9
- Witamy wszystkich na Pikniku tematycznym dotyczącym XIX wieku! - wykrzykną Max do mikrofonu. Był wysokim, czarnoskórym chłopakiem.
Stał na drewnianej scenie rozstawionej w parku ubrany w tradycyjny męski strój XIX wieku. W parku było pełno ludzi. Niektórzy z uczestników wyporzyczyli stroje inni tylko napawali się atmosferą.
May zmusiła mnie bym zajęła się aktorami. Weszłam za kulisy. Kręcili się tam studenci mający zagrać w sztuce. Spojrzałam na kartkę z nazwiskami.
- Wszyscy są? - zapytałam.
- Nie jesteśmy w przedszkolu, potrafimy liczyć do dziesięciu - odburknęła mi czarnowłosa dziewczyna mocująca się z gorsetem.
- Nie ma sprawy - mruknęłam - Powodzenia
Już chciałam opuścić pomieszczenie gdy ktoś zawołał.
- Gdzie jest Lauren? Nie ma jej...
Wybuchło zamieszanie. Lauren grała główną rolę w sztuce. Aktorzy zaczęli lamentować i szukać jej po całym parku. Przedstawienie miało zacząć się za pięć minut.
May stała w centrum backstage'u i chodziła nerwowo w kółko. Nerwowo minęła scenariusz w palcach.
- Uspokój się - westchnęłam - Josh zaraz go znajdzie
- Musimy ją zastąpić - mruknęła.
- Kim? - zapytałam.
- Tobą, ty zagrasz królową Wiktorię - odparła.
- Przecież ona nawet nie zna tekstu? - prychnęła czarnowłosa dziewczyna.
May westchnęła po czym wręczyła mi scenariusz.
- Masz pięć minut
Z May lepiej było się nie kłócić. Przeczytałam wszystkie moje kwestie, a było ich dużo. Starałam się zapamiętać jak najwięcej.
Po minięciu czasu w jakim miałam się zapoznać z scenariuszem usłyszałam zniecierpliwione głosy widzów. Razem z innymi aktorami po raz ostatni zamknęłam na swoje kwestie. W przypadku większości z nich musiałam improwizować.
Wyszłam na scenę, patrzyło się na mnie mnóstwo ludzi co było nieco krępujące. Dialogi z moim udziałem wypadły całkiem dobrze (głównie dlatego, że najważniejsze informacje zapisałam sobie na nadgarstku, a resztę improwizowałam).
Kiedy przedstawienie się skończyło wszyscy aktorzy wyszli na scenę. Ukłoniliśmy się wśród oklasków widzów. Kiedy po raz kolejny dygnęłam zobaczyłam na stojącego w pierwszym rzędzie na widowni znajomego, wysokiego chłopaka w czapce i okularach przeciwsłonecznych. Uśmiechnęłam się do niego.
Po zejściu ze sceny George od razu znalazł się obok mnie.
- Znowu problemy z byłą? - zapytałam.
- Powiedzmy - odparł z uśmiechem - Miło cię znowu widzieć Victorio. Widać, że nadajesz się na królową
- Cóż nie tylko imię mam do niej podobne - stwierdziłam. Królowa Wiktoria była bardzo niską osobą, a ja również nie grzeszyłam wzrostem - Co cię wprowadza na piknik tematyczny? - postanowiłam zmienić temat.
- Ciekawość i nadmiar wolnego czasu jak większość z nich - wskazał ruchem głowy na studentów
Uśmiechnęłam się lekko.
- Wypijesz kawę? - zapytał po chwili.
- Bardzo chętnie - odparłam.
George oddalił się w stronę stołu z przekąskami. Ja tymczasem zauważyłam May. Gdy i ona mnie ujrzała szybko się do mnie zbliżyła.
- Świetnie wypadłaś Vic. Urodzona z ciebie królowa - powiedziała.
- Cóż ta dziewczyna chyba sądzi inaczej - spojrzałam na czarnowłosą, która opierała się o drzewo kilkanaście metrów dalej i zerkała na mnie z nienawiścią. Pamiętam, że grała służącą w sztuce.
- To Selena, córka Kristoffa Clevelanda, hrabii Oxfordu - powiedziała May.
Dziewczyna była całkiem obeznana w lordach i hrabiach. Jej ojcem był Philip Mayers, prestiżowy makler, który usługiwał głównie wysoko postawionym członkom angielskiego społeczeństwa.
- Pewnie jest zazdrosna o twoją rolę - stwierdziła May.
Nagle nadbiegł Josh.
- Potrzebujemy więcej herbaty - oznajmił.
- Idę wam pomóc - podwiedzała May.
- Ja zaraz się do was dołączę - rzuciłam za nią.
Po chwili nadszedł George. Niósł w rękach dwa kubki kawy. Podał mi jeden i uśmiechnął się.
- Muszę już lecieć. Miło było cię znowu spotkać - powiedział po czym odszedł.
Byłam zaskoczona jego szybkim odejściem. Wzruszyłam jednak ramionami postanawiając się nad tym nie zastanawiać.
Upiłam łyk kawy. W tym samym czasie zobaczyłam napis na kubku. Czarnym markerem nabazgrolono tam numer telefonu. Uśmiechnęłam się w duchu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro