49
Kolejne dwa dni, wyglądają bardzo podobnie do poprzednich. Praktycznie od rana do wieczora siedzimy na plaży, budując z synem zamki z piasku, opalając się, czy pluskając się w słonej wodzie morza. Justin nawet próbował nauczyć mnie pływać, ale za każdym razem jego starania spełzały na niczym, przez mój paraliżujący strach, przed utopieniem się. Nie potrafiłam nawet wykonać tak prostego zadania, jak położenie się na plecach na wodzie i machanie nogami i rękami. Mimo tego, że Justin cały czas podtrzymywał mnie w pasie, bałam się że jakimś cudem się zanurzę. Mój ukochany w końcu się poddał, ale nie chcąc doprowadzić do tego, abym jedynie leżała na leżaku i smażyła się w słońcu, wymyślił, że będziemy pływać razem. Nie było to łatwe, bo za każdym razem kiedy uczepiałam się jego szyi, głowa Justina lądowała pod wodą, ale po kilku nieudanych próbach, wpadł na coś zupełnie innego. Po prostu kupił w sklepiku przy plaży materac, dzięki któremu bez większych już obaw mogliśmy się dalej pluskać. Ja zazwyczaj leżałam na nim, machając jedynie nogami, a Justin płynąc obok, asekurował mnie, abym przypadkiem nie wpadła do wody.
Wieczorami, kiedy Jim już smacznie spał, wychodziliśmy przed dom i siadając na kocu, podziwialiśmy zachód słońca. Z kieliszkami czerwonego wina, wspominaliśmy dawne czasy, śmiejąc się co chwilę z naszej młodzieńczej głupoty. Przytuleni do swoich boków, po prostu czerpaliśmy przyjemność z możliwości bycia blisko siebie. Czasami nie mówiliśmy nic. Po prostu siedzieliśmy i wpatrując się przed siebie, zakopywaliśmy się w swoich własnych myślach.
Bywało też romantycznie... Zwykłe krótkie całusy, składane na ustach, przemieniały się w te namiętne, a lekki dotyk, zmieniał się w zachłanny, łaknący co raz to więcej. Zaczynaliśmy w basenie, a kończyliśmy w sypialni, gdzie - jeśli tylko Jim na to pozwolił... Bo często w takich sytuacjach bywało, że moje dziecko z płaczem wchodziło do naszej sypialni w najmniej odpowiednim momencie, twierdząc że albo przyśniło mu się coś strasznego i nie może już zasnąć, albo jakieś szmery dochodziły ze starej szafy, wstawionej do pokoju w którym spał - kochaliśmy się tak, jakby jutra miało nie być.
Justin na każdym kroku pokazywał mi to, jak bardzo mnie kocha i jak bardzo jestem dla niego ważna. Mimo tego iż już wiedziałam, że między nami jest dobrze, wielokrotnie zapewniał mnie o swoich uczuciach i chęci spędzenia reszty życia przy moim boku. Obiecał, że już zawsze przy mnie będzie, a ja widząc prawdę w jego oczach, wierzyłam w każde jego słowo.
Po prostu, ponownie mu zaufałam...
*
Na dzisiejszy dzień Justin zaplanował jakąś wycieczkę. Dzień wcześniej chciałam się dowiedzieć co dokładnie ma na myśli mówiąc wycieczka, jednak mój ukochany stwierdził, że nie zdradzi mi żadnych szczegółów, bo to ma być niespodzianka. Prosiłam, błagałam, chodziłam za nim krok w krok, aby wyciągnąć z niego cokolwiek, ale był nieugięty. Po już chyba setnej próbie, zdenerwował się na mnie i zabijając mnie morderczym spojrzeniem, powiedział, że jeśli w dalszym ciągu będę tak marudzić, to w końcu pieprznie tym wszystkim i zostaniemy w domu. Skapitulowałam, wiedząc że Justin jest zdolny do tego, aby – choćby dla zasady – zrezygnować z planów. Poddałam się i nie mówiąc już więcej nic, czekałam cierpliwie aż nowy dzień się rozpocznie i w końcu będziemy mogli przekonać się co takiego przygotował.
Zaraz po przebudzeniu, Justin wita mnie słodkim całusem i uśmiechając się pod nosem, prosi abym poszła się przyszykować.
- To może chociaż zdradzisz, co mam na siebie włożyć? – pytam i zatrzymując się w drzwiach łazienki, z założonymi na piersiach rękami, czekam na jego odpowiedź
- Jak dla mnie to możesz być nawet naga – chichocze pod nosem, na co przewracam oczami – Ale w związku z tym, że nie będziemy tam sami, to po prostu załóż strój i może jakąś zwiewną sukienkę – dodaje po chwili, a ja mając już w głowie pomysł na dzisiejszą kreację, kiwam głową po czym wchodzę do łazienki. Staję przed lustrem i wpatrując się w swoją twarz, posyłam swojemu odbiciu przyjazny uśmiech
- Jesteś piękna – mówię sama do siebie, a kiedy uświadamiam sobie jak bardzo żałosna w tym momencie jestem, kręcę głową na boki i śmiejąc się cicho z własnej głupoty, zabieram się za poranną toaletę.
Dokładnie szczotkuję zęby, zmywam resztki wczorajszego makijażu, po czym zrzucając z siebie t-shirt Justina w którym spałam tej nocy, wchodzę pod prysznic. Nie spędzam tam pół dnia, tak jak mam to w zwyczaju, a namydlam szybko ciało i równie szybko je spłukuję.
Po praktycznie ekspresowej odświeżającej kąpieli, zakładam strój kąpielowy tak jak polecił Justin i tak ubrana wracam do sypialni.
- Czasami się zastanawiam, czy możesz być jeszcze bardziej apetyczna – mówi Justin i oblizując ponętnie wargi, mierzy mnie spojrzeniem od stóp aż po samą głowę.
Uśmiechając się na jego słowa, podchodzę na palcach do łóżka na którym leży i kładąc dłonie na materacu, po obu stronach jego ciała, pochylam się nad nim, po czym nie mówiąc nic, wpijam się zachłannie w jego pełne usta. Językiem przejeżdżam po jego dolnej wardze, prosząc w ten sposób o możliwość pogłębienia pocałunku, a on owijając ręce wokół mojej talii i przyciągając mnie do swojej klatki, rozchyla delikatnie usta. Początkowo całuje mnie delikatnie, masując powoli językiem moje podniebienie, ale już po chwili jego pocałunek zmienia się w łapczywy i niesamowicie podniecający
- Jeśli chcemy gdziekolwiek dzisiaj wyjść, to chyba musimy to w tej chwili przerwać – mówię przez pocałunek, na co Justin wzdycha cicho. Odrywa się ode mnie i oblizując usta, wpatruje się uważnie w moje oczy.
- Nigdy nie będę miał tego dosyć – zapewnia cicho, po czym łapiąc moje ramiona, podnosi nas z materaca.
Śmiejąc się pod nosem, schodzę z jego kolan i odwracając się plecami do blondyna, kieruję się do pozostawionej w rogu sypialni, walizki. Nim zdążę zrobić krok, czuję palący od mocnego klapsa pośladek. Odwracam się przez ramię, z głośnym syknięciem posyłając Justinowi mordercze spojrzenie. Widząc mój wzrok bazyliszka, unosi dłonie w geście obrony i wzruszając ramionami, puszcza mi oczko.
Kilkanaście minut później, gotowi na niesamowitą przygodę, idziemy brzegiem plaży do oddalonego od naszego domu o kilkaset metrów portu, co daje mi do zrozumienia, że Justin zaplanował jakiś rejs statkiem, lub coś w tym stylu. Jim piszczy radośnie widząc zacumowane łódki i z nadzieją wypisaną na twarzy, pyta ojca czy popłyniemy dzisiaj którąś z nich. Justin do samego końca nie zdradza swojego pomysłu, co przyznam szczerze, irytuje mnie niesamowicie, bo jednak wolałabym wiedzieć w co się pakuję. To nie tak, że mu nie ufam, czy coś, jednak chciałabym choć psychicznie przygotować się na to, co mnie czeka.
- Panie przodem – mówi kiedy podchodzimy do drewnianego molo i wyciągając do mnie dłoń, pomaga mi wspiąć się po schodkach – Tamten jest nasz- wskazuje palcem w kierunku jednego z luksusowych jachtów, na co rozchylam usta w zaskoczeniu.
W życiu nie spodziewałam się tego, że będzie dane mi pływać czymś takim. Staję w miejscu i odwracając się twarzą do swojego chłopaka, uśmiecham się szeroko, po czym z piskiem na ustach, rzucam mu się na szyję
- Poważnie? Wynająłeś jacht? – pytam nie dowierzając, na co Justin śmiejąc się pod nosem, kiwa głową, tym samym odpowiadając na moje pytania. Całuję jego policzki w podziękowaniu i nie chcąc tracić więcej czasu, łapię po jednej stronie rękę Justina, a po drugiej dłoń mojego syna, po czym ciągnę ich za sobą w stronę jachtu, nie mogąc się już doczekać, aż moja stopa postanie na jego pokładzie.
- O, Boże – wzdycham głośno, zachwycona postawionym na samym środku jacuzzi.
Spoglądam na Justina i widząc jego jednoznaczne spojrzenie, już wiem co będziemy robić, kiedy nasz syn zajmie się zwiedzaniem dolnego pokładu, oraz przeszkadzaniem płynącemu z nami sternikowi. Klaszczę radośnie w dłonie i kolejny raz rzucam się w ramiona ukochanego
- Jesteś najlepszym facetem świata – mówię, po czym całuję czule jego usta.
Justin kładzie ręce na moich pośladkach i ściskając je mocno, unosi mnie, tym samym zmuszając do oplecenia nogami jego bioder. Krzyżuję nogi w kostkach i chichocząc pod nosem, pochylam się do chłopaka, znów wpijając się w jego usta. Mogłabym tak już zawsze, bez przerwy, na każdym kroku... Mogłabym już na zawsze pozostać w jego silnych ramionach, byleby tylko móc być blisko i całować do woli jego cudowne, różowe usta.
Nie jest mi to jednak dane, bo przyglądający się nam z boku Jim, wymownym chrząknięciem przerywa nasze chwilowe zbliżenie, przez co musimy się od siebie oderwać. Justin ponownie stawia mnie na podłodze, a ja jęcząc cicho, spoglądam z naburmuszoną miną na swoje dziecko, które w tym momencie, za przeszkadzanie w najmniej odpowiedniej chwili, mam ochotę wyrzucić za burtę. Jednak widząc te niesamowite karmelowe tęczówki, te pyzate policzki i grubiutkie rączki, które teraz z triumfalnym uśmiechem na twarzy wyciąga do mnie, już wiem że nigdy nie mogłabym tego zrobić. Jest moim słoneczkiem i choć w tym momencie cholernie irytującym, nigdy w życiu nie pozwoliłabym aby stała mu się krzywda.
Z cichym westchnieniem, pochylam się do Jima i łapiąc go pod boczki, unoszę w powietrzu, po czym sadzam go sobie na biodrze, a następnie muskam delikatnie jego lekko zadarty nosek
- Chodź, paskudo... Idziemy zwiedzić resztę jachtu – mówię i kiwając głową w bok, kieruję się na dolny pokład.
Po raz kolejny moje powieki rozszerzają się w zachwycie, kiedy zauważam przed sobą luksusowe wnętrze łajby. Skórzana kanapa w kolorze ciemnego brązu, mahoniowy barek w kształcie półkuli, mały stolik na którym postawiono wazon z bukietem świeżych, kolorowych frezji, wszystko jest idealnie dopasowane, jednak największą uwagę przyciąga podłoga, w której na samym środku, wstawiono szybę, umożliwiającą bezproblemowe oglądanie tego co znajduje się pod wodą.
Z szeroko otwartymi ustami, kierujemy się z Jimem do owej szyby i pochylając głowy, wpatrujemy się w nią jak zaczarowani, mając nadzieję, na dojrzenie jakiegoś niesamowitego rodzaju morskich stworzeń. Jim piszczy radośnie, kiedy znienacka pojawiają się przed naszymi oczami dwie żółte rybki, na oko wyglądające jak Nefrytek. Wskazuje je palcem, na co kiwam głową, pokazując mu, że również je widzę. Uśmiecham się szeroko i kładąc dłoń na czubku głowy syna, przejeżdżam opuszkami palców po jego króciutkich włosach
- Są piękne, mamusiu – mówi, po czym klaszcząc w dłonie, kuca i z radością wypisaną na twarzy, obserwuje ich zachowanie.
- Co wy tam macie? – pyta schodzący po schodkach Justin, a ja kiwając na niego ręką, proszę aby podszedł bliżej. Kiedy staje przy moim boku, wskazuję na małe rybki, a on widząc jak bardzo zaciekawił nas ten widok, chichocze pod nosem, kręcąc głową na boki – Poczekajcie na późniejsze atrakcje – mówi tajemniczo, tym samym zwracając naszą uwagę. Oboje z Jimem wpatrujemy się pytająco w blondyna, na co Justin wzrusza ramionami
- Jak wypłyniemy głębiej w morze i będziemy mieć trochę szczęścia, to zobaczycie o wiele ciekawsze rzeczy – dodaje i nie mówiąc nic więcej, z uśmiechem odchodzi od nas, po czym rzucając się na kanapę, wykłada się na niej wygodnie.
Kilkadziesiąt minut później, słowa Justina okazują się prawdą. Siedzimy całą trójką na dziobie jachtu i z mocno walącymi ze szczęścia sercami, oglądamy przedstawienie jakie urządzają nam przepiękne delfiny. Te niesamowite ssaki, przeskakują tuż nad naszymi głowami, dając nam najlepsze widoki, jakie tylko moglibyśmy sobie wymarzyć. Nigdy w życiu nie widziałam czegoś równie pięknego. Nawet będąc w oceanarium i mając możliwość choć przez chwilę obcowania z tymi zwierzętami, nie dawało to nigdy takiej satysfakcji jak teraz.
Kiedy jeden ze stada podpływa do samego wierzchołka dzioba, Jim natychmiast wyrywa się do przodu, chcąc dotknąć zwierzaka, jednak Justin łapie go w ostatniej chwili, stanowczo zabraniając synowi wychylać się za burtę, w obawie żeby nie wpadł do wody
- Tatusiu, ja chcę go dotknąć – jęczy płaczliwie i wlepiając w ojca błagalne spojrzenie, niemo żebrze o jego pozwolenie. Przez chwilę Justin zastanawia się co zrobić, aby spełnić prośbę syna, równocześnie dbając o jego bezpieczeństwo, a już po kilku sekundach, jego twarz rozświetla się w szerokim uśmiechu, co daje mi do zrozumienia, że wpadł na coś genialnego.
- Połóż się – nakazuje, co Jim wykonuje bez sprzeciwu. Kładzie się na brzuchu, a Justin trzymając go w pasie, kładzie się tuż obok, lekko przyciskając swoje ciało do ciała syna. Wzdycham z ulgą wiedząc już, że moje dziecko jest jak najbardziej bezpieczne.
No w końcu kto zadba o niego lepiej, jak nie jego własny ojciec?
Z uśmiechem na twarzy przyglądam się moim chłopcom, ciesząc się z widoku o którym jeszcze kilka miesięcy temu mogłam jedynie pomarzyć. W życiu nie pomyślałabym, że jeszcze kiedyś może być tak cudownie. Nic nie zapowiadało na to, że ponownie będę mogła cieszyć się szczęściem, a tym czasem mam tego szczęścia tyle, że nie raz zapiera mi dech w piersiach. Chwile spędzane we trójkę, są najlepszymi chwilami mojego życia, dlatego chcę czerpać z tego jak najwięcej...
Z uśmiechem na ustach wstaję z miejsca i podchodząc do moich chłopaków, kładę się za plecami Justina. Blondyn wyczuwając moją obecność, odwraca się przez ramię i spoglądając w moje oczy, posyła mi ciepły uśmiech. Wyciąga rękę i owijając ją wokół mojej talii, przyciąga mnie do siebie. Wtulam się w jego ciepłe ciało i przymykając powieki, mruczę cicho z zadowolenia
- Chciałabym, żeby już zawsze tak było – mówię, a Justin wpatrując się we mnie uważnie, unosi pytająco brwi
- Ale, że jak? Żebyśmy już tak zawsze leżeli, obserwując delfiny? – pyta głupio, na co parskam śmiechem
- Nie kretynie... Chciałabym, żebyśmy już zawsze byli razem. We trójkę, ty ja i nasz syn. Żeby Jim nie dorastał, a my, żebyśmy się nie starzeli. Chciałabym mieć was dla siebie na zawsze i żeby to zawsze było wiecznością – wzdycham rozmarzona, a Justin przesuwając dłoń z moich pleców na pośladki, ściska jeden z nich i przysuwając się do mnie bliżej, składa czuły pocałunek na moim czole
- Nie obiecam ci tego, że Jim nigdy nie dorośnie, bo to przecież nie możliwe... - mówi po chwili, na co chichoczę, po czym unosząc dłoń do mojej twarzy, ściąga z policzka zabłąkany kosmyk włosów i wkładając go za ucho, uśmiecha się lekko – Ale jeśli chodzi o mnie, to mogę ci obiecać, że już nigdy się mnie nie pozbędziesz. Obiecuję że będziesz się męczyć ze mną do końca swoich dni – dodaje żartobliwie, ale ja wiem, że te słowa jak najbardziej mogę przyjąć na poważnie.
Wiem, że jego obietnice nie są bez pokrycia, bo błysk w jego oczach i pewność z jaką to powiedział, mówią mi że będzie dokładnie tak, jak o tym zapewnia
- O niczym innym nie marzę – odpowiadam i wzdychając cicho, całuję miękko jego usta.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro