Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

10

- Jedziesz do domu na święta? - zapytała May pakując torbę.

- Nie - mruknęłam notując kolejną łacińską nazwę choroby w zeszycie.

- Dlaczego?

- Daleko, mało czasu i dużo roboty - odparłam.

May zasunęła walizkę i pociągnęła ją do wyjścia. Spojrzała na mnie i uśmiechnęła się smutno.

- Szkoda, że nie możemy spędzić świąt razem - mruknęła - Do ojca przyjeżdża ważny gość

- Nic nie szkodzi. Podzielę się opłatkiem z książkami - uśmiechnęłam się, a May wybuchła śmiechem po czym założyła kurtkę.

- Wesołych Świąt Vic! - krzyknęła.

- I nawzajem - odparłam ale ona zdążyła już wyjść.

Ja powróciłam do pracy. Przeglądałam to co ja i Leo już zrobiliśmy. Było tego całkiem sporo. Nagle ktoś zadzwonił do drzwi. Podeszłam i otworzyłam. ,,O wilku mowa" pomyślałam. Na progu stał Hiszpan i szczerzył do mnie zęby. Kiedy zrozumiałam, że nie zamierza odejść wpuściłam go do środka.

W rękach trzymał duży, zapakowany w czerwoną folię z wizerunkami reniferów prezent. Wręczył mi go mówiąc:

- Najpiękniejszy prezent dla najpiękniejszej dziewczyny

Westchnęłam zrezygnowana i otworzyłam go. W środku było pusto oprócz biletu na koncert rockowy w Yorku. Nie miałam pojęcia skąd zna moje preferencje muzyczne ale znając życie miał dobre źródło informacji - May. Dziewczyna bardzo dopingowała go w kwestii zdobycia mojego serca pomimo, że sama była w niego zapatrzona.

Spojrzałam pytająco na Leo.

- Ja mam drugi - uśmiechnął się - Wesołych Świąt!

Wyszedł.

Spojrzałam na bilet i wyczytałam, że koncert odbędzie się w kwietniu. Mam jeszcze dużo czasu żeby mu odmówić.

***

~ May


Samochód zaparkował przed dużym domem. Ściany zrobione były z ciemno-czerwonej cegły. Za budynkiem rozciągał się duży ogród.

Wysiadłam z auta i omiotłam wzrokiem posiadłość w której się urodziłam i wychowałam.  Zza drzwi wyszedł wysoki mężczyzna z czarnymi włosami i kozią brudką.

- May kochanie, witaj w domu - powiedział ironicznie - Ubierz się pożądnie. Za dwie godziny przyjeżdżają nasi goście

- Cześć tato - mruknęłam i powłuczyłam nogami do domu.

Weszłam do ogromnego, urządzonego staroświecko holu po czym weszłam schodami na pierwsze piętro. I skierowałam się w stronę drzwi na samym końcu korytarza.

Mój pokój był jedynym miejscem w domu nie urządzonym według zachcianki taty. Był ciepły i przytulny. Na niebieskich ścianach namalowane były obłoki białymi farbami. To było dzieło mojej mamy. Zmarła gdy miałam siedem lat. Minęło tak dużo czasu, że gdybym nie miała jej zdjęcia w pokoju pewnie zapomniałabym jak wyglądała. Marzeniem mojej mamy było zorganizować moją osiemnastkę, zobaczyć jak wychodzę za mąż i patrzeć jak dorastają moje dzieci.

Otworzyłam drzwi szafy. Było w niej pełno wyjściowych ubrań. Ojciec zawsze chciał żebym tak się ubierała. Wybrałam czarną przylegającą do ciała sukienkę. Spiełam moje złociste włosy w wysokiego koka. Umalowałam się przy toaletce stojącej w pokoju.

Kiedy skończyłam spojrzałam na zegarek i stwierdziłam, że goście powinni już przybyć. Wyjrzałam za okno i zobaczyłam czarną furgonetkę. Natychmiast wyszłam z pokoju i zeszłam na parter.

~ Philip Mayers

Otworzyłem drzwi mojego domu. Do środka wkroczył mężczyzna w średnim wieku z włosami obsypanymi siwizną, a za nim jego żona z czarnowłosymi bliźniakami: córką i synem.

- Witam hrabio Cleveland - powiedziałem uścuskając dłoń mojego gościa.

Przeszliśmy przez hol i dotarliśmy do miejsca gdzie z podłogą stykały się schody. Schodziła po nich moja córka. W takiej chwili była bardzo podobna do Elissy, swojej matki. Bardzo ją kochałem.

- Moja córka May - powiedziałem zerkajac na Toma, syna harbaii. Miałem nadzieję, że spodoba mu się moja córka. Połączenie rodziny Cleveland i Mayers byłoby świetne. Również pod wzgledem tego, że May wychodząc za przyszłego harabię w przyszłości została by harabiną, co bardzo mi odpowiadało.

Zamiast tego uchwyciłem pogardliwe spojrzenie jego córki Seleny.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro