Rozdział 2 - Goście na Privet Drive
Ze specjalną dedykacją dla GwiezdnaZmora, bo rozdział miał być w weekend ale nie mogłam się powstrzymać jak zapytała kiedy :3
Harry od razu rozpoznał to uczucie. Wizja. Tak dawno ich nie miał... W ciągu ostatniego miesiąca może ze trzy razy, ale nie dowiedział się nic pożytecznego. Od kiedy Voldemort dowiedział się, że Harry czasami widzi jego oczami, zaczął o wiele bardziej się kontrolować. Chłopak miał wizje tylko wtedy, kiedy Czarny Pan ulegał o wiele silniejszym niż zwykle emocjom.
Zaraz... Coś tu się nie zgadza. Przecież to zawsze działo się kiedy spałem - pomyślał.
Jeszcze nigdy nie zemdlał. To mogło oznaczać tylko jedno. Voldemort musiał być wściekły. Albo strasznie szczęśliwy...
Harry nie wiedział co mogło być gorsze. Jednak zaraz miał się tego dowiedzieć.
- Jak to DZIŚ!? - w głosie Lorda słychać było złość tak ogromną, że nawet najtwardszy drgnąby na jego dźwięk - Crucio!
Osoba - Harry nie wiedział, czy była kobietą czy mężczyzną - stojąca przed swym władcą padła na ziemię i zwinęła się w konwulsjach. Człowiek ubrany był w czarną szatę, a twarz osłoniętą miał maską Śmierciożercy. Mimo tego, że ubranie osłaniało jego średniej wysokości i szerokości ciało, bardzo wyraźnie było widać, że cierpi.
Voldemort przez jakiś czas napawał się tym widokiem. Po chwili jednak, jakby z niechęcią przerwał torturę.
- Masz szczęście, że to nie twoja wina - powiedział ostro - Czyli moje podejrzenia się potwierdziły... - dodał ciszej, jakby do siebie.
- Na razie możesz się deportować. Za niedługo was wezwę i rozpoczniemy atak na Privet Drive. A Severus otrzyma niezmiernie ciekawą niespodziankę...
Wizja się skończyła.
Harry błyskawicznie podniósł się, przez co zakręciło mu się w głowie. Aby uniknąć upadku, złapał za najbliższy mebel i dotknął ręką czoła. Blizna nadal go piekła, a kiedy dotknął jej ręką syknął z bólu.
Nagła fala pieczenia zadziałała na niego niczym kubeł z zimną wodą. W jednej chwili do chłopaka dotarło czego był świadkiem. Postarał się uspokoić i przeanalizować sytuację. Panika nic nie da.
W Zakonie Feniksa musiał być szpieg. To było jedyne wytłumaczenie, jakie przychodziło Harry'emu do głowy. Kim innym mogłaby być ta osoba, którą widział w wizji? Zapewne wcześniej Dumbledore kazał Snape'owi podać Czarnemu Panu fałszywą datę zabrania Pottera z Surrey. Na dzisiejszym zebraniu musiało jednak być mówione, że odbędzie się to właśnie dziś. Szpieg doniósł o tym Voldemortowi i zdemaskował Mistrza Eliksirów. Ale... Nie, to wszystko się nie trzyma kupy, pomyślał. Jeśli w Zakonie był sługa Czarnego Pana, czemu nie powiedział o jego zdradzie wcześniej?
Blizna po raz kolejny zapiekła jakby o sobie przypominając. Nadal trzymając rękę na czole, Harry stwierdził, że zostawi te rozważania na później. Jednego był pewien - miał mało czasu. Nie warto więc było marnować go na myślenie o skuteczności szpiegów Czarnego Pana.
Co robić, co robić!? Harry czuł się bezradny. Jak miał kogoś powiadomić o niebezpieczeństwie? Ktoś z Zakonu zapewne niedługo tu przybędzie, jednak czy nie będzie już za późno? Hedwiga nie doleci w tak krótkim czasie...
Po kolei eliminował najróżniejsze pomysły, jednak każdy kolejny wydawał mu się coraz bardziej bezsensowny. W końcu postanowił, że po prostu zaczeka na kogoś z Zakonu i będzie się martwić dopiero kiedy przyjdzie na to pora. Aby nie czuć się tak bezradnym, pobiegł po swoje rzeczy aby włożyć je do kufra. Po chwili namysłu zostawił na wierzchu pelerynę niewidkę. Gdy już to zrobił, wziął do ręki różdżkę. Przez moment się wahał, jednak stwierdził, że i tak później jej użyje, więc równie dobrze może zacząć już teraz.
- Reducio! - wiązka fioletowego światła pomknęła w stronę kufra. Gdy czar zadziałał, Harry poczuł miły dreszcz przechodzący przez jego ciało - w końcu nie używał magii od jakiegoś miesiąca. Szybko podniósł zmniejszoną skrzynię z podłogi i wrzucił ją do kieszeni. Wiedząc, że w jego sytuacji czas był na wagę złota, wypuścił Hedwigę za okno i pospiesznie zbiegł z powrotem na dół.
Z wiszącego na ścianie zegara wydobywał się dźwięk sekundowej wskazówki. Chociaż na co dzień nie zwraca się na niego uwagi, wtedy brzmiał na o wiele głośniejszy niż w rzeczywistości. Regularne tik, tak zdawało się odmierzać czas do nieuchronnie zbliżającego się nieszczęścia. Nie mając pomysłu na nic innego, Harry założył pelerynę niewidkę i chwytając różdżkę podszedł do okna. Mimo tego, że usilnie starał się wymyślić jak zawołać pomoc, miał dziwne wrażenie, że coś mu umyka.
Jego wzrok powędrował na przebiegającego przez ulicę białego kota. Zwierzę... Nie, przecież to już przerabiał. Hedwiga nie ma szans, a poza tym już ją wypuścił. Ale...
No tak! Jak mógł nie pomyśleć o tym wcześniej!? Patronus! Jeśli się nie mylił, można wyczarować takiego, który zaniesie wiadomość. Co prawda jeszcze nigdy tego nie robił, ale znał teorię.
- Expecto Patronum Nuntius!* - wypowiedział zaklęcie, po czym z różdżki wyskoczył biało-niebieski jeleń, który skierował swoje spojrzenie na chłopaka - Jak najszybciej biegnij do Albusa Dumbledore'a. Powiedz, że Śmierciożercy dowiedzieli się, że Severus Snape jest szpiegiem i Voldemort zaraz zaatakuje Privet Drive.
Gdy Harry skończył mówić, zwierzę kiwnęło głową i zmieniając się w mgłę z zawrotną prędkością ruszyło zostawiając za sobą świetliste smugi, które zaraz się rozpłynęły. Gdy ostatnia wiązka światła zniknęła, chłopak z powrotem przeniósł swój wzrok na okno. Przez moment rozważał ucieczkę, jednak stwierdził, że bez niczyjej pomocy nie ma żadnych szans. Nie potrafił się teleportować, nie miał świstoklika, kominek nie był podłączony do sieci Fiuu. A gdyby spróbował odlecieć na miotle, Voldemort i tak by go wyczuł. Przez ich połączenie wiedziałby, że Harry gdzieś tu jest i zapewne jakoś zapobiegłby jego ucieczce.
Rozmyślania przerwał mu krótki dźwięk, jaki towarzyszy aportacji. Harry mocniej opatulił się peleryną i podszedł do drzwi. Rozległo się pukanie. Chłopak chciał otworzyć, jednak gość zrobił to pierwszy. Do środka wszedł nikt inny jak Severus Snape. Potter właśnie podnosił ręce żeby zdjąć kaptur i ostrzec mistrza eliksirów, kiedy na zewnątrz zabrzmiały dźwięki kolejnych aportacji.
Już za późno! - pomyślał. Stojący w wejściu mężczyzna błyskawicznie obrócił się w stronę podwórza. Harry wyraźnie widział moment, w którym Snape zdał sobie sprawę z tego co widzi. Najpierw zastygł w bezruchu, a potem rozluźnił palce, które zaciskał na klamce i powoli opuścił rękę. Szybkim ruchem wyciągnął różdżkę i od tego momentu wszystko zaczęło dziać się błyskawicznie. Potter nie wiedział kto - profesor czy śmierciożercy - jako pierwszy wystrzelił zaklęcie. Wiedział tylko, że Snape nie ma najmniejszych szans przeciwko kilkunastu przeciwnikom. Korzystając z tego, że walka wre wymknął się z domu kurczowo trzymając różdżkę.
Właśnie otwierał usta by wypowiedzieć zaklęcie ogłuszające, które posłałby w stronę jednego z nieświadomych jego obecności napastników, gdy rozległ się ogłuszający huk. W jednym momencie stało się kilka rzeczy. Kilku śmierciożerców naraz przeklęło mistrza eliksirów, w wyniku czego ciało mężczyzny oplotły liny, a on sam nieprzytomny upadł na ziemię. Jednak nie to było najgorsze.
- No proszę, kogóż my tu mamy... Ennervate! Mój wierny szpieg we własnej osobie - po tych słowach z ust Czarnego Pana wydobył się mrożący krew w żyłach śmiech - Witaj, mój drogi Severusie. Pobawimy się, co ty na to?
--------------------------------------
*Nigdzie nie mogłam znaleźć informacji o tym, w jaki sposób wyczarować mówiącego patronusa. Wymyśliłam więc własny - nuntius po łacinie oznacza posłaniec. Całość zaklęcia oznacza zatem mniej więcej Oczekuję obrońcy i posłańca.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro