Komu w drogę, temu czas...
Narrator
Czas biegł nieubłaganie. Mijały dni, które każdy sportowiec, związany z zimą, spędzał na przygotowaniach i ewentualnych konkursach w swojej dyscyplinie. Tyczyło się to między innymi skoczków narciarskich, którzy od końca listopada non-stop byli w trasie. Nie mieli praktycznie żadnej chwili wytchnienia, jednak mimo to byli szczęśliwi, robiąc to, co kochają. Zupełnie inaczej przedstawiała się jednak sprawa u łyżwiarzy figurowych. Ponieważ ich sezon zakończył się już w grudniu mieli czas na odpoczynek z rodziną i spokojne treningi do zbliżających się igrzysk olimpijskich. Wszystkich ich łączyło jednak to, że w lutym, do Korei Południowej, pojechali z nadzieją, że wykorzystali czas przygotowań jak najlepiej.
Yukine
Szósty luty był dniem pełnym roboty. Musiałam przypilnować, żeby w mojej walizce znalazły się jedynie najpotrzebniejsze rzeczy, bo prawdopodobnym było to, że sama będę musiała nieść bagaż. Po sprawdzeniu listy, którą zrobiłam, doszłam do wniosku, że mam wszystko. Nie zapinałam jednak walizki, ponieważ byłam na sto procent pewna, że moja trenerka będzie musiała jeszcze coś tam wepchnąć. I jak zwykle mój instynkt okazał się nieomylny. Tatjana, która oprócz swojego męża przywiozła jeszcze moich rodziców, aż złapała się za głowę.
-Yukine, dziecko drogie, czy ty nie widzisz, ilu ty rzeczy nie spakowałaś? Gdzie sukienka na galę? Nie mówiąc już o szpilkach ani o baletkach. Jak ty chciałaś tak jechać?!-spytała zbulwersowana-Idziemy znaleźć coś odpowiedniego-pociągnęła mnie za rękę pozostawiając zaskoczonych gości w przedpokoju
Po rewolucjach, które Rosjanka wprowadziła do mojej walizki w końcu mogliśmy pojechać na lotnisko. Przed odprawą wyściskałam rodziców, którzy kazali mi na siebie uważać i męża Tatjany, który prosił, bym miała na nią oko. Obiecałam, że się postaram i poszłyśmy. W Korei, razem z całą resztą reprezentacji Japonii w łyżwiarstwie figurowym, znaleźliśmy się już po dwóch godzinach lotu. Z lotniska odebrał nas minibusik, którym pojechaliśmy do hotelu. Po zakwaterowaniu poszłyśmy się przejść. Ponieważ żadna z nas nie była nigdy przedtem w Korei, chodziłyśmy podekscytowane, rozglądając się na wszystkie strony. Z racji, że do igrzysk pozostało niewiele czasu prawie na każdym kroku można było spotkać sportowca ubranego w narodowe barwy swojego kraju. Co prawda rodacy mojej trenerki nie mogli startować pod flagą Rosji, ale udało im się tak umówić, że i tak mieli identyczne stroje. Miałyśmy już wracać, kiedy w oczy rzucił mi się wysoki, podświetlony obiekt. Nigdy wcześniej nie widziałam niczego podobnego, więc stuknęłam Tat w ramię.
-Jak myślisz, co to może być?-spytałam
Kobieta przyjrzała się kształtowi i po pobieżnych oględzinach doszła do wniosku, że jedyne, co jej to przypomina to UFO. Z tego powodu, nawet mimo moich próśb, nie zgodziła się na dalszy spacer. W hotelu obejrzałyśmy jakiś serial, który akurat leciał w telewizji, a potem poszłyśmy spać.
Junshiro
Nasza coroczna wycieczka po Europie nigdy nie przysporzyła nam jeszcze tylu kłopotów. W styczniu, po ostatnim z konkursów Turnieju Czterech Skoczni, na lotnisku zgubił się mój brat. Między mistrzostwami świata w lotach, a konkursami w Zakopanem zaginęła walizka Taku, a na sam koniec jeszcze Ito złapał katar. Udało nam się jednak stosunkowo szybko ogarnąć i pod przewodnictwem Yokokawy-senseia udaliśmy się do Peyong Changu. Tym razem, bez większych przygód, udało nam się dotrzeć na miejsce. Byliśmy zmuszeni, z całym sprzętem, iść na piechotę, ponieważ organizatorzy najwyraźniej o nas zapomnieli i nie podstawili żadnego środka transportu. Nie było to łatwe zadanie, ale wykorzystując nieco naszego biednego trenera daliśmy sobie radę. Kiedy polokowaliśmy się w pokojach nie było mowy o jakimkolwiek treningu, mimo że dochodziła dopiero dwunasta. Wszyscy, łącznie z trenerem, padliśmy na łóżka i nie ruszyliśmy się z niego do momentu, aż Taku zrobił się głodny. Jako dobry przyjaciel postanowiłem poświęcić się i odwiedzić z nim najbliższy sklep. Nie spieszyło nam się zbytnio, więc kiedy wychodziliśmy ze sklepu było już ciemno. Licząc, że nikt nas nie pozna postanowiłem skorzystać z wielkiej zaspy śniegu leżącej tuż przy wyjściu z supermarketu i wepchnąć do niej Taku. Ten, ponieważ znał mnie doskonale, przewidział moje ruchy, i w momencie, kiedy zacząłem szykować się do wykonania akcji pociągnął mnie za sobą. Wylądowaliśmy w zaspie jeden na drugim, prawie stykając się twarzami. Usłyszałem, jak jakieś dziewczyny prychnęły, widząc nas leżących tak w zaspie i zacząłem się zastanawiać, co by zrobiły, gdyby spędzały tyle czasu z Kraftem i Hayboeckiem co my. Kiedy przestałem się śmiać, a dużo bardziej poszkodowany Takeuchi otrzepał się ze śniegu ruszyliśmy w drogę powrotną. Kiedy dotarliśmy z powrotem do budynku okazało się, że kolacja dobiega końca. Ile sił w nogach popędziliśmy więc na stołówkę licząc, że coś jeszcze dla nas zostało. Na nasze szczęście mieliśmy w swojej kadrze Noriakiego, który o wszystko zawsze się troszczył, więc posiłek czekał na nas na stole. Podziękowaliśmy mężczyźnie i zjedliśmy coś bardzo podobnego do sushi. Potem z naszym wspaniałym dziadkiem udaliśmy się do reszty, która organizowała wspólne oglądanie filmów. Sam nie wiem, do której nad tym siedzieliśmy, bo w okolicy północy odpłynąłem.
____________
Wybaczcie opóźnienie, ale jestem na obozie gdzie prędkość wifi powala xd
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro