Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

32

Siedziałam w autobusie pełnym ludzi. Na zewnątrz strasznie lało więc musiałam pojechać pojazdem, który oprócz mnie wybrało jeszcze pięćdziesiąt osób. Jak na maj było strasznie paskudnie. Zastanawiałam się gdzie w taką pogodę chce mnie zabrać George. Mam nadzieję, że gdzieś gdzie będzie ciepło i sucho... Nagle autobus ostro zachamował, a ja poleciałam do tyłu. Poczułam jak silne ręce łapią mnie w talii, dzięki czemu nie upadłam na podłogę. Odwróciłam się twarzą do mojego wybawcy żeby mu podziękować. Kiedy spojrzałam na jego twarz wyszczerzył do mnie białe jak śnieg zęby kontrastujace z ciemną skórą. Leo zaśmiał się widząc moją reakcję.

- Czyżbyś straciła równowagę? - zapytał z ironią w głosie.

- Odkryłeś Amerykę, przyjacielu - poklepałam go lekko poramieniu. Przesunęłam się do przodu co  jednak nic nie dało z powodu ogromnego tłoku.

- Już ucieszasz? - usłyszałam za sobą głos.

- Ja nie uciekam, ja się tylko oddalam - odparłam. Przesunęłam się jak najbardziej się dało do przodu chociaż było to ciężkie z racji otaczającej mnie kupy ludzi. Gdy nagle poczułam zaciskającą się na moim nadgarsku dłoń. Odwróciłam się do Leo i spojrzałam wymownie na jego rękę.

- Zechcesz puścić? - zapytałam ironicznie.

- Nie dopóki się ze mną nie umówisz - chłopak wyszczerzył zęby.

- Chyba śnisz - wycedziłam z sztucznym uśmiechem na ustach.

Na moje szczęście autobus zatrzymał się na przystanku. Przecisnęłam się między stłoczonymi pasażerami i wyszłam na zewnątrz. Wsłuchałam się w stukot kropelek deszczu spadających na mój kaptur. Gdy zaczęło robić mi się zimno ruszyłam się z miejsca. Wreszcie od jakiegoś czasu czułam się lepiej. Gabe nie pokazał się  od czasu naszego ostatniego spotkania w kwietniu. Przygotowania do sesji egzaminacyjnych szły mi o wiele lepiej niż pod koniec poprzedniego semestru. Leo zagadywał do mnie coraz rzadziej, co było bardzo zadowalające.

W czasie, krótkiego spaceru do Coffe Time deszcz przeszedł w mżawkę, a potem kompletnie przestał padać. Mojemu wejściu do kawiarni towarzyszył dźwięk dzwonka.
Przy ladzie jak zwykle kręcił się Czarny Słowik. Uśmiechnął się do mnie gdy weszłam.

- Dawno cię tu nie było - odezwał się ochrypłym głosem.

- Powinieneś zainwestować w pastylki na gardło - zaśmiałam się, a on ze mną.

- Leć już - Czarny Słowik puścił mi oczko - Ktoś na ciebie czeka

Odwróciłam się i zobaczyłam siedzącego przy tym samym stoliku co zawsze tajemniczego gościa w okularach przeciwsłonecznych i czapce. Po moim ciele rozlało się przyjemne ciepło, a w brzuchu zaczęły harcować motylki. Podeszłam do niego, a on wstał i szarmancko ujął moją rękę, mimowolnie oblałam się rumieńcem gdy pochylił się i poczułam jak dotyka swoimi delikatnymi ustami mojej dłoni. Kiedy wyprostował się na jego twarzy widziałam uśmiech.

- Dżentelmen jak na księcia przystało - szepnęłam.

- Sza - odparł George - Bo jeszcze ktoś usłyszy - posłał mi znaczący uśmieszek.

- Gdzie się w takim razie wybieramy? - zapytałam. Po naszej poprzedniej randki niespodzianki, na którą George zaprosił mnie przez telefon i która była całkiem udana, chłopak stwierdził, że znów mnie gdzieś zabierze w tajemnicy.

- To jest niespodzianka - odparł i ruszył do drzwi, a ja za nim. Dopiero teraz zorientowałam się, że coś mi w nim nie pasuje. Dzisiaj ubrał się inaczej niż zwykle. Założył białe spodnie do jazdy konnej, bluzę z kapturem i sportową kurtkę, jeszcze nigdy go w niej nie widziałam. Już przeczuwałam gdzie się wybierzemy i wcale mnie to nie zachwycało.

____________________________________

Moje opowiadanie przeczytało już tysiąc osób!!! Dziękuję!!! Z okazji tego tysiaka w poniedziałek zrobię maraton!

Jak myślicie, jakie byłoby wspólne imię dla Victorii i George'a?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro