Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Jane the killer - oryginał

Pisząc tą historię, a raczej udostępniając ją po prostu, bo nie ja ją napisałam, korzystałam z tłumaczenia FunPolishFox. Przy okazji polecam jej książki, "Encyklopedia creepypast" i "Tłumacznia creepypast"

2002 nie był dobrym rokiem dla Jane Richardson. Utrata rodziców, zabitych przez Jeffa the Killera, podjęcia pracy w IHOP za najniższe pieniądze, które ledwie wystarczały na wszystko i jeszcze robienie jednocześnie za rodzica dla trzynastoletniej młodszej siostry, Jessie. Przynajmniej ciotka Jane, Samantha Engle, z chęcią wspomagała je jak mogła, kiedy miały problemy z pieniędzmi, więc aż tak źle nie było. Samantha była siostrą Pauli i po jej śmierci uznała, że musi zająć się jej córkami. 

Któregoś dnia, podczas swojej zwykłe pracy w IHOP, podczas przerwy Jane natrafiła na reklamę w gazecie, sponsorowaną przez lokalny bank krwi. Napisano tam, że osoba, która odda krew, uzyska 15 tysięcy dolarów. Musiała to być jednak krew zdrowa, dobrej jakości. 15 tysięcy za zwykłą krew? Czy to nie było zbyt piękne, aby było prawdziwe? Jane uznała, że dobrze byłoby zdobyć te pieniądze i zapłacić nimi miesięczną rentę. Czemu nie? Ma przecież czystą krew. Bez większych wątpliwości zapisała adres banku krwi i numer telefonu, kończąc picie swojego soku, po czym wróciła do pracy. Inna kelnerka, Alexis, która zastępowała Jane, zauważyła, że dziewczyna jest jakoś bardziej zadowolona niż zwykle, podczas podawania klientom ich drinków. 

- No proszę, ktoś tu dziś ma dobry humor - stwierdziła Alexis. 

- A dlaczego nie miałabym mieć? Znalazłam łatwy sposób na zapłacenie swojej renty - powiedziała Jane, nalewając jakiemuś klientowi kawę. 

- Dzięki - powiedział klient. 

- Serio? A co to takiego? - zapytała Alexis.

- Bank krwi oferuje 15 tysięcy dolarów za oddanie krwi, wystarczy mieć ją zdrową - wyjaśniła Jane. 

- Wow, nigdy o tym nie słyszałam, Janie. Zazwyczaj płacą za to 25 dolarów - zdziwiła się Alexis, nalewając klientowi gazowanej wody.

- To musieli zrobić zmiany - odparła Jane, chichocząc.

- Skorzystasz z tego? - spytała Alexis.

- Po dzisiejszej zmianie - wyjaśniła jej Jane.

Jane i jej znajoma pracowały do wieczora, dopóki atmosfera w IHOP nie stała się spokojniejsza i nie zrobiło się ciemno. Światła centrum handlowego, w którym umieszczona była restauracja, świeciły przez okna, przypadkowe światła samochodów wpadały czasem do środka, osoby wchodzące coś przekąsić po pracy lub wracające do domu, wszystko to robiło idealną atmosferę dla wieczoru w Kalifornii. KTLA News 5 dawało właśnie raport od Departamentu Policyjnego w Los Angeles na temat poszukiwać Jeffa Woodsa, lub inaczej Jeffa the Killera, odpowiedzialnego za śmierć rodziców Jane. Komisarz policji informował, że mają problemy ze złapaniem ze złapaniem podejrzanego i muszą korzystać z pomocy FBI, CIA oraz Departamentu Sprawiedliwości. To nieco polepszyło nastrój Jane, bo oznaczało, że Jeff nie tylko zostanie złapany, ale też zapewne zmieciony kompletnie z powierzchni ziemi. 

Jednym z klientów IHOP, którego zauważyła Jane, był około czterdziestoletni mężczyzna, z krótkimi, brązowymi włosami, kozią bródką, ubrany w trzyczęściowy, czarny garnitur z krawatem i w okularach przeciwsłonecznych. Jego ubranie było dość mocno wygniecione. Przypominał on Waltera Whita z włosami. Wyróżniała go dziwna, niebieska rzecz na uchu. Czytał menu, ale przyglądał się także pracownikom. Jego spojrzenie zatrzymało się na dłużej na Jane, jakby była ona kimś sławnym. 

- Witam, co Panu podać? - spytała Jane, uśmiechając się.

- T-Bone Steak z jajkami - odparł mężczyzna.

- Jaki ma być stek? - spytała Jane.

- Mocno wysmażony, a jajka lekko usmażone - powiedział klient. 

- Mocno wysmażony i lekko usmażone... Och, chciałabym też zaproponować nasz nowy syrop z granatu do naleśników, robiony przeze mnie - zaproponowała Jane, zapisując zamówienie. 

- Brzmi nieźle. Sama zrobiłaś syrop? - zainteresował się mężczyzna.

- Jasne że tak - zapewniła Jane, nie kryjąc swojej dumy. 

- To musisz mieć talent - przyznał mężczyzna.

Jane poszła do kuchni, aby przygotować zamówienie klienta. W międzyczasie, czekając na zamówienie, mężczyzna kliknął coś w swoim urządzeniu na uchu. 

- Znaleźliśmy idealną kobietę, Sir - szepnął mężczyzna. Tak naprawdę był on agentem FBI.  Agent Marcus East ciągle polował na Jeffa the Killera. Dzięki staraniom Departamentu Sprawiedliwości i determinacji agenta, nic nie mogło ich powstrzymać przed złapaniem Jeffa. 

- Idealnie. Zbierz innych agentów na następny tydzień. Znamy sposób, aby dopaść Jeffrey'a Woodsa.

- Zrozumiano.

Po chwili Jane przyniosła mężczyźnie jego zamówienie, wraz z kubkiem kawy. 

- Dziękuję bardzo, droga Pani - odpowiedziała Jane. Godzinę później Jane skończyła zmianę, zostawiając restaurację na noc.

- Do zobaczenia jutro, Alexis - pożegnała się Jane. 

- Pa, Jane - również pożegnała się Alexis.

Jane dotarła do banku krwi po około pół godziny. Spodziewała się, że będzie już zamknięte, ale, o dziwo, bank ciągle był otwarty. Pewnie czynne całą dobę. Na zewnątrz budynek prezentował się okropnie, ale wewnątrz było dość sterylnie i nieskazitelnie, podobnie jak w gabinecie lekarskim. Jane podeszła do recepcjonistki i oznajmiła, że przyszła oddać krew. 

- Dobry wieczór, proszę Pani. Jak mogę pomóc? - przywitała się uśmiechnięte recepcjonistka, przyjaznym, ciepłym tonem. 

- Przeczytałam waszą reklamę, w której napisaliście, że dajecie 15 tysięcy za oddanie krwi - powiedziała Jane. 

- Cudownie! Jak się nazywasz, kochana? - spytała kobieta.

- Jane Richardson.

- Dobrze, Pani Richardson, proszę iść wzdłuż korytarza, drugie drzwi po prawej - poinformowała ją recepcjonistka. 

- Muszę coś podpisać czy coś? - spytała Jane. 

- Nie.

- Och, całe szczęście - powiedziała z ulgą Jane. Recepcjonistka też się zaśmiała. 

- Dam Ci pieniądze, kiedy już będzie po wszystkim, złociutka - powiedziała z uśmiechem kobieta. 

Jane rzeczywiście miała czystą krew. 0- to była jej krew. Po kilku minutach, wydających się godzinami, lekarz, który pobrał krew Jane, nałożył bandaż na miejsce ukłucia i życzył dobrej nocy. Po przyjściu do recepcji, recepcjonistka przeglądała pliki na komputerze, gdy nagle zobaczyła Jane. 

- Kurczę, ta igła strasznie bolała - zażartowała Jane. 

- Ramię będzie Cię bolało przez dzień lub dwa - wyjaśniła recepcjonistka. 

- Nawet nie mów. 

- A oto twoje pieniądze, Pani Richardson. Całe 15 tysięcy.

- To będzie dobre na moją rentę - stwierdziła Jane. 

- Kłopoty z rachunkami? - zagadała kobieta.

- Mam trochę kłopotów odkąd moi rodzice nie żyją, i w ogóle... - wyjaśniła Jane. 

- Ojej, przykro mi. 

- Teraz tylko ja i moja młodsza siostra. Muszę być teraz dla niej rodzicem.

- Cóż, moje kondolencje dla Was - powiedziała ze współczuciem recepcjonistka. 

- Dziękuję, to wiele znaczy. 

- Życzę dobrej nocy, kochana. Bądź bezpieczna. 

- Nawzajem. 

Następnego dnia Jane mogła opłacić swoje rachunki i nie musiała martwić się nimi do następnego miesiąca. Podczas jej zmiany w IHOP, do Jane zadzwoniono z banku krwi, w którym była wczoraj.  O co mogło chodzić?

- Dziękujemy za zadzwonienie do IHOP, serwujemy teraz nowy syrop z granatu i tosty francuskie. Z tej strony Jane Richardson, jak mogę pomóc?

- Pani Richardson?

- To właśnie ja.

- Nazywam się Beth Williams, jestem jednym z doktorów w Bio-Medycznym Centrum Krwi. Chcielibyśmy wiedzieć, czy mogłabyś dać nam kolejną próbkę swojej krwi, w następnym tygodniu?

- Uhm, ok?

- Zapłacimy Pani 10 tysięcy dolarów.

Jane zamilkła na chwilę. 10 tysięcy za próbkę krwi?! Tak na serio?!

- Pani Richardson, jest Pani tam nadal?

- Och, tak, jestem. Powiedziała Pani...10...tysięcy, prawda?

- Tak, proszę Pani. 

- Dobrze, przyjdę za tydzień. 

- Dziękujemy bardzo, Pani Richardson. Do zobaczenia wkrótce. 

- Do zobaczenia. 

I rozłączyła się.

*Tydzień później*

Zaczynał się kolejny piękny dzień w Los Angeles. Jane powróciła do Bio-Medycznego Banku Krwi, żeby oddać znowu swoją krew i zdobyć łatwe 10 tysięcy. Nie musiała się już martwić o pieniądze. Ale czemu ten Bank Krwi był w stanie zapłacić jej 10 tysięcy za to? Nie była w stanie tego zrozumieć, ale jeśli dzięki temu mogła zyskać więcej pieniędzy na koncie, zapewniając stabilność sobie i siostrze, to czemu nie? Jane zobaczyła tą samą recepcjonistkę i doktora, co ostatnim razem, pamiętała ich dobrze. Kiedy było już po wszystkim, Jane włożyła pieniądze do swojego portfela i wyszła. Zanim jednak wsiadła w samochód, zaczepiła ją para dobrze ubranych kobiet. Jedna z nich pokazała odznakę agenta CIA.

- Jane Richardson? - spytała jedna z nich.

- Tak?

- Agent Tanya Margolis, CIA.

- O co chodzi? - spytała zdezorientowana Jane.

- Nie zrobiłaś nic złego, Pani Richardson, proszę się nie przejmować. Ale chcielibyśmy, abyś pojechała z nami.

- Gdzie dokładnie?

- Zobaczysz. Chodź z nami - oznajmiła druga agentka. Bez żadnych oporów Jane wsiadła do limuzyny i odjechała z dwoma agentkami. Gdzie one ją zabierają? Dlaczego ją zabrały? Co to miało znaczyć?

Kobiety zabierały Jane do głównej bazy CIA w Los Angeles, gdzie zamierzały jej wszystko wytłumaczyć po przyjeździe. Dziewiętnaście minut później limuzyna zatrzymała się pod główną bazą. Jane zauważyła, że był tam też zaparkowany van FBI i marszałka stanu. O co w tym wszystkim chodziło? Jane nie mogła tego pojąć. Nieważne, ile razy pytała się agentek, te odpowiadały jej, że informacje są strzeżone. Gdy znalazła się w środku, Jane powitał zimny podmuch z wentylacji. To był najgorętszy dzień świata. Jane została przyprowadzona do pokoju przypominającego pokój przesłuchań. Tam czekał kolejny już agent, mężczyzna. Jane usiadła.

- Witaj, Jane. Czekaliśmy na Ciebie - przywitał się agent. 

- Czy ktoś byłby skłonny wyjaśnić mi, o co tutaj chodzi? - zapytała podejrzliwie Jane. 

- Nie do końca. Po pierwsze, chciałbym powiedzieć, że przykro mi z powodu śmierci twoich rodziców. Zdaję sobie sprawę, że musiałaś ich bardzo kochać. Słyszałaś też zapewne, że policja ma duże trudności ze złapaniem sprawcy tego wszystkiego, Jeffrey'a Woodsa...

- Jeffa the Killera?

- Dokładnie. Jestem w kontakcie z FBI, Departamentem Sprawiedliwości i marszałkiem stanowym i wszyscy oni zobaczą, jak Jeff zostaje zatrzymany raz na zawsze .

- A jaki ma to związek ze mną? - spytała Jane.

- Po rozmowie z lekarzami w Bio-Medycznym Banku Krwi, dowiedziałem się, że masz idealny typ krwi i jesteś być może kluczem do pokonania Jeffa.

- Więc, powiedzmy to jasno - poprosiła Jane, starając się jakoś ułożyć sobie to wszystko w głowie. - Po tym, jak oddałam moją krew, wy i agenci chcecie mnie użyć do zatrzymania tego skurwysyna, Jeffa?

- Tak, proszę Pani. Wszystko, co musisz zrobić, to spotkać się z naszymi lekarzami. 

- Tylko... spotkać się z lekarzami? - powtórzyła Jane. 

- Tak, proszę Pani - odparł agent. 

- I po tym będę mogła wrócić do siebie?

- W swoim czasie. Obiecuję.

- Zatem... niech będzie - zgodziła się niechętnie Jane.

Zaraz po tym została zaprowadzona do kolejnego pokoju, gdzie okulista zrobił skan jej kryształowo niebieskiego oka, zrobił jej też testy na wzrok, czytanie z odległości itp. Skan jej ślicznego, niebieskiego oka, został zapisany w komputerze. Następnie badał ją kardiolog. Rzecz jasna, była pytana o takie rzeczy jak data urodzenia, waga, wzrost i inne takie. Jane miała mierzone ciśnienie krwi, wynik wyszedł 120/80, czyli normalny dla tak zdrowej, młodej dziewczyny jak ona.

- Bardzo dobrze - uznał kardiolog.  Sprawdził też bicie jej serca i poprosił, by oddychała, gdy badał ją stetoskopem. Kardiolog zapisał wszystko. Następnie Jane zaczął badać główny doktor. Sprawdzał jej oczy, uszy, gardło, refleks i inne takie. Jane łatwo wszystko zaliczyła. Pomyślała, że to już będzie wszystko i opuści ten budynek bez problemów, i pojedzie do siebie, ale zaczęła być prowadzona przez jakiś korytarz przez dwóch strażników. W trakcie tego, zauważyła jeden z pokoi, pełen ciał zakrytych czarnymi materiałami. Naliczyła 25 ciał, wszystkie to były kobiety. Martwe. O co tutaj chodziło? Zaczęła się bać, bo te kobiety nie wyglądały, jakby się rozkładały i w strachu spytała się, dokąd jest zabierana. Strażnicy odmówili jej odpowiedzi. Zadziałał instynkt i Jane zaatakowała jednego ze strażników. Przydały się jej umiejętności walki, których nauczyła się od ojca Mary, szeryfa Nika. Podczas brutalnej walki, Jane została nagle zabrana i uspokojona przez jednego z lekarzy. Wszystko stało się rozmazane i pociemniało jej. 

Jane, jęcząc, zaczęła po pewnym czasie dochodzić do siebie. 

- Gdzie... Gdzie ja jestem?

Była przywiązana do fotela, podobnego do tych w gabinecie dentystycznym. Dookoła niej było całkiem biało, oślepiało ją to, przez co pokój wydawał się czysty. Oprócz niej w pokoju nie było nikogo, a ona miała przed sobą szybę wenecką. Poczuła coś na swoim czole, co przypominało opaskę, dostrzegła elektrody i rurki dookoła niej. Jej nadgarstki i kostki były związane. Bez względu na to, jak mocno się szarpała, nie mogła się uwolnić. Po kilku sekundach mogła usłyszeć nieznany, kobiecy głos. To musiała być ta agentka lub naukowiec. 

- Pani Richardson, słyszy mnie Pani? - spytał głos, przyjaźnie. 

- Kto to?

- To ja, doktor Beth Williams z Bio-Medycyny. Nie chciałam, żeby było tak nieprzyjemnie, ale ci agenci i rząd powiedzieli, że masz bardzo zdrowy typ krwi i mieli rację.  Jeśli się zastanawiasz, to ja cię uspokoiłam. Będę tutaj, aby monitorować stan twoich narządów w trakcie tego procesu - powiedziała doktor Williams. 

- O czym ty mówisz?

- Jasne - odezwała się agentka Margolis. - Zabraliśmy cię tutaj, ponieważ masz idealny typ krwi, a także jesteś kandydatką do wzięcia udziału w tym eksperymencie, który zafundował urząd Stanów Zjednoczonych, za 603 miliony dolarów. Rozmawialiśmy z policją i mają ni problemy z dorwaniem osoby odpowiedzialnej za śmierć twoich rodziców, Bruce'a i Pauli, więc my, wraz z FBI, Departamentem Sprawiedliwości i marszałkiem stanu zgodziliśmy się pomóc w jego schwytaniu. Jeśli jeszcze nie zauważyłaś, w twoim ramieniu jest specjalna igła. Jeden z naukowców przyniesie specjalne serum, które zastąpi twoją krew. To zastrzeżone serum, ale ostatecznie pomoże ci to zemścić się na osobie, która zabiła twoich rodziców. - I wtedy pewien doktor oraz naukowiec weszli do pokoju, zaczynając przygotowanie Jane. Przynieśli ze sobą Płynną Nienawiść. Był on w specjalnym galonie z symbolem zagrożenia chemicznego. Z galonu wydobywało się światło, pochodzące z fioletowego płynu. Lekarz, który przyszedł upewnić się, że wszystko będzie gotowe i żeby monitorować bezpieczeństwo Jane zapewnił ją, że nie ma się czego bać i wszystko będzie dobrze. To sprawiło, że Jane poczuła się lepiej. Część jej bała się śmierci, ale inna część nie czuła strachu i była gotowa. Lekarz podłączył specjalną tubę do igły Jane, drugi koniec był w specjalnym kontenerze, bo tam miała zostać przetransportowana krew Jane. Miała ona zostać oddana amerykańskiemu Czerwonemu Krzyżowi, dla pacjentów, którzy mieli tą samą krew co Jane i potrzebowali transfuzji. Druga tuba była podłączona do galonu z Płynną Nienawiścią. To było jak wtaczanie do żył płynu, ale tym razem był to eksperymentalny wynalazek. Pomimo zapewnień personelu, że nie ma się czego bać, pojedyncza łza spłynęła po policzku Jane. Wtedy proces się rozpoczął. Wszystkie głosy, które słyszała, powoli się oddalały.

Cokolwiek się z nią działo, zaczynała widzieć swoich zmarłych rodziców. Po drugiej stronie szyby weneckiej lekarze mogli monitorować stan organów Jane, jej bicie serca, fale mózgowe itp. Jej serce biło spokojnie, wywołując dźwięk w aparaturze i pokazując normalną aktywność mózgową. Jane mogła zobaczyć, jak jej krew powoli wypływa z jej ciała, początkowo nie czuła nic, ale im bardziej traciła krew, tym bardziej czuła się słaba i senna, zupełnie jakby jakaś nieznana osoba odurzyła ją czymś i w ciągu kolejnych kilku minut, otoczenie Jane zaczęło znikać. Najpierw zemdlała z powodu utraty krwi, a potem...śmierć. Monitor, pokazujący pracę jej serca pokazał prostą kreskę, podobnie maszyna obserwująca jej aktywność mózgu, na chwilę Jane była w stanie śmierci klinicznej. Jane poczuła delikatną, znajomą dłoń, gładzącą jej policzek. To była jej matka, Paula. 

Otworzyła swoje oczy i, pomimo bycia zmarłą na kilka minut, wciąż była w tym pokoju. Był też tam jej ojciec, Bruce.  

- Mamo?

- Nie bój się, Janie... Mama tu jest - zapewniła ją słodko Paula. Widząc łzy w oczach swojej córki, przytuliła ją mocno, aby ją uspokoić. 

- Tato...

Bruce dał Jane całusa w czoło i też dołączył do tulenia swojej córki. Jane łkała, z powodu radości, że zobaczyła swoich rodziców. 

- Wszystko będzie dobrze z tobą, dzieciaku, wyjdziesz z tego - pocieszał ją delikatnie Bruce, aby ją uspokoić. Był ubrany w swój wojskowy mundur, ze wszystkimi odznakami, które lśniły w tym jasnym pokoju, w którym się znajdowali. Jego ubranie było pogniecione, a jego krótkie włosy błyszczące i zaczesane do tyłu. Jakby miał przyjść na jakieś spotkanie wojskowe. 

- Mamusiu, co się dzieje? - zapytała ją Jane, niczym dziecko. 

- Cóż, z powodu tego, że ci lekarze zupełnie spustoszyli twoje ciało, jesteś na razie nieżywa, ale spokojnie, ja i tata będziemy tutaj, póki nie wrócisz do życia, skarbie. Paula powiedziała to swoim jedwabiście przyjemnym głosem, kojąc serce Jane. 

- Jednej rzeczy, której nie mogłem znieść, jeśli chodzi o dożylne igły, to kiedy nie mogli znaleźć żyły. Mi się to zdarzyło, kiedy byłem dzieckiem i cierpiałem na sepsę. Czułem się jak jakiś ser szwajcarski. Stary lekarz nie mógł trafić w moją żyłę. Powinnaś wiedzieć, że bycie doktorem z doświadczeniem, nie wyleczy cię automatycznie ze ślepoty - powiedział Bruce, śmiejąc się i uśmiechając. Jane też uśmiechnęła się i zaśmiała się, wraz ze swoim tatą. Od dawna wiedziała, że jej tata bywa żartobliwy i potrafił ją rozśmieszyć bez starania się. Nawet po śmierci to zachował. To dlatego Paula tak go kochała. Rodzice Jane byli z nią, póki Płynna Nienawiść nie zaaplikowała się.

- Twój ojciec w ogóle nie mógł znieść igły w swoim ramieniu, słoneczko. Ale szczepionki wcale nie robiły na nim wrażenia. To dożylna igła go przerażała. Nawet jak był mały, to mdlał na widok większej igły - wyznała Paula, też chichocząc. 

- Hej, ta jest wielka! - komicznie zaprzeczył Bruce. 

- Wiem, po przebudzeniu się będzie boleć - powiedziała Jane.

- Patrząc na to, na czym jesteś, to nie zdziwiłabym się, kochanie - skomentowała matka Jane.

- Powinnaś po tym wziąć ciepłą, przyjemną kąpiel z Epsom Salts - zalecił jej ojciec, głaszcząc jej włosy.

- Dobry pomysł - stwierdziła Jane.

- Pamiętaj o jednej rzeczy, moja malutka Janie, jeśli kiedykolwiek będziesz potrzebować mnie lub taty, to zawsze jesteśmy z tobą - powiedziała jej Paula, wskazując na miejsce, gdzie było serce Jane. 

- I będziemy też żyć w twoich snach, kochanie - dodał uśmiechnięty Bruce.

- Jesteśmy tacy dumni z ciebie. Jessie ma takie szczęście, mając taką kochaną siostrę jak ty.  Zawsze będziemy cię pilnować, skarbie - powiedziała słodko Paula. 

- Kochamy Cię, Jane - dodał Bruce. 

- Och, ta fioletowa substancja zaraz się skończy - spostrzegła Paula, wskazując na prawie pustą butlę po Płynnej Nienawiści.

- Kocham Cię, mamo. Kocham Cię, tato - powiedziała rodzicom Jane, tuląc ich ostatni raz, zanim ostatecznie powrócą do Nieba. 

- Też Cię kochamy, Janie - powiedziała Paula, dając jej ostatniego całusa na pożegnanie. 

Jane powoli odzyskiwała przytomność. Aparatura zaczęła znów działać, pokazując, że serce i mózg pracują, podobnie jak inne organy. Jak tylko zaczęła widzieć, spostrzegła, że wciąż jest w tym samym pokoju. Spojrzała w dół i zauważyła, że jej ręce są teraz białe jak papier, była blada niczym trup. Krzyknęła, z powodu utraty swojego naturalnego koloru skóry oraz dostrzegła, że kiedyś włosy w kolorze platynowego blondu, teraz były czarne jak węgiel. Spróbowała wydostać się, pewna, że to nie wyjdzie, ale tym razem, z podwyższoną siłą, wyrwała się z trzymających ją pasów i wszystko z siebie zerwała. Zerwała z nóg pasy i wstała z krzesła. Spojrzała z czystą, morderczą wściekłością w stronę szyby, krzycząc ze złości.

- CO WYŚCIE, DO CHOLERY, ZE MNĄ ZROBILI?!

- Będzie doświadczać epizodu niekontrolowanej złości przez dziewięćdziesiąt sekund - powiedział reszcie grupy jeden z lekarzy.

- Jest Pani teraz pełna Płynnej Nienawiści, Pani Richardson - przypomniała jej agentka Margolis.

- Wyglądam jak pieprzona mąka!

- To dlatego że twój naturalny kolor odszedł z krwią, Jane.

Jane po prostu chwyciła krzesło, które tam było, i rzuciła nim w szybę, roztrzaskując ją na kawałki. Schwyciła jednego z lekarzy, którzy monitorowali jej stan, i rzuciła nim o ścianę z nadludzką siłą, powodując przy tym powstanie dużej dziury. Jeden z doktorów uruchomił alarm, żeby wezwać uzbrojonych strażników i personel medyczny, aby unieruchomili Jane. Inny wyciągnął strzykawkę, chcąc nią trafić w szyję Jane, ale dziewczyna chwyciła ją i wbiła mu między oczy. Dwóch strażników z pistoletami spróbowało ją zastrzelić, ale dziewczyna chwyciła tylko ich ramiona, kierując ich na siebie, przez co trafili na siebie nawzajem. Jeden z agentów strzelił w Jane, ale nic jej to nie zrobiło. Rana automatycznie i natychmiast się zagoiła. Jane zaatakowała agenta, który ciągle w nią strzelał, i skręciła jego nadgarstek, pokazując kości i żyły, rozpryskując krew. Większy ze strażników próbował ją uspokoić, ale Jane tylko szybko owinęła się wokół niego, by przeskoczyć na jego tyły i wykręcić mu szyję. Ta rzeźnia trwała dalej, gdy tylko Jane wzięła posty kontener po Płynnej Nienawiści, rozbiła go o ziemię i z użyciem jednego z kawałków zadźgała jednego z agentów na śmierć. Jej ubrania całe były teraz we krwi. Wszędzie dokoła były trupy, dziury po kulach, śmierć. Jane spojrzała na wciąż trzymającą się grupę, która już nie miała szyby, i przemówiła do nich złowieszczym tonem. 

- Dziękuję, za ocalenie mnie. Dziękuję, za zrobienie ze mnie tego, czym jestem. Wiem teraz, co muszę zrobić. Muszę zabić Jeffrey'a Woodsa i zakończyć jego terror raz na zawsze. Jeśli nie zostanie zatrzymany, więcej żyć zginie. Jestem teraz o wiele silniejsze, jestem niepowstrzymana, niezniszczalna. Bronie są bezużyteczne przeciwko mnie. Ktokolwiek odważy się stanąć na mojej drodze, będzie widział mnie jako ostatnią rzecz w swoim życiu. Zabiję Jeffa the Killera, i nikt mnie nie zatrzyma. 

Po dziewięćdziesięciu sekundach morderczy epizod skończył się i Jane wróciła do normalności. Ci sami lekarze, którzy badali ją, chcieli zrobić jej kilka dodatkowych badań, w tym prześwietlenia. Jane stała zatem naga, jak w dniu narodzin, podczas sprawdzania, czy nie ma żadnych zmian. Zero defektów. Była jeszcze piękniejsza, pomijając fakt, że była trupio biała i miała czarne oczy. 

- Ok, Pani Richardson, prosiłbym, aby Pani przeczytała, co tutaj jest napisane - poprosił okulista.

- E, F, P, T, O, Z, L, P, E, D, P, E, D, F, C, Z,  P, F, E, L, O, P, Z, D, 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7. Wydrukowane przez Century City Optomery, 10250 Santa Monica, Blvd, Suit 107, Los Angeles, Kalifornia, 90067.

Okulistę zdezorientowało to, że Jane przeczytała to wszystko. Założył specjalne okulary i wyczytał na tablicy to, co ona powiedziała. 

- Umm, wow - uznał, nieco zgłupiały. 

- Więc, doktorku, będę mieć jeszcze jakieś testy wzrokowe, czy już mogę iść do domu? Czy dasz mi kolejny test wizualny, czy będziesz tak stać i gapić się na mnie?

- Um, po prostu będę stał i gapił się na Ciebie cały dzień - powiedział doktor, widząc Jane nagą.

- Czyli mogę iść, tak?

- Tak...

Jane wzięła swoje ubrania, które były w torbie lekarskiej, i w pełni naga, nie zwracając uwagi na ludzi, zaczęła wracać do domu. Podczas powrotu zobaczyła jakieś ubrania wiszące na wieszaku, do wyschnięcia, w domku na przedmieściach. Te ubrania jej pasowały. Były to czarne dresy, czarny podkoszulek i czarna bluza. Pachniały słodko, gdy zdjęła je i ubrała. Jedyne rzeczy, których nie miała we krwi, to były jej czarne buty. Po powrocie do domu, zdjęła skarpetki i buty, i zawołała swoją młodszą siostrę, żeby powiedzieć jej, że jest ok. Jessie czekała na nią. Podobnie jak Mary. Jessie od razu wbiegła w ramiona starszej siostry i uściskała ją mocno. Mary przytuliła je obie, dając też buzi swojemu króliczkowi.

- Kochanie, tak się cieszę, że jest z tobą w porządku, tak się martwiłam - wyznała z ulgą Mary, szczęśliwa, że z Jane jest w porządku. 

- Wiedziałam, że wrócisz - dodała Jessie, płacząc ze szczęścia.

- Oczywiście, że wróciłabym - powiedziała Jane, przytulając swoją siostrę, pełną emocji. 

Jeff ma sporo konkurencji... Tylu kryminalistów dookoła.

Nie idź spać, nie obudzisz się...

Jane the Killer idzie po Ciebie!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro