Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Wstęp



Na widok Justina, czekającego na mnie pod fontanną, przy której się umówiliśmy, uśmiecham się szeroko, energicznie machając przy tym ręką na powitanie. Podchodzi do mnie ze spuszczoną głową i rękoma włożonymi do kieszeni czarnych, nisko opadających spodni. Przysuwam się do niego jeszcze bliżej, z zamiarem złożenia na różowych, pełnych ustach, soczystego pocałunku, jednak Justin przekręca twarz w bok, tym samym powodując, że moje usta spotykają się jedynie z lekkim zarostem na jego policzku. 

Z cichym sapnięciem i zmarszczonymi ze zdziwienia brwiami, odsuwam się od niego i patrzę w miodowe tęczówki, wzrokiem pełnym zawodu. Justin spogląda wszędzie, byle nie na mnie. Dłonią nerwowo pociera kark, dokładnie tak jak za każdym razem kiedy jest zdenerwowany, lub zakłopotany. Nie podoba mi się jego postawa i mam ochotę nakrzyczeć na chłopaka za odpychanie mnie, ale ostatecznie nie mówię nic, cierpliwie czekając, aż on się w końcu odezwie.

- Posłuchaj, Meg... - na szczęście nie każe mi czekać wieczność. 

Jego głos jest cichy i niepewny, a na policzki wkradł się tak rzadko u niego spotykany rumieniec. W dalszym ciągu nie mam pojęcia o co chodzi i przyznam szczerze, że powoli zaczynam się denerwować. On nigdy wcześniej się tak dziwnie nie zachowywał. 

– Przemyślałem wszystko i... Ja po prostu nie daję już rady. Ostatnio wszystko między nami się pieprzy. Ciągle się kłócimy i nie potrafimy dojść do porozumienia – mówi bez zająknięcia, dokładnie tak, jakby recytował na pamięć wyuczony wierszyk – Nie chcę tego dłużej ciągnąć. To nie ma sensu... To koniec, Meg – kończy, a ja stoję oniemiała i wgapiam się w niego, nie dowierzając temu co mówi.

To nie możliwe... On nie może mi tego zrobić.


Wczoraj, po raz kolejny pokłóciliśmy się o jakąś pierdołę, o której już dawno zapomniałam. Oboje powiedzieliśmy o kilka słów za dużo. Ja wróciłam do domu z płaczem, a Justin z zaciśniętymi ze złości pięściami. 

Idąc na to spotkanie, które zresztą sam zaproponował, myślałam, że jak zwykle przeprosi mnie za swoje zachowanie, potem ja jego. Podamy sobie rękę na zgodę, a na koniec, okażemy sobie niezmiennie wielką miłość, kochając się do białego rana. Nigdy w życiu nie spodziewałabym się usłyszeć coś takiego. 

Nie ważne ile razy i jak bardzo intensywne były nasze kłótnie, zawsze się godziliśmy. 

Nie potrafiliśmy żyć bez siebie.


Znaliśmy się od dziecka. Mieszkaliśmy na jednym osiedlu, więc razem się wychowywaliśmy. 

Nasze początki nie były dobre, bo jako dzieci nie przepadaliśmy za sobą. Justin był dla mnie naprawdę okropny. Wiecznie się ze mnie śmiał, ciągnął mnie za włosy, psuł zabawki. Był nie do zniesienia i często płakałam przez niego, jednak ja też miałam swoje za uszami. Kiedy on mi dokuczał, ja dokuczałam mu dwa razy bardziej. Gdy psuł mi zabawki, ja latałam na skargę do jego mamy. Zawsze przesadzałam i często koloryzowałam jego przewinienia, przez co dostawał szlaban. Z szerokim uśmiechem na ustach słuchałam tego, jak Pattie krzyczy na Justina, oznajmiając mu za każdym razem, że przez dwa tygodnie ma zakaz wychodzenia z domu. Zacierałam ręce i z wysoko uniesioną głową wracałam do domu... 

A potem, jak zwykle powtórka z rozrywki. Kłótnie, płacz, szlabany... 

Tacy byliśmy jako dzieci.


W liceum coś między nami się zmieniło. Chyba po prostu oboje dorośliśmy i zmądrzeliśmy. Oczywiście, w dalszym ciągu się kłóciliśmy, ale tym razem nasze ostre wymiany zdań, kończyły się całowaniem, a nie płaczem, czy skarżeniem jedno na drugie.

W końcu nasza przyjaźń – jaka by wcześniej nie była – zmieniła się w niezwykle wielką miłość, a my zrozumieliśmy wreszcie, że świata poza sobą nie widzimy.

Planowaliśmy wspólną przyszłość. Po skończeniu studiów, oboje mieliśmy wyjechać do LA. Chcieliśmy kupić tam mieszkanie, wziąć ślub i założyć rodzinę, o której oboje marzyliśmy. Justin miał przejąć interes po ojcu, a ja chciałam otworzyć mały salon kosmetyczny. Wszystko było uzgodnione i nawet poczyniliśmy ku temu pierwsze kroki.

Jak widać niepotrzebnie, bo Justin, nie wiedzieć czemu, nagle zmienił zdanie...


- Powiedz coś – prosi cicho, wreszcie zyskując odwagę by spojrzeć mi w oczy. Nie spełniam jednak jego zachcianki i jedynie na co mnie stać w tym momencie, to ledwo widoczne kiwnięcie głową na boki. 

Spoglądam na niego po raz ostatni i w ciszy odwracam się na pięcie, po czym ruszam do przodu. Szybki krok nagle zmienia się w bieg, a zdziwienie zastępuje rozpacz. Słyszę niewyraźnie jak woła moje imię, ale staram się nie zwracać na to uwagi. Łzy moczą moje policzki, ograniczając widoczność, a serce łomocze w piersi, utrudniając swobodne oddychanie.

Mój świat w jednej sekundzie runął niczym domek z kart. Wszystko przepadło. Cała moja idealnie zaplanowana przyszłość, zniknęła wraz z końcem jego wypowiedzi. Zostałam ze wszystkim sama. 

Całkiem sama...

Wbiegam po schodach kamienicy, w której mieszkam razem z Jess. Przecieram mokre od łez policzki i drżącymi z nerwów dłońmi, przeszukuję torbę chcąc wyciągnąć z niej klucze do mieszkania. Mam z tym mały problem, bo torebka zdaje się nie mieć dna, ale w końcu, po kilku długich sekundach i wysypaniu całej zawartości na wycieraczkę, udaje mi się odnaleźć swoją zgubę. Podnoszę się z kolan i wkładając klucz do dziurki, przekręcam zamek, jednocześnie naciskając na klamkę. 

Jess stoi w kuchni z parującym w dłoni kubkiem i przygląda mi się uważnie, kiedy mocno zatrzaskuję za sobą drzwi. Nie odzywam się słowem, tylko od razu biegnę do swojego pokoju. Ściągam buty, rzucając je następnie w kąt i podchodząc do łóżka, rzucam się na nie, przykrywając twarz poduszką. Nie mija wiele czasu, gdy drzwi mojego pokoju otwierają się. Nie mam ochoty na rozmowy z przyjaciółką, ale wiem, że nie odpuści. 

Słyszę jak podchodzi do mojego łóżka i siadając na jego brzegu, dotyka delikatnie mojego uda.

- Czemu płaczesz, Meg? – pyta cicho, a ja jedynie kręcę głową na boki. Nie jestem w stanie nic powiedzieć. Nie przejdzie mi to przez gardło. Ból który czuję w serce, zapiera mi dech w piersiach, przez co z moich ust wydobywa się niekontrolowany, stłumiony przez poduszkę jęk – Kochanie, co się dzieje?

Wiedząc, że Jess nie da mi spokoju, odsuwam zmoczoną od łez poduszkę i pociągając nosem, spoglądam na wyraźnie zmartwioną moim stanem, przyjaciółkę

- Zostawił mnie – jęczę cicho i niewyraźnie. 

Jess wzdycha jedynie i kręcąc głową na boki, zmienia pozycję, siadając po turecku, naprzeciwko mnie

- On wróci, Meg... Zobaczysz, że za kilka dni zawita w progu naszego mieszkania z wielkim bukietem róż i na kolanach będzie cię prosił o wybaczenie

- Nie Jess, on definitywnie ze mną skończył – łkam cicho, wiedząc że nie ma już dla nas żadnej nadziei.

- Oj przestań. Jestem pewna że znowu się o coś pokłóciliście. Wiesz dobrze jak to między wami jest – mówi, starając się mnie jakoś pocieszyć, ale to na nic. 

Wiem co słyszałam i wiem, że dzisiejsza rozmowa nie była taka jak poprzednie. Kiedyś, choćbyśmy mieli kłótnie na latające po całym mieszkaniu talerze, on nie rezygnował z nas. Dziś było inaczej, widziałam to w jego oczach. Ta pustka, wypalenie, jasno dały mi do zrozumienia, że z nas już nic nie będzie.

- Wiesz co jest najgorsze? – pytam po chwili ciszy. Jess kiwa głową na boki, czekając cierpliwie aż skończę – Jestem z nim w ciąży... Dowiedziałam się dziś rano.


********

Hej kochani :) To właśnie dziś jest ten dzień, w którym postanowiłam wrzucić pierwszy rozdział swojego nowego opowiadania. Jak widzicie, nieco zmieniłam styl. Jest to dla mnie coś nowego i jeszcze nie do końca nad tym panuję ;) jednak mam nadzieję, że końcowy efekt będzie zadowalający. Mam również wielką nadzieję, że będziecie tu ze mną i będzie wam się podobało. :)

Piszcie w komentarzach co o tym sądzicie :) Już niedługo pojawi się kolejny rozdział, ale już w tym miejscu zaznaczam, że rozdziały nie będą dodawane tak często jak przy poprzednich opowiadaniach. Niestety w tej chwili mam zbyt mało czasu by codziennie móc coś wrzucić i dodatkowo pisać kolejne, jednak będę starała się robić to systematycznie :) 

Pozdrawiam was i mam nadzieję, że się spodoba :)

Czytajcie, komentujcie, głosujcie :D

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro