Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

22.

Harry's POV

Kurwa mać! Nie mogłem uwierzyć w to co mówi Louis, jedyne co potrafiłem zrobić to wgapiać się w niego szeroko otwartymi oczami, jedno spojrzenie na moją siostrę wystarczyło żeby stwierdzić, że chce mnie zamordować.

- Mówiłam ci kretynie żebyś z nimi porozmawiał! – wrzeszczy szybko kierując się w moją stronę. – Ale nie, ty byłeś mądrzejszy i wolałeś zamienić cały weekend w największy koszmar! Zamorduję cię – uderza mnie w klatkę piersiową, i pomimo mojego szybkiego refleksu udało jej się kilka razy przyłożyć mi w twarz. – Mam nadzieję, że jesteś z siebie zadowolony! Przez własną głupotę straciłeś najlepszą dziewczynę, jaka mogła ci się trafić.

- Gemma – zaczynam ale szybko zakrywa mi buzię ręką.

- Teraz ja mówię – stwierdza wściekła. – Nie wiem jak to zrobisz, bo ja ci w tym nie pomogę, masz się do cholery ogarnąć i zająć swoimi obowiązkami! Masz naprawić swoją relację z Lou i w końcu wziąć odpowiedzialność za wytwórnię, a co najważniejsze masz znowu zajmować się Brooklyn'em i to ty mu wyjaśnisz dlaczego miałeś go w dupie i chodziłeś się puszczać na prawo i lewo, nie interesuje mnie to jak to zrobisz, ale jeśli w końcu się za siebie nie zabierzesz to wiedz, że zabiorę ci prawa do małego – stwierdza, a mi odbiera mowę. – Uwierz mi, że nie chcę tego robić, ale nie będę miała wyboru, Brooklyn cierpi, codziennie pyta o ciebie i o Zoey, za każdym razem zmyślamy jakieś bajki żeby tylko nie płakał, bo jego tata już go nie kocha, jeśli się za siebie nie weźmiesz to stracisz nie tylko dziecko, ale także wytwórnię i resztę przyjaciół, która jakimś cudem jeszcze przy tobie została – mówi i wraca do przeglądania dokumentów. – A i jeszcze jedno, na twoim miejscu to bym się nie pokazywała Nick'owi na oczy, no chyba że chcesz porządnie oberwać, to śmiało nie będę cię zatrzymywać – dodaje, a ja domyślam się, że Zoey mu o wszystkim powiedziała.

- Louis w czym ci pomóc? – pyta mama szybko zbierając rzeczy z podłogi i rzuca torebkę na jeden z wolnych foteli.

- Trzeba przełożyć te spotkania na terminy najbliżej za dwa tygodnie i trzeba ogarnąć trochę ten bałagan – pokazuje na biurko i upija kilka łyków napoju z jego czarnego kubka.

- Panie Tomlinson, pan Robinson czeka w sali konferencyjnej – mówi asystentka mojego przyjaciela.

- Idź, my sobie damy radę – mówi moja mama, a Tommo bez słowa wychodzi z gabinetu.

- Co tu robi Robinson? – pytam lekko zachrypniętym głosem.

- Louis chce zakończyć waszą wspólną współpracę – mówi tylko moja siostra nawet nie zwracając na mnie uwagi, ale ta informacja dosłownie zwala mnie z nóg, gdybym nie złapał się stojącego regału, już bym leżał na ziemi.

- Jezu nie.

Obie się nie odzywają zajęte papierami, korzystając z ich nieuwagi szybko wychodzę z gabinetu przyjaciela, a właściwie chyba już byłego przyjaciela i idę do swojego, gdzie wita mnie trochę mniejszy ale jednak bałagan na biurku. Po godzinie przeglądania papierów dotarło do mnie jak wielkie szkody wyrządziłem naszej wytwórni, wcale mnie nie dziwiło, że Lou stracił do mnie cierpliwość. Załamany natłokiem informacji, zacząłem ogarniać ten bajzel, jednak szło mi to bardzo opornie, gdzieś po dwóch godzinach przyszła do mnie mama i bez słowa zaczęła mi pomagać.

- Jutro Louis ma wolne, od samego rana zaczniesz naprawiać ten bajzel jakiego narobiłeś, a teraz mnie posłuchaj, Lou na pewno ci o tym nie powie ale jego mama jest chora, codziennie jeździ do jej kliniki żeby sprawdzić jak się czuje, więc od następnego dnia codziennie będzie wychodził o czwartej, a ty będziesz zostawał dłużej, czy ci się to podoba czy nie, biedak zaniedbywał wszystko byle ta wytwórnia nadal stała, więc chociaż tyle możesz na razie dla niego zrobić – mówi surowym tonem, na co bez słowa kiwam głową. – Świetnie, że w końcu coś do ciebie dociera.

Głośno wzdycham i wracam do pracy, siedziałem w biurze całą noc, mama bez słowa wyszła kilka minut po dziesiątej, ale później dostałem od niej wiadomość, że razem z Robinem przyjadą koło ósmej. Po raz kolejny przecierając oczy próbowałem skupić się na umowie, którą czytałem ale nie dałem sobie z tym rady, zirytowany odłożyłem kartkę na biurko i zamykając oczy odchyliłem się na fotelu. Nie zauważyłem, że zasnąłem, dopiero trzaśnięcie drzwiami mi to uświadomiło.

- Byłeś tutaj całą noc? – pyta mama przyglądając się mnie uważnie.

- Troszkę się zasiedziałem – mówię trąc oczy. – Ogarnąłem trochę tych papierów.

- To dobrze, jedź do domu wziąć prysznic i się trochę przespać, widzimy się tutaj o drugiej – stwierdza Robin na co tylko kiwam głową i szybko wracam do pustego domu, byłem w nim pierwszy raz od kilku tygodni. Przez ostatnie pół roku prawie każdą noc spędzałem u mojego przyjaciela Ed'a, cholernie bolało mnie spędzanie czasu w miejscach gdzie Zoey bawiła się z Brooklyn'em, wszystko mi o niej przypominało nawet głupi kubek, w którym zawsze piła herbatę. Nie miałem serca wyrzucić jej rzeczy tak jak mówiła, wszystko zostało na swoim miejscu, teraz gdy znam całą prawdę cała ta sytuacja nie ma dla mnie sensu, ale sam jestem sobie winien. Gdybym tylko nie był taki głupi i z nią o tym porozmawiał, nadal byli byśmy szczęśliwą parą, ale jak to zawsze bywa, musiałem wszystko koncertowo spierdolić. Wściekły na siebie spoglądam na pokój mojego syna, wzdycham ciężko wiedząc jak bardzo zjebałem sprawę.

- Muszę wszystko naprawić – mówię do siebie gdy idę do łazienki.

Zoey's POV

Miesiąc od przyjazdu mojego brata do Los Angeles minął cholernie szybko, po ponad poł roku ciężkiej pracy, w końcu dostałam zasłużone wolne, Dave z okazji, że oboje mamy przerwę od pracy, zorganizował wyjazd niespodziankę i teraz znajdujemy się w przepięknej Tajlandii. Mimo iż będziemy tutaj tylko cztery dni bardzo się cieszę, że możemy w spokoju spędzić je sami, przez natłok pracy w radiu prawie w ogóle nie spędzaliśmy ze sobą czasu.

- Cześć kochanie – mówi Dave przytulając się do moich nagich pleców.

- Hej – odpowiadam odwracając się w jego stronę.

- Jak ci się spało? – pyta szeroko uśmiechnięty. – Bo mi naprawdę fantastycznie.

- Mogło być lepiej – udaję obojętną na co on tylko kręci głową rozbawiony i przerzuca mnie sobie przez ramię. – Zostaw mnie zboczeńcu.

- Skoro tak, to chyba musze ci przypomnieć jak jęczałaś z rozkoszy zaraz po naszym przyjeździe tutaj.

- Dave puść mnie – wierzgam we wszystkie strony co go tylko rozbawia.

- Nie kochanie – mówi i rzuca mnie na łóżko ale zamiast pocałunków zaczyna mnie łaskotać. – Boże, wyglądasz tak seksownie w tej bieliźnie – mówi zaprzestając swoich ruchów, łapie moje dłonie w nadgarstkach i uniemożliwia mi jakikolwiek ruch nimi. – Co by ci tutaj zrobić?

- Puścić mnie wolno, żebym mogła zrobić śniadanie? – podsuwam, na co on tylko się szczerzy.

- Kuszące, ale to by było zbyt łatwe – zastanawia się chwilę po czym szeroko się uśmiecha. – Pójdziemy dzisiaj na plażę.

- Nie – jęczę kręcąc głową. – Dobrze wiesz jak bardzo tego nienawidzę, nie możemy zostać w domu i popływać w basenie? – proponuję.

- Nie, idziemy na plażę i koniec, no chyba, że chcesz żebym zabrał cię na zakupy, gdy rozmawiałem z właścicielem domu to mówił, że całkiem niedaleko jest centrum handlowe.

- Dobra, pójdziemy na plażę – mówię niezadowolona na co on tylko cicho się śmieje i całuje mnie w policzek. – Diabeł.

- Cały twój – mruga i puszcza moje nadgarstki, a mnie przypomina się jedna bardzo ważna rzecz.

- Skoro idziemy na plażę, to chyba założę te nowe czarne bikini – mówię chytrze się uśmiechając, przez co Dave mruży na mnie oczy. – Bo w końcu im mniej mam zakryte, ty będę ładniej opalona – szybko schodzę z łóżka i zabieram z walizki skąpy strój.

- Może jednak zostaniemy przy basenie, co?

- Nie, tak bardzo chciałeś iść na plażę, że nie mam serca odbierać ci tej przyjemności – mówię szeroko się uśmiechając i znikam w łazience. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro