17.
Jak się okazało wcale nie tak trudno było utrzymać w tajemnicy powód mojego rozstania z Harry'm, chociaż Nick nie bardzo wierzył w bajkę o tym, że jednak do siebie nie pasowaliśmy. Postanowił nie pytać więcej gdy podczas jednej z jego przepytywanej zaczęłam na niego wrzeszczeć i dostał po głowie za to, że w ogóle wspomniał imię Harry'ego, od tamtej pory bardzo rzadko wchodził w jakakolwiek rozmowy ze mną. Louis jak to on, próbował mnie rozweselić na wszelkie sposoby i cholera, jako jedyny potrafił to zrobić. Gdy tylko pojawiłam się w hotelu w Manchesterze James zagadywał mnie najróżniejszymi pomysłami na spędzenie czasu podczas mojego pobytu w Los Angeles. Corden tak bardzo zaangażował się w mój przyjazd do nich, że zagroził, że na prawdę mnie uprowadzi jeśli się rozmyślę. Tuż po akcji charytatywnej leciałam wraz z nim i kilkoma jego sławnymi znajomymi wynajętym samolotem do słonecznej Kalifornii.
- Zoey, słońce co ty taka cichutka? - pyta James gdy siedziałam wpatrzona w swoje dłonie, podczas gdy inni rozmawiali i śmiali się.
- Dużo się wydarzyło w ostatnim tygodniu - wzdycham.
- Na przykład?
- Rozstałam się z chłopakiem.
- Ty i Harry nie jesteście już razem?! - krzyknął zwracając uwagę wszystkich na nas. - Jak to w ogóle jest możliwe?
- Nie musisz krzyczeć - wzdycham rozsiadając się wygodniej. - Po prostu do siebie nie pasujemy, i doszliśmy do wniosku, że nie warto się męczyć - wzruszam ramionami.
- Gówno prawda kochanie - mówi świdrując mnie wzrokiem. - Powiesz mi co na prawdę się stało, czy mam do niego zadzwonić gdy tylko wylądujemy?
- Nie James! - mówię natychmiast na co tylko się uśmiecha. - Nie tutaj, powiem wam wszystko gdy będziemy u was w domu, tutaj jest za dużo ludzi – mówię kończąc rozmowę na te kilka godzin lotu, jednak podczas tego czasu znalazły się inne tematy do rozmowy co bardzo mnie cieszyło. Z lotniska odebrała nas Julia, która nawet w najgorszej sytuacji potrafiła sprawić, że się uśmiechnę, i tak było tym razem. W domu dzieciaki czekały razem ze znajomą żony Jamesa i gdy tylko nas zobaczyły, rzuciły się biegiem w naszą stronę.
- Ciocia! – krzyknęły.
- Hej dzieciaki, kiedy ja was widziałam ostatnio? – pytam przytulając oboje.
- Dawno – mówi Max i ciągnie mnie do kuchni. – Ciocia Margaret pomogła nam upiec babeczki dla ciebie – dodaje chłopiec pokazując mi czekoladowe muffinki z kolorowym kremem i różnymi posypkami.
- Na pewno są przepyszne – mówię siadając przy stole.
- Czego się napijesz? – pyta Julia wstawiając wodę.
- Herbaty – odpowiadam. – Jeśli teraz wypiję kawę, to już nie usnę – dodaję przecierając zmęczone oczy.
W czasie gdy ja wraz z państwem Corden piłam herbatę, maluchy bawiły się w salonie czemu towarzyszyły piski i krzyki. Nawet nie wiem kiedy wyciągnęli ze mnie cała historię i powód mojego rozstania z Harry'm. Po tygodniu, to był jedyny raz kiedy się nie rozpłakałam podczas rozmowy na ten temat, bo zawsze gdy Lou poruszał tę sprawę kończyłam ze spływającymi po policzkach łzami. Oboje obiecali mi niezapomniany czas i wiedziałam, że taki będzie, następny dzień spędziłam na planie The Late Late Show, gdzie ani przez chwilę nie zaprzątałam sobie głowy tym co zostawiłam w Londynie.
- Dostałam propozycję pracy w LA – mówię podczas lunchu z Jamesem i Benem.
- Gdzie?
- W radiu iHeart – odpowiadam. – To tutaj aplikowałam zanim dostałam się do BBC, i nie powiem, propozycja bardzo mnie zaintrygowała.
- Myślałaś nad zmianą pracy? – pyta Ben.
- Tak, bo wiem, że nawet jeśli mi nie wyjdzie, to zawsze mam gdzie wracać, teraz zastanawiam się czy to dobry pomysł, w szczególności po ostatnich wydarzeniach.
- Możesz spróbować, w szczególności, że tak jak mówisz, zawsze możesz wrócić do BBC – stwierdza James. – Mówiłaś już o tym Nick'owi?
- Nie, muszę z nim porozmawiać zaraz po moim powrocie, chociaż nie będzie zadowolony, to pewnie powie mi, że mam iść za tym co podpowiada mi serce.
- I dobrze ci powie, ja osobiście jestem za tym żebyś przyjęła ofertę, będę cię miał na oku – mruga James, czym rozbawia zarówno mnie jak i Ben'a.
- Propozycja Bob'a jest na prawdę świetna, spotkałam się z nim w dzień przed koncertem charytatywnym i przedstawił mi swoje warunki, już nie chodzi nawet o kwestie większych zarobków, tylko o to, że w końcu pracowałabym tam gdzie chciałam od kiedy tylko zdecydowałam się na pracę w radiu.
- Dużo większe? – pyta Corden z tym swoim ciekawskim uśmieszkiem.
- Ponad dwa razy większe – mówię tajemniczo, a on rozszerza szeroko oczy.
- No nieźle, jestem pod wrażeniem.
- Ja też byłam gdy zobaczyłam kwotę na papierze, wrócimy do tego za dwa tygodnie, teraz chcę się cieszyć boskimi wakacjami – mówię dokańczając moją sałatkę.
Kilkanaście minut później wróciliśmy do studia gdzie James i jego goście dokończyli nagrywanie kolejnego odcinka, ja poznałam Dave'a Franco i jego brata James'a. Naprawdę świetnie się z nimi rozmawiało, do czasu gdy Corden nam nie przeszkodził.
- Zoey, jak ty możesz mnie zstąpić nim? – mówi pokazując starszego z braci.
- To po prostu wymiana na lepszy model – wzruszam ramionami na co wszyscy dookoła parskają śmiechem. – Ale masz rację, cały czas wokół mnie pojawiają się jacyś faceci o imieniu James, gdy jeden znika, pojawia się kolejny – wzdycham wywracając oczami.
- To dar Zo, wykorzystaj go – stwierdza Ben.
- Nie, chyba nie skorzystam – udaję obojętną, przez co Corden zabija mnie wzrokiem. – Nie rób tak, bo ci tak zostanie.
- Nawet jeśli, to Julia nadal mnie będzie kochać.
- Nie byłabym tego taka pewna, ale oszukuj się dalej Corden – parskam śmiechem. – O której wracamy?
- Właściwie to za chwilę, możesz już iść do samochodu, ja tylko skoczę po swoje rzeczy do garderoby – odpowiada.
- Ok, miło było was poznać chłopaki – mówię do braci Franco.
- Ciebie również Zoey, mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy – stwierdza Dave.
- Koniecznie – mrugam do niego i zostawiam ich z Ben'em.
Koło samochodu czekałam jeszcze dobre piętnaście minut na jego właściciela, kiedy w końcu się pojawił, bez słowa odblokował pojazd i ruszyliśmy w drogę powrotną do jego domu.
- Nie wiem czy mnie za to udusisz czy nie, ale prawdopodobnie nie będziesz za bardzo zadowolona – mówi w pewnym momencie James.
- Corden, co ty zrobiłeś? – pytam uważnie go obserwując.
- Tak jakby mogłem podać Dave'wowi twój numer – mówi cicho i bardzo szybko, chyba licząc na to, że nie zrozumiem.
- Co ty zrobiłeś?! – krzyknęłam zła.
- No bo on tak ładnie poprosił, a ja wiem, że to jest dobry chłopak i nigdy w życiu by ci takiego numeru nie wyciął, znam go od kilku lat i to na prawdę super facet.
- James, ja na prawdę doceniam chęć twojej pomocy, ale chwilowo nie szukam kandydata na mojego chłopaka, dobrze wiesz jak zakończył się mój ostatni związek i na razie nie chcę się z nikim wiązać.
- Wiem, dlatego powiedziałem, że ma na razie nie robić sobie nadziei, ale w przyszłości kto wie, poza tym zakończony związek jakoś ci nie przeszkadzał w flirtowaniu z nim.
- James, schodzisz na temat, przy którym robię się agresywna – ostrzegam go.
- Chcę tylko powiedzieć, że podczas twojego pobytu tutaj nie musisz od razu ruszać dalej, możesz po prostu zacząć nowe znajomości, które kiedyś mogą bardzo ci się przydać – to jego ostatnie słowa i do końca drogi do domu już więcej się do siebie nie odzywamy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro