68
Gwiazdki przybliżają was do kolejnych rozdziałów ;)
Po przyjechaniu do kliniki współpracującej z komendą policji, na której czele stoi wujek mojego przyjaciela, komendant uśmiechając się lekko, prosi abym poszła za nim. Wysiadam z samochodu i powolnym krokiem podążam za mężczyzną w stronę głównego wejścia.
- Proszę poinformować doktor Grooven o moim przybyciu – odzywa się Simmons, a mężczyzna w białym kitlu siedzący za ladą recepcji, kiwa głową, po czym unosząc słuchawkę telefonu do ucha, powiadamia wspomnianą lekarkę o naszym przyjściu
- Gabinet jest wolny – oznajmia i kończąc połączenie, prosi abyśmy przeszli dalej.
Ze spuszczoną nisko głową idę za mężczyzną, a kiedy ten zatrzymuje się przed drzwiami gabinetu, czekam cierpliwie aż zostaniemy zaproszeni do środka. Po chwili donośny, kobiecy głos, oznajmia nam że możemy wejść. Komendant kulturalnie wpuszcza mnie pierwszą i zamykając za nami drzwi, mija mnie, po czym siada naprzeciwko niewiele starszej ode mnie kobiety
- Pani doktor, proszę o niezwłoczne wykonanie badań pannie Lee – mówi i odwracając się w moją stronę, wskazuje dłonią, abym zajęła miejsce obok niego.
Spoglądam niepewnie na wpatrującą się we mnie kobietę, a kiedy widzę że i ona prosi o zajęcie przeze mnie miejsca, robię to. Zaciskając palce na kolanach, przysłuchuję się wymieniającej się zdaniami dwójce zupełnie obcych mi ludzi. Używają typowo służbowych zagadnień, co pozwala choć na chwilę zapomnieć o tym, po co tu jestem. Wykorzystując moment, schylam się po swoją torebkę i sięgając do jej wnętrza, wyszukuje telefon, chcąc zobaczyć, czy może Justin się nie odezwał. Wyciągam urządzenie i przesuwając drżącymi palcami po ekranie, odblokowuję je, po czym wzdycham ciężko widząc, że wszystko jest dokładnie tak, jak było jeszcze kilka godzin temu. Żadnej wiadomości, żadnego nieodebranego połączenia, nic... Zupełnie nic. Mój chłopak zabrał mojego syna nie wiadomo gdzie, nie interesując się kompletnie tym, co się ze mną dzieje. Oczywiście nie mam mu tego za złe, bo rozumiem to, że scena której był świadkiem mogła go zranić, jednak boli mnie to, że tak łatwo uwierzył temu wszystkiemu, od razu, bez możliwości jakiegokolwiek wytłumaczenia, posądzając mnie o zdradę.
- Panie komendancie, proszę opuścić gabinet, a Panią, Pani Lee, proszę o przejście za parawan i przygotowanie się do badania – oznajmia Pani doktor, tym samym wyrywając mnie z zamyślenia.
Wstaję na równe nogi, a kiedy mężczyzna opuszcza pomieszczenie, za poleceniem Pani doktor, przechodzę za parawan. Zdejmuję czarne legginsy wraz z majtkami, odruchowo zasłaniając moje kobiece partie dłońmi, po czym sięgam po jednorazowy zielony fartuszek i owijając go wokół bioder, związuję w dole pleców. Nabieram w płuca powietrza i po policzeniu do dziesięciu, wychodzę nieśmiało zza parawanu, kierując się do przygotowanego już fotela ginekologicznego.
- Proszę usiąść, nogi rozłożyć na podpórkach – tłumaczy, a ja kiwając głową siadam na fotelu, tak jak wskazała Pani doktor.
Przełykając głośno ślinę, obserwuję co robi kobieta, a kiedy widzę jak wyciąga metalowy wziernik, wzdycham ciężko, wiedząc już, że badanie nie będzie należało do przyjemnych.
Po kilku długich minutach przygotowań, kobieta w końcu zabiera się za badanie. Odchylam głowę i zamykając powieki, czekam aż skończy. Krzywię się kiedy rozszerza wziernik, naciągając do granic możliwości moje i tak już obolałe miejsce intymne, po czym wkłada tam patyczek by pobrać nim materiał dowodowy.
- Jeszcze chwilka – informuje, na co wzdycham z ulgą – Oczywiście jeśli Pani nie chce, to proszę nie odpowiadać na moje pytanie, ale czy pamięta Pani cokolwiek z tego zajścia? – pyta, a ja zaciskając zęby, kręcę głową na boki. Unoszę lekko głowę i spoglądając na lekarkę, widzę jak uśmiecha się delikatnie – Mam nadzieję, że komendant zrobi wszystko, by ta bestia długo nie wyszła zza krat – dodaje cicho, przez co mam wrażenie, że nie podchodzi do mnie jak do kolejnego pacjenta, a jak do koleżanki, którą spotkała krzywda.
Dzięki jej pocieszającym słowom, rozluźniam się nieco i resztę badania przechodzę znacznie lepiej niż na początku. Kiedy Pani doktor ma już wszystko co było jej potrzebne, prosi abym poszła się przebrać, a następnie dołączyła do niej na krótką rozmowę. Robię to co każe, a kiedy jestem już gotowa, wychodzę zza parawanu i uśmiechając się niepewnie, zajmuję miejsce naprzeciwko kobiety. Marszczę brwi kiedy lekarka podaje mi okrągłą tabletkę, oraz plastikowy kubeczek do połowy wypełniony wodą
- Weź to... Dzięki niej, nie zajdziesz w ciąże – wyjaśnia, a ja od razu łapię w place tabletkę, po czym kładąc ją na języku, upijam kilka łyków wody. – Przez kilka dni możesz mieć po tej tabletce zawroty głowy oraz ostre bóle brzucha, ale to normalne... - macha ręką, na co kiwam głową.
Rozmawiamy jeszcze przez chwilę o przybliżonym terminie wyników badań. Pani doktor proponuje skorzystanie z pomocy psychologa, ale ja twierdząc że nie jest mi on potrzebny, dziękuję za podpowiedź, jednak informuję kobietę że z niej nie skorzystam. Doktor Grooven żegna mnie lekkim uściskiem dłoni i poklepując moje ramię, zapewnia że niedługo wszystko się ułoży. Nie wierzę w to, jednak nie chcąc wyjść na niegrzeczną, dziękuję za miłe słowa, po czym rzucając ciche do widzenia, opuszczam gabinet.
Na mój widok, siedzący na jednym z plastikowych krzeseł Simmons, podnosi się z miejsca i kiwając na mnie głową, prosi abym za nim poszła. Potulnie wykonuję jego polecenie, ruszając w kierunku w którym idzie mężczyzna.
- Wrócimy teraz na komisariat gdzie złożysz zeznania, a później jeden z odpowiednio przygotowanych funkcjonariuszy przesłucha cię, dobrze? – pyta, na co odpowiadam nieznacznym kiwnięciem głowy.
Wsiadamy do radiowozu i włączając się do ruchu drogowego, ponownie udajemy się na posterunek policji.
Kilkanaście minut później, znów podążam tym samym korytarzem do gabinetu komendanta. Zauważając czekających na mnie przyjaciół podchodzę do nich i zajmując miejsce obok Jess, spoglądam pytająco na blondynkę
- Odzywał się? – pytam, a ona kręci głową na boki.
Jęczę płaczliwie i przytulając się do boku przyjaciółki, wypłakuję się w jej ramię. Jess zaplata rękę wokół mojej talii, przyciągając mnie jeszcze bliżej siebie i pochylając się do mojego ucha, szepcze uspokajające słowa
- Za chwilę zadzwonię jeszcze raz, okej? Na pewno w końcu się odezwie – zapewnia, ale ja w to nie wierzę.
- On mnie nienawidzi, Jess... Już nigdy nie będzie chciał ze mną rozmawiać – mówię drżącym głosem, na co Jess przekonuje, że tak się nie stanie.
- To nieprawda, Meg. Zobaczysz, niedługo wróci, a wtedy pogadacie na spokojnie. Wytłumaczysz mu wszystko i jestem pewna, że zrozumie... Musisz mu tylko powiedzieć prawdę...
- Pani Lee – słysząc wołającego mnie komendanta, odrywam się od przyjaciółki i pociągając głośno nosem, przecieram mokre policzki, po czym ruszam do gabinetu mężczyzny.
Czując jak moi przyjaciele ruszają tuż za mną, uśmiecham się lekko, wiedząc że w każdej sytuacji mogę na nich liczyć. Nie pozwolą mi być w tym wszystkim samej i za to jestem im cholernie wdzięczna. Nie mam pojęcia co by ze mną było, gdyby nie oni...
Wzdychając ciężko, zajmuję miejsce naprzeciwko Simmonsa, a kiedy mężczyzna podaje mi kartkę papieru oraz długopis, odbieram od niego rzeczy, po czym wpisuję swoje dane w odpowiednie rubryki, a zaraz po tym zeznanie oskarżające Chrisa o gwałt. Przez kilka minut wpatruję się w nakreślone litery, czytając dokładnie kilka razy to co nabazgrałam.
Nigdy nie przypuszczałam, że będę musiała robić coś takiego, ale to chyba normalne, bo kto spodziewa się tego, że coś tak okropnego może nas kiedykolwiek spotkać. Najgorsze jest to, że nigdy nie jesteśmy na to gotowi, nigdy nie ma odpowiedniego czasu, ani miejsca. To nie jest coś, do czego można się nastawić psychicznie, czy przygotować fizycznie. To coś, co odbiera ci wszystko w momencie kiedy najmniej się tego spodziewasz. To coś, co miesza ci w głowie... Coś, przez co myślisz, że to właśnie ty jesteś temu winna. Że zasłużyłaś sobie na to... Swoim zachowaniem, słowami, gestami, które tak naprawdę dla ciebie nie miały żadnego znaczenia, ale dla osoby która cię później skrzywdziła, były furtką do tego by to zrobić.
Najgorsze jednak jest w tym wszystkim to, że mimo tego iż to właśnie ty jesteś tu ofiarą, masz wrażenie, że jest zupełnie na odwrót... W takich przypadkach jak ten, jesteś zupełnie bezradna i jedyne co masz, to nadzieja... Nadzieja na to, że kompletnie obcy ci ludzie, staną na wysokości swojego zadania i zrobią wszystko, by skończyć twój koszmar, wsadzając twojego napastnika na długie lata za kratki.
Spoglądając ostatni raz na kartkę, odkładam długopis i łapiąc papier między palce, podaję go komendantowi, za co on dziękuje skinieniem głowy. Wypuszczam z ust drżące powietrze, a kiedy dłoń Matta zaciska się lekko na moim ramieniu, mrugam szybko powiekami chcąc odgonić niechciane łzy i wyciągając rękę, kładę ją na dłoni przyjaciela.
- Teraz poproszę cię, abyś udała się do pokoju numer dziesięć – oznajmia komendant, na co kiwam głową – Tam cię przesłuchają – dodaje, a ja słysząc jego słowa, wstaję z miejsca, po czym kieruję się do drzwi
- Wy zostańcie, ona musi tam iść sama – powstrzymuje moich przyjaciół Simmons, na co całą trójką wzdychamy ciężko. Spoglądam przez ramię i posyłając wpatrzonej we mnie z politowaniem dwójkę, uśmiecham się lekko i nabierając w płuca powietrza, opuszczam gabinet komendanta.
Idąc korytarzem, zastanawiam się w jaki sposób będzie przebiegać to przesłuchanie i co w ogóle będę musiała tam powiedzieć. Nie jest mi łatwo o tym myśleć, a co dopiero opowiadać o tym zupełnie obcym mi ludziom, jednak wiem, że dla swojego dobra muszę to zrobić. Muszę powiedzieć wszystko to co pamiętam i zrobić wszystko by zamknęli tego potwora.
Stając przed wskazanymi przez Simmonsa drzwiami, liczę do dziesięciu, a kiedy moje serce zwalnia swoje tempo, pukam kilka razy w drzwi, po czym naciskając na klamkę, wchodzę do środka. Kiwam głową do siedzącego za niewielkim stołem policjanta, na co ten gestem ręki zaprasza mnie do zajęcia jednego z postawionych przed nim krzeseł. Opadam ciężko na siedzenie i splatając pod stołem dłonie, czekam aż mężczyzna odezwie się pierwszy
- Zanim wysłucham tego co ma Pani do powiedzenia, muszę poinformować Panią, że nasza rozmowa jest nagrywana, a jej przebieg będzie udostępniony podczas sprawy sądowej – oznajmia, na co kiwam głową – Proszę się przedstawić... imię, nazwisko, wiek, miejsce zamieszkania, oraz Pani stan cywilny – dodaje, a ja prostując się na krześle, odchrząkuję głośno, przygotowując gardło do dłuższej pogawędki
- Megan Lee, dwadzieścia siedem lat, zamieszkała na Liberty Avenue, panna – mówię dokładnie tak jak jest, a mężczyzna notuje w czarnym notesie moje słowa
- Ma Pani dzieci?
- Syna...
- Kto jest ojcem? – zadaje kolejne pytanie, a ja marszcząc brwi, zastanawiam się na jaką cholerę potrzebne mu te informacje. – Muszę ustalić, czy odpowiada Pani zgodnie z prawdą – mówi, kiedy zauważa moje pytające spojrzenie
- Justin Bieber – odpowiadam cicho, a on przyjmując do wiadomości moje słowa, ponownie zapisuje odpowiedzi w notesie
- Kiedy doszło do gwałtu i czy wskazany przez Panią mężczyzna jest jego sprawcą? – pyta, na co przytakuję lekkim skinieniem – Proszę odpowiedzieć słownie, Pani Lee – upomina
- Do gwałtu doszło wczoraj wieczorem, to jest dwudziestego drugiego września i tak, wskazany przeze mnie mężczyzna, jest jego sprawcą – mówię zgodnie z prawdą.
Mężczyzna zapisuje ostatnie zdanie, po czym zamykając notes, odkłada go na stół i opierając łokcie o blat, a palce splatając ze sobą, patrzy uważnie w moje oczy, przez co czuję jak na moje policzki wchodzi głęboka czerwień
- Proszę opowiedzieć, jak do tego doszło – ponownie odchrząkuję oczyszczając gardło i drżącym głosem, zaczynam swoją historię
- To było wczoraj, po południu... Nie pamiętam dokładnej godziny, ale jestem pewna, że było tuż po dwunastej. Dopiero co zaczęłam przygotowania do obiadu dla mojego chłopaka i naszego syna, kiedy niespodziewanie usłyszałam dzwonek do drzwi...
- Rozumiem, że to był gwałciciel? Znała go Pani wcześniej? – pyta, na co potwierdzam kiwnięciem głowy, jednak przypominając sobie, że na zadane pytania muszę odpowiadać słownie, reflektuję się krótkim tak.
- Chris był moim znajomym, dlatego wpuściłam go do mieszkania. Dzień wcześniej byliśmy na imprezie u naszych przyjaciół, Matthiasa Simmonsa i Jesicky Donovan... Między Chrisem, a moim chłopakiem doszło do kłótni, przez co razem z Justinem i Jimem – moim synem, musieliśmy wcześniej wyjść, żeby nie prowokować niepotrzebnych sytuacji. Wychodziliśmy w pośpiechu, a ja z tego wszystkiego zapomniałam torebki... To dlatego Chris następnego dnia do mnie przyszedł – tłumaczę dokładnie – Rozmawialiśmy normalnie... jak zawsze... Zaproponowałam mu piwo, sobie też przyniosłam, a potem... potem wyszłam na chwilę do łazienki umyć ręce – nie mówię prawdy o moim powodzie wyjścia do łazienki, nie chcąc aby funkcjonariusz insynuował, że chciałam dokładnie tego samego co Chris.
Może rzeczywiście przez krótką chwilę poczułam wtedy jakiś naprawdę niewielki pociąg w jego stronę, ale jestem pewna, że nie był on aż tak duży, abym dobrowolnie zgodziła się iść z nim do łóżka. Nigdy w życiu nie zrobiłabym tego Justinowi...
- Co było potem? – pyta, na co przełykam głośno ślinę i zaciskając powieki, ze wszystkich sił staram się przypomnieć to, co wydarzyło się po przyjściu z łazienki
- Nie pamiętam – szepczę, po czym przykładając dłonie do twarzy, pocieram nimi mocno policzki. Mężczyzna siedzący naprzeciwko prostuje się na krześle i łapiąc w palce leżący obok notesu długopis, mruży oczy, dokładnie tak, jakby się nad czymś zastanawiał
- Z nagrania, które przekazał mi komendant Simmons, można stwierdzić, że wspomniany przez Panią mężczyzna, mógł Pani dosypać czegoś do piwa, bo jak rozumiem, po wyjściu z łazienki i dołączeniu do mężczyzny, spożywała Pani alkohol?
- Tak – odpowiadam, kiwając dodatkowo głową dla potwierdzenia moich słów. Zastanawiam się nad tym co powiedział funkcjonariusz i dopiero teraz przypominam sobie, co się działo później – Kiedy przyszłam z łazienki, było jeszcze dobrze, a potem... Napiłam się piwa i pamiętam, że nagle Chris zaczął mi się niesamowicie podobać. Poczułam dziwne przyciąganie i nie mogłam mu się oprzeć
- Prawdopodobnie wsypał Pani tabletkę gwałtu... Po spożyciu GHB, ofiara często traci przytomność, przez co jest łatwym obiektem do wykorzystania. Następnego dnia, ofiara zazwyczaj nic nie pamięta, co by się zgadzało z pani przypadkiem – wyjaśnia – Alkohol potęguje działanie substancji, a ofiara której ją podano, odczuwa nagłe, niemożliwe wręcz do zniesienia pożądanie i z łatwością oddaje się napastnikowi, nie mając pojęcia, co tak naprawdę się z nią dzieje – dodaje, na co rozchylam usta.
Przykładam dłonie do policzków i nie wierząc w to co słyszę, kręcę głową na boki.
- A czy ten mężczyzna, który pojawia się na końcu nagrania... Kim on jest? – pyta, a ja przełykając głośno ślinę, wiercę się na krześle, nie za bardzo chcąc odpowiadać na to pytanie.
- To mój chłopak – mówię po chwili zastanowienia – Wrócił do domu, a kiedy zobaczył mnie nagą, leżącą pod tym potworem... Myślał, że go zdradziłam – dodaję, po czym chowając w dłonie twarz, zalewam się łzami.
I znów czuję, jak moje serce rozpada się na miliony kawałeczków. Nie mogę sobie poradzić z tym, że miłość mojego życia widziała mnie pieprzącą się z innym. Znowu czuję się winna temu wszystkiemu, bo gdybym nie wpuściła tego skurwiela do mieszkania Justina, gdybym posłuchała mojego chłopaka i trzymała się z daleka od tego dupka, to nic z tych rzeczy, przez które muszę teraz przechodzić, nie miałoby miejsca...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro