Historia Mordercy
23:33
Ofiara położyła się spać dwadzieścia minut temu, po kilkudniowej obserwacji wiem, że szybko zasypia.
Wychodzę z auta, w czasie obserwacji zmieniam je co parę dni, inaczej wścibska sąsiadka może coś zacząć podejrzewać.
Przechodzę za murkiem z tyłu posesji, nie używam latarki, ktoś by zauważył. Poznałem teren, gdy parę dni temu przez „przypadek" zawędrowaliśmy tutaj ze znajomymi podczas grzybobrania.
Podchodzę pod odpowiednie miejsce, przeskakuję przez murek. Właściwie, wspinam się po pęknięciach i zeskakuję z drugiej strony. Chowam się za krzakami róż, rozchylam gałęzie, a ostre kolce rozcinają moją rękawiczkę i skórę na wierzchu prawej dłoni. Ponawiam tę czynność, tym razem bardziej uważając. Patrzę na kamerę, jest ustawiona na prawo od mojej pozycji, nie dziwię się. W końcu, tam jest więcej punktów, za którymi mógłbym się schować przed wzrokiem kamer, jak drzewa, fontanna, tudzież mały pomnik.
Kieruję się na lewo, przebiegam do małego, ozdobnego głazu z marmuru. Kamera nie powinna mnie uchwycić, ale nigdy za dużo ostrożności.
Szybko przebiegam przez pozostałe dwadzieścia pięć metrów ogrodu i dopadam skrzynki z korkami. Otwieram jej drzwiczki i wyłączam prąd w budynku. Jeśli ktoś zauważy zgaszone lampki w ogrodzie, mogą wezwać policję. Pamiętam jak dziś moją obietnicę...
-
Tato?
Wszedłem do domu cały we krwi, która zaschnęła jako dowód na moją pierwszą zbrodnię.
- Hej, kochanie, powinnaś już spać.
Spojrzałem na dziewczynkę, Katie, moją córkę.
Jak myślicie? Jak wygląda anioł? No już, pomyśl. Długie blond włosy, białą suknia, wielkie skrzydła i piękna, wypoczęta twarz człowieka w kwiecie wieku.
Też tak myślałem... Ale teraz widzę, że to nie prawda, mój anioł wygląda inaczej. Stoi przede mną...
- Coś się stało?
Usmiechnąłem się delikatnie i powoli podszedłem do mojej córki. Wziąłem ją na ręce, taka mała, chudziutka, z dużymi podkrążonymi oczami. Wygląda jak księżniczka w białej piżamce oraz misiem w jednej dłoni.
Spojrzałem jej w oczy i pocałowałem jej łysą główkę.
- Tatuś znalazł nową pracę, mogę teraz zarobić na twoją operację. Ale nikomu nie mów, dobrze? To nasza tajemnica.
- Dobrze, tato.
Zaniosłem małą Katie do łóżka.
- Tato?
Spojrzałem na nią.
- Tak?
- Obiecaj, że będziesz o siebie dbał.
Zdziwiłem się na jej prośbę, jest taka młoda, a taka dobra...
- Najpierw zadbam o ciebie, a później zajmę się mną.
Pójście do więzienia nie jest dbaniem o siebie. Przez brak pieniędzy na pomoc dla Katie zacząłem zabijać na zlecenie, oddałem się całkiem tej pracy. Niestety, pomoc była bezużyteczna...
23:55
Drzwi balkonowe jako jedyne nie mają zamka elektronicznego. Trochę to głupie, że tylne i wejściowe trzeba otwierać i kluczem, i przepustką, a balkon tylko kluczem. Zresztą, zamykają go tylko na noc.
Otwieram zamek wytrychem i powoli wślizgam się do środka. Trzymam się nisko na kolanach, stawiam ciche kroki. Wchodzę powoli po schodach z zamiarem udania się do sypialni ofiary...
Pam pam pam...
Kładę się na schodach i słucham kroków. Widzę sylwetkę u szczytu schodów, która przechodzi nawet nie patrząc w moją stronę. Zauważam, że wstrzymałem, oddech dopiero po chwili, gdy płuca zaczynają mnie palić wołając o tlen. Ofiara kierowała się w stronę łazienki. Akurat dziś zachciało się do toalety... Niszczy mi plan...
- Czemu te cholerne światła nie działają?
Kurwa... Wyjąłem nożyk podręczny zza paska. Wszedłem na szczyt schodów i powoli kierowałem się w stronę głosu. Ofiara świeciła sobie latarką z telefonu i szukała czegoś w szufladzie. Cicho stanąłem z tyłu, ofiara spojrzała w lustro, a jej brązowe oczy rozszerzyły się w przerażeniu. Zakończyłem to szybkim przejechaniem po ciemnym gardle kobiety. Upadła na ziemię, a krew z jej rany zaczęła rozpływać się na kafelkach mocząc jej czarne loki. Sięgnąłem do jej nadgarstka by sprawdzić puls. Brak. Za to w jej dłoni leżał tampon oraz jakiś lek rozkurczowy. Jak mogłem tego nie sprawdzić?
Zrobiłem zdjęcie kobiety i wysłałem pracodawcy. Spojrzałem na jeszcze ciepłe ciało ofiary, była taka podobna.
Katie miała zostać z opiekunką, która zapowiedziała się za pół godziny. Mała spała, ostatnio ma coraz mniej sił...
- Musimy tam iść?
Powiedziałem, gdy żona wiązała mi krawat. Miała piękne, gęste, czarne włosy i jasne oczy, które dała swojej córce przy narodzinach.
- Wiesz, jakie to ważne...
- Ale to twój bankiet, z twojej pracy, czemu ja też mam iść?
Zaśmiała się i odwróciła.
- Ponieważ ja ostatnio pozwoliłam ci oglądnąć mecz zamiast mojego ulubionego programu. Idę się pomalować, więc szukaj mnie w łazience.
- Idę tylko dla ciebie!
Podniosłem mały grzebyk leżący niedaleko i spróbowałem ułożyć swoje włosy w jakiś ład.
Usłyszałem huk, zaraz potem drugi. Pobiegłem w stronę mojej łazienki.
- Catherine? Catherine!
Rzuciłem się w stronę mojej żony, z jej głowy płynęła krew, na kancie szafki także była plama. Wtedy przyszła Katie, weszła do środka słysząc moje krzyki. To ona wezwała pogotowie...
Dalej pamiętam przez mgłę, nie dosłownie, bardziej chodzi o to, że zemdlałem... Prawdziwy mężczyzna.
Wiem tylko, że moja żona wtedy zmarła i zostałem sam z córką, którą także potem straciłem.
Potrząsnąłem głową i powoli skierowałem się w stronę schodów.
Jednak zaniepokoiło mnie jeszcze coś, dźwięki, niepozorne dźwięki, które nakładając się na siebie tworzą straszną wizję. Złamana gałązka w ogrodzie, szuranie przed domem i, najważniejsze, ciche kroki, niesłyszalne pojedynczo.
Zacząłem biec w stronę wyjścia z kuchni, otworzyłem drzwi i chciałem wyjsc, gdy zobaczyłem celujących we mnie ludzi.
00:06
- Proszę się poddać! Dom został otoczony!
Zatrzasnąłem drzwi w panice.
Plan B, plan B...
NIE MAM, KURWA, PLANU B!
Zaczalem pędzić do schodów i wtedy na drodze stanął mi jakiś człowiek, zapewne wysłali kogoś by się zakradł.
Wbiegłem w niego ramieniem, nie zdążył zareagować, wyjąłem nóż, na którym była zaschnięta krew jego poprzedniej ofiary, i wbiłem go pod brodę człowieka. Wiecie gdzie się mierzy puls, to tam. Zostawiłem ostrze i przeszukałem wykrwawiającego się człowieka, miał przy sobie broń palną. Zabrałem ją i mnie olśniło. Byłem skończony.
00:11
Spokojnie skierowałem się do drzwi i z rękami za głową stanąłem w korytarzu.
- Chodźcie do środka! Czekam na was za drzwiami!
Krzyczałem z nutką furii w głosie, tak rzadko się unosiłem, ale teraz miałem do tego prawo.
Policja wyważyła po chwili drzwi. Ja stałem w miejscu z lekko rozłożonymi nogami, chowając broń za głową, razem z dłońmi.
- Wszyscy umrzecie! Kochałem je! One umarły, ja też umrę! Dołączę do moich aniołów!
00:18
Wysunąłem dłoń z bronią zza głowy i wycelowałem w skroń.
Pociągnąłem spust.
Poczułem krótki ból.
A ostatnie o czym myślałem to anioły, które na mnie czekają.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro