Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

14.


Kilka dni poprzedzających nasz wyjazd na wesele mamy Harry'ego było totalnym bałaganem, musiałam błagać Lou na kolanach żeby przez ten weekend zamieszkał z moim bratem. Gdyby tego nie zrobił, Nick na sto procent rozniósłby całe mieszkanie, a tego ani ja ani on nie chcieliśmy, bo dobrze wie, że to on by był osobą, która musiałaby mnie przygarnąć. Wspomnienia z okresu gdy mieszkaliśmy razem nie należą do najprzyjemniejszych, co najmniej pięć razy dziennie robiłam mu wojnę z powodu panującego u niego bałaganu. W zależności ile w sobie miałam cierpliwości, miał jedną albo trzy szanse na posprzątanie, średnio co trzy dni kończyła mi się cierpliwość i wszystkie znajdujące się blisko mnie rzeczy lądowały na dworze, bo po prostu wyrzucałam je przez najbliższe ono, i nie interesował mnie czy pada czy nie. Nauczył się mnie słuchać i sprzątać gdy byłam bliska wyrzucenia jego ręcznie robionej elektrycznej gitary za ponad dziesięć tysięcy funtów, w sumie wyrzucić to może nie ale udawałam, że chcę to zrobić bo wiedziałam, że tylko to będzie go w stanie ruszyć. Tego dnia myślałam, że się zabije w biegu sprzątając cały bałagan i chowając wszystkie drogocenne rzeczy przede mną. Na jego szczęście dwa tygodnie później nasze mieszkanie było już gotowe do użytku, więc się wyprowadziłam. Chociaż Nick i Natalie nie robią takiego bałaganu jak Lou, wiele razy tęskniłam za mieszkaniem z nim, ale mój brat by mnie zabił gdybym tylko pomyślała o wyprowadzce.

- Jedziesz na trzy dni, nie na tydzień - mówi Nick widząc wielką walizkę, którą postawiłam w salonie.

- No i co z tego? Nie jestem w stanie przewidzieć pogody, a poza tym znając moją niezdarność to byle czym się ubrudzę - mówię kładąc na walizce torebkę.

- To w końcu rodzinne - wzdycha odwracając głowę w stronę telewizora gdzie leciał właśnie mecz jego ulubionej drużyny. - Tylko wróć w jednym kawałku i bez niespodzianki - mówi szczerząc zęby.

- Nie masz się o co martwić - mrugam do niego, na co wybucha śmiechem.

- Robiliście już to?

- Fuj Nick, jesteś obrzydliwy - mówię krzywiąc się i siadam obok niego. - Ja nie pytam o twoje klubowe podboje, bylebyś nie miał jakiejś choroby wenerycznej.

- Ja zawsze dbam o bezpieczeństwo - mruga do mnie oblizując usta, na co jęczę zdegustowana.

- Boże widzisz i nie grzmisz - mamroczę przełączając jego mecz na mój serial, przez co oberwałam poduszką w głowę.

- Byłem pierwszy ty ośle - marudzi obrażony, na co tylko wywracają oczami.

- Jęczysz jak baba - mówię na co zrzuca mnie z sofy. - Bardzo dojrzałe Nick.

- Wypchaj się, Harry już czasem na ciebie nie czeka?

- Przyjedzie dopiero za dziesięć minut, zdążę cię jeszcze podenerwować.

- Trzymajcie mnie - jęczy patrząc na ekran telewizora.

Tak jak mówiłam Harry przyjechał po dziesięciu minutach, w mieszkaniu oddał mi Brooklyn'a, który prawie natychmiast obślinił mi cały policzek, mój chłopak zabrał walizkę oraz pokrowiec z moją sukienką gdy ja niosłam malucha, który wierzgał we wszystkie strony.

- Słońce nie ruszaj się, bo cię upuszczę - mówię do chłopca, na co on tylko szeroko się uśmiecha i do mnie przytula marudząc coś pod nosem. - Mała maruda - wzdycham sadzam go w foteliku i zapinam, następnie siadam koło niego co nie podoba się Harry'emu.

- Czemu nie z przodu? – pyta zajmując miejsce kierowcy.

- Nie będziesz musiał się zatrzymywać za każdym razem gdy będzie chciało mu się pić i gdy będzie marudził - odpowiadam na co jęczy niezadowolony, ale nic nie mówi i odpala samochód.

Droga do Holmes Chapel dłużyła się niemiłosiernie, mały był markotny i płakał za każdym razem gdy Harry chciał włączyć radio więc jechaliśmy w ciszy i sporadycznie słuchaliśmy Brooklyn'a, który mówił coś sam do siebie. Po dwóch godzinach dojechaliśmy na miejsce i z ulgą wysiedliśmy z samochodu. W progu średniej wielkości ale przytulnego domu stała mama Harry'ego wraz ze swoim narzeczonym Robin'em.

- Harry, jak dobrze cię w końcu zobaczyć - mówi pani Anne ściskając syna.

- Nie widziałaś mnie tylko trzy tygodnie - wzdycha brunet czym wywołuje śmiech ojczyma i gniew matki.

- O te trzy tygodnie za długo, zobaczymy jak będziesz marudzić jak Brooklyn'a nie będziesz tyle czasu widzieć - prycha i podchodzi do mnie, przez co jej nastrój kompletnie się zmienia. - I jest ta wspaniała dziewczyna, Harry i Gemma tyle mi o tobie opowiadali kochanie, jestem Anne.

- Oby same dobre rzeczy - mówię świdrujący wzrokiem mojego chłopaka na co on tylko się uśmiecha i idzie przywitać się z narzeczonym jego mamy. - Jestem Zoey proszę pani.

- Daj spokój z tą panią, po prostu Anne, teraz oddaj mi mojego cukiereczka - mówi zabierając Brooklyn'a z moich ramion.

Harry przedstawił mnie Robin'owi i kazał iść do domu, gdzie czekała na mnie Gemma, gdy oni wniosą nasze walizki.

- W końcu - wzdycha Gemma przytulając mnie na powitanie. - Dzieciaki non stop pytały kiedy przyjedziecie, mama odchodziła od zmysłów bo myślała, że będziecie szybciej, a ja dostaje szału słuchając tych bezmózgich idiotek - mówi cicho gdy prowadzi mnie na taras za domem, gdzie widzę cztery dziewczyny, mniej więcej w moim wieku. - To nasze kuzynki Lucy, Kyle i Melanie, i koleżanka Mel, Mary - przedstawia mi je po kolei. - A to dziewczyna Harry'ego, Zoey - mówi na co one tylko kiwają głową i wracają do poprzedniej rozmowy.

- Milutkie - mówię gdy obie idziemy w stronę małego placu zabaw dla dzieci, gdzie aktualnie bawili się Lily i James.

- Bezmózgie kretynki, jak ja ich nie lubię - warczy i przerywa nam pisk dzieciaków.

- Ciocia Zoey! - biegną w naszą stronę i rzucają się na mnie,

- Hej maluchy - mówię kucając obok nich. - Chyba urośliście od ostatniego razu.

- Oczywiście - potwierdza Lily uśmiechając się, przez co zauważam brak jednego ząbka.

- Gdzie zgubiłeś zęba?

- Biegałam z Jamesem po ogrodzie i się przewróciłam, ale wróżka zębuszka go zabrała i zostawiła mi dziesięć funtów - mówi zadowolona. - Pobawisz się z nami?

- Jasne, tylko pójdę się przebrać, później zbudujemy zamek z piasku.

- Tak!! - krzyknęli zadowoleni i pobiegli z powrotem na zjeżdżalnię.

- Te małe bestie nawet na chwilę mi cię nie dadzą - wzdycha Gemma.

- Zawsze możesz robić zamek z nami - mrugam do niej gdy wracamy do domu żebym mogła zmienić moje białe spodnie na legginsy.

- To nie jest taki głupi pomysł, przynajmniej nie będę musiała słuchać biadolenia moich pożal się Boże kuzynek - mówi zadowolona ale nagle jej twarz tężeje. - Uważaj na Mary, od kiedy tylko ją znam, ma chrapkę na Harry'ego i z tego co wiem jest zdolna do na prawdę wielu rzeczy żeby dostać to czego chce, mój brat oczywiście nie jest głupi, bynajmniej na takiego nie wygląda, ale nie wiadomo co ta mała pijawka wymyśli, więc proszę bądź ostrożna.

- Dzięki za ostrzeżenie ale to raczej ona powinna się bać, bo ze mną się nie zadziera - mówię lekko się uśmiechając.

- Cokolwiek wymyślisz, pamiętaj że jestem po twojej stronie, i zawsze ci pomogę, bo po cichu liczę, że kiedyś Harry się z tobą ożeni i będę mieć tak super dziewczynę w rodzinie, a Brooklyn będzie mieć świetną mamę.

Postanowiłam nie komentować jej słów bo i tak nie miałam pojęcia co powiedzieć, Gemma zaprowadziła mnie do pokoju, który mieliśmy w trójkę zajmować, szybko się przebrałam i wróciłam do dzieciaków na dwór. Spotkałam tam też Harry'ego, który huśtał Brooklyn'a na huśtawce, gdy maluch mnie zobaczył szeroko się uśmiechnął i wyciągnął do mnie rączki.

- Hej słońce - mówi Harry całując mnie w policzek.

- Hej kochanie - mówię przytulając się do jego boku i patrzę na niecierpliwią czego się chłopca. - Nie bączku, dzisiaj Zoey bawi się z Jamesem i Lily, a ty zostajesz z tatą - mówię do niego na co on momentalnie zaczyna płakać.

- Oj ty mała marudo - wzdycha Harry zabierając go na ręce ale maluch nie chce się uspokoić. - No i czego ty płaczesz, nie chcesz się z tatą bawić? - pyta chłopca przez co ten jeszcze głośniej płacze.

- Bączku, przecież ja nie mówiłam poważnie - mówię wycierając policzki Brooklyna, a on skupia swój zapłakany wzrok na mnie. - Pobawimy się z Lily, Jamesem i ciocią Gemmą? - pytam cicho, a maluch kiwa głową i wyciąga do mnie rączki. - Moje biedactwo - mówię przytulając go do siebie, Harry stanął za mną i swoimi długimi rękami objął zarówno w mnie jak i swojego syna. - Zabierzemy tatusia ze sobą?

- Nie - mówi prawie natychmiast. - Zozo moja.

- Oj nie bączku, Zozo jest nasza i za nic w świecie się to nie zmieni - mówi Harry pstrykając chłopca w nosem na co zabawnie go marszczy i pacnął tatę w policzek. - Nie ma bicia własnego ojca, marudo - grozi mu palcem Harry, na co Brooklyn reaguje śmiechem.

- Kochanie tylko się nie denerwuj - mówię do mojego chłopaka i szybko całuję go w usta. - A ty bączku nie denerwuj taty - mówię do dziecka.

- Zoey ci rozkazuje Brooklyn? - pyta Gemma podchodząc do nas i zabiera chłopca z moich ramion. - Ciocią Gemma jest lepsza.

- Nie - mówi Brooklyn kręcąc głową, na co Gemma się głośno śmieje i idzie z nim w stronę dużej piaskownicy.

- Przyniosę coś żebyśmy mogli usiąść - mówi Harry zostawiając buziaka na moim czole i odchodzi.

- Kto ze mną robi zamek z piasku? - pytam idąc w stronę placu wysypanego piaskiem.

- Ja! - krzyknęli jednocześnie James i Lily.

Przez kolejne dwie godziny bawiliśmy się z dzieciakami, Harry wraz Jamesem próbowali zakopać Gemme w piasku, co jednak im się nie udało, bo blondynka wywinęła się z silnego uścisku swojego brata. Brooklyn zadowolony rzucał we wszystko i wszystkich piaskiem, głośno się śmiejąc, a ja i Lily dzielnie pracowałyśmy nad naszym zamkiem z piasku, który co jakiś czas niszczyli James z Harry'm, podczas siłowania się z Gemmą. Zdenerwowana Anne po bezskutecznym wołaniu nas na kolację, skrzyczała naszą trójkę i zagroziła wyrzuceniem z domu, jeśli w przeciągu piętnastu minut nie pojawimy się na kolacji przebraniu i ogarnięci po zabawie. Z małym poślizgiem usiedliśmy przy stole całą szóstką, Anne mruknęła coś pod nosem stawiając pieczeń na stole. Już od kiedy usiedliśmy Mary jawnie zaczęła flirtować z Harry'm, który pomimo tego, że siedziałam obok niego z jego synem na kolanach odpowiadał na jej zaczepki, a to coraz bardziej działało mi na nerwy. Gemma siedząc obok mnie tylko podjudzała mnie żeby dźgnąć tę małpę widelcem w oko i wytargać jej tlenione kudły, jednak mój rozsadek i Brooklyn trzymali moje zachowanie w ryzach. Moja wściekłość sięgnęła zenitu gdy Anne i Robin poszli do kuchni po desery.

- Harry może pokażesz mi swoją sypialnię, pewnie dużo się w niej nie zmieniło od ostatniego razu gdy w niej byłam, możemy bardzo miło powspominać dawne czasy, sprzed tego jak Caroline zaczęła się z tobą spotykać, jak było nam razem ze sobą dobrze - mówi Mary, a mi puszczają wszelkie hamulce.

- Gemma potrzymasz go na chwilkę? - pytam blondynkę obok mnie i wciskam jej dziecko na kolana. - Słuchaj ty tleniona wywłoko - warczę uderzając pięściami w stół. - Jeszcze jedno słowo, a wbije ci ten widelec w czoło i zobaczymy czy wtedy będzie ci tak wesoło - mówię wściekła patrząc na jej kpiący uśmieszek.

- Nic mi nie zrobisz ty głupiutka idiotko - prycha rozbawiona, a ja nie kontrolując swoich odruchów uderzam ją w twarz.

- Nie byłabym tego taka pewna.

Gemma's POV

To była dosłownie sekunda, Mary rzuciła się z pięściami na Zoey, co jak się później okazało nie było wcale dobrym posunięciem, bo dziewczyna mojego brata spuściła jej niezły łomot. Moja mama i Robin stali zszokowani w przejściu do pokoju, wszyscy patrzyli na to jak Zo zwinnie odpiera atak Mary i co mnie bardzo cieszyło, robi jej tym krzywdę. Brunetka powstrzymała się od rozniesienia tej idiotki dopiero gdy Harry wściekły odciągnął ją ma drugi koniec pokoju.

- Zwariowałaś?! Zobacz co jej zrobiłaś! - wrzeszczy na Zo popychając ją na ścianę przez co uderza głową w jedną z ramek, chwilę później z jej skroni zaczyna lecieć krew. - Jesteś nienormalna, jak mogłaś to zrobić?! - krzyczy znów popychając ją na ścianę przez co Zoey przewraca się na szkle z ramki i ląduje na podłodze. - Jesteś z siebie zadowolona?! Zniszczyłaś całą kolację!

Szybko oddaję płaczącego Brooklyn'a mężowi i staję między moim bratem, a leżącą dziewczyną, dopiero patrząc w jego oczy dostrzegam jak bardzo wściekły jest przez tę sytuację.

- Harry co ty wyprawiasz?! - wrzeszczę na niego odpychając go do tyłu. - Nie widzisz, że robisz jej krzywdę?

- Ale ona mogła zrobić krzywdę Mary?! - pyta wściekły.

- Ta pusta idiotka sama się o to prosiła - warczę na co robi krok do przodu. - To ona rzuciła się na Zoey, i chcę ci tylko przypomnieć, że jedynym winnym tej sytuacji jesteś ty, i to tobie Zo powinna spuścić łomot, jak mogłeś flirtować z inną gdy twoja dziewczyna i twój syn siedzieli obok ciebie?! I na dodatek teraz krzywdzisz ją tym co robisz, czy ty jesteś normalny?! - pytam na co on się nie odzywa tylko patrzy na mnie wściekłym wzrokiem, po czym cofa się i klęka obok Mary.

- Zabiorę cię do szpitala - mówi do niej i bierze ją na ręce, po czym wychodzi zostawiając nam cały ten bałagan.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro