Rozdział 4 - W piekle
Uwaga! W poprzednim rozdziale trochę zmieniłam końcówkę. Przed przeczytaniem tego proponuję, abyście przeczytali sobie ją jeszcze raz.
Robiło się coraz ciemniej. Mroczne chmury powolnie sunęły po niebie, z każdą chwilą zasłaniając jego kolejne części. Złoty kolor słońca zbliżającego się już do horyzontu silnie kontrastował z najróżniejszymi odcieniami granatu i szarości. Zapewne gdyby trwał normalny wieczór, Harry w zamyśleniu spojrzałby przez okno swojego małego pokoju i zapatrzył się na ten zapierający dech w piersiach widok.
Niestety, to nie był normalny wieczór. Piękno zachodu słońca nie zostało przez nikogo dostrzeżone. Na ulicy Privet Drive pod numerem cztery rozgrywały się o wiele bardziej zajmujące wydarzenia i to one pochłaniały uwagę. Jedynie nieświadomi mugole mogli podziwiać uroki matki natury. Nie dostrzegali oni ledwo widocznej półkuli otaczającej dom państwa Dursleyów. Z resztą, nawet gdyby ktoś zauważył to niecodzienne widowisko, zrzuciłby to na karb letnich upałów i przemęczenia.
Mugole nie słyszeli również mrocznego, nienaturalnego śmiechu, zagłuszającego codzienne odgłosy miasteczka. Jednak pewne dwie osoby znajdujące się we wnętrzu owej półkuli słyszeli go aż nazbyt realnie. Tymi osobami był Harry Potter i Severus Snape. Ich serca biły o wiele szybciej niż zgromadzonych wokół nich Śmierciożerców.
Wreszcie okropny dźwięk się skończył. Wzrok Czarnego Pana zwrócił się w stronę Harry'ego, nadal lekko zziajanego przez wybiegnięcie z ukrycia. Mimo niepewnego położenia, chłopak stał prosto i nie lękał się patrzeć czarodziejowi prosto w oczy.
- Haaarry, jak dobrze cię widzieć... - powiedział Voldemort z nutką drwiny w głosie.
Jednak jego słowa nie spotkały się z odpowiedzią. Potter nadal stał i twardo wpatrywał się w Riddle'a.
- Oj, nieładnie... Nawet się ze mną nie przywitasz? Gdzie twoje maniery? - Z jego ust ponownie wyrwał się nienaturalny śmiech. - Mam dla ciebie propozycję, chłopcze. Przyłącz się do mnie. - W tamtym momencie od Voldemorta biła potęga i pewność siebie. - Jesteś po przegranej stronie, Harry, nie widzisz tego? Twoi bliscy ciągle giną. Dumbledore nie potrafi zapewnić im bezpieczeństwa. Ja mógłbym im to zagwarantować.
- Nie. - Postawa chłopaka się nie zmieniła. Nadal stał wyprostowany, dumnie wpatrując się w przeciwnika.
- Cóż za odwaga... Tak jawnie mi się postawić. Typowy Gryfon, lekkomyślne i nieprzemyślane zachowanie. Ale przecież masz coś ze Ślizgona, prawda? - ostatni wyraz Voldemort wypowiedział w Wężomowie, przez co jego niektórzy, mniej doświadczeni słudzy wzdrygnęli się z zaskoczenia.
- Przestań! - wysyczał Harry ze zdenerwowaniem - Nic tym nie zdziałasz, Tom - dodał, już po angielsku. Przez użycie tego imienia wywołał gniew Voldemorta.
- Nie? W takim razie, może przekonają cię inne... Argumenty - powiedział Riddle kierując różdżkę w stronę chłopaka. - Expelliarmus
Harry spróbował wyczarować tarczę, lecz zareagował zbyt późno. Jego różdżka poleciała wprost do ręki jego przeciwnika, a on sam z odrzutem twardo wylądował kilka metrów dalej, obok Snape'a.
Mistrz eliksirów zaś z nieodgadnionym wyrazem twarzy przyglądał się całej tej scenie. Tylko co jakiś czas można było ujrzeć ulotne skrawki emocji pokazujące się w jego oczach. Mimo kamiennej twarzy, mężczyzna w środku bił się z myślami. Zastanawiał się, czy jest jakakolwiek szansa na wydostanie ich z tej sytuacji cało. Wcześniej pogodził się z przegraną, jednak wtedy był sam, jego pozycja szpiega została zdemaskowana i nawet gdyby się uratował, nie miałoby to większego znaczenia. Teraz za to, kiedy w grę wchodziło życie Złotego Chłopca, wszystko się zmieniało. Gdyby Potter zginął, cały Czarodziejski Świat straciłby nadzieję. Chłopak mógł zaważyć na wyniku wojny. Nie, Potter zdecydowanie nie może zginąć...
Z zamyślenia wyrwał go głos Voldemorta.
- Haaarry, zawiodłeś mnie... Miałem nadzieję, że choć przez chwilę będziesz się bronił. Czyżbyś był aż tak słaby? - Jego różdżka ponownie skierowała się w górę. - W takim razie zobaczymy jak poradzisz sobie teraz... Crucio!
Severus z przerażeniem patrzył na wiązkę światła lecącą w stronę jego ucznia. Bardzo dobrze znał ból towarzyszący temu zaklęciu, w końcu dopiero co go doświadczył. Wiedział, że Potter może tego nie wytrzymać. Był tylko nastolatkiem, a nawet dorośli często nie potrafią uniknąć konsekwencji takich tortur. Przecież to może zrujnować jego układ nerwowy... - myślał. Trzeba znaleźć jakieś wyjście, ucieczkę. Zaraz może być za późno.
Harry tymczasem był w piekle. A przynajmniej tak mu się wydawało. Miał wrażenie, że czuje każdy mięsień, każdą najmniejszą kostkę w swoim ciele. Trawił go żywy ogień. Miał ochotę wrzasnąć i krzyczeć aż do zdarcia gardła. Siłą woli jednak zmusił się do zaciśnięcia szczęki. Wiedział, że gdyby ją otworzył i poddał się pragnieniu, tylko by się upokorzył - a jego oprawca przecież właśnie do tego dążył.
Wreszcie piekielna tortura się skończyła. Potter cicho westchnął z ulgą. Zauważył, że klęczy na ziemi popierając się rękami, a jego oczy są mocno zaciśnięte. Nawet nie zauważył, że je zamknął.
- I jak, Harry? Zmieniłeś zdanie? - zapytał Riddle ze sztucznym zainteresowaniem.
- Nigdy! - wycharczał chłopak. Całe ciało niemiłosiernie go mrowiło.
- Szkoda...
Harry oberwał Cruciatusem jeszcze dwa razy. Z każdym kolejnym zerknięciem na swego oprawcę widział narastającą wściekłość w jego postawie. Motywowało go to do nie poddawania się. Mimo to, miał coraz mniej sił. Ból coraz mocniej zakotwiczał się w jego ciele. Miał wrażenie, jakby wrastał w jego kości, płynął w jego żyłach.
Gdy po raz czwarty odmówił, Voldemort groźnie warknął.
- Widzę, Potter, że jesteś nadzwyczaj uparty. W takim wypadku, zabawimy się inaczej.
Po tych słowach, czarnoksiężnik zamknął oczy. Po kilku sekundach ponownie je otworzył. Ich szkarłat nabrał jaskrawszej i jeszcze bardziej nienaturalnej barwy niż zwykle.
- Dolore*! - Chociaż zaklęcie było wyszeptane, każdy doskonale je usłyszał. Gdyby nie maski na twarzach Śmierciożerców, obserwator tych wydarzeń mógłby dostrzec zaskoczenie z lekką dozą grozy malujące się na nich.
Nawet Severus Snape, który po ujawnieniu się Pottera niejako zszedł na dalszy plan, nie potrafił ukryć emocji. Czarny Pan używał tego rodzaju zaklęć tylko na "specjalne okazje", kiedy chciał wydobyć jakieś wyjątkowo strzeżone informacje. Wymagały one użycia sporej ilości mocy, nie mógł pozwalać sobie na to zbyt często, aby nie utracić jej na stałe.
Tak czarnomagiczne zaklęcia torturujące są niezwykle niebezpieczne i destrukcyjne. Dla mugoli w większości przypadków byłyby śmiertelne. Jeśli zaś chodzi o czarodziei, im silniejsza magicznie jest torturowana osoba, tym mniejsze skutki odczuwa. Jednak w chwili trwania zaklęcia, ból jest tak samo porażający.
Harry Potter o tego typu zakleciach nie miał zielonego pojęcia. Nie oszukujmy się, o nich nie opowiada się na lekcjach dla trzeciego roku, a tylko wtedy uczyła ich kompetentna osoba. Więc kiedy chłopak usłyszał inkantację nie wiedział czego może się spodziewać.
Na pewno nie spodziewał się, że Dolore będzie gorsze od Cruciatusa.
Ale było.
Chociaż niewybaczalne zaklęcie porownywał do piekła, to było gorsze z jednego prostego powodu. Jak wiedział, Crucio zaliczane było do niewybaczalnej trójki, bo jego dłuższe używanie doprowadzało do - dosłownie - szaleństwa, na przykład rodziców Neville'a. Jednak łatwo wywnioskował, że to drugie było takich ograniczeń pozbawione.
Cierpienie przeciągało się coraz dłużej. Harry nie wiedział już w jakiej pozycji się znajduje i było mu raczej wszystko jedno. Bał się całkowicie zatracić, więc skupiał się na tym, by nie krzyczeć, choć miał nieodpartą chęć by to zrobić.
Nagle zaklęcie się skończyło. Lecz... tym razem nie odczuł ulgi. Ogarnął go dziwny niepokój. W podświadomości zdawał sobie sprawę, że przed nim jeszcze długa droga. Mentalnie przygotował się na kolejną dawkę zaklęcia.
- Intermisso*!
Na to nie był przygotowany. Spodziewał się powtórki poprzedniego zaklęcia. Jednak gdy uderzył w niego jaskrawożółty promień, poczuł coś innego. Jego kości zaczęły swędzieć. Ze skonsternowaniem zastanawiał się, czy Voldemort się nie pomylił. Chwilę później ta ewentualność odeszła w zapomnienie.
Zaczęło się od palców. Najpierw lekkie szturchnięcie. I wtedy wszystko ruszyło. Gdy wszystkie jego kości łamały się tylko po to, aby zaraz ponownie się złączyć i znów złamać, jedynym o czym marzył Harry była utrata przytomności. Kątem oka wychwycił, że Snape także oberwał jakimś zaklęciem.
Był cholernie zmęczony. Przekonany, że jego koniec jest już blisko, otworzył oczy pragnąć po raz ostatni spojrzeć na niebo, na którym widać było już pierwsze gwiazdy. Mimo trwania łamiącego kości zaklęcia, ogarnął go dziwny spokój. Spojrzał na psią gwiazdę. Syriuszu, żegnaj...
Jego powieki powolnie opadły zakrywając szmaragdowe tęczówki. W ostatniej chwili przytomności ujrzał oślepiający blask. Kopuła okrywająca Privet Drive 4 została zniszczona.
Ostatnią rzeczą, która przebiła się do jego świadomości zanim odpłynął był głos Albusa Dumbledore'a.
------------------------
Po dlugich i żmudnych poszukiwaniach z trwogą poczyniłam obserwację, że w kanonie nie ma żadnych zaklęć torturujacych oprócz niewybaczalnego. Wymyśliłam więc własne:
*Dolores (łac.) - ból
*Intetmissum (łac.) - łamać
Przepraszam wszystkich za obsuwę (znowu :/) ale ja po prostu nie lubię opisywać tortur. Także tego... Serdecznie żałuję i proszę o rozgrzeszenie xD
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro