56
Z uniesionymi ze zdziwienia brwiami i zaciśniętymi po bokach pięściami, podchodzę do siedzących przy stoliku Justina i Allison. Staję obok nich i dopiero gdy chrząkam wymownie, Justin odrywa wzrok od przyjaciółki, powoli przenosząc go na mnie. Posyłam mu mordercze spojrzenie, przez co jego grdyka porusza się nerwowo, ale po chwili uśmiecham się sztucznie i pochylając się do ukochanego, składam mokrego całusa na jego ustach
- Cześć, kochanie – mówię przesłodzonym głosem, tylko po to, by tej siedzącej naprzeciwko mojego chłopaka wywłoce, podnieść ciśnienie
- Cześć, skarbie – odpowiada przez pocałunek, Justin, po czym odrywa się ode mnie i ze zmarszczonymi brwiami, przygląda się pytająco.
Nie zwracając uwagi na jego zaskoczoną minę, skupiam się na flądrze, a kiedy już mam mówić jej cześć, przypominam sobie, jak potraktowała mnie niedawno w mieszkaniu Justina. Nie była dla mnie miła i wyraźnie dała mi odczuć, że nie znosi mojej obecności. Tym razem, postanowiłam pokazać tej dziewusze jakie to uczucie, kiedy ktoś specjalnie cię ignoruje
- Przyszedłeś na obiad? – pytam blondyna, przesadnie miło, przez co już wie, że wszystko co robię, jest robione specjalnie. Kiedy w ciągu następnych, kilku sekund, nadal nie słyszę jego odpowiedzi, wyciągam do niego dłoń i kładąc ją na policzku chłopaka, pocieram kciukiem jego delikatnie zarośniętą skórę – Dobrze się czujesz, słońce? Nie wyglądasz najlepiej – mówię, a on dalej wpatruje się we mnie jak zahipnotyzowany
- Przeszkadzasz nam w pracy – warczy jego koleżanka, tym samym zwracając moją uwagę. Odwracam głowę w stronę flądry Allison i prychając pod nosem, posyłam jej kpiące spojrzenie
- Nie widzę żebyście pracowali... Po za tym, jeśli możesz, to nie wtrącaj się kiedy rozmawiam ze swoim chłopakiem – mówię, wyraźnie zaznaczając to, kim Justin dla mnie jest. Wiem, że zachowuję się dziecinnie, ale chcę pokazać tej małpie, gdzie jej miejsce.
Ponownie wracam spojrzeniem na Justina, który w tej chwili z uniesionymi wysoko brwiami, uśmiecha się cwaniacko, zdając sobie sprawę z tego, że zwyczajnie w świecie jestem o niego zazdrosna.
- Czy ty przypadkiem nie powinnaś teraz skakać między stolikami? To chyba należy do twoich obowiązków, prawda? Ciekawa jestem, co na to twoja szefowa... Pewnie nie będzie zadowolona z tego, że jej pracownica nie zajmuje się tym co do niej należy, a skupia się na tym, aby przeszkadzać innym w ich spotkaniu – mówi pewnie, a kiedy spuszczam wzrok na swoje buty i wzdycham ciężko, chichocze kpiąco pod nosem, pewna tego, że pokonała mnie w tej marnej rozgrywce.
Przymykam powieki i licząc do dziesięciu, zaciskam dłonie w pięści, powstrzymując się tym samym przed wydrapaniem jej oczu i zrobieniem przedstawienia przed klientami. Rozluźniam po chwili palce i unosząc wzrok, patrzę na uśmiechniętą triumfalnie dziewczynę, po czym prychając wymownie, zajmuję miejsce u boku swojego ukochanego.
Przez kilka długich sekund, w kompletnym milczeniu prowadzimy walkę na spojrzenia, ale postanawiam szybko ją przerwać i unosząc kącik ust, odwracam od wywłoki wzrok, po czym skupiam go na oczach swojego chłopaka
- Nie mówiłeś jej? – pytam, a oniemiały Justin, rozchyla lekko usta.
Cmokając, kręcę głową na boki i wyszczerzona w szerokim uśmiechu, ponownie zwracam się do dziewczyny
- Kochanie, o to martwić się nie musisz – nawiązuję do tego co powiedziała o mojej szefowej, oraz obowiązkach jakie powinnam wykonywać – Sama sobie jestem sterem, żeglarzem i okrętem – mówię, na co marszczy brwi, nie mając pojęcia o co mi chodzi
- Niedawno Justin kupił mi tą kawiarnię, więc teraz to ja tu jestem szefową – dodaję i widzę jak szczęka opada jej do samej podłogi.
Chcąc wykorzystać sytuację, ciągnę swój teatrzyk i odwracając się do blondyna, łapię w palce jego brodę, przyciągając jego twarz do mojej
- Chyba ci jeszcze za to odpowiednio nie podziękowałam, kochanie – szepczę, jednak ton mojego głosu jest wystarczający, aby i ona mogła usłyszeć moje słowa, po czym wpijam się zachłannie w usta Justina, kompletnie nie zawracając sobie głowy wgapiającą się w nas Allison. Nie przeszkadza mi to, że zaskoczony przebiegiem sytuacji Justin nie oddaje pocałunku. Wpycham mu język na siłę praktycznie do samego gardła, tym samym zmuszając go do współpracy. Całuję go namiętnie, dzięki czemu pod opuszkami palców, które – niby przypadkiem – ułożyłam na jego kroczu, bez problemu mogę poczuć to, jak ten niespodziewany gest z mojej strony na niego podziałał.
Dopiero głośne odsunięcie krzesła powoduje, że odrywamy się w końcu od siebie. Z wyższością przekręcam głowę w bok, chcąc spojrzeć na dziewczynę, jednak jedyne co w tej chwili zauważam, to puste miejsce
- Megan – wzdycha ciężko Justin i zaciskając mocno powieki, spuszcza głowę – Po co to zrobiłaś? Chciałem z nią obgadać wykonanie wnętrza hotelu – mówi, ale jego słowa w ogóle mnie nie obchodzą. Prycham rozdrażniona i odsuwając się od niego, zakładam ręce na piersiach, fukając pod nosem z oburzeniem
- Super, że akurat z nią i akurat tutaj – cedzę przez zęby, na co Justin śmieje się cicho.
Zbliża się do mnie i kładąc dłoń na moim udzie, przesuwa ją powoli coraz wyżej. Pochyla się do mojego ucha, ustami muskając jego płatek, przez co wyginam się na bok, nie chcąc mu pozwolić na dalsze pieszczoty
- Czyli wolałabyś, abym poszedł z nią w inne miejsce? – pyta, ale nie odpowiadam – A może wolałabyś, abym wziął ją do mojego mieszkania i w sypialni załatwiał z nią te wszystkie sprawy – szepcze chcąc mnie tym zdenerwować, co mu się oczywiście udaje, bo już po chwili odskakuję od niego jak poparzona i z grymasem na twarzy, wychodzę ze stolika przy którym siedzi
- Jesteś kretynem, Justin – rzucam na odchodne, po czym ruszam w kierunku zaplecza. Nie jest mi dane zrobić nawet pół kroku, bo po chwili silne ramiona mojego mężczyzny, owijają się wokół mojej talii, a nos wtulony w moją szyję, sunie po odsłoniętej skórze, powodując tym samym przyjemny dreszcz wstrząsający moim ciałem
- Oj, nie złość się na mnie, słońce... Przecież wiesz, że żartowałem – chichocze, a ja łapiąc jego dłonie, próbuję je z siebie zrzucić. Kilka osób zwraca na nas uwagę i wgapiając się w nas, obserwuje uważnie darmowe przedstawienie, jakie im oferujemy
- Puść mnie, Justin – warczę nisko, jednak moje słowa nijak na niego nie działają.
- No weź, Meg... - jęczy myśląc, że to mu coś pomoże.
Wiercę się w jego ramionach, koniec końców odwracając się przodem do blondyna. Spoglądam na niego z dołu i mrożąc go spojrzeniem, rozchylam usta
- Nie lubię jej, Justin... Nie chcę widzieć tego, że ta wredna małpa kręci się koło ciebie...
- Pracujemy razem, Meg, więc to chyba normalne, że się spotykamy – przerywa mi bezczelnie, a ja wiedząc że w tym co mówi jest trochę prawdy, wydymam policzki, przez chwilę zastanawiając się nad jego słowami
- W takim razie ją zwolnij – mówię pewnie, a on prycha pod nosem myśląc że żartuję – Ja mówię poważnie, Justin. Nie chcę jej więcej widzieć, ani z tobą ani w pobliżu ciebie i jak nie zrobisz tego, co do ciebie mówię, to nigdy więcej się do ciebie nie odezwę - grożę mu palcem, na co Justin unosi wysoko brwi, kompletnie zaskoczony moimi słowami
- Nie przesadzaj, Meg... Nie zwolnię jej tylko dlatego, że jesteś o nią zazdrosna. Jest dobra w tym co robi i naprawdę jej potrzebuję – próbuje wytłumaczyć, ale ja już powiedziałam swoje.
Nie komentuję jego słów, po prostu wykorzystuję sytuację w której zaskoczony Justin poluźnił ucisk na moim ciele i zwyczajnie w świecie odwracając się na pięcie, ponownie ruszam w stronę zaplecza, zostawiając swojego chłopaka oniemiałego na środku sali.
Fakt, może trochę przesadzam, jednak naprawdę nie lubię Allison i wiem, że dopóki ona w dalszym ciągu będzie się kręcić koło Justina, między nami nie będzie dobrze. Może i jestem cholernie zazdrosna, ale mam do tego powód, tym bardziej, że ta małpa wyraźnie do niego podbija.
Wzdycham ciężko zdenerwowana tą sytuacją, po czym rozglądam się na boki, poszukując czegoś na czym mogłabym wyładować swoją frustrację. Kiedy mój wzrok pada na szklaną popielniczkę, uśmiecham się chytrze, a następnie chwytając ją w palce robią duży zamach, chcąc roztrzaskać ją o przeciwną ścianę.
Już mam nią rzucić, gdy nagle mój nadgarstek, zatrzymuje się w miejscu, a ja mogę poczuć mocny uścisk, wokół mojej ręki.
- Daj spokój, kotku. Nie niszcz tego – szepcze mi do ucha Justin, na co tupię nogą w złości.
Justin wyciąga z mojej dłoni popielniczkę, odkłada ją z powrotem na stolik, a następnie wraca do mnie, znów przytulając się do moich pleców
- Pamiętasz... Jestem tylko twój i naprawdę nie musisz być zazdrosna – sunie ustami po mojej szyi, zostawiając na niej delikatne, mokre pocałunki, przez co przymykam powieki i wzdychając cicho, przechylam głowę, dając mu więcej pola do popisu
- Nie chcę, by ona mi cię odebrała, Justin – mówię niepewnie i otwieram oczy, kiedy jego ciało się spina. Przełykam rosnącą gulę w gardle, a już po chwili czuję jak przekręca moje ciało, stawiając mnie twarzą do siebie. Wpatruje się uważnie w moje oczy, a ja kule się pod jego intensywnym spojrzeniem
- Nie ufasz mi? – pyta, a moje serce zaczyna bić dwa razy mocniej, kiedy w jego tęczówkach, zauważam odrobinę bólu. Mam wrażenie, że jest nieco zraniony i zawiedziony, przez co zwyczajnie w świecie jest mi trochę głupio
- Tobie ufam – mówię pewnie, dzięki czemu na jego usta wkrada się delikatny uśmiech - Ale jej, niekoniecznie – dodaję i kręcąc głową na boki, spuszczam spojrzenie na podłogę. Justin wyciąga dłoń i łapiąc w palce moją brodę unosi ją lekko, po czym pochylając się nade mną, całuje delikatnie moje usta
- Kocham cię, zazdrośnico – szepcze przez pocałunek, a ja wiedząc że mówi prawdę, uśmiecham się lekko. Owijam ramiona wokół jego pasa i mrucząc cicho, wtulam się w jego ciepłe ciało.
Stoimy tak przez kilka dobrych minut, nie mając nawet zamiaru się od siebie oderwać. Uwielbiam się do niego przytulać i myślę, że Justin też to lubi. Nie musimy wtedy nic mówić. Nie musimy zapewniać się nawzajem o tym co do siebie czujemy i jak mocne to jest, bo zwykła obecność tej drugiej osoby, ciepło jej ciała i bicie serca, słyszalne w takich chwilach wyraźnie, jasno daje nam do zrozumienia, że nikt inny się nie liczy. Jesteśmy tylko my... Tylko ja i on, nikt więcej. I w takich chwilach już wiem, że jego serce bije wyłącznie dla mnie i żadna Allison nigdy tego nie zmieni.
Justin postanawia poczekać do końca mojej zmiany, a ja wracając na salę, zostawiam go w wygodnym fotelu na zapleczu, z gorącym kubkiem kawy, oraz kawałkiem ciasta niedawno wyciągniętego z piekarnika.
Jeszcze przez godzinę biegam między stolikami, a kuchnią, wykonując swoje obowiązki. Klientów przybywa, dzięki czemu czas płynie mi nadzwyczaj szybko.
Spoglądam ostatni raz na wiszący nad barem zegarek i stwierdzając że to już pora aby na dzisiaj skończyć pracę, z uśmiechem na twarzy rozdaję ostatnie zamówienia, po czym żegnam się z Panią Mayer, a następnie idę do gabinetu Roberta, poinformować go o moim wyjściu. Kiedy mijam drzwi kawiarni, do moich uszu dochodzi dźwięk dzwoniącego nad progiem dzwoneczka, przez co odwracam głowę, ciekawa tego, kto nas odwiedził. Marszczę brwi w zdziwieniu i rozchylam usta, gdy moim oczom ukazuje się nikt inny, jak Chris. Mężczyzna rozgląda się na boki, przez co mam wrażenie że nie jest zainteresowany znalezieniem wolnego stolika – bo tych w tej chwili jest pod dostatkiem – lecz mnie.
Nie mając ochoty na rozmowy z chłopakiem, odwracam się na pięcie i udając że go nie widziałam, ponownie kieruję się do gabinetu przyjaciela.
- Megan – słyszę za sobą i już wiem, że mój pech – jak zwykle w najmniej odpowiednim momencie – powrócił do mnie ze zdwojoną siłą.
Staję w miejscu i wzdychając ciężko, opuszczam ramiona, jednak nie chcąc dać mu do zrozumienia, że jego wizyta nie jest mi na rękę, wkładam na usta sztuczny uśmiech, po czym powoli, zupełnie niespiesznie, odwracam się do stojącego za moimi plecami Chrisa.
- O, cześć, Chris – mówię jak gdyby nigdy nic i zmniejszając dzielącą nas odległość, staję z nim twarzą w twarz – Co ty tutaj robisz? – pytam, na co chłopak uśmiecha się niepewnie i unosząc dłoń do karku, drapie się po nim w zakłopotaniu
- Chciałem pogadać – wzdycha, a ja przygryzając wnętrze policzka, kiwam głową. Patrzę na niego, czekając aż coś powie, a kiedy przez kilka kolejnych sekund z jego ust nie wypływa nawet jedno krótkie słowo, przewracam oczami i wskazując ręką stolik, proszę niemo abyśmy przy nim usiedli.
- No mów... - zachęcam, posyłając mu lekki uśmiech
- Chciałem cię przeprosić za wczoraj. Wypiłem trochę i nie do końca panowałem nad tym, co mówię. – tłumaczy się, na co kiwam głową w zrozumieniu – Wiesz... To nie jest dla mnie łatwe, zważywszy na to, że naprawdę wydawało mi się, że między nami rodzi się coś fajnego – spogląda na mnie chcąc odczytaj moją reakcję na jego słowa, a ja przytłoczona jego intensywnym spojrzeniem, uciekam wzrokiem, skupiając go dosłownie na wszystkim, byle nie na jego twarzy
- Zakochałem się w tobie, Meg – dodaje cicho, przez co unoszę głowę i rozchylając w zdziwieniu usta, patrzę na niego z niedowierzaniem – Jesteś piękną i mądrą dziewczyną i już za pierwszym razem, kiedy spotkaliśmy się na imprezie u Matta, wpadłaś mi w oko. Rozmawialiśmy wtedy przez pół nocy i z każdym twoim kolejnym słowem, zakochiwałem się w tobie jeszcze bardziej. Chciałem być blisko ciebie, pokazać ci że naprawdę mi zależy, jednak ty nigdy mnie do siebie nie dopuściłaś. Tak jak mówiłem, tamten idiota siedział ci w głowie, przez co nie zauważyłaś moich starań. Byłem gotowy na wszystko...
- Poczekaj – przerywam jego wypowiedź, nie chcąc już dłużej tego słuchać. – Chris, nigdy, przenigdy nie chciałam dać ci do zrozumienia, że między nami może być coś więcej, a jeśli tak to odebrałeś, to przepraszam. – mówię dokładnie to co powiedziałam poprzedniego dnia, a on dokładnie tak jak wczoraj spina się nerwowo, nie chcąc nawet dopuścić do siebie moich słów. Widząc że chce coś powiedzieć, unoszę dłoń, dając mu do zrozumienia, że jeszcze nie skończyłam
- Nigdy nie myślałam o innym facecie... W moim sercu było miejsce jedynie dla Justina i to się nigdy nie zmieni. Nie mówię ci tego by cię zranić, ale po to, by dać do zrozumienia, że powinieneś odpuścić, bo między nami i tak nigdy niczego nie będzie – tłumaczę, jednak to i tak nic nie daje.
Mam wrażenie, że ten człowiek kompletnie nic nie rozumie. Ja zaś, nie rozumiem tego, kiedy to wszystko zdążyło się tak rozwinąć. Przecież my nawet nie mieliśmy ze sobą żadnego większego kontaktu. Widywaliśmy się sporadycznie, od czasu do czasu spotykając się na imprezach u Matta, albo w klubie. Dopiero niedawno, pierwszy raz spędziliśmy kilka chwil sam na sam, podczas lunchu we włoskiej restauracji. To właśnie tego dnia Chris mnie pocałował. Nigdy w życiu nie spodziewałabym się tego, że jeden głupi pocałunek, może tak na niego wpłynąć. Gdybym wiedziała, że tak to się skończy, zrobiłabym wszystko by do tego nie dopuścić.
- Ja wiem, że w tej chwili jesteś z tym idiotą, ale chcę żebyś wiedziała, że ja mimo wszystko, nadal tu jestem i czekam na ciebie – mówi po chwili, na co wzdycham ciężko – Znając jego charakter i sposób bycia, wasz związek długo nie przetrwa – dodaje pewnie, na co prycham pod nosem
- Co ty pieprzysz, Chris? Jak możesz tak mówić, skoro nie masz pojęcia co jest między mną a Justinem? – mówię oburzona, na co śmieje się pod nosem
- Megan, znam takich jak on. Chwilę się pobawi, a potem się znudzi i cię zostawi...
- Daruj sobie, Chris – przerywam i chcąc skończyć tą bezsensowną wymianę zdań, która jak zwykle poszła nie w tym kierunku co trzeba, wstaję z miejsca i spoglądając na niego po raz ostatni, wychodzę ze stolika
- Zobaczysz, że jeszcze będziesz moja – mówi, a kiedy posyłam mu mordercze spojrzenie, wzrusza ramionami i uśmiechając się szyderczo, puszcza mi oczko.
Zaciskając pięści po bokach, odchodzę wkurzona, kierując się na zaplecze. Po drodze zastanawiam się jak można być takim idiotą, żeby nie dopuszczać do siebie faktu iż osoba którą darzysz uczuciem, zwyczajnie w świecie może nie czuć tego samego. W tej chwili cholernie żałuję tego, że spotkałam Chrisa na swojej drodze...
Nabierając głęboko w płuca powietrza, wchodzę na zaplecze i uśmiechając się sztucznie, podchodzę do siedzącego w fotelu blondyna.
- Co jest? Coś się stało? – pyta Justin, od razu zauważając że mój nastrój nie jest nawet zbliżony do tego, co jeszcze godzinę temu.
Siadam na jego kolanach i owijając ręce wokół jego szyi, przytulam się do niego, po czym składam lekki pocałunek na jego ustach
- Zabierz mnie do domu – mówię cicho, a wpatrujący się we mnie Justin, kiwa jedynie głową.
***
Hej, kochani :) Ostatnio miałam lekkiego doła związanego z tym opowiadaniem, ale jak zwykle dzięki Waszym niesamowitym komentarzom, mój humor się poprawił :)
Dziękuję wszystkim i każdemu z osobna za to, że poświęciliście kilka chwil na napisanie paru miłych słów :) To naprawdę wiele dla mnie znaczy.
Dziękuję za każe wejście, oraz oddany głos. Jesteście najlepsi! Kocham Was <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro