Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

43



Następnego dnia rano, za namową Justina biorę dzień wolny, po to, by w końcu na spokojnie móc pojechać do mieszkania które wynajmowałam razem z Jess, po resztę rzeczy moich i Jima. Odwozimy syna do przedszkola, a następnie kierujemy się na dzielnicę, na której w zasadzie spędziłam całe swoje dotychczasowe życie. Nie będzie łatwo rozstać się z tym miejscem, zważywszy na przeróżne, zarówno miłe jak i te trochę gorsze wspomnienia, jednak perspektywa zamieszkania z mężczyzną mojego serca, w tym momencie wydaje mi się być o niebo lepsza. 

Parkujemy samochód po drugiej stronie ulicy i trzymając się za ręce, idziemy do kamienicy.

- Dużo tego macie? Może powinienem wynająć jakiś samochód dostawczy? – pyta Justin, na co prycham pod nosem. Kiwam głową na boki i uśmiechając się szeroko, przytulam się do jego boku

- Nie, w porządku... Myślę, że bez problemu zapakujemy się ze wszystkim do twojego samochodu

- Cieszę się, że zgodziłaś się ze mną zamieszkać – mówi, po czym przyciskając mnie mocniej do siebie, całuje czule czubek mojej głowy. Uśmiecham się promiennie i unosząc głowę, wpatruję się w jego tęczówki.

- Byłabym głupia, gdybym się nie zgodziła – odpowiadam pewnie, na co Justin przytakuje lekkim skinieniem

Wchodzimy do mojego starego mieszkania i oboje wzdychamy głośno, czując wilgoć unoszącą się w powietrzu, oraz nieprzyjemny smród stęchlizny. Od razu otwieram okno w kuchni, by przewietrzyć trochę mieszkanie, a Justin podchodząc do rury, sprawdza, czy hydraulik naprawił ją tak jak należy. Zabierając ze stołu klucz francuski, stuka nim kilka razy o rurę i dokładnie ją obserwując, kiwa głowa z uznaniem, będąc pod wrażeniem pracy fachowca. Rozbawiona jego zachowaniem i pozą znawcy dobrze naprawionych rur, kręcę głową na boki, po czym macham na niego ręką i wychodzę do swojej sypialni, z zamiarem rozpoczęcia pakowania. 

Nie zostało już wiele rzeczy do zabrania, bo większość już zdążyliśmy przewieźć poprzednim razem, jednak mimo wszystko, kilka szpargałów, zimowe ciuchy, a przede wszystkim zabawki Jima, pasowałoby przewieźć do mieszkania Justina.

Wszystko pakuję do czarnych worków, stwierdzając że kartonowe pudła zajmują zbyt wiele miejsca w samochodzie. Przeglądam zabawki Jima i wyrzucam te poniszczone, a z kolei te którymi od dawna się już nie bawi, odkładam na bok, by później wynieść je do pobliskiego domu dziecka. Może komuś się przydadzą. To samo robię z ubraniami, zarówno swoimi jak i syna. Na naszej dzielnicy jest wiele instytucji, które z pocałowaniem w rękę, przyjmą niepotrzebne nam już ciuchy, by przekazać je bezdomnym.

Uśmiecham się lekko, kiedy przeglądając szkatułkę z biżuterią – do której swoją drogą już dawno nie zaglądałam – zauważam na samym jej dnie, srebrną obrączkę, którą kiedyś podarował mi Justin. Dał mi ją w dniu moich urodzin, jako znak jego miłości do mnie. Chciałam się odwdzięczyć tym samym, więc następnego dnia, poszliśmy kupić podobną, również dla niego. Poprosiliśmy jubilera o wygrawerowanie na nich daty naszej pierwszej, prawdziwej randki, aby uwiecznić na zawsze najlepszy dzień naszego życia

- Piętnasty listopada... Pamiętam to jak dziś – słyszę za sobą głos Justina i trzymając między palcami obrączkę, z uśmiechem odwracam się do stojącego za moimi plecami chłopaka. Justin wyciąga pierścionek z mojej dłoni i wpatrując się w niego uważnie, marszczy czoło, a ja zastanawiam się, o czym myśli – Nawet wiem, jak byłaś wtedy ubrana – śmieje się pod nosem, na co szeroko otwieram powieki

- Jak? – pytam ciekawa, czy rzeczywiście zapamiętał to, co tego dnia miałam na sobie. 

Justin łapie moją dłoń i unosząc ją powoli, zbliża ją do swoich ust, po czym muska delikatnie jej wierzch, a następnie, wkłada obrączkę na palec serdeczny, z którego jeszcze cztery lata temu, ani na chwilę jej nie ściągałam

- Miałaś czarne, cholernie seksowne dżinsy, które przy każdym ruchu idealnie uwydatniały twój tyłek i różowy sweterek z dekoltem w serek, dzięki któremu mogłem patrzeć w twoje niesamowicie kształtne piersi – mówi, a ja prycham pod nosem słysząc jego słowa.

- To był koralowy sweterek – poprawiam go, na co kręci głową na boki

- Nie ważne... W każdym razie, był ładny – zaplata ręce wokół mojej talii i pochylając się nade mną, wpatruje się w moje oczy, po czym z lekkim uśmiechem, wpija się w moje usta. Całuje mnie delikatnie, a ja wędrując palcami z jego torsu na kark, przesuwam nimi po jego króciutkich włosach, żałując od razu że nie mogę ich w nie wpleść, dokładnie tak jak to robiłam kiedy jeszcze były nieco dłuższe.

- Jestem pod wrażeniem, że pamiętasz takie szczegóły – mówię szczerze, a Justin odsuwając się ode mnie, patrzy na mnie triumfalnym wzrokiem

- Pamiętam każdy szczegół, który ciebie dotyczy – odpowiada, a ja poruszona tym co powiedział, ponownie wpijam się w jego słodkie usta, nie mając dość tych niesamowitych pocałunków, na które czekałam długie cztery lata. – Bardzo cię kocham – dodaje po chwili, na co się rumienię. Spoglądam na niego czule i wspinając się na palcach, zbliżam usta do jego ucha

- Ja też cię bardzo kocham... Nawet nie wiesz, jak bardzo

*

Wieczorem na umówioną kolację z przyjaciółmi, sama musiałam zorganizować sobie transport, z tego względu, że mój chłopak, który miał mi towarzyszyć, niespodziewanie musiał pojechać na plac budowy hotelu. 

Niedługo po tym, jak wróciliśmy do mieszkania Justina, zadzwoniła do niego Allison, z prośbą o spotkanie. Justin tłumaczył jej że nie ma czasu, jednak kelnerka była nie ugięta i używając – najwyraźniej – dość dobrych argumentów, przekonała blondyna, aby znalazł dla niej chwilkę. Nie byłam zadowolona z takiego obrotu spraw, ale nie miałam innego wyjścia, jak tylko pozwolić mu na to, aby się z nią spotkał. Justin obiecał, że nie zejdzie mu długo i że dotrze do restauracji, zanim zdążę otworzyć menu.

W ten oto sposób, razem z Jimem jedziemy taksówką do restauracji, którą zaproponowała Jess.

- Mamusiu, a czy ciocia z wujkiem ucieszą się że będę tam z wami? Nie będą źli? – pyta mój syn, kiedy już prawie podjeżdżamy pod wyznaczony adres. Przechylam głowę w jego stronę i ze zmarszczonymi brwiami, patrzę na niego zdziwiona

- Nie, dlaczego ci to przyszło do głowy? – pytam, a mój syn wzdycha ciężko i rozchylając usta szykuje się do odpowiedzi

- No bo, ciocia mówiła, że to ma być jak za dawnych lat, a ja mam tylko trzy latka i nie było mnie wtedy, kiedy się spotykaliście na tych swoich randkach – mówi poważnie, na co chce mi się śmiać. Przyciskam go do swojego boku i głaszcząc delikatnie jego główkę, całuję pulchny policzek syna – Nie chcę żeby byli źli – jęczy, autentycznie zmartwiony tym, co na jego obecność pomyślą sobie nasi przyjaciele

- Kochanie, ciocia i wujek bardzo cię kochają i jestem pewna, że ucieszą się na twój widok – zapewniam, ale Jim zdaje się nie wierzyć moim słowom. Wygina usta w rogalika i łypie na mnie zaszklonymi od łez oczami. Rozczulona jego bezpodstawnymi obawami, łapię syna pod boczki i unosząc jego drobne ciałko, sadzam go na swoich kolanach, po czym przytulam mocno do piersi – Kocham cię słoneczko, wiesz? – szepczę do jego ucha, na co Jim nieznacznie kiwa głową.

Wszelkie zmartwienia mojego syna,  ulatują niczym chmura dymu, kiedy wchodząc do środka, Jess – która zauważa nas jako pierwsza – szczerzy się w szerokim uśmiechu i nie zwlekając, podbiega do nas, następnie od razu porywając mojego syna w ramiona

- Cześć, słoniku - wita się z nim i układając usta w dzióbek, przyciska je do policzka Jima, zostawiając na nim czuły pocałunek – Tak dawno cię nie wiedziałam – lamentuje, jakby faktycznie, nie widzieli się przez co najmniej rok.

- Cześć – Matt podchodzi do nas i stając przy moim boku, całuje na przywitanie mój policzek

- Hej – odpowiadam, a on gestem ręki, zaprasza nas do stolika. Idę za przyjacielem, a Jess trzymająca w ramionach Jima, podąża tuż za nami

- Co, opiekunka nawaliła? – pyta Matt, chichocząc pod nosem

- Rozchorowała się, a nie mieliśmy już czasu, by poszukać kogoś innego – tłumaczę, na co kiwa głową ze zrozumieniem

- Gdzie Justin? – pyta Jess i sadzając obok siebie moje dziecko, spogląda na mnie pytająco

- Przyjdzie później. Allison dzwoniła do niego i musiał...

- Już jestem – słyszę za sobą zdyszanego blondyna, na co odwracam głowę. 

Spoglądam na niego i przełykam głośno ślinę, widząc złość malującą się w jego oczach. Oddycha szybko i nie patrząc nawet na mnie, przechodzi na drugą stronę stolika, po czym zajmuje miejsce tuż obok mnie 

- Cześć, synu – wita się z Jimem i unosząc się nad stołem, składa całusa na jego czole. – Wybaczcie mi spóźnienie, ale musiałem coś załatwić – tłumaczy się, po czym opadając na kanapę, łapie za menu, skupiając wzrok na wypisanych w nim daniach.

- Justin, wszystko dobrze? – pytam cicho, na co mój chłopak wreszcie decyduje się na mnie spojrzeć i posyłając sztuczny, wymuszony uśmiech, nieznacznie kiwa głową. 

Patrzę na Jess, zastanawiając się co się do cholery stało z moim - jeszcze do niedawna - szczęśliwym Justinem, a kiedy widzę jej równie pytający wzrok, wzruszam ramionami i z cichym westchnieniem opadam na oparcie kanapy.

- Kurwa – to nagłe przekleństwo wydobywające się z ust Justina, zaskakuje nas wszystkich. Nawet Jim wpatruje się w ojca, nie wiedząc zupełnie co się dzieje

- Powiesz co się stało, czy mam się do cholery domyślać? – syczę przez zęby, wkurzona jego dziwnym zachowaniem. Justin opuszcza głowę i wypuszczając ciężko powietrze z ust, łapie moją dłoń, po czym spogląda prosto w moje oczy.

- Musimy porozmawiać – oznajmia, na co kiwam głową. Wstaje z miejsca i pociągając mnie za sobą, zmusza do pójścia za nim – Przepraszamy na chwilę... Zamówcie bez nas, niedługo wrócimy – mówi do naszych przyjaciół, na co oboje kiwają głową. 

Serce wali mi jak młotem, a ciało zaczyna pocić się ze zdenerwowania. Nie mam pojęcia co się wydarzyło i wcale nie jestem pewna, czy chcę się tego dowiedzieć. Z pewnością nie jest to nic dobrego, bo po minie Justina, mogę wywnioskować jedynie, że to nie będzie przyjemna rozmowa.

Kiedy wychodzimy z restauracji i zatrzymujemy się przy jednej ze ścian, tuż przy wejściu, Justin odwraca się twarzą do mnie i łapiąc obie moje dłonie, wpatruje się uważnie w moje oczy.

- Meg, wiesz że bardzo cię kocham i że obiecałem ci ostatnio, że już nigdy w życiu cię nie skrzywdzę, prawda? – pyta, a ja nieśmiało potakuję głową – Obiecałem ci, że już zawsze będę z tobą szczery i już zawsze o wszystkim będę ci mówił – znów kiwam głową, po czym przymykam powieki, bojąc się, że to co usłyszę za chwilę, wydrze mnie z butów.

- Jesteś dla mnie najważniejsza na świecie i nie wyobrażam sobie życia bez ciebie...

- Do brzegu, Justin. Po prostu powiedz to co masz powiedzieć – mówię drżącym głosem, na co wzdycha cicho. 

Przysuwa się do mnie i łapiąc moją twarz w swoje silne dłonie, unosi moją głowę, zmuszając mnie do spojrzenia mu w oczy. Oddycham ciężko, bo ta niewiedza i niepewność, powoli zaczyna mnie zabijać. Nie mam pojęcia o czym chce mi powiedzieć i modlę się jedynie, by znów nie oznajmił mi, że to jednak nie to. Że przemyślał wszystko i że stwierdził, iż to nie jest dla niego. Nasz związek nie jest dla niego. Nie przeżyłabym jego kolejnego odrzucenia

-Allison mnie pocałowała – mówi nagle, a ja zbyt skupiona na rozmyślaniu o tym, że może chce mnie zostawić, nie biorę jego słów do siebie. Marszczę brwi i w kompletnym szoku spoglądam na niepewnie wpatrującego się we mnie Justina

- Możesz powtórzyć? – pytam, zastanawiając się czy to co przed chwilą powiedział, nie jest jakimś moim urojeniem. Justin spuszcza wzrok na płytki chodnikowe i odsuwając się ode mnie, łapie się za głowę

- Nie mam pojęcia jak to się stało, Meg. Po prostu... Rozmawialiśmy o projekcie, a ona tak nagle, zbliżyła się do mnie i mnie pocałowała – tłumaczy, a ja dopiero teraz rozumiem, co do mnie mówi

- Słucham?! – pytam z wyrzutem i zakładając ręce na klatce piersiowej, patrzę na niego z niedowierzaniem. 

Justin ponownie się do mnie zbliża i wyciągając do mnie dłoń, znów próbuje złapać moją rękę, jednak ja sprytnie mu się wyrywam. Odchodzę dwa kroki w tył i zaciskając dłonie w pięści, piorunuję go wzrokiem

- Meg, ja naprawdę nie wiem jak do tego doszło i...

- Nie obchodzi mnie to, Justin. Jesteś skończonym idiotą! – przerywam jego wypowiedź i wkurzona do granic możliwości, próbuję go wyminąć, jednak on łapie mój nadgarstek i pociągając mnie mocno, nie pozwala mi odejść

- Kurwa, Megan. Głucha jesteś? Przecież mówię, że to ona mnie pocałowała! Ja nic nie zrobiłem! – krzyczy na mnie , na co się wzdrygam

- Tatusiu? – słyszę przerażony głos swojego syna, a kiedy spoglądam w stronę z której dochodzi, zauważam niepewnie stojącego Jima przyglądającego się całej tej popieprzonej sytuacji 

- Dlaczego krzyczysz na mamusię? – pyta, na co Justin puszcza moją dłoń i przesłaniając ręką oczy, wzdycha zrezygnowany. Widząc smutną minę mojego dziecka, postanawiam wziąć sprawy w swoje ręce i podchodząc do niego, kucam przed Jimem, po czym kładę dłoń na jego zaróżowionym policzku

- Kochanie, tatuś na mnie nie krzyczał. Rozmawialiśmy po prostu, nie musisz się martwić – zapewniam posyłając mu uśmiech, a on jedynie kiwa powoli głową – Wracaj do cioci Jess, my za chwilę przyjdziemy, dobrze? – mówię, na co znów potakuje lekkim skinieniem. 

Znika za drzwiami, a ja wypuszczając z ust powietrze, wstaję na równe nogi, a następnie staję naprzeciwko Justina. Wpatruję się w jego wykrzywioną w grymasie twarz i widząc jego karmelowe tęczówki, przepełnione poczuciem zażenowania i wstydu, uspokajam się. Nie wiem dlaczego tak zareagowałam. Po prostu wiadomość o tym, co zrobiła ta małpa cholernie mnie wkurzyła. Wiem, że Justin tego nie chciał, widzę to w jego oczach, jednak złość i zazdrość jakie mną zawładnęły, odebrały mi zdrowy rozsądek.

Jako pierwsza postanawiam się odezwać, zdając sobie sprawę, że to ja niesłusznie doprowadziłam do naszej sprzeczki. Przecież gdybym wysłuchała go do końca i na spokojnie przeanalizowała jego słowa, nie musielibyśmy na siebie krzyczeć. W zasadzie to chyba powinnam się cieszyć, że nie zataił tego przede mną, a przyznał się do tego, co między nimi zaszło. Inny zachował by to dla siebie, a mój mężczyzna wywiązał się z danej mi wcześniej obietnicy i tak jak obiecał, szczerze mi się do wszystkiego przyznał

- Przepraszam, poniosło mnie – mówię i spoglądając na niego nieśmiało, posyłam mu nikły uśmiech – Wiem, że tego nie chciałeś

- Ja przepraszam, że na ciebie nakrzyczałem – odpowiada i podchodząc bliżej, zamyka mnie w szczelnym uścisku. Chowam twarz w zagłębieniu jego szyi i nabierając w płuca powietrza, pełną piersią wdycham przyjemny zapach perfum Justina – Nie chciałem tego przed tobą ukrywać, bo wiedziałem, że prędzej czy później może to wyjść na światło dzienne, a wtedy trudno mi będzie ci to wytłumaczyć – mówi szczerze, na co kiwam głową – Przepraszam, naprawdę tego nie chciałem

- Wiem, kochanie – wzdycham cicho i odchylając się w jego ramionach, spoglądam prosto w jego błyszczące oczy – Nie rozmawiajmy już o tym. Cieszę się, że mi o tym powiedziałeś, ale nie chcę już dłużej ciągnąć tego tematu – dodaje, na co Justin kiwa głową – To miał być przyjemny wieczór, więc sprawmy żeby od teraz taki był – umieszczam dłoń na jego policzku i wspinając się na palcach, składam krótki pocałunek na jego ustach.

- Wracajmy do środka – mówię po chwili i łapiąc go za rękę, ciągnę do restauracji, w której czekają nasi przyjaciele oraz syn.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro