Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

11

Obudziłam się kiedy tylko pierwsze promyki dziennego światła, jakimś cudem trafiły na moją twarz.

Przeciągnęłam się mocno, aż poczułam nieprzyjemne pstryknięcie w plecach i ziewnęłam przeciągle. Przetarłam sklejone powieki i otworzyłam powoli oczy.

- Ajj, słońce mnie rezi! - Zaczęłam narzekać rozglądając się po jaskini z przymrużonymi oczami. Wstałam i doszło do mnie, że nie ma już Itachiego. Kisame chrapał po drugiej stronie.

Po cichu wyszłam i zastałam zabawny widok. Moja 'groźna', niezastąpiona, poważna, profesjonalna przywołańcza pantera...  siedziała na panu Uchiha i lizała go po twarzy, a on chichotał jak pojebaniec.

- Ekhm... Nie chciałabym przeszkadzać, ale musimy już ruszać, jeżeli chcemy dotrzeć na miejsce jeszcze dzisiaj. - Oznajmiłam i próbując powstrzymać śmiech wpatrywałam się w moje stopy na których lekko się kołysałam.

Zrzucił z siebie panterę, która zniknęła w kłębie białego dymu z cichym 'puf' i odchrząknął.

- Etto... - Zaczęłam i nagle coś mi się przypomniało. Uśmiechnęłam się szaleńczo i zachichotałam.

Zaczęłam powoli podchodzić do lekko zdezorientowanego czarnowłosego, powoli kumulując chakrę w prawej pięści, którą mocno zaciskałam. Kiedy znalazłam się na wystarczającej odległości z dzikim okrzykiem wbiłam zaskoczonemu Itachiemu pięść prosto w brzuch.

Pech chciał, że przy lądowaniu trafił na głaz. Duży głaz. Ała.

- To za wczoraj, i dobrze wiesz o co chodzi. - Pstryknęłam palcami obu rąk i już chciałam odchodzić, kiedy usłyszałam ciche kasłanie. Itachi stał tyłem do mnie opierając się dłonią o kamień, a krew przeciekała przez palce i skapywała brudząc zieloną trawę.

- I-itach..i- Wystękałam z szeroko otwartymi oczami. Szybko do niego podeszłam. Przecież uderzenie nie było takie kurwa mocne! - Co się dzieje? - Spytałam cicho jakby samej siebie.

Po chwili długowłosy opanował krwawy kaszel i wyciągnął coś zza połów płaszcza. Z malutkiego słoiczka wyjął jakieś białe tabletki i szybko połknął trzy odchylając głowę do tyłu. Oddychał głęboko, ale słychać było słaby charchot w gardle.

Nagle wyrwałam się z otępienia i przyłożyłam dłoń do jego brzucha. Nagle złapał mnie za nadgarstek.

- To nie przez ciebie. - Powiedział krótko chłodnym tonem i powoli udał się w stronę kryjówki.

- Więc co się dzieje Itachi? - Zapytałam dotrzymując mu kroku. - Jesteś na coś chory? - Dodałam po chwili. Co mu jest do licha!?

- Tak musi być. - Powiedział oschle nawet na mnie nie patrząc. Pomimo wszystko, jego chłodne nastawienie do mnie boli.

- Jestem tu po to, żeby wam pomagać, pamiętaj. Mogę pomóc tobie. Wystarczy jedno twoje słowo, Uchiha. - Powiedziałam smutno i odprowadziłam go wzrokiem, kiedy wszedł do jaskini po nasze rzeczy.

- itachi-san już taki jest. - Odezwał się ktoś nagle. Obok mnie stał Kisame, wpatrując się w dal, w bliżej nie określony punkt. Samehada dumnie spoczywała na jego plecach. - Uchihowie są zbyt dumni, żeby prosić o wsparcie, Neko-san. - Powiedział łagodnie i spojrzał na mnie. - Wasze relacje i tak są wyjątkowe. Po czasie jaki spędziłem w towarzystwie mojego partnera, jeszcze nigdy nie widziałem go tak szczęśliwego i pełnego życia jak przez te ostatnie dni. Nawet ślepy by zauważył, że jesteście dla siebie ważni. - Westchnął. - Aż wam zazdroszczę...

- Nadal jesteś pijany prawda?

- Piękny mamy poranek prawda?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro