Ostatnie dni listopada 1940r, Żołku-Duk
Tatuśku drogi!
Tatuśku drogi! Mamuśka wróciła! Na chwilę, pewnie na dzień. Przyniosła dla nas kromeczkę chleba. Czekałyśmy na nią z utęsknieniem! Chlebuś to ja całowałam! Wodę w nocniczku gotujemy, jak tylko się uda ją znaleźć. Mamusia dla nas pszenicę przemyca, w woreczku do nogi przywiązanym. Często właśnie te kilka ziarenek ratowało nam życie.
Elżunia ostatnio w kółko powtarza krótki wierszyk, który nauczyły ją panie w przytułku: „Wiem ja o tym, bo mi mama powiedziała, że ja jestem dziecię polskie. Ja jestem Elżbietka mała". Wraz z mamusią słuchałyśmy w kółko powtarzanego przez Elżbietkę wierszyka. Jak ona się cieszyła. Jej uśmiech podobny był do uśmiechu Mateczki, gdy po ciężkim tygodniu wracała do nas. Ileż to już razy zadawała sobie w myślach pytanie: „Czy żyją moje dzieci? Czy nie pożarły je wilki? Czy są zdrowe?"
Tatuśku! Ty wiesz co ja Ci powiem? Że na zebraniu ostatnim, gdyśmy z Matulą poszły, to źli panowie przyszli i mówili coś o polityce. Wolałam tego nie słuchać. Elżbietce chciałam zatkać uszka, ale nie dała. Nasza Mamuśka słuchała z największym spokojem, jak oni mówią, że powinnyśmy z głodu zdechnąć jak psy, że my jesteśmy darmozjady i że Ty Tatuśku, nie żyjesz już dawno. Lecz ja w to nie wierzę, wiesz? Bo Ty wrócisz do nas któregoś dnia i przytulisz do serca swego dziatki swoje, które tak bardzo wyczekują powrotu Twego!
Kocham Cię Tatuśku!
Wandzia
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro