17
~ z okazji 3,5 tysiącznicy wyświetleń nowy rozdział, zachęcam do gwiazdkowania <3 ~
Gdy dotarłam na miejsce niedawno stoczonej bitwy, wszystko stało się jasne, tak samo jak mój uśmiech kwitnący czerearzy. Podeszłam do zwłok Sasoriego no Danna i odsuwając na bok 'Mamę' i 'Tatę' wyjęłam z jego drewnianego ciała miecze, po czym wzięłam go na ręce i wyszłam z krateru. Przesyłając chakrę do nóg szybko udałam się na pobliskie wzgórze i odłożyłam czerwonowłosą marionetkę na bok.
Złożyłam odpowiednie pieczęcie, a przede mną ukazały się trzy równe, prostokątne doły. Techniką kamienia stworzyłam nagrobki i wróciłam po pozostałe dwie lalki.
Sasoriego położyłam po środku, a po obu jego stronach spoczywali jego rodzice.
Wyryłam na kamiennej tablicy napis i na tym skończyła się moja rola.
On był szczęśliwy. Dał się zabić i zginął z uśmiechem na ustach. Niewielu z nas może sobie pozwolić na coś takiego w tych niepewnych czasach. Dlatego i mi udzielił się dobry humor.
Ściskając w dłoni zwitek papieru czym prędzej udałam się do miasta po te pieprzone składniki na dango i wróciłam do bazy.
~~~~~~~~~~
- Tobi, zaraz zrobię ci dotkliwą krzywdę!
- A-ale, Asura-senpai, tam jest za mało cukru!
- Wystarczy, że ty wszystkich przyćmiewasz słodkością, a teraz wynocha, bo nie ręczę za siebie. - Czułam jak powieka zaczyna mi drgać.
Tęczowy ludek z opuszczoną głową prędko wyszedł z pomieszczenia, kiedy do moich rąk dostał się wałek do ciasta, którym rzuciłam za nim. Niestety trafił w drzwi. I się w nie wbił. Nie wiem jak, niech nikt nie pyta.
Kiedy już zrobiłam te cholerne kolorowe kulki szczęścia, porozdzielałam je na talerzyki, wcześniej nabijając na wykałaczki.
Chakrą uniosłam wszystkie na raz i wysłałam do pokoi. Oprócz jednego. Temu osobnikowi wolę dostarczyć słodkości osobiście. Porwałam talerzyk i zapominając o wcześniejszym zdenerwowaniu na Obito aka małym wkurwiającym jednorożcu srającym tęczą ruszyłam do 'prywatnych komnat' samego pana Uchihy.
- Puk puk, panie tajemniczy? - Zaśmiałam się wchodząc do pomieszczenia. Siedział bokiem na parapecie, jedną nogą podkurczoną trzymał przy sobie, a druga swobodnie zwisała.
- O co chodzi? - Mruknął nie odwracając wzroku od czytanej książki. Powstrzymałam śmiech i usiadłam na jego łóżku.
- Gdybyś miał wybór, wolałbyś w tym momencie dango czy książkę?
- To chyba oczywi... - Spojrzał na mnie i zamilknął wbijając wzrok w pyszności trzymane przeze mnie w rękach. - Och, i wszystko jasne.
Podałam mu deser, przez co na jego twarzy pojawił się błogi uśmiech.
- Dawno tego nie jadłem. - Smętnie uniósł jeden patyczek z kulkami do góry, popatrzył na nie i wepchnął sobie wszystkie na raz do buzi. Coś w jego onyksowych oczach delikatnie błysnęło. - Pyszne.
- Dzięki, starałam się. - Zaczęłam obracać pasemko włosów między palcami.
- Mhm, to o co chciałaś zapytać? - Łypnął na mnie kątem oka. Przez chwilę zesztywniałam zaskoczona, ale od razu zaśmiałam się krótko.
- No tak, cholerny Uchiha. - Uśmiechnęłam się trochę kpiąco.
- To nie moja wina, że ja dostałem w genach wrodzoną inteligencję, a ty wrodzoną głupotę. - Stwierdził niewinnym tonem głosu.
- Woah, - zamrugałam gwałtownie - Itachi znów żartuje, czy to już koniec świata? Czy może nadchodzi inwazja zombie?
- Hmm, nie, ale nie przeciągaj, za dobrze cię znam. - Odstawił porcelanę i usiadł okrakiem na krześle na przeciw mnie. Powiodłam wzrokiem za jego językiem, którym wyczyścił kącik swoich ust.
- Ja... Ugh. - Usiadłam wygodniej i zmierzwiłam ręką czuprynę. - Po prostu...
- Chodzi o moją walkę z Sasuke, prawda?
Tym razem już nie zrobiło na mnie wrażenia jego wyprzedzenie moich słów i myśli, więc po prostu pokiwałam głową.
- Nie wiem.
- Huh? - Zmarszczyłam brwi.
- Po prostu nie widzę innej opcji, Asura. Nie wiem co mógłbym zrobić, żeby go nie zniszczyć, żeby nie zniszczyć Sasuke. - Doprecyzował i schował twarz w dłoniach. - Do tego dochodzi Akatsuki, nie wiem czy dam radę zrobić wszystko tak jak zaplanowałem i czy wszystko się uda. Nawet ja sam zaczynam się w tym wszystkim gubić. - Wstał ze swojego siedziska i ponownie podszedł do okna, przerzucając czarny kucyk na plecy.
- Itachi, chcąc nie chcąc, jesteśmy przyjaciółmi, a przynajmniej taką mam nadzieję. - Westchnęłam, na co pokiwał w potwierdzeniu głową. - Dlatego ja zawsze będę stać przy tobie. Jestem w jakiejś tam części cholernym kotem, który zbyt bardzo przywiązał się do twojej osoby. I nie ma żadnej cholernej mowy, bym się od ciebie odwróciła. Możesz prosić mnie o wszystko. Proszę, pamiętaj o tym. - Ścisnęłam jego twarde ramię i chciałam wyjść z pokoju.
- Dziękuję Asura. - Zatrzymał mnie jego cichy głos.
- W końcu tak postępują przyjaciele, czyż nie? - Uśmiechnęłam się do niego ciepło, pomimo małego ukłucia w sercu i szeptu w głowie, że to jednak nie prawda. Że nie chcę go jako przyjaciela.
I w tym momencie zrozumiałam. Jak bardzo jest dla mnie ważny, że to coś więcej niż przywiązanie. Ja go cholera kocham.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro