43
Następnego dnia rano, za namową Justina biorę dzień wolny, po to, by w końcu na spokojnie móc pojechać do mieszkania które wynajmowałam razem z Jess, po resztę rzeczy moich i Jima. Odwozimy syna do przedszkola, a następnie kierujemy się na dzielnicę, na której w zasadzie spędziłam całe swoje dotychczasowe życie. Nie będzie łatwo rozstać się z tym miejscem, zważywszy na przeróżne, zarówno miłe jak i te trochę gorsze wspomnienia, jednak perspektywa zamieszkania z mężczyzną mojego serca, w tym momencie wydaje mi się być o niebo lepsza.
Parkujemy samochód po drugiej stronie ulicy i trzymając się za ręce, idziemy do kamienicy.
- Dużo tego macie? Może powinienem wynająć jakiś samochód dostawczy? – pyta Justin, na co prycham pod nosem. Kiwam głową na boki i uśmiechając się szeroko, przytulam się do jego boku
- Nie, w porządku... Myślę, że bez problemu zapakujemy się ze wszystkim do twojego samochodu
- Cieszę się, że zgodziłaś się ze mną zamieszkać – mówi, po czym przyciskając mnie mocniej do siebie, całuje czule czubek mojej głowy. Uśmiecham się promiennie i unosząc głowę, wpatruję się w jego tęczówki.
- Byłabym głupia, gdybym się nie zgodziła – odpowiadam pewnie, na co Justin przytakuje lekkim skinieniem
Wchodzimy do mojego starego mieszkania i oboje wzdychamy głośno, czując wilgoć unoszącą się w powietrzu, oraz nieprzyjemny smród stęchlizny. Od razu otwieram okno w kuchni, by przewietrzyć trochę mieszkanie, a Justin podchodząc do rury, sprawdza, czy hydraulik naprawił ją tak jak należy. Zabierając ze stołu klucz francuski, stuka nim kilka razy o rurę i dokładnie ją obserwując, kiwa głowa z uznaniem, będąc pod wrażeniem pracy fachowca. Rozbawiona jego zachowaniem i pozą znawcy dobrze naprawionych rur, kręcę głową na boki, po czym macham na niego ręką i wychodzę do swojej sypialni, z zamiarem rozpoczęcia pakowania.
Nie zostało już wiele rzeczy do zabrania, bo większość już zdążyliśmy przewieźć poprzednim razem, jednak mimo wszystko, kilka szpargałów, zimowe ciuchy, a przede wszystkim zabawki Jima, pasowałoby przewieźć do mieszkania Justina.
Wszystko pakuję do czarnych worków, stwierdzając że kartonowe pudła zajmują zbyt wiele miejsca w samochodzie. Przeglądam zabawki Jima i wyrzucam te poniszczone, a z kolei te którymi od dawna się już nie bawi, odkładam na bok, by później wynieść je do pobliskiego domu dziecka. Może komuś się przydadzą. To samo robię z ubraniami, zarówno swoimi jak i syna. Na naszej dzielnicy jest wiele instytucji, które z pocałowaniem w rękę, przyjmą niepotrzebne nam już ciuchy, by przekazać je bezdomnym.
Uśmiecham się lekko, kiedy przeglądając szkatułkę z biżuterią – do której swoją drogą już dawno nie zaglądałam – zauważam na samym jej dnie, srebrną obrączkę, którą kiedyś podarował mi Justin. Dał mi ją w dniu moich urodzin, jako znak jego miłości do mnie. Chciałam się odwdzięczyć tym samym, więc następnego dnia, poszliśmy kupić podobną, również dla niego. Poprosiliśmy jubilera o wygrawerowanie na nich daty naszej pierwszej, prawdziwej randki, aby uwiecznić na zawsze najlepszy dzień naszego życia
- Piętnasty listopada... Pamiętam to jak dziś – słyszę za sobą głos Justina i trzymając między palcami obrączkę, z uśmiechem odwracam się do stojącego za moimi plecami chłopaka. Justin wyciąga pierścionek z mojej dłoni i wpatrując się w niego uważnie, marszczy czoło, a ja zastanawiam się, o czym myśli – Nawet wiem, jak byłaś wtedy ubrana – śmieje się pod nosem, na co szeroko otwieram powieki
- Jak? – pytam ciekawa, czy rzeczywiście zapamiętał to, co tego dnia miałam na sobie.
Justin łapie moją dłoń i unosząc ją powoli, zbliża ją do swoich ust, po czym muska delikatnie jej wierzch, a następnie, wkłada obrączkę na palec serdeczny, z którego jeszcze cztery lata temu, ani na chwilę jej nie ściągałam
- Miałaś czarne, cholernie seksowne dżinsy, które przy każdym ruchu idealnie uwydatniały twój tyłek i różowy sweterek z dekoltem w serek, dzięki któremu mogłem patrzeć w twoje niesamowicie kształtne piersi – mówi, a ja prycham pod nosem słysząc jego słowa.
- To był koralowy sweterek – poprawiam go, na co kręci głową na boki
- Nie ważne... W każdym razie, był ładny – zaplata ręce wokół mojej talii i pochylając się nade mną, wpatruje się w moje oczy, po czym z lekkim uśmiechem, wpija się w moje usta. Całuje mnie delikatnie, a ja wędrując palcami z jego torsu na kark, przesuwam nimi po jego króciutkich włosach, żałując od razu że nie mogę ich w nie wpleść, dokładnie tak jak to robiłam kiedy jeszcze były nieco dłuższe.
- Jestem pod wrażeniem, że pamiętasz takie szczegóły – mówię szczerze, a Justin odsuwając się ode mnie, patrzy na mnie triumfalnym wzrokiem
- Pamiętam każdy szczegół, który ciebie dotyczy – odpowiada, a ja poruszona tym co powiedział, ponownie wpijam się w jego słodkie usta, nie mając dość tych niesamowitych pocałunków, na które czekałam długie cztery lata. – Bardzo cię kocham – dodaje po chwili, na co się rumienię. Spoglądam na niego czule i wspinając się na palcach, zbliżam usta do jego ucha
- Ja też cię bardzo kocham... Nawet nie wiesz, jak bardzo
*
Wieczorem na umówioną kolację z przyjaciółmi, sama musiałam zorganizować sobie transport, z tego względu, że mój chłopak, który miał mi towarzyszyć, niespodziewanie musiał pojechać na plac budowy hotelu.
Niedługo po tym, jak wróciliśmy do mieszkania Justina, zadzwoniła do niego Allison, z prośbą o spotkanie. Justin tłumaczył jej że nie ma czasu, jednak kelnerka była nie ugięta i używając – najwyraźniej – dość dobrych argumentów, przekonała blondyna, aby znalazł dla niej chwilkę. Nie byłam zadowolona z takiego obrotu spraw, ale nie miałam innego wyjścia, jak tylko pozwolić mu na to, aby się z nią spotkał. Justin obiecał, że nie zejdzie mu długo i że dotrze do restauracji, zanim zdążę otworzyć menu.
W ten oto sposób, razem z Jimem jedziemy taksówką do restauracji, którą zaproponowała Jess.
- Mamusiu, a czy ciocia z wujkiem ucieszą się że będę tam z wami? Nie będą źli? – pyta mój syn, kiedy już prawie podjeżdżamy pod wyznaczony adres. Przechylam głowę w jego stronę i ze zmarszczonymi brwiami, patrzę na niego zdziwiona
- Nie, dlaczego ci to przyszło do głowy? – pytam, a mój syn wzdycha ciężko i rozchylając usta szykuje się do odpowiedzi
- No bo, ciocia mówiła, że to ma być jak za dawnych lat, a ja mam tylko trzy latka i nie było mnie wtedy, kiedy się spotykaliście na tych swoich randkach – mówi poważnie, na co chce mi się śmiać. Przyciskam go do swojego boku i głaszcząc delikatnie jego główkę, całuję pulchny policzek syna – Nie chcę żeby byli źli – jęczy, autentycznie zmartwiony tym, co na jego obecność pomyślą sobie nasi przyjaciele
- Kochanie, ciocia i wujek bardzo cię kochają i jestem pewna, że ucieszą się na twój widok – zapewniam, ale Jim zdaje się nie wierzyć moim słowom. Wygina usta w rogalika i łypie na mnie zaszklonymi od łez oczami. Rozczulona jego bezpodstawnymi obawami, łapię syna pod boczki i unosząc jego drobne ciałko, sadzam go na swoich kolanach, po czym przytulam mocno do piersi – Kocham cię słoneczko, wiesz? – szepczę do jego ucha, na co Jim nieznacznie kiwa głową.
Wszelkie zmartwienia mojego syna, ulatują niczym chmura dymu, kiedy wchodząc do środka, Jess – która zauważa nas jako pierwsza – szczerzy się w szerokim uśmiechu i nie zwlekając, podbiega do nas, następnie od razu porywając mojego syna w ramiona
- Cześć, słoniku - wita się z nim i układając usta w dzióbek, przyciska je do policzka Jima, zostawiając na nim czuły pocałunek – Tak dawno cię nie wiedziałam – lamentuje, jakby faktycznie, nie widzieli się przez co najmniej rok.
- Cześć – Matt podchodzi do nas i stając przy moim boku, całuje na przywitanie mój policzek
- Hej – odpowiadam, a on gestem ręki, zaprasza nas do stolika. Idę za przyjacielem, a Jess trzymająca w ramionach Jima, podąża tuż za nami
- Co, opiekunka nawaliła? – pyta Matt, chichocząc pod nosem
- Rozchorowała się, a nie mieliśmy już czasu, by poszukać kogoś innego – tłumaczę, na co kiwa głową ze zrozumieniem
- Gdzie Justin? – pyta Jess i sadzając obok siebie moje dziecko, spogląda na mnie pytająco
- Przyjdzie później. Allison dzwoniła do niego i musiał...
- Już jestem – słyszę za sobą zdyszanego blondyna, na co odwracam głowę.
Spoglądam na niego i przełykam głośno ślinę, widząc złość malującą się w jego oczach. Oddycha szybko i nie patrząc nawet na mnie, przechodzi na drugą stronę stolika, po czym zajmuje miejsce tuż obok mnie
- Cześć, synu – wita się z Jimem i unosząc się nad stołem, składa całusa na jego czole. – Wybaczcie mi spóźnienie, ale musiałem coś załatwić – tłumaczy się, po czym opadając na kanapę, łapie za menu, skupiając wzrok na wypisanych w nim daniach.
- Justin, wszystko dobrze? – pytam cicho, na co mój chłopak wreszcie decyduje się na mnie spojrzeć i posyłając sztuczny, wymuszony uśmiech, nieznacznie kiwa głową.
Patrzę na Jess, zastanawiając się co się do cholery stało z moim - jeszcze do niedawna - szczęśliwym Justinem, a kiedy widzę jej równie pytający wzrok, wzruszam ramionami i z cichym westchnieniem opadam na oparcie kanapy.
- Kurwa – to nagłe przekleństwo wydobywające się z ust Justina, zaskakuje nas wszystkich. Nawet Jim wpatruje się w ojca, nie wiedząc zupełnie co się dzieje
- Powiesz co się stało, czy mam się do cholery domyślać? – syczę przez zęby, wkurzona jego dziwnym zachowaniem. Justin opuszcza głowę i wypuszczając ciężko powietrze z ust, łapie moją dłoń, po czym spogląda prosto w moje oczy.
- Musimy porozmawiać – oznajmia, na co kiwam głową. Wstaje z miejsca i pociągając mnie za sobą, zmusza do pójścia za nim – Przepraszamy na chwilę... Zamówcie bez nas, niedługo wrócimy – mówi do naszych przyjaciół, na co oboje kiwają głową.
Serce wali mi jak młotem, a ciało zaczyna pocić się ze zdenerwowania. Nie mam pojęcia co się wydarzyło i wcale nie jestem pewna, czy chcę się tego dowiedzieć. Z pewnością nie jest to nic dobrego, bo po minie Justina, mogę wywnioskować jedynie, że to nie będzie przyjemna rozmowa.
Kiedy wychodzimy z restauracji i zatrzymujemy się przy jednej ze ścian, tuż przy wejściu, Justin odwraca się twarzą do mnie i łapiąc obie moje dłonie, wpatruje się uważnie w moje oczy.
- Meg, wiesz że bardzo cię kocham i że obiecałem ci ostatnio, że już nigdy w życiu cię nie skrzywdzę, prawda? – pyta, a ja nieśmiało potakuję głową – Obiecałem ci, że już zawsze będę z tobą szczery i już zawsze o wszystkim będę ci mówił – znów kiwam głową, po czym przymykam powieki, bojąc się, że to co usłyszę za chwilę, wydrze mnie z butów.
- Jesteś dla mnie najważniejsza na świecie i nie wyobrażam sobie życia bez ciebie...
- Do brzegu, Justin. Po prostu powiedz to co masz powiedzieć – mówię drżącym głosem, na co wzdycha cicho.
Przysuwa się do mnie i łapiąc moją twarz w swoje silne dłonie, unosi moją głowę, zmuszając mnie do spojrzenia mu w oczy. Oddycham ciężko, bo ta niewiedza i niepewność, powoli zaczyna mnie zabijać. Nie mam pojęcia o czym chce mi powiedzieć i modlę się jedynie, by znów nie oznajmił mi, że to jednak nie to. Że przemyślał wszystko i że stwierdził, iż to nie jest dla niego. Nasz związek nie jest dla niego. Nie przeżyłabym jego kolejnego odrzucenia
-Allison mnie pocałowała – mówi nagle, a ja zbyt skupiona na rozmyślaniu o tym, że może chce mnie zostawić, nie biorę jego słów do siebie. Marszczę brwi i w kompletnym szoku spoglądam na niepewnie wpatrującego się we mnie Justina
- Możesz powtórzyć? – pytam, zastanawiając się czy to co przed chwilą powiedział, nie jest jakimś moim urojeniem. Justin spuszcza wzrok na płytki chodnikowe i odsuwając się ode mnie, łapie się za głowę
- Nie mam pojęcia jak to się stało, Meg. Po prostu... Rozmawialiśmy o projekcie, a ona tak nagle, zbliżyła się do mnie i mnie pocałowała – tłumaczy, a ja dopiero teraz rozumiem, co do mnie mówi
- Słucham?! – pytam z wyrzutem i zakładając ręce na klatce piersiowej, patrzę na niego z niedowierzaniem.
Justin ponownie się do mnie zbliża i wyciągając do mnie dłoń, znów próbuje złapać moją rękę, jednak ja sprytnie mu się wyrywam. Odchodzę dwa kroki w tył i zaciskając dłonie w pięści, piorunuję go wzrokiem
- Meg, ja naprawdę nie wiem jak do tego doszło i...
- Nie obchodzi mnie to, Justin. Jesteś skończonym idiotą! – przerywam jego wypowiedź i wkurzona do granic możliwości, próbuję go wyminąć, jednak on łapie mój nadgarstek i pociągając mnie mocno, nie pozwala mi odejść
- Kurwa, Megan. Głucha jesteś? Przecież mówię, że to ona mnie pocałowała! Ja nic nie zrobiłem! – krzyczy na mnie , na co się wzdrygam
- Tatusiu? – słyszę przerażony głos swojego syna, a kiedy spoglądam w stronę z której dochodzi, zauważam niepewnie stojącego Jima przyglądającego się całej tej popieprzonej sytuacji
- Dlaczego krzyczysz na mamusię? – pyta, na co Justin puszcza moją dłoń i przesłaniając ręką oczy, wzdycha zrezygnowany. Widząc smutną minę mojego dziecka, postanawiam wziąć sprawy w swoje ręce i podchodząc do niego, kucam przed Jimem, po czym kładę dłoń na jego zaróżowionym policzku
- Kochanie, tatuś na mnie nie krzyczał. Rozmawialiśmy po prostu, nie musisz się martwić – zapewniam posyłając mu uśmiech, a on jedynie kiwa powoli głową – Wracaj do cioci Jess, my za chwilę przyjdziemy, dobrze? – mówię, na co znów potakuje lekkim skinieniem.
Znika za drzwiami, a ja wypuszczając z ust powietrze, wstaję na równe nogi, a następnie staję naprzeciwko Justina. Wpatruję się w jego wykrzywioną w grymasie twarz i widząc jego karmelowe tęczówki, przepełnione poczuciem zażenowania i wstydu, uspokajam się. Nie wiem dlaczego tak zareagowałam. Po prostu wiadomość o tym, co zrobiła ta małpa cholernie mnie wkurzyła. Wiem, że Justin tego nie chciał, widzę to w jego oczach, jednak złość i zazdrość jakie mną zawładnęły, odebrały mi zdrowy rozsądek.
Jako pierwsza postanawiam się odezwać, zdając sobie sprawę, że to ja niesłusznie doprowadziłam do naszej sprzeczki. Przecież gdybym wysłuchała go do końca i na spokojnie przeanalizowała jego słowa, nie musielibyśmy na siebie krzyczeć. W zasadzie to chyba powinnam się cieszyć, że nie zataił tego przede mną, a przyznał się do tego, co między nimi zaszło. Inny zachował by to dla siebie, a mój mężczyzna wywiązał się z danej mi wcześniej obietnicy i tak jak obiecał, szczerze mi się do wszystkiego przyznał
- Przepraszam, poniosło mnie – mówię i spoglądając na niego nieśmiało, posyłam mu nikły uśmiech – Wiem, że tego nie chciałeś
- Ja przepraszam, że na ciebie nakrzyczałem – odpowiada i podchodząc bliżej, zamyka mnie w szczelnym uścisku. Chowam twarz w zagłębieniu jego szyi i nabierając w płuca powietrza, pełną piersią wdycham przyjemny zapach perfum Justina – Nie chciałem tego przed tobą ukrywać, bo wiedziałem, że prędzej czy później może to wyjść na światło dzienne, a wtedy trudno mi będzie ci to wytłumaczyć – mówi szczerze, na co kiwam głową – Przepraszam, naprawdę tego nie chciałem
- Wiem, kochanie – wzdycham cicho i odchylając się w jego ramionach, spoglądam prosto w jego błyszczące oczy – Nie rozmawiajmy już o tym. Cieszę się, że mi o tym powiedziałeś, ale nie chcę już dłużej ciągnąć tego tematu – dodaje, na co Justin kiwa głową – To miał być przyjemny wieczór, więc sprawmy żeby od teraz taki był – umieszczam dłoń na jego policzku i wspinając się na palcach, składam krótki pocałunek na jego ustach.
- Wracajmy do środka – mówię po chwili i łapiąc go za rękę, ciągnę do restauracji, w której czekają nasi przyjaciele oraz syn.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro