Rozdział 14.
Harry nie spodziewał się, że gdy zacznie przeglądać internet o poranku jego śniadanie, które sobie przygotował, w ciągu kilku sekund znajdzie się na podłodze. Jeszcze większym szokiem były dla niego zdjęcia przedstawiające Nialla pod wpływem alkoholu oraz Jake'a, który pomagał wsiąść ledwo przytomnemu blondynowi do samochodu.
Zrozpaczony Styles po przeczytaniu artykułu próbował skontaktować się ze swoim przyjacielem, jednak połączenia za każdym razem były odrzucane.
Zielonooki szybko wybiegł z domu i skierował się w stronę mieszkania Louisa, mając nadzieję, że szatyn już nie śpi. Niestety po kilku nieudanych próbach skontaktowania się z Tomlinsonem stwierdził, że będzie zmuszony go obudzić.
Gdy znalazł się przed drzwiami jego domu wyciągnął klucze spod doniczki i otworzył szybko drzwi, biegnąc od razu na piętro. Wpadł jak burza do pokoju Louisa, który smacznie spał zawinięty w koc, mrucząc coś przez sen.
– Louis wstawiaj! – krzyknął, podnosząc rolety, które wpuściły słoneczne promienie do jasnozielonego pokoju. – Niall złamał obietnicę, rozumiesz?! Dodatkowo pogodził się z tym sukinsynem! – zapłakał, siadając na brzegu łóżka.
Szatyn przetarł oczy rozbudzony czyimiś krzykami. Spojrzał ze zdziwieniem na roztrzęsionego Harry'ego, a następnie jego wzrok powędrował na zegarek, który wisiał nad jego biurkiem.
– Harry, człowieku czy ty serca nie masz, budząc mnie o dziesiątej? Co się stało, dlaczego płaczesz? – spytał sennie, siadając obok przyjaciela.
Styles jedynie podał mu telefon z włączonym artykułem, który zawierał również zdjęcia Nialla i Jake'a.
– Obiecał mi... Jeszcze kilka dni temu mówił, że nie tknie alkoholu i że nie pójdzie na żadną imprezę! A tym bardziej, że nie pogodzi się tak od razu z Jake'iem! A teraz co? – zapłakał – Znowu to samo. Ja naprawdę się o niego martwię, nie chcę, aby coś mu się stało do cholery... Obiecał mi...
Louis westchnął cicho przyciągając do swojego boku Harry'ego. Zaczął uspokajać Stylesa, który mamrotał w jego koszulkę niezrozumiałe słowa. Tomlinson naprawdę nie wiedział co ma zrobić w tej sytuacji, przecież robili co mogli, było już okej, wszystko zaczynało się układać.
– Uspokój się, płaczem nic nie zdziałasz. Nie zachowuj się jak jego matka, Harry. Rozmawiałeś z nim w ogóle, wiesz co tak naprawdę się tam wydarzyło? – Harry pokręcił głową. – No właśnie, nie panikuj. Weź się w garść, chłopie. Zobacz, poprzednim razem Niall sam doszedł do wniosku, że robi źle. Może to tylko jednorazowa sytuacja? Nie przestanie imprezować od pstryknięcia palcem, to w jakimś stopniu było jego przyzwyczajeniem, wiesz codzienne wypady do klubów. Czasem na pewno zdarzy mu się stracić nad wszystkim kontrolę i będzie musiał się napić – mówił, głaszcząc Harry'ego po włosach – Nie możesz wszystkiego tak przeżywać, nie znając sytuacji. Najpierw z nim porozmawiaj, a później będziesz płakał.
Harry pokiwał głową odsuwając się od szatyna, wycierając dłonią łzy. Posłał mu lekki uśmiech, jednak po chwili ciszy pokręcił głową.
– Złamał obietnicę, obiecał mi to Lou – mruknął – Nawet nie powiedział mi, że Jake się z nim skontaktował. Dzwoniłem niedawno do niego, ale nie odbierał, a co jeśli Jake znów coś mu zrobił? Przecież on jest nieobliczalny.
Tomlinson pokręcił głową, wstając z łóżka. Zaczął zbierać ubrania, które rozrzucił po pokoju wczorajszego wieczoru, a następnie zaczął je na siebie zakładać, uprzednio zdejmując koszulkę do spania.
– Harry, uspokój się. Może śpi i ma wyciszony telefon? Jeżeli nie odezwie się do ciebie do czternastej wtedy będziesz mógł zacząć panikować. Myślę, że po prostu jeszcze śpi – westchnął, poprawiając koszulkę – Harry, czuje jak wypalasz mi dziurę spojrzeniem – roześmiał się, odwracając w stronę loczka – Wiem, że jestem gorący, ale to nie oznacza, że musisz tak intensywnie się na mnie gapić. Oczywiście schlebia mi to, ale wiesz... to dość krępujące.
Styles spuścił wzrok rumieniąc się i mamrocząc pod nosem ciche przeprosiny. Może Louis mu się troszeczkę podobał, ale tylko troszeczkę. Próbował odgonić niewłaściwe myśli od siebie, mając nadzieję, że to tylko chwilowe. Jednak chwila trwała już kilka miesięcy, a jemu coraz ciężej było się hamować przed muśnięciem tych malinowych ust. Czuł się źle, że Louis przyłapał go na wpatrywaniu się w niego. Pocieszał się tym, że nie zauważył jak wlepia spojrzenie w jego tyłek, który osłaniały jedynie bokserki.
– Wracając – kontynuował – Naprawdę myślę, że wystarczy jak z nim porozmawiasz. Tylko na spokojnie. Nie płacz i nie krzycz na niego, daj mu się wysłowić – roześmiał się, zapinając spodnie – A teraz idziemy na dół, bo jestem cholernie głodny. Za obudzenie mnie wisisz mi przepyszne śniadanie, a oboje wiemy, że jesteś dobrym kucharzem, więc liczę na ciebie.
Louis posłał mu uśmiech, kierując się w stronę wyjścia z pokoju. Harry westchnął i ruszył za szatynem, w duchu ciesząc się, że ma kogoś takiego jak Tomlinson. Naprawdę go lubił i mógł na niego liczyć w każdej sytuacji. Był mu wdzięczny, że za każdym razem wysłuchiwał jego płaczu i narzekań. Doradzał mu i próbował pomóc jak najlepiej umiał. Często poprawiał mu humor, nawet samym uśmiechem, który Harry tak uwielbiał widzieć na jego twarzy.
– Louis? – spytał cicho, wchodząc do kuchni za chłopakiem.
– Hm?
– Dziękuję – odparł cicho, a Louis musnął delikatnie ustami jego policzek, następnie wychodząc z pomieszczenia i krzycząc coś o składnikach, znajdujących się w lodówce.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro