59
Kochani :) Dzisiejszej nocy udało mi się doprowadzić to opowiadanie do końca, więc... Teraz ( oczywiście w miarę możliwości i czasu, który nie zawsze mam) rozdziały będą wrzucane częściej :) Wprawdzie kilka rozdziałów jest jeszcze do poprawy, coś tam muszę jeszcze dopisać, ale to są już bardziej kosmetyczne zabiegi :)
Także... Jak zwykle mam nadzieję, że będzie się podobać :)
A teraz, zapraszam do czytania :) Enjoy
***
Dziękuję za mile spędzony czas. Mam nadzieję, że to powtórzymy
Rozchylam powieki w zdziwieniu i zbieram szczękę z podłogi, po przeczytaniu wiadomości którą dostałam od Chrisa. W tej chwili, już wiem, dlaczego Justin był na mnie zły. Jak się domyślam, musiał przeczytać nasze wcześniejsze smsy, a po przeczytaniu ostatniego, wyciągnąć z nich mijające się z prawdą wnioski.
Oniemiała i trochę wkurzona, odrzucam telefon na materac i nie zwlekając idę poszukać Justina. Z mocno walącym sercem wchodzę do salonu, ale jedyną osobą jaką tam zastaję, jest mój syn, w dalszym ciągu oglądający kreskówki
- Jim, nie wiesz gdzie jest tata? – pytam, na co kręci głową.
Wzdychając ciężko, opuszczam ramiona, po czym ruszam w kierunku pokoju syna. Justina nie ma w pomieszczeniu jednak dzięki temu wiem, że zastanę go w ostatnim możliwym miejscu, jakim jest kolejny pokój, albo dołączony do niego balkon.
Uśmiecham się lekko, widząc fruwającą na wietrze firankę, wiedząc już, że znalazłam swoją zgubę. Drżącymi dłońmi pociągam za klamkę i rozszerzając otwarte drzwi, wychodzę na balkon, po czym staję u boku, palącego papierosa, Justina. Nabieram w płuca powietrza i kiedy już mam rozchylać usta by coś powiedzieć, Justin spogląda na mnie przez ramię i uśmiechając się kpiąco, parska śmiechem, prosto w moją twarz
- Jeśli myślisz, że uwierzę w jakiekolwiek twoje słowo, to jesteś w błędzie. Daruj sobie przemówienia, bo nie mam najmniejszej ochoty z tobą rozmawiać – mówi, na co moja szczęka kolejny raz w ciągu zaledwie kilku minut opada na podłogę.
Wyrzuca niedopałek za barierkę i nie mówiąc więcej nic, wychodzi z balkonu. Mimo tego, że zastygłam w naprawdę ciężkim szoku, nie pozwalam mu zrobić ani kroku więcej i kładąc dłoń na jego przedramieniu, zaciskam ją mocno na bicepsie Justina, po czym ciągnę go w moją stronę, dzięki czemu chwiejnie wraca w to samo miejsce w którym jeszcze przed chwilą stał
-Serio, Justin? Wkurzasz się o jakieś nic nieznaczące smsy? – próbuję grać twardą, swobodnym tonem chcąc rozluźnić nieco napiętą atmosferę
- Nie... Wkurzam się o to, że nie powiedziałaś mi, że z nim piszesz, Meg – warczy nisko, na co spuszczam spojrzenie na podłogę – I o to, że umówiłaś się z tym pajacem, nie informując mnie o tym... Oraz o to, że cholera wie, co na tym spotkaniu robiliście! – kończy podniesionym głosem, na co rozchylam usta, zaskoczona tym, że sugeruje, że mogłabym w jakikolwiek sposób go zdradzić.
Mimo tego, że jego słowa nieco mnie zraniły, prostuję się i unosząc pewnie głowę, prycham pod nosem
- Wiesz, co? Jesteś śmieszny... To było tylko spotkanie, głupia rozmowa, a ty jesteś zazdrosny Bóg wie o co...
- Ty do cholery byłaś zazdrosna o to, że spotkałem się z Allison! – wrzeszczy prosto w moją twarz na co kulę się w sobie – Rozpierdoliłaś mi spotkanie służbowe, które było cholernie ważne. Wkurzyłaś się, ale ja przynajmniej niczego przed tobą nie ukrywałem... Jeszcze specjalnie, do cholery, przyszedłem z nią do twojej kawiarni, tylko po to, żebyś mogła mieć pewność, że nic złego nie robię – dodaje – To nie ja dostałem podziękowania, za mile spędzony czas!
Kiedy te słowa opuszczają usta mojego chłopaka, przełykam głośno ślinę i wzdychając ciężko, zaciskam mocno powieki. Wkurza mnie świadomość tego, że on ma rację. Faktycznie, moja sytuacja, do sytuacji Justina i Allison, wygląda znacznie gorzej. Nie powiedziałam mu o Chrisie, bo wiedziałam, że będzie zły, jednak teraz cholernie tego żałuję.
- Przepraszam – mówię cicho, autentycznie skruszona swoim głupim zachowaniem
- Co?
- Przepraszam, Justin – powtarzam i unosząc głowę, spoglądam w jego tęczówki – Przepraszam za to, że ci nie powiedziałam...
- Nie ważne... Mam to gdzieś – mówi przez zaciśnięte zęby i kręcąc głową na boki, robi krok w stronę wyjścia z balkonu.
Ponownie łapię jego rękę i ciągnąc z całych sił w swoją stronę, próbuję go zatrzymać
- Proszę, Justin. Porozmawiajmy o tym – jęczę błagalnie, na co wzdycha ciężko.
Jego klatka piersiowa unosi się i opada w zawrotnym tempie, a jego pięści mocno zaciskają się po bokach, przez co wiem, że jest okropnie wkurzony. Rozumiem go. Naprawdę rozumiem... Ja pewnie zachowałabym się tak samo, gdybym przeczytała tego typu wiadomości od tej flądry.
- To naprawdę nie tak, jak myślisz – próbuję podjąć rozmowę i widząc to że Justin w dalszym ciągu stoi jak wryty w ziemię, wykorzystuję sytuację, postanawiając kontynuować
- Widzisz... Pamiętasz, jak kilka dni temu powiedziałam ci, że rozmawiałam z Chrisem i wytłumaczyłam mu, że między nami nigdy nic nie było i nigdy niczego nie będzie? – pytam, na co nieznacznie kiwa głową.
Wyswobadza się z mojego uścisku i przechodząc obok mnie, ponownie staje przy barierce, wzrok utkwiwszy w rozciągającą się pod nami pustą i ciemną jak noc ulicę. Staję obok niego i wyciągając nieśmiało dłoń, kładę ją na jego zaciśniętej na metalowej rurce pięści
- Pokłóciliśmy się wtedy trochę, a dzień później, Chris przyszedł do kawiarni przeprosić i znów o tym wszystkim porozmawiać... Jednak wtedy nasza rozmowa również nie zakończyła się zbyt dobrze – wyjaśniam, czym zdobywam jego uwagę.
Justin przekręca głowę w moją stronę i unosząc pytająco brwi, rozchyla usta
- To dlatego wróciłaś taka wkurzona?
- Tak... On po prostu nic nie rozumiał... Gadał o tobie jakieś głupoty i wmawiał mi, że między nami było coś, nieco więcej niż tylko koleżeństwo, z czym ja się kompletnie nie zgadzam.
- Dlaczego wtedy mi o tym nie powiedziałaś? Czemu to przede mną ukryłaś, Meg? – pyta, a w jego oczach zauważam zawód. Wzdycham ciężko i opierając głowę na jego ramieniu, wzruszam ramionami
- Nie wiem. Bałam się tego, że będziesz zły – mówię i unosząc lekko głowę, spoglądam na jego cudowny profil.
Justin patrzy na mnie z góry, przez co moje serce łomocze w klatce piersiowej. Uwielbiam jego oczy, są niesamowicie cudowne i hipnotyzujące. Zawsze się rozpływam, kiedy choć przez jedną krótką sekundę skupi na mnie te przepiękne, miodowe tęczówki. Jest w nich tyle ciepła, miłości, tyle troski...
- No i miałaś rację, jestem zły... Kurewsko zły, Meg – swoim mało przyjemnym tonem, Justin wyrywa mnie z rozmyślania o jego oczach.
Wzdycham ciężko słysząc te słowa, bo wiem że nawaliłam. Odrywam głowę od jego ramienia, po czym wpycham się między jego ciepłe ciało, a barierkę. Wpatrując się w niego nieprzerwanie, zarzucam mu ręce na szyję i wspinając się na palcach, muskam lekko jego pełne usta
- Przepraszam, kochanie – szepczę, na co głośno wypuszcza powietrze.
Uśmiecham się kiedy jego dłonie wędrują na moje biodra, następnie lekko się na nich zaciskając. Justin opiera czoło o moje i przymykając powieki, milczy jak zaklęty, na co mój żołądek skręca się nieprzyjemnie
- Proszę, Justin... Nie złość się na mnie – jęczę błagalnie, będąc już na skraju totalnej rozpaczy.
Boli mnie to, że przeze mnie poczuł się w jakikolwiek sposób zraniony. Przecież do cholery nie chciałam tego... Naprawdę nie mam pojęcia co sobie myślałam. Nie chciałam mu powiedzieć, bo wiedziałam że wkurzy się na mnie, a tym czasem, teraz, kiedy sam się tego dowiedział, jest jeszcze gorzej.
Wzdycham ciężko i nie pytając o pozwolenie, wtulam się w zagłębienie jego szyi, zaciskając przy tym mocno powieki. Kiedy żałosny szloch opuszcza moje usta, Justin zaciska ramiona wokół mojej talii i bujając lekko naszymi ciałami na boki, muska delikatnie mój policzek
- No już... Nie płacz. Boli mnie to, kiedy widzę twoje łzy – szepcze czule do mojego ucha, na co pociągam nosem
- A mnie boli to, że jestem taka głupia, że ci o tym nie powiedziałam – mówię cicho, opuszkami palców sunąc po jego klatce piersiowej.
- Obiecaj mi, że już niczego więcej nie będziesz przede mną ukrywać – prosi, a ja od razu kiwam potakująco głową – Obiecaj, że nie będziesz mieć przede mną tajemnic, Meg... Chcę wiedzieć wszystko. Nawet jeśli miałoby mnie to zranić, chcę żebyś była ze mną szczera – dodaje.
Odchylam się w jego ramionach i wypuszczając z ust drżące powietrze, ponownie kiwam głową.
- Obiecuję, Justin... Obiecuję, że będę mówić ci o wszystkim – zapewniam, na co Justin uśmiecha się delikatnie, po czym pochylając się nade mną, składa czuły pocałunek na moim zasmarkanym, czerwonym od płaczu nosie. Ponownie przyciskam się do jego ciała i przykładając policzek do jego klatki piersiowej, wsłuchuję się w równe bicie jego serca.
- Skoro już jesteśmy przy tym, że mówimy sobie o wszystkim, to... Wczoraj zwolniłem Allison – informuje, po czym milknie, czekając zapewne na moją reakcję.
Otwieram szeroko powieki i rozchylając ze zdziwienia usta, przetwarzam w głowie, jego przed chwilą wypowiedziane słowa
Wczoraj zwolniłem Allison...
Zwolniłem Allison...
Zwolnił Allison...
Serio? Zwolnił ją? Ale jak? Po co? Dlaczego? – miliony pytań zalewają moją głowę, jednak mam świadomość tego, że dopóki mu ich nie zadam, niczego się nie dowiem
- Jak to ją zwolniłeś? – pytam cicho, na co chichocze pod nosem.
Kładzie dłonie na moich ramionach i odpychając mnie lekko od siebie, zagląda uważnie w moje oczy. Marszczę brwi, kiedy jego usta unoszą się w uśmiechu, zastanawiając się czy robi sobie ze mnie jaja, czy to rzeczywiście prawda. Gdy w dalszym ciągu nie odpowiada na moje pytanie, macham na niego ręką, pokazując mu w ten sposób, aby wreszcie zaczął się tłumaczyć. Justin wzdycha ciężko i opuszczając dłonie po bokach, robi krok w tył, a następnie przygryzając wnętrze policzka, spogląda w bok. Widzę zakłopotanie na jego twarzy, przez co wiem, że za tym zwolnieniem kryje się coś, co mi się nie spodoba
- Przecież chciałaś żebym ją zwolnił, więc ją zwolniłem – wzrusza ramionami jak gdyby nigdy nic, co jeszcze bardziej utwierdza mnie w myśleniu, że za tym jest coś więcej
- Nie kłam, Justin – mrużę na niego oczy, ale on w dalszym ciągu na mnie nie patrzy – Przed chwilą mówiłeś mi coś o szczerości, więc teraz do cholery zrób to samo... Bądź szczery i powiedz mi o co chodzi.
- Ta idiotka, zrobiła mi awanturę o to, że kupiłem ci kawiarnię – mówi wreszcie, na co rozchylam usta zaskoczona jego słowami – Wkurzyła się na mnie, że pozwoliłem ci zepsuć nasze spotkanie i że nie stawiłem się za nią, tylko siedziałem jak zaklęty, pozwalając na twoje przedstawienie. Powiedziałem jej parę nieprzyjemnych słów i kazałem zabierać swoje rzeczy i wypieprzać jak najdalej ode mnie – dodaje, a ja szczerząc się w szerokim uśmiechu, wpatruję się w jego oczy, szczerze zadowolona z tego co powiedział
- Naprawdę? – dopytuję, na co przytakuje kiwnięciem głowy. W sekundę doskakuję do niego i zarzucając ręce na jego szyję, wpijam się zachłannie w jego słodkie, różowe usta. – Cieszę się że skończyłeś z tą głupią flądrą – mówię, na co prycha
- Ta, tylko że teraz jestem w czarnej dupie, bo przez to że nie mam dekoratora wnętrz, otwarcie hotelu w chuj się przesunie – jęczy płaczliwie i pochylając się chowa twarz w zagłębieniu mojej szyi.
Wyciągam dłoń i unosząc ją do jego głowy, opuszkami palców głaszczę krótkie włoski na jego karku
- Nie martw się, poradzimy sobie z tym – zapewniam, choć tak naprawdę nie mam zielonego pojęcia jak niby mamy sobie z tym poradzić.
Nie znam żadnej osoby, która byłaby wykwalifikowana w tym kierunku i naprawdę nie mam pojęcia kto mógłby mu pomóc. Po krótkim namyśle, stwierdzam, że przecież przez moją kawiarnię przewijają się setki różnych ludzi. Może akurat któraś z tych osób byłaby chętna do tego, aby podjąć się tego zadania
- Wywieszę ogłoszenie w kawiarni, może ktoś szuka pracy – mówię, na co Justin nieznacznie kiwa głową.
Odrywam się od niego i uśmiechając się lekko, spoglądam na jego wykrzywioną w grymasie zrezygnowania twarz. Dotykam opuszkami palców jego policzka i przesuwając po nim lekko, głaszczę jego delikatnie zarośniętą skórę. Nie mając dość jego bliskości, ciepła ciała i tych nawet najkrótszych z pocałunków, ponownie przylegam mocno do ukochanego i z lekkim uśmiechem, całuję jego policzek
- Kocham cię, głupolu – mówię pewnie, na co Justin chichocze pod nosem. Kładzie swoją silną dłoń na czubku mojej głowy i wplatając palce we włosy, opuszkami palców przesuwa po nich uspokajająco
- Ja też cię kocham, brzydulo – choć wiem, że to jak mnie nazwał, to nie prawda, krzywię się lekko na jego słowa
- Sam jesteś brzydula – wystawiam mu język, a on pochylając się nade mną, z niemałym refleksem łapie między zęby jego koniuszek, przygryzając go ledwo wyczuwalnie
- Ja akurat, jestem mega, niesamowicie przystojny – szepcze w moje usta, na co kiwnięciem głowy pokazuję mu, że nie zgadzam się z jego nieskromną opinią
- No a przynajmniej jestem z jakieś milion razy przystojniejszy od tego pieprzonego Chrisa – prycham pod nosem, a on zdziwiony moją reakcją, odsuwa się ode mnie i z uniesionymi wysoko brwiami spogląda na mnie pytająco.
Uśmiecham się triumfalnie, ale nie chcąc choć na chwilę zasiać u niego niepewności, że mogę myśleć inaczej, układam usta w dzióbek i kradnę mu soczystego całusa
- To prawda. Jesteś od niego milion razy przystojniejszy – zapewniam, dzięki czemu jego twarz promienieje z dumy i zachwytu.
Nie zwlekając zakłada ramię na moje barki i nie mówiąc już nic, ciągnie mnie za sobą do mieszkania.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro