Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

29


Wraz z zakończeniem mojej zmiany, Chris wchodzi do kawiarni i machając do mnie, oznajmia swoje przybycie.

- Dobra, ja lecę – mówię do Roberta, po czym wchodzę na zaplecze, ściągam fartuch, następnie wieszając go w swojej szafce i zabierając torbę, rzucam ostatnie spojrzenie na swoje odbicie w lustrze. 

Stwierdzając że wyglądam całkiem w porządku, uśmiecham się sama do siebie, po czym opuszczam pomieszczenie. Żegnam się z przyjacielem, a następnie dołączam do zniecierpliwionego Chrisa 

- Możemy iść

- Panie przodem – mówi z uśmiechem na ustach i otwierając mi drzwi, przepuszcza mnie pierwszą

- To gdzie idziemy?

- Nie wiem... Myślałem, że może znasz tu jakieś fajne miejsce w którym można dobrze zjeść – wzrusza ramionami i wgapiając się we mnie pytająco, czeka aż coś zaproponuję

- Niedaleko kamienicy w której mieszkam, jest włoska knajpka. Mają tam pizzę, makarony, risotto... - wymieniam najlepsze dania jakie było mi dane tam zjeść, a Chris kiwając głową zgadza się na to, abyśmy to właśnie tam się udali.

W drodze do restauracji rozmawiamy o tym, co wydarzyło się w naszym życiu od naszego ostatniego spotkania. Oczywiście nie pomijamy tego co się stało w klubie, a Chris nawet przeprasza mnie za swoje zachowanie. Zapewniam go że to nic takiego, dzięki czemu na jego twarzy pojawia się widoczna oznaka ulgi. No w końcu, tylko ścisnął mój pośladek, nie zrobił nic więcej, więc nie mogę gniewać się na niego do końca życia. Poza tym małym incydentem, Chris nie jest wcale taki zły...

Kilka minut później jesteśmy już na miejscu. Wybieramy oddalony od reszty stolik i podchodząc do niego, zajmujemy swoje miejsca. Chris zachowuje się niczym prawdziwy dżentelmen i wyprzedzając mnie, kładzie dłonie na oparciu krzesła, następnie je dla mnie odsuwając. Dziękuję mu cicho, po czym posyłając lekki uśmiech, siadam przy stole. Widząc stojący na środku wazon ze świeżymi konwaliami, przesuwam go na bok, by mieć lepsze pole widzenia. Kiedy z kimś rozmawiam, lubię patrzeć mu w oczy, więc w tej chwili dekoracja – choć bardzo ładna i przyjemnie pachnąca – jest zupełnie niepotrzebna

- Co zamawiasz? – pyta Chris i sięgając po menu, otwiera je na pierwszej stronie, po czym wzrokiem przelatuje wypisane w nim propozycje dań. Podążam jego śladami i również spoglądam na to, co mają nam do zaoferowania – Myślisz że tagiatelle ze szpinakiem i gorgonzolą, to dobry wybór?

- O tak, najlepszy... - uśmiecham się szeroko, wiedząc doskonale, że ten wybór będzie strzałem w dziesiątkę. 

Chris decyduje się zaufać moim słowom, a ja dla potwierdzenia tego co powiedziałam, wybieram dokładnie to samo, więc gdy podchodzi do nas kelner, od razu składamy swoje zamówienia.

- Jak Jim? – pyta i opierając łokcie o stół, splata palce obu dłoni, niczym do modlitwy. Uśmiecham się lekko i zakładając luźno opadające pasmo włosów za uszy, rozchylam usta

- Cóż, ostatnio wiele się u niego dzieje, bo wreszcie poznał swojego ojca...

- Och, powiedziałaś Justinowi o tym, że ma syna? - jego zdziwienie jest bardzo wyraźne. 

Kiwam głową i opierając się wygodnie o wysokie oparcie krzesła, wzdycham cicho

- W zasadzie, to Justin sam się dowiedział... Przypadkiem...

- No nieźle – chichocze pod nosem – Domyślam się, że to nie była dla niego radosna informacja? - patrzy na mnie pytająco, a ja marszczę brwi, zastanawiając się, dlaczego podchodzi do tego w ten sposób. 

Owszem, może to nie był najlepszy moment oraz metoda na to, aby Justin dowiedział się o Jimie, ale koniec końców, podjął się wyzwania i w tej chwili rola ojca wychodzi mu naprawdę świetnie.

- Początkowo z pewnością był zdziwiony, ale później przyjął to do wiadomości i teraz właściwie oboje świata poza sobą nie widzą – uśmiecham się promiennie na myśl o relacji jaka jest między nimi dwoma. 

W tym co mówię, nie ma ani krzty kłamstwa, czy przegięcia. Jim uwielbia swojego ojca, a kiedy tylko o nim wspomina, w jego oczach błyszczą miliony iskierek radości. Jeśli chodzi o Justina, to od spotkania z synem nosi dumnie głowę i na każdym kroku robi wszystko, by zrekompensować naszemu dziecku ten czas w którym go przy nim nie było. Stara się jak może i najlepiej jak tylko potrafi, próbuje przekazywać mu różne wartości, oraz być dla Jima autorytetem. Jest naprawdę świetnym ojcem, więc każde krzywdzące słowo rzucone w jego stronę, będę się starała odbijać, bo zwyczajnie w świecie wiem, że to nie prawda.

- Proszę, proszę... Kto by pomyślał, że wielki Pan Bieber, właściciel sieci hoteli, odnalazł się jednak w roli ojca – śmieje się, a ja wkurzona jego beznadziejnym i dziecinnym zachowaniem, spoglądam na niego jak na idiotę

- O co ci chodzi, Chris? - syczę, kiedy z jego ust w dalszym ciągu nie schodzi ten okropny, prześmiewczy uśmieszek

- Nie, nie... O nic – unosi ręce, w geście obrony, po czym chrząka cicho, a jego wyraz twarzy wraca wreszcie do tego bardziej przyjemnego. 

- Nie złość się na mnie, Megan. Po prostu, patrząc na niego przez pryzmat naszego ostatniego spotkania, odniosłem wrażenie, że to człowiek o dość lekkim podejściu do życia. - tłumaczy się, na co przewracam oczami. Nie rozumiem tego, dlaczego śmie się w ogóle wypowiadać na jego temat, skoro – tak jak sam to przed chwilą stwierdził – widział się z nim zaledwie raz w życiu. 

- Myślałem, że wiadomość o Jimie, spowoduje że ucieknie – dodaje.

- No jak widać, nie zrobił tego... Z resztą, skończmy temat Justina. Chyba nie przyszliśmy tutaj by rozmawiać o ojcu mojego dziecka – kwituję, po czym pochylając się do stołu, posyłam Chrisowi lekki uśmiech dla rozładowania dość napiętej atmosfery. 

Z pomocą przychodzi mi kelner, który rozstawiając przed nami, nasze zamówione dania, odciąga nas od niepotrzebnej wymiany zdań, skupiając naszą uwagę, wyłącznie na jedzeniu.

Makaron pachnie niesamowicie, a jego idealny smak, od razu poprawia nasze humory.

- Miałaś rację, jest rewelacyjny – wzdycha Chris i dla potwierdzenia swoich słów, mlaska głośno, czym wywołuje u mnie cichy śmiech. 

Kręcę głową na boki i z uśmiechem na twarzy, zabieram się za jedzenie. Z przyjemności odczuwalnej na języku, przymykam powieki i opadając na oparcie, rozkoszuję się tym niepowtarzalnym smakiem gorgonzoli, połączonej ze szpinakiem. Gdybym tylko mogła, jadłabym to codziennie, no ale niestety nie mogę... Moje boczki i udziska i tak już są zdecydowanie za duże... 

Sięgam po kieliszek czerwonego wina i unosząc go do ust, upijam łyka. Muszę przyznać, że wybór Chrisa był genialny, bo tak jak nie przepadam za winem, tak to, jest naprawdę świetne.

Reszta czasu mija nam naprawdę całkiem przyjemnie. Prowadzimy luźne rozmowy, popijając przy tym wino i zdaje się, że w końcu znaleźliśmy wspólny język. W towarzystwie Chrisa, czuję się swobodnie, do tego stopnia, że stwierdzam iż gdyby nie Justin i moja wielka miłość do niego, mogłabym pokusić się na stworzenie z nim czegoś naprawdę fajnego. Wiem, że podobam się Chrisowi, bo okazuje mi to na każdym kroku, więc jestem pewna, że wystarczy jedno słowo i chłopak jest cały mój...

Kiedy wybija godzina dwudziesta pierwsza, wspólnie stwierdzamy, że najwyższa pora się pożegnać. Oboje mamy jeszcze kilka rzeczy do zrobienia i oboje rozpoczynamy następny dzień w godzinach porannych. Chris oferuje, że odprowadzi mnie pod klatkę, a ja zauroczona przebiegiem naszego spotkania - pomijając oczywiście ten moment, w którym bez potrzeby zaczął temat o moim byłym – i pod wpływem niemałej ilości wypitego alkoholu, zgadzam się na jego propozycję. 

Łapię pod ramię swojego towarzysza, po czym prowadzę nas pod kamienicę, zaledwie kilka kroków dalej.

- Spójrz – mówi Chris i wyciągając dłoń nad swoją głowę, wskazuje palcem niesamowicie błyszczące od gwiazd niebo

- Mój Boże... - szepczę cicho zadowolona tym zjawiskiem i marszcząc brwi, zastanawiam się jak to jest w ogóle możliwe. 

Nowy Jork jest cholernie oświetlonym miastem i naprawdę takie zjawiska jak to, nie mają tu prawa istnienia. 

- Niesamowite – wzdycham, na co Chris chichocze pod nosem. Rozchylam lekko usta, wciąż nieprzerwanie wgapiając się w to, co znajduje się ponad naszymi głowami.

- Widziałaś? - pyta z wyraźnym podekscytowaniem, na co przenoszę na niego wzrok. 

Niemal parskam śmiechem, kiedy widzę jego do granic rozszerzone powieki, oraz szeroko otwarte z wrażenia usta 

- Spadająca gwiazda, no nie mów, że nie widziałaś? - powtarza z jękiem, a ja jestem wręcz rozbawiona jego zachowaniem. Reaguje dokładnie tak samo jak Jim, kiedy pierwszy raz widzi coś niesamowitego na oczy. 

Chris zauważając to, jak się z niego śmieje, klepie mnie lekko w ramię, po czym wydyma policzki niczym małe dziecko. Jest oburzony tym, że mam czelność z niego kpić, co bawi mnie jeszcze bardziej.

- Oj, no już... Nie bocz się, tylko po prostu zamknij oczy i pomyśl życzenie – mówię, a Chris energicznie kiwa głową w górę i w dół, po czym przymyka na chwilę powieki, myśląc zapewne nad życzeniem. 

Wpatruję się w jego dość przystojną twarz i uśmiechając się lekko, czekam aż skończy. Kiedy po kilku długich sekundach mój towarzysz otwiera oczy, wyciąga do mnie dłoń i łapiąc mnie za nadgarstek przyciąga do siebie. Piszczę cicho, zaskoczona jego nagłym gestem, po czym tracę równowagę, następnie wpadając prosto w jego ramiona. Spoglądam zdziwiona na Chrisa, ale jest już o wiele za późno, bo zanim zdołam zareagować na to co robi, chłopak przyciska swoje usta do moich. Jego dłonie szybko obejmują moje policzki, przez co nie mogę się odsunąć. Jedynym sposobem na niego, jest położenie dłoni na umięśnionej klatce piersiowej i użycie wszystkich sił, by go odepchnąć, jednak nawet to na nic się nie zdaje. Stoi twardo w miejscu, nie pozwalając mi na jakikolwiek ruch. Mimo tego, że spędziłam z nim naprawdę miłe popołudnie, nie podoba mi się to co robi. Nie powinien tego robić...

- Mamusia! - słyszę piskliwy głos mojego syna, który na całe szczęście wybija Chrisa z rytmu, dzięki czemu, jego uścisk staje się lżejszy, a ja swobodnie mogę się od niego odsunąć. 

Posyłam Chrisowi mordercze spojrzenie, po czym wkładam na usta sztuczny uśmiech i nie zwlekając, odwracam się do syna. Moje powieki rozszerzają się, kiedy widzę idącego za Jimem, Justina. Przełykam głośno ślinę, wiedząc już, że dokładnie widział to co wydarzyło się między mną, a Chrisem. Czując palące ze wstydu policzki, pochylam się do Jima i czym prędzej porywam go w swoje ramiona.

- Cześć, skarbie – mówię do jego ucha i wzdychając cicho, chowam twarz w zagłębieniu jego chudziutkiej szyjki, chcąc jak najszybciej skryć się przed całym światem. Niestety, moje uciekanie nie trwa długo, bo już po chwili czuję obecność Justina za swoimi plecami, a następnie słyszę jego niski głos

- Cześć, Megan – opuszczam syna na ziemię i prostując się, nabieram głęboko w płuca powietrza, po czym spoglądam na blondyna i jak gdyby nigdy nic, posyłam mu lekki uśmiech

- Cześć – odpowiadam. 

Jego przeszywające spojrzenie przyprawia mnie o dreszcze, a jego mina nie wyrażająca zadowolenia, powoduje małe ukłucie, odczuwalne głęboko w sercu. Mam wrażenie, że jest na mnie zły, jednak znika ono, kiedy rozszerza usta w uśmiechu, a następnie podchodzi do mnie z wyciągniętymi ramionami. W sekundę zamyka mnie w szczelnym, mocnym uścisku, po czym przykłada usta do mojego policzka, zatrzymując się tam znacznie dłużej niż jest to konieczne.

- Przerwałem wam? - szepcze do mojego ucha, wysyłając tym samym przyjemny prąd wzdłuż mojego kręgosłupa. Przełykam głośno ślinę i kiwam lekko głową na boki, odpowiadając w ten sposób na jego pytanie. Silne, duże dłonie wędrują z moich boczków, w dół pleców i kiedy myślę, że zjedzie nimi aż na samą pupę, Justin zatrzymuje swoje ruchy. 

Nie mam pojęcia, ile czasu trwa nasz uścisk, ale wymowne chrząknięcie, przyglądającemu się nam Chrisowi, podpowiada mi że znacznie dłużej, niż by wypadało. Mimo tego, że bardzo tego nie chcę, odsuwam się od Justina i spuszczając wzrok na płytki chodnikowe, łapię za rękę swoje dziecko.

- O, cześć Carl – odzywa się blondyn, a ja unoszę głowę, na dźwięk przekręconego specjalnie imienia. 

Mierzę wzrokiem obu panów i odsuwam się na krok, widząc że nie są w najlepszych humorach. Gdyby ich spojrzenia mogły zabijać, od razu mogłabym szykować kreację na ich pogrzeby.

- Jestem Chris – syczy mój znajomy, wywołując tym samym rozbawienie na twarzy Justina. Mój były chłopak najwyraźniej nie robi sobie nic z oburzenia kolegi, wywołanym nieudanym przywitaniem, bo jedyne co w tym momencie robi, to wzrusza ramionami.

- Mamusiu, a tatuś nauczy mnie grać na gitarze – napiętą atmosferę przerywa moje trzyletnie dziecko. 

Spoglądam na niego z góry i uśmiechając się promiennie, kładę dłoń na czubku jego głowy, po czym czule czochram jego blond włoski.

- To cudownie – odpowiadam i przenosząc wzrok na Justina, dopiero teraz zauważam zawieszoną na ramieniu gitarę. Już mam coś dodać, ale Chris postanawia mnie uprzedzić

- Megan, ja się będę zbierał – mówi, po czym łapiąc mnie za przedramię, przyciąga mnie do siebie, składając następnie delikatny pocałunek na moich ustach. Po raz kolejny zaskakuje mnie jego zachowanie, przez co znów nie mam pojęcia jak zareagować. - Dzięki za niesamowity dzień i mam nadzieję, że jeszcze to powtórzymy – dodaje szeptem, ale jestem pewna że powiedział to na tyle głośno, by Justin również mógł usłyszeć . 

Odsuwa się ode mnie i puszczając mi oczko, odwraca się na pięcie, po czym rusza w swoją stronę.

- Jim, kiedy indziej cię nauczę – odzywa się nagle Justin, a ja zdziwiona jego słowami patrzę jaka będzie reakcja mojego dziecka. Jestem pewna, że Jim nie będzie zadowolony.

- Ale obiecałeś dzisiaj – jęczy, po czym tupie nóżką dla lepszego efektu. Justin kuca przy naszym synu i łapiąc jego pulchne policzki w obie dłonie, pociera kciukami po delikatnej skórze.

- Innym razem... Przypomniałem sobie, że mam coś ważnego do załatwienia – mówi, na co mój syn, chcąc nie chcąc kiwa głową w zrozumieniu. 

Justin całuje Jima w czółko, po czym wstaje i nie darząc mnie choćby najmniejszym spojrzeniem, odwraca się ode mnie, ruszając przed siebie.

Jeszcze kilka długich minut, stoję jak idiotka wpatrując się w miejsce wktórym jeszcze przed chwilą stał mój były chłopak i zaciskając pięści pobokach, zastanawiam się, co tu się do cholery odjebało?    

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro