Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Candy Pop - The Purple Ballon

To były czasy, takie jak te. Kiedy chciałam, mogłam uciec nigdy nie patrząc wstecz. Chciałam krzyczeć, ale mogłam ze stresu jedynie płakać. To wszystko przez to, z jakiej pochodziłam rodziny. Mój ojciec i macocha zawsze skakali sobie do gardeł jak lwy walczące o kawałek mięsa. Nigdzie nie było spokoju, czasami chciałam wejść do jakiejś dziury i już nigdy z niej nie wychodzić. Codziennie modliłam się do Boga, by następny dzień był choć trochę lepszy. Nigdy się to nie spełniało.

Jedyne czego nie mogę się doczekać to sen. Uczucie ucisku z powodu zaniedbania mojej macochy zwiększa się z każdym dniem. Czasami, gdy leżę w łóżku, rozmyślam o rodzinie i przyjaciołach, nawet by mi ich brakowało gdybym odeszła. Czy będą za mną płakać?  Kto by płakał za małą, wiecznie zestresowaną dziewczyną. Jedyną miłością jaką czułam była miłość do mojego ojca, jednak z każdym dniem robiło się coraz gorzej. Walki były coraz bardziej gwałtowne, a były dni, kiedy mogłam znaleźć mojego ojca płaczącego w kącie, z ranami na twarzy, siniakami na rękach i nogach i modlącego się o cud.

Zapadła noc, czekałam w swoim pokoju kilka godzin. Tykanie cholernego zegara przyczyniało się do mojej frustracji, więc nie słyszałam kolejnych agresywnych argumentów, którymi mój ojciec i macocha na zmianę się wymieniali. Mój niepokój wzrósł, więc w pośpiechu złapałam za klamkę i otworzyłam drzwi. Stałam nieufna przed człowiekiem w drzwiach, patrzyłam na jego zmęczoną twarz i powoli do niego podeszłam. To był mój tata, pobity, załamany i posiniaczony, macocha wyładowywała na nim swój gniew. Emocje wzięły górę, pomyślałam "dość tego", przestałam myśleć. Złapałam mojego ojca za rękę kierując się do wyjścia, lecz na drodze stanęła macocha, popchnęłam ją na bok widząc ogromną złość na jej twarzy.

Szybko posadziłam ojca w samochodzie na miejscu pasażera, usiadłam na miejscu kierowcy i zobaczyłam macochę wychodzącą z domu i przeklinającą moje imię.

"ALEXA!" - zawoła ochrypłym głosem.

Zignorowałam ją, chciałam zabrać mojego ojca od niej jak najdalej. Najszybciej jak mogłam starałam się znaleźć klucze do samochodu. Nagły wybuch okna w samochodzie wprowadził mnie w stan szoku, moja macocha stała z kijem baseballowym i rozbijała nim szybę. Krzyknęłam z przerażenia, moja macocha próbowała wyciągnąć klucze ze schowka. Ojciec zdołał wyjąć je przed macochą, zrzucił mnie z miejsca kierowcy, usiadł i odpalił samochód. Odjeżdżając, zostawił za sobą tylko ogromną smugę dymu.

Spanikowałam, prosiłam tylko ojca żeby zwolnił. Samochód tylko przyśpieszał, aż mój ojciec stracił panowanie nad samochodem. Byłam przerażona, nagle samochód wjechał w jakiś dołek, zaczęły się turbulencje, a potem wjechał w latarnie. Te ograniczone pasy bezpieczeństwa, które trzymały mnie przy fotelu, złamały się i wypadłam przez przednią szybę, uderzyłam o latarnię, a jak już spadłam, od razu zemdlałam

Czułam się dziwnie leżąc na twardej i zimnej ziemi, czułam, jakby ktoś dotknął mojej twarzy i poczułam gęsią skórkę po czym natychmiastowo otworzyłam oczy. Chwycił mnie nagły, silny ból głowy, poczułam to twarde lądowanie. Strasznie cierpiałam. Moje ręce dotykały ziemi i słyszałam jedynie ciszę. Nie było rozmów ludzi ani śpiewu ptaków. Tylko chłodny wiatr uderzył moją twarz i lekko rozwiał mi włosy. Rozglądałam się wokół i wołałam ojca.

"Tato?" - nie było odpowiedzi.

Mimo bólu, wrzasnęłam przerażona nawołując swojego ojca. Nadal nie było odpowiedzi. Z każdym krzyknięciem mój głos był coraz mocniejszy, z wyczerpania musiałam się zatrzymać. Zanim straciłam ojca, straciłam głos. Ocknęłam się i zaczęłam przecierać oczy, im bardziej tarłam, tym więcej światła znikało w ciemnościach. Poczułam dziwne uczucie, gdy cała czerń sprzed oczu zniknęła, oślepił mnie jeden punkt. Otaczał mnie całkowity mrok, słaby, dziwny dźwięk odbijał się echem od ścian i wędrował przez moje uszy. Bezcielesny dźwięk dodał mi więcej lęków. Zawołałam z nadzieją, że to mój ojciec.

"H-halo? Tato, to Ty?"

Czekałam kilka minut na odpowiedź, ale nikt nie wszedł aby potwierdzić moje obawy. Usłyszałam za mną kroki. Moje włosy na szyi wyprostowały się i szybko się odwróciłam. Stał za mną błazen o niebieskich włosach ubrany w niebiesko-fioletowy strój dodający mu kokieterii. Spojrzał na mnie znudzony i szybko zauważył, że się boję. Dźwięk, który emitował, był słaby, prawdopodobnie dochodził z dzwoneczków przyczepionych do końców jego włosów. Nie mogłam oderwać od niego wzroku. Błazen przybliżył się do mnie z uśmiechem. Nie byłam pewna, czy mam w to wierzyć, czy jest to tylko moja wyobraźnia. Nie rozumiałam, skąd on jest i jak znalazłam się w tym ciemnym, zapomnianym pomieszczeniu. Nagle błazen zaczął robić sztuczki, co trochę mnie zdziwiło. Jedną z jego sztuczek było robienie różnych kształtów z fioletowych baloników, patrzyłam ze zdziwieniem, a on tylko spojrzał na mnie i uśmiechnął się ponownie. Balon miał buźkę, błazen ofiarował mi go, ale nie chciałam go wziąć. Szczególnie dlatego, że był dla mnie obcy, nie wiem skąd się wziął, ale nie miałam czasu się bawić, musiałam znaleźć mojego ojca. Zrobił tylko kilka kroków do tyłu i się odwrócił, po chwili spojrzał na mnie. Z rozczarowaniem skinął głową i jeszcze raz zaproponował mi purpurowy balonik. Nie mogłam znieść dziwnej ciszy między nami, więc zebrałam trochę odwagi i spytałam:

"Kim jesteś?" - szepnęłam.

Błazen nie odpowiedział. Spytałam jeszcze raz i znowu nie usłyszałam odpowiedzi. W końcu wyciągnął z kieszeni notes i podał mi go. Zauważyłam, że litery na nim jakby tańczyły, ale po chwili ułożyły się w wyrazy.

"Candy Pop?" - spytałam.

Jedyną odpowiedzią był szeroki i długi uśmiech. Nie wiem dlaczego, ale za każdym razem gdy się uśmiechał, czułam ciarki na plecach. W jakiś sposób coś od niego wyczuwałam, ale jeszcze tak do końca nie wiedziałam co. Znowu zaczął robić sztuczki, lecz tym razem jego fioletowy balon zniknął z jego rąk i przemienił się w niebieskiego lizaka, po chwili pokazał się drugi i kolejny. Wreszcie trzymał trzy lizaki różniące się od siebie. Nie byłam pewna co powiedzieć lub o co zapytać, więc tylko patrzyłam w milczeniu. Podszedł, otworzył moją dłoń, po czym włożył do niej trzy lizaki i zamknął ją w pięść. Po raz kolejny błazen wyciągnął fioletowy balon, przykucnął odwracając się do mnie plecami i słyszałam tylko dźwięk rozciągającej się gumy. Gdy skończył odwrócił się do mnie i podał mi balon w kształcie kwiatka.

Na twarzy błazna pojawił się słodki i miły uśmiech. Nie byłam pewna, dlaczego był taki wytrwały i wciąż próbował mi wręczyć balon, może próbował się tylko zaprzyjaźnić. Więc w końcu postanowiłam mu zaufać i przyjąć balon. Zbadałam balon i spojrzałam na Candy Popa, jego słodki uśmiech zmienił się w złowrogi. Cofnęłam się i mocno przytuliłam balon, poczułam jakby moje ciało podnosiło się ponad ziemię. Coraz wyżej i wyżej, w stronę światła. Nie mogłam powstrzymać strachu.

"C-Co to jest??" - gorączkowo krzyknęłam, lekko się jąkając.

Bez względu na to co robiłam, nie mogłam oderwać rąk od balona. Światło przede mną stawało się coraz jaśniejsze. Spojrzałam w dół i zobaczyłam złowieszczy uśmiech błazna machającego mi na pożegnanie. Próbowałam skoncentrować się na Candy Popie, jednak zauważyłam coś. Jego cień nie pasował do jego ciała. Jego cień wyglądał jak najprawdziwszy diabeł. To był sam Szatan w przebraniu. W jednej chwili usłyszałam wiele szeptów otaczających mnie. Zaczęło kręcić mi się w głowie, zamknęłam oczy i mocno błagałam, aby to wszystko znikło. Jasne światło stawało się coraz jaśniejsze i zaczęło mnie palić, aż usłyszałam głos mojego ojca budzącego mnie ze snu.

"Alexa! Alexa! Obudź się! Alexa!"

Ojciec wołał mnie. Moje ciało było tak zimne, jakbym nie żyła już od jakiegoś czasu. Moje oczy powoli się otwierały, a światło stawało się coraz jaśniejsze i powoli zaczęłam koncentrować się na lampach ulicznych świecących nade mną. Mój ojciec przykucnął obok mnie by sprawdzić, czy wszystko w porządku.

Niemal natychmiast przytuliłam go, płacząc i ignorując ból. Po tym straciłam przytomność, wiedziałam, że to z powodu utraty krwi. Ojciec szybko zabrał mnie do szpitala. Był na tyle uprzejmy, aby mnie nieść. Był wyczerpany, ale całą drogę biegł.

Od wypadku minęło kilka tygodni, ale wciąż nie mogę pozbyć się uczucia, że coś jest nie tak. Po prostu zlekceważyłam te myśli i wzięłam głęboki oddech. W głębi duszy, byłam zadowolona, że mieszkamy z dala od mojej macochy i że wraz z ojcem przeżyliśmy wypadek. Deszcz uderzał o szybę, a z moich głębokich myśli wybudził mnie lekarz otwierając drzwi. Moje serce podskoczyło i przez chwilę milczałam. Powoli przeniosłam głowę w jego stronę i zobaczyłam, że jest skierowany do mnie plecami. Lekarz odwrócił się do mnie i moje serce zamarło. Zauważyłam, że trzyma coś w ręku, zaczął cicho do mnie mówić.

"Zgubiłaś balon, który ostatnio Ci dałem, ale nie martw się Alexo... Mam dla Ciebie nowy..."

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro