardziej w świecie nie chcę teraz oglądać. Nie mam nastroju na jakiekolwiek rozmowy, czy konfrontacje, a już na pewno, nie mam ochoty pokazywać mu swojej słabości.
- Meg – mówi, wpatrując się we mnie pytającym wzrokiem
- Daj mi spokój, Justin – próbuję wyrwać się z jego uścisku, ale on jest zbyt silny - Wracaj do tej zdzirowatej kelnerki – dodaję, na co marszczy brwi w zdziwieniu.
Przez chwilę stoi w bezruchu, jedynie wpatrując się we mnie, ale po kilku sekundach, jego usta wykrzywiają się w triumfalnym uśmieszku
- Jesteś zazdrosna – mówi z wyższością słyszalną w głosie.
Prycham głośno i kręcąc głową na boki, ponownie szarpię dłoń, którą trzyma
- Nie jestem, a teraz daj mi wyjść. Źle się czuję - mówię nie patrząc na niego, a on w końcu mnie puszcza. Odwracam się na pięcie, po czym ponownie ruszam do wyjścia.
Popycham ciężkie, metalowe drzwi i wdycham głęboko świeże powietrze. Moje serce wali z nerwów jak oszalałe. Ten dzień naprawdę mnie dziś wykończy. Los mnie nie oszczędza i za każdym razem, rzuca mi coraz większe kłody pod nogi. Nie rozumiem tego i zastanawiam się co takiego zrobiłam w życiu źle. Czym sobie na to zasłużyłam? Co jest powodem tego, że za każdym razem dostaję po dupie?
Nie mam pojęcia...
Naprawdę...
Opieram się o barierkę i wzdycham cicho, czując czyjąś obecność za moimi plecami. Nie muszę nawet sprawdzać kto to, bo doskonale wiem, że to Justin.
- Wszystko w porządku? – pyta stając obok mnie, na co kiwam głową posyłając mu sztuczny uśmiech
Nic nie jest w porządku, ale nie mogę mu tego powiedzieć. On nie może wiedzieć, że w dalszym ciągu boli mnie serce po tym jak mnie zostawił. Minęło już przecież tyle czasu... Powinnam w końcu wziąć się w garść, ale zwyczajnie w świecie nie umiem. Kocham go i moje serce należy tylko do niego.
To od Justina zależy to, w jakim stanie ono będzie.
- Wszystko dobrze, po prostu zrobiło mi się słabo – wyjaśniam cicho, na co spogląda na mnie i wpatrując się we mnie z troską wymalowaną na twarzy, kiwa powoli głową.
Przez chwilę panuje między nami niezręczna cisza, jednak Justin postanawia ją przerwać jako pierwszy...
Nie żebym ja w ogóle miała zamiar to robić
- Co u ciebie, tak w ogóle? – pyta, na co spoglądam na niego zdziwiona – Nie mieliśmy jeszcze okazji by normalnie porozmawiać – wzrusza ramionami, uśmiechając się do mnie lekko.
****
Hej, hej :) Kochani, postanowiłam, że główną bohaterką będzie Demi Lovato :) Ona jedyna wydaje mi się odpowiednia do tej roli. Mam nadzieję, że jesteście zadowoleni :)
Jak podobał się rozdział? Tak, tak, wiem... Polsat i te sprawy, ale niestety, to się będzie zdarzało zapewne dość często :P Piszę na bieżąco, a jak się rozpiszę, to przecież nie mogę wrzucać tu po 6 tysięcy słów, więc muszę go rozdzielić i resztę swoich myśli umieścić w kolejnym... Rozdział - tasiemiec, to nie jest dobry rozdział :)
Mam nadzieję, że jeszcze was nie zanudziłam, a jeśli tak się stało, to wytrzymajcie jeszcze trochę. Później już będzie ciekawiej :P
Pozdrawiam no i mam nadzieję, że zostaniecie ze mną do końca :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro