Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~*~ Sobota 31 grudnia/ Niedziela 1 stycznia ~*~

W drogę powrotną z Busan do Seulu ruszyli w samo południe. Mama Jeong-guka prosiła ich, żeby zostali dłużej, ale ponieważ wczoraj dzwonił Nam-joon, że robi imprezę, a że śnieg wreszcie odpuścił na dobre i drogowcy ogarnęli ulice, nie mówiąc o tym, że kiedyś Tae-hyung musiał wrócić do pracy, to zdecydowali się nie ulegać jej prośbom i wracać.

Kiedy wsiedli do luksusowego samochodu Tae-hyunga, Jeong-guk znów poczuł się przytłoczony jego statusem materialnym i stał się milczący. Tae-hyung jednak niczego nie zauważył. Skupił się na drodze, a że ta nie była łatwa, bo śnieg zaczął padać znów obficie, to miał nie lada problem. W prognozie nie zapowiadali kolejnych opadów i ostatecznie musieli skorzystać z objazdu, jeśli nie chcieli utknąć gdzieś na zamkniętej drodze, bo służby drogowe znów zaczęły zamykać bardzo zasypane odcinki, w tym jeden z tych, który mieli przebyć.

— Joonie, my chyba nie dojedziemy — tłumaczył się Jeong-guk Nam-joonowi, kiedy utknęli w korku na objeździe.

— No trudno, my zaczniemy już, a wy wpadajcie po prostu, jak dojedziecie, byle ostrożnie. Ten śnieg oszalał — mówił wyrozumiale Nam-joon.

Tae-hyung w końcu zatrzymał się na jakiejś stacji benzynowej, ale nie tankował. Poszedł do środka i wyszedł z niej po chwili jakby nigdy nic. Rzucił Jeong-gukowi na kolana paczkę rogalików i dwa soki w kartoniku.

— Rozpakuj, zjemy — zarządził i ruszyli w dalszą podróż.

Jeong-guk rozpakował rogaliki, ale ani on sam nic nie przełknął, ani Tae-hyung.

— Nie jesteś głodny? Mówiłeś, żeby rozpakować — zapytał o rogaliki.

Tae-hyung tylko się skrzywił.

— Myślałem, że będą smaczniejsze. Po tym, jak karmiła mnie twoja mama, wątpię, że cokolwiek będzie mi teraz smakowało — zadrwił.

Jeong-guk tylko się zaśmiał cicho i znów zamilkł. Kiedy udało im się dotrzeć w końcu do Seulu i podjechali pod apartamentowiec Tae-hyunga, było dobrze po dwudziestej drugiej i jakiś metr śniegu leżał na ulicy.

— Co tu robimy? — zapytał skonsternowany Jeong-guk.

Od kiedy wsiedli do samochodu pod jego domem w Busan, przestrzeń między nimi wypełniła się dziwną energią. Coś jakby wisiało w powietrzu.

— Muszę się przebrać — wytłumaczył mętnie. — Cały tydzień chodziłem w twoich ciuchach. Dobrze, że chociaż majtki pozwoliłeś mi sobie kupić w markecie.

Jeong-guk się zaśmiał, ale wciąż czuł to napięcie w powietrzu i czuł się z nim dziwnie.

— Dobrze, to czekam, leć i się przebieraj. Późno już. Chłopaki czekają na nas.

Tae-hyung patrzył na niego przez chwilę skonsternowany.

— Chodź na górę, zmarzniesz tu w samochodzie — powiedział rzeczowo, ale ton jego głosu świadczył o tym, że chce go przekonać lub nakłonić do wejścia z nim do góry.

Jeong-guk nie chciał wyjść na idiotę, więc wysiadł z samochodu i poczłapał za Tae-hyungiem do windy. W mieszkaniu, kiedy weszli, Tae-hyung pozapalał wszędzie światła.

— Tak mieszkam — powiedział skrępowany i podrapał się w tył głowy, stojąc na środku holu.

A więc o to chodziło — pomyślał Jeong-guk i rozejrzał się wokoło. Musiał przyznać, ku własnemu zdziwieniu, że Tae-hyung mieszkał całkiem przyziemnie. Owszem, apartament mieścił się wysoko przy niebie, zupełnie jak biuro jego linii lotniczych, ale w mieszkaniu było niemalże zwyczajnie i nazywając je szumnie apartamentem, było lekką przesadą. Nie było ogromne, jak sobie to wyobrażał. Nie. Było średniej wielkości, a że urządzone minimalistycznie, dawało wrażenie, że przestrzeni jest jakby więcej. Białe meble, jasno-drewniana podłoga i złote wykończenia, nadawały pomieszczeniom eleganckiego wyglądu.

— Ładnie — pochwalił i spojrzał na niego. — Przebieraj się.

Tae-hyung drgnął, ale nie ruszył z miejsca.

— Może się czegoś napijemy, zanim pojedziemy na imprezę? W lodówce mam szampana. Masz ochotę? — zaproponował.

— Żaden z nas nie może prowadzić pijany, oszalałeś? — zaoponował Jeong-guk.

— Zamówimy taksówkę — stwierdził z lekkością Tae-hyung i ruszył do kuchni. — Albo odrzutowiec — zadrwił. — Nie marudź.

Prawdę mówiąc, Jeong-guka jakoś wcale to nie śmieszyło. Właściwie to nie miał pojęcia, czy on czasem nie mówi serio.

Tae-hyung wszedł do eleganckiej, choć znów niedużej kuchni, umeblowanej również na biało i wyciągnął z dużej szklanej lodówki szampana, a z szafki dwa kieliszki. Chwilę później ciszę przeszyło ciche puknięcie korka i odgłos nalewanego alkoholu do kieliszków.

— Proszę, dla ciebie — powiedział Tae-hyung, podając mu jeden smukły, wypełniony złotym, musującym płynem.

Jeong-guk zmierzył kieliszek wzrokiem, a potem uniósł i stuknął jego krawędzią o kieliszek Tae-hyunga. Następnie upił łyk i uśmiechnął się, widząc, jak Tae-hyung krzywi się od jego smaku.

— Po co trzymasz w lodówce szampana, skoro go nie lubisz? — zapytał z drwiną.

— Skąd wniosek, że nie lubię? — odpowiedział pytaniem na pytanie, przekornie Tae-hyung, ale nic nie mógł na to poradzić, że aż go otrzepało od smaku tej cierpkiej cieczy.

Szampana miał w lodówce przez zupełny przypadek. Ojciec kiedyś tu wpadł w przelocie na randkę z Cassandrą i zostawił.

— Bardzo śmieszne — zadrwił Jeong-guk.

— Chodźmy do salonu, usiądziemy na chwilę i wypijemy — zaproponował.

Jeong-guk czuł, że to nie jest zwykłe zaproszenie. Tae-hyung zwlekał z wyjściem z domu. Nie do końca wiedział, co planuje, ale to, że chce go tu zatrzymać, wiedział doskonale.

— Albo wiesz co, pójdę pod prysznic, a ty idź, rozgość się, dobrze? — zmienił znów zdanie Tae-hyung, gdy przekroczyli próg kuchni. — Muszę się odświeżyć po tej podróży. Może ty też chcesz?

Podał mu swój kieliszek, żeby zabrał ze sobą.

— Dobrze, ogarniaj się i wychodzimy. Chłopaki czekają — ponaglił znów Jeong-guk. — Ja kąpałem się przed wyjazdem.

Tae-hyung kiwnął głową i poszedł w stronę łazienki, a Jeong-guk do salonu. Zapalił światło, a nikła jego poświata z listwy podsufitowej, rozświetliła pomieszczenie. Było bardzo nowoczesne, minimalistycznie urządzone, jak reszta mieszkania, ale wciąż przytulne. Podszedł do nagiego okna, upił znów łyk szampana i postawił oba kieliszki na parapecie. Miasto tonęło w tumanach śniegu. Rozmyślał, jakim cudem się tu znalazł. W mieszkaniu prezesa największych linii lotniczych w kraju. On chłopak z lodowiska.

— O czym myślisz? — zapytał Tae-hyung, stając w progu po kilkunastu minutach i tym samym wyrywając Jeong-guka z zamyślenia.

— O tym... — urwał, widząc go w rozpiętej koszuli i spodniach. Bosego. — Że taksówka chyba nie przyjedzie — dodał zmieszany i uciekł wzrokiem znów do szyby.

Śnieg znów zaczął padać jak szalony i wirował w powietrzu zupełnie tak samo, jak teraz jego myśli w głowie. Już się domyślił, dlaczego Tae-hyung nie chce wyjść z domu i poczuł lęk wymieszany z ekscytacją. Zawsze to czuł, gdy w grę wchodził seks. Bo Tae-hyung chciał seksu. Miał to wypisane na twarzy. Cały tydzień rzucał mu dwuznaczne teksty, zerkał na niego ukradkiem i uśmiechał się pod nosem, a teraz zwlekał z wyjściem z domu i... nie dopiął koszuli. Wszystko było jasne.

— Tak myślisz? — zapytał zaskoczony Tae-hyung, jakby zupełnie przed kilkunastoma minutami nie jechał w zaspach i zupełnie się tego nie spodziewał.

Podszedł do niskiej szafki tuż pod ogromnym telewizorem i wziął do ręki pilota. Wycelował nim w sufit, a z głośników ukrytych nie wiadomo gdzie popłynęła cicha, powolna muzyka. Potem podszedł bliżej, ale nie stanął obok Jeong-guka, a za jego plecami. Objął go w pasie i przeciągnął nosem po jego karku. Pocałował. Raz, drugi, trzeci, trącając delikatnie językiem skórę. Jego ciało było ciepłe od kąpieli. Jeong-guk stęknął i odchylił głowę do tyłu. Tae-hyung znów pocałował jego szyję, do której teraz miał większy dostęp.

— Może to i lepiej? — podał w kwestię. — Czekałem na to cały tydzień — wyszeptał.

Jeong-guk tylko przełknął głośno, a oddech zaczął mu drżeć, gdy Tae-hyung wsunął mu dłonie pod sweter.

— Sądziłem, że jeszcze trochę z tym poczekamy — stęknął, gdy palce Tae-hyunga pogładziły delikatnie jego mięśnie.

— Dlaczego? — zapytał zadziornie Tae-hyung, całując wciąż jego szyję.

Znów czuł w sobie tę odwagę, jaką czuł tylko przy nim. Wsunął mu dłoń pod pasek, ale Jeong-guk złapał go za nadgarstek i przytrzymał.

— Nigdy nie byłem szybki w tych sprawach, nie spieszy mi się... do tego...

To było słodkie według Tae-hyunga. Ta powściągliwość tylko podsycała podniecenie i napędzała go jeszcze bardziej. Ustąpił jednak i cofnął dłoń spod paska spodni.

— Czego ja zdecydowanie nie mogę powiedzieć o sobie, gdy ty jesteś blisko — wydyszał w jego szyję, a opuszki palców wbił w jego skórę na brzuchu. — Chcę to zrobić, od kiedy cię pocałowałem wtedy w kuchni — szeptał niecierpliwie, całując go za uchem.

Potem złapał go za boki i odwrócił do siebie przodem. Popchnął, żeby oparł się o parapet tyłkiem i wsunął się między jego nogi zupełnie tak jak wtedy. Ustami sięgnął zaborczo po jego usta. Dłonie Jeong-guka poprowadził wokół swojej talii.

— Całuj mnie. Uwielbiam sposób, w jaki to robisz — jęknął. — Chodźmy do łóżka — zaczął prosić drżącym głosem. — Nie dostałem prezentu na urodziny.

Jeong-guk istotnie zdał sobie sprawę, że o tym zapomniał, a przecież Tae-hyung mówił mu, że wypadają po świętach.

— Kiedy dokładnie je miałeś?

— Wczoraj, ale udam, że się nie gniewam, że się spóźniłeś — nakłaniał.

Te jego żarty były naprawdę zabawne, ale Jeong-guk zaoponował i przerwał pocałunek. Spojrzał mu w oczy. Widział w nich płonące pożądanie. Sam czuł je równie mocno, ale...

— Nie chcę być twoją przygodą — stwierdził, choć sam nie wiedział, kiedy słowa przepchnęły się przez jego gardło.

Tam w jego domu Tae-hyung był tylko zwykłym chłopakiem, który siedział na taborecie w kuchni ubrany w jego sweter i jadł grzecznie to, co podsunęła mu mama. Tam dzieliła ich niewidzialna bariera, przyzwoitość, bo choć spali w jednym łóżku, wiedział, że Tae-hyung się nie odważy jej przekroczyć, gdy jego cała rodzina była w domu. Łatwo było uwierzyć w jego intencje, gdy się tylko przytulał i cmokał w usta jak nastolatek, ale tu... tu znów był prezesem ogromnej korporacji. W białej koszuli, eleganckich spodniach, mieszkał w apartamentowcu i jeździł Maserati. I choć już nie był tak sztywny i apodyktyczny, jak na początku, to całokształt był zwyczajnie przytłaczający w zderzeniu z jego materacem w pokoju, który dzielił z Yoongim, lekcjami jazdy na łyżwach i świątecznym swetrem. Tae-hyung według jego wyobrażenia, miał zapewne w tych sprawach większe doświadczenie i... oczekiwania, nie mówiąc o temperamencie, który mu się właśnie objawił, bo choć on sam nie był taki niewinny, na jakiego wyglądał, to mimo wszystko wciąż był zwykły i prosty.

Tae-hyung złapał się za boki. Przygryzł dolną wargę i pokiwał głową, że rozumie.

— Myślisz, że cię tu zwabiłem, prawda? — zapytał z oczywistością.

Jeong-guk pokiwał głową twierdząco, wciąż patrząc mu prosto w oczy. Chciał być szczery i tego samego oczekiwał w zamian. Prawdą było, że czuł pożądanie, ale nie był ani dzikim zwierzęciem, które nie zna umiaru lub nie potrafi się powściągnąć, ani też ofiarą, która pragnie akceptacji i da się wykorzystać byle tylko mu się przypodobać i go przy sobie zatrzymać. Bo choć był zwykły i prosty, to znał swoją wartość. Może to nie było wiele dla kogoś takiego jak Tae-hyung, ale dla niego to było wszystko, co miał. Jego godność.

— Nie mogę zaprzeczyć, że tak pomyślałem — przyznał. — Przytłacza mnie to, kim jesteś. Jakie być może masz oczekiwania. I trochę się tego zwyczajnie boję — wyznał szczerze.

Nigdy nie uważał, że mówienie wprost o swoich obawach to słabość. Nie. Zawsze po prostu chciał wiedzieć, na czym stoi. Zależało mu na Tae-hyungu i chyba dlatego serce zwyciężało pożądanie. Pragnął gwarancji, a nie seksu.

— Chyba powinienem się obrazić, ale... — zaczął spokojnie Tae-hyung. Złapał go za dłonie i uścisnął je w swoich. — Nie mogę, bo to prawda — przyznał z nikczemnym uśmiechem, opierając czoło o jego czoło. — Zwabiłem cię tu, bo nie mam ochoty na żadną imprezę. Jedyne, na co mam ochotę, to zawlec cię do sypialni, odrzeć z tych ciuchów i przeżyć z tobą przygodę... ale nie jedną JK, a tysiące przygód — wyszeptał mu do ust. — Zakochałem się w tobie. Pociągasz mnie. To dlatego cię tu zwabiłem — powiedział miękko i tak samo pocałował jego usta. — Nie masz pojęcia, ile musiałem się natrudzić, żeby trzymać cały ten tydzień łapy przy sobie. Myślisz, że miewam przygody? — parsknął cichym śmiechem i skubnął jego usta swoimi. — Nie spałem z nikim dwa lata. Nie jestem podrywaczem, jestem ofermą. Zawsze nią byłem. Nigdy nikogo nie pocałowałem pierwszy, tylko ciebie — szeptał przymilnie, nosem pocierając jego nos. — Tylko przy tobie czuję tę odwagę, której nigdy przy nikim nie czułem. To takie niesamowicie przyjemne uczucie i dlatego jestem taki napastliwy. Przepraszam, po prostu nie panuję nad tym. Nie mam żadnych wyuzdanych fantazji ani oczekiwań. Nie jestem też kimś, za kogo mnie uważasz. Jestem prosty i zwykły. I chcę taki być dla ciebie.

Jeong-guk też się zaśmiał.

— Rzeczywiście oferma z ciebie w takim razie skoro nikogo nie pocałowałeś pierwszy — zgodził się z nim.

Jego obawy odpłynęły. Umysł się uspokoił. Znów objął Tae-hyunga w talii. Wstał i popchnął w stronę drzwi.

— Prowadź do tej sypialni czas wyprawić ci urodziny — nakazał i pocałował miękko. — I wciąż bądź odważny, to cholernie pociągające.

Tae-hyung łapczywie odwzajemnił pocałunek i równie zaborczo złapał za sweter. Ruszył tyłem, ciągnąc go za sobą i zwodząc pocałunkami.

— W domu twoich rodziców nie mogłem przestać fantazjować o tobie.

Jeong-guk znów się zaśmiał.

— To stąd brały się te ukradkowe spojrzenia i uśmieszki? Zgadłem?

— Żebyś tylko wiedział, co chodziło mi po głowie.

— Co takiego? Powiedz mi teraz. Teraz już możesz.

— Przedwczoraj miałem ochotę wepchnąć się do ciebie pod prysznic. Już nawet trzymałem za klamkę, ale twoja mama oczywiście zawołała mnie na ciasto.

— Nie zrobiłbyś tego.

— Oczywiście, że bym zrobił. Widziałeś się w lustrze? Tyle to już za dużo na moją wstrzemięźliwość, a co dopiero, gdy wyobrażałem sobie ciebie nago. Budzisz we mnie najgorsze instynkty.

— Chcę to zobaczyć — dyszał mu w usta Jeong-guk.

— Tylko wyskocz z ubrań, a się przekonasz.

— Na pewno nie chcesz pójść na imprezę? — dopytywał po drodze. — Byłoby fajnie — droczył się z nim między pocałunkami. — Hobi kupił fajerwerki.

— Te, które ja chcę zobaczyć leżą za ścianą w pościeli — drwił drżącym głosem Tae-hyung i wciąż całował bez opamiętania.

Zatracał się chwilami i przystawał na środku holu.

— Tae, sypialnia — upominał go szeptem pomiędzy pocałunkami Jeong-guk.

Wtedy Tae-hyung znów ruszał z miejsca, a kiedy znaleźli się w półmroku pokoju, Jeong-guk zsunął mu z ramion rozpiętą koszulę, a potem położył go na szerokim materacu. Sam zdjął przez głowę czarny sweter jednym zgrabnym ruchem i opadł na niego, przywierając szczelnie do jego ciepłego torsu. Dłonie Tae-hyunga przylgnęły do jego ciała natychmiast. Wydał z siebie przymilne stęknięcie i zaśmiał mu się w usta.

— Marzyłem o tym — szeptał, całując. — Zaraz oszaleję.

— Mamy prezerwatywę? — zapytał, trzeźwiejąc na chwilę Jeong-guk i uniósł głowę. — Ja nie mam, nie planowałem tego.

Tae-hyung się zaśmiał.

— Po to się zatrzymałem na stacji, a te rogaliki to była przykrywka.

— Jesteś okropny, a wydawałeś się taki niewinny — wydyszał mu w usta Jeong-guk. — Bądź taki okropny zawsze — poprosił, a potem zsuwał się po nim powoli, całując centymetr po centymetrze jego szczupłe ciało i rozbierając po drodze ze spodni siebie i jego.

Tae-hyunga zwyciężyło pożądanie. Obrócił ich na plecy Jeong-guka i zawisł nad nim na wyprostowanym ramieniu. Pogładził mu włosy do tyłu i patrzył przez chwilę w oczy. Przygryzł znów dolną wargę, a potem pochylił się i pocałował miękko jego usta.

— Sam sobie wezmę prezent, mogę? — wyszeptał, ale nie czekał na odpowiedź i powoli zaczął zsuwać się wargami po szyi Jeong-guka.

Pocałował oba sutki, a potem mięśnie na brzuchu, które mu umykały spod warg w spazmatycznym skurczu. Uśmiechnął się sam do siebie i spojrzał w górę. Ich oczy spotkały się na ułamek sekundy, gdy te jego uśmiechnęły się nikczemnie.

— Tae nie zrobisz... tego...

Nie zdążył dokończyć, bo Tae-hyung zjechał językiem pod jego pępek, a następnie na sam dół i wziął go do ust.

— Jesssu! TAe! — jęknął i odchylił głowę do tyłu.

Ciało wyprężyło mu się z rozkoszy. Czuł tylko, jak usta Tae-hyunga wzięły go głęboko kilka razy, od czego zatracił się na ułamek sekundy, a potem usłyszał jego szyderczy rechot, gdy wspinał się znów ustami po jego brzuchu.

— Uwielbiam cię takiego — mówił przymilnie, wciąż całując. — A teraz bierz sprawy w swoje ręce. Czekam na fajerwerki.

Jeong-guk obrócił ich energicznie na plecy Tae-hyunga, a następnie powoli, bez pośpiechu najpierw przyprawił go o rumieńce, całując wewnętrzną stronę ud, pachwiny i klatkę piersiową, a potem rozgrzał do czerwoności, masując jego erekcję, aż w końcu odgarniał mu ze spoconego czoła posklejane kosmki włosów i uśmiechał w jego uchylone od podniecenia usta, gdy wpychał swoje biodra między jego nogi i ich ciała kołysały się w jednym rytmie.

Tae-hyung długo kazał na siebie czekać, ale w końcu...

— JK... docho... dochodzę — stękał spazmatycznie na granicy zatracenia.

Za oknem rozbłysły pierwsze wybuchy. Wybiła północ.

Jeong-guk pchnął biodrami po raz ostatni. Elektryzująca, gorąca fala przepłynęła im obu przez ciała i spięła je na ułamek sekundy splecione w mocnym uścisku. Światło odbiło się od źrenic Tae-hyunga i wpadło w te Jeong-gukowe.

— Kocham cię — jęknął, zamknął oczy i rozlał się niczym ciepły wosk między nimi dwoma.

Jego place wbijały się zaborczo w ramiona Jeong-guka i zawył wręcz, wykrzywiając usta w grymasie, z trudem znosząc rozkosz.

— A ja kocham ciebie — odpowiedział mu zdyszany Jeong-guk, skubiąc ustami skórę na szyi.

Na zewnątrz zaczęło huczeć od wystrzałów i co rusz kolorowe rozbłyski wypełniały sypialnię. Jeong-guk spojrzał w stronę okna, a potem wrócił spojrzeniem do spoconej twarzy Tae-hyunga. Odgarnął mu włosy z czoła i pocałował spierzchnięte usta.

— Twoje fajerwerki skarbie — zaśmiał się w nie leniwie. — Szczęśliwego nowego roku.

— Z tobą na pewno będzie szczęśliwy — wydyszał usatysfakcjonowany Tae-hyung. — I codziennie nowy z takimi fajerwerkami.

— Codziennie?

— Yhm, dwa razy.

✨🔥✨🔥✨🔥✨🔥✨🔥✨🔥✨🔥✨🔥✨🔥✨🔥✨🔥✨🔥✨🔥

Długo kazałam wam czekać na te tytułowe fajerwerki, nie? Hahaha, no ale się doczekaliście ;)

I jak? Podobało się?

Mi wciąż mało, a Wam? Wciąż moim zdaniem kilka wątków zostało niedomkniętych. Więc...

.

.

.

.

.

.

.

.

.

.

.

.

.

.

.

Co powiecie na jeszcze jedną część serii His...? Ja jestem już w bloku startowym :D

Oto i ona, ale na publikację trzeba chwilę poczekać, bo to opowieść... walentynkowa. Skoro para świąteczna, to musi świętować wszystkie święta ;) Nie wiem jeszcze, czy to będzie oneshot, ale najpewniej mi nie wyjdzie, bo już się tego napisało trochę za dużo, więc... no sami wiecie. Nie umiem w oneshoty :/

Trzymajcie się i widzimy się w okolicach Walentynek! A w międzyczasie ukaże się publikacja korekty Tyrana i mój nowiutki^^ Rentboy! Ach, już nie mogę się doczekać :D

Wszystkiego dobrego w Nowym Roku 2023!

Zamykam go 6 książkami, 172 672k słów i 1 023 299 znaków pozostawionych tutaj oraz tysiącem godzin pracy i chyba setką zarwanych nocy ;) Ale co najważniejsze! Niezliczoną ilością komentarzy i nowych znajomości oraz przyjaźni 🥰 to bezcenne i niepoliczalne. Najważniejsze!

Oby przyszły 2023 rok był równie obfity 💜 Dziękuję! 💜 Bez Was nie byłoby mnie tutaj 💜

Do zobaczenia znów!

Sev.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro