Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~*~ Piątek 30 grudnia ~*~

Piątkowy poranek minął w miarę spokojnie. Tae-hyung od rana wisiał znów na telefonie, załatwiając swoje sprawy, a Jeong-guk zaczął się powoli pakować. Postanowili wracać nazajutrz do Seulu. Śnieg co prawda wciąż nie dawał za wygraną i posypywał od czasu do czasu, ale dzwonił Nam-joon, że robi imprezę sylwestrową w ogromnym domu swoich rodziców i że zaprasza, więc postanowili wracać.

Tymczasem w południe w kuchni zapanowało ogromne poruszenie. Jeong-guk zajrzał tam, zwiedziony podniesionymi głosami i płaczem pani Park.

— Napisał, mówiłam wam, że o mnie pamięta — lamentowała.

Jeong-guk podrapał się w głowę. Od razu domyślił się, o co chodziło. Wnuk pani Park nagle się odezwał. Poczuł na niego złość. To była schorowana starsza kobieta, a on ją niepokoił po kilku dobrych latach. Pomyślał, że pewnie dowiedział się o jej chorobie i może liczył, na Bóg wie jaki spadek, podczas gdy ją nie było stać nawet na nowy piec. Wziął świąteczną kartkę do ręki i przeczytał:

„Kochana babciu, wybacz, że dawno nie pisałem, ale byłem zajęty. Dużo pracuję...

— Przysłał też pieniądze na piec — łkała dalej pani Park w rękaw mamy i tu myśli Jeong-guka zmieniły kierunek.

To było podejrzane. Nie dokończył czytania herezji, które napisał ten chłystek i zawrócił do salonu, gdzie siedział tata, Jin i Che-ran.

— Czy to spóźniony świąteczny cud? — zapytał drwiąco.

— A wiesz, że dopiero co rozmawiałem z Tae-hyungiem o jej rodzinie, gdy odśnieżaliśmy ścieżkę do jej domu — odpowiedział cicho tata. — Teraz mi głupio, bo powiedziałem, że o niej zapomnieli.

— To dziwne, że nagle się odezwał, nie? — dziwiła się Che-ran.

— Tato, nie przejmuj się, przecież ta jej rodzina to nigdy się nią nie interesowała. Przecież nie skłamałeś — utwierdzał go w przekonaniu Jin.

— Niby tak — żachnął się tata. — Ale to dobrze, że chłopak poszedł po rozum do głowy — próbował znaleźć usprawiedliwienie dla wnuka pani Park.

Jeong-guk był jednak innego zdania. Jego rodzice zawsze wierzyli w dobro drzemiące w ludziach, ale on znał już życie na tyle i Tae-hyunga, żeby się zorientować, że to wcale nie był wnuk pani Park, tylko on. Pismo też wydało mu się dziwnie znajome i na myśl przyszła mu Mi-ji, zapewne współorganizatorka tej szopki. Był niemalże pewny, że to sprawka tych dwoje. Poczuł jeszcze większą złość. Tae-hyung za dużo sobie pozwalał. Ruszył w stronę schodów, a po chwili wparował do swojego pokoju.

— Jak mogłeś zrobić coś podobnego? — zapytał z odrazą.

Tae-hyung otworzył oczy szeroko. Siedział na łóżku z wyciągniętymi nogami i laptopem na kolanach.

— Co takiego? — zapytał ze strachem i odłożył laptop na bok.

Spuścił nogi na podłogę i patrzył w Jeong-guka, jakby zobaczył zjawę. W jego oczach burza siała spustoszenie.

— Jak mogłeś napisać do pani Park i przysłać pieniądze na piec, udając jej wnuka? — wysyczał przez zaciśnięte zęby. — Nie udawaj, wiem, że to ty! — pogroził. — Ona teraz płacze przez ciebie!

Tae-hyung wcale nie miał zamiaru się bronić.

— Płacze? Dlaczego? — zapytał przerażony i poderwał się na równe nogi.

— Ona myśli, że to ten jej wnuk!

Tae-hyung podrapał się w głowę.

— Ale to chyba dobrze, nie? — zapytał skonsternowany. — O to mi chodziło.

— W życiu nie wpadłeś na głupszy pomysł! — warknął Jeong-guk.

Tae-hyung zmarszczył brwi. Nic tak nie wyprowadzało go nigdy z równowagi, jak te słowa.

— Brzmisz jak mój ojciec — warknął złowrogo. — Wiecznie tylko robię błędy. Mam tego dość JK. Nawet nie zapytałeś, dlaczego tak zrobiłem.

Jeong-guk się zmieszał, ale złość czuł nadal.

— To schorowana starsza osoba, nie powinieneś tak sobie pogrywać z jej uczuciami — oskarżył go. — Co cię napadło? Ta propozycja pracy dla mnie z wczoraj to też jakaś twoja krucjata? Nagle postanowiłeś być zbawcą całego świata?

Tae-hyung też się rozzłościł. Już wiedział, o co posądza go Jeong-guk. O to, że się zabawia ich kosztem.

— Niczyimi uczuciami sobie nie pogrywam, zwariowałeś? — warknął. — O co ty mnie posądzasz? Mam uczciwe intencje.

— Uczciwe? Przecież to kłamstwo! Jak mogłeś podać się za jej wnuka? — wykłócał się dalej Jeong-guk.

— Normalnie.

— Ona wierzy, że on teraz będzie pisał do niej częściej.

— Zatem będę to robił tak długo, jak będzie trzeba — zapewnił Tae-hyung. — Przecież to tak niewiele. Usiąść i wypisać kartkę? Co to takiego? Mogę to robić co tydzień.

— A jak on tu kiedyś przyjedzie? — nie dawał za wygraną Jeong-guk. — I ona dowie się, że to nie on? Serce jej pęknie. A te pieniądze? W głowie mi się to nie mieści Tae, że tak zrobiłeś.

— Chciałem zrobić coś dobrego. Chociaż tyle mogłem. Stać mnie — odpowiedział arogancko Tae-hyung. — Przecież nie stać ją na nowy piec, a nie wzięłaby pieniędzy ode mnie, obcego chłopaka — bronił się zawzięcie. — Poza tym, myślisz, że ona się kiedykolwiek na niego doczeka? Na tego swojego wnuka? Wątpię.

— A skąd wiesz, że nie? — zapytał hardo Jeong-guk. — Jak możesz tak łatwo skreślać ludzi?

Tae-hyung zmarszczył brwi. Nie miał wyjścia. Musiał się przyznać.

— Bo to Ji-min jest jej wnukiem, widziałem go u niej na zdjęciu. Wstyd mi, za niego i za mojego ojca. Nie zrobiłbym czegoś podobnego, gdybym nie był pewien, że robię dobrze JK. Za kogo mnie masz? Za głupka? Dlaczego tak mnie atakujesz? Za co? Ja chciałem tylko dobrze. Jeśli trzeba, będę pisał do pani Park co tydzień. Zawsze chciałem mieć rodzinę. Matkę, ojca, babcię, dziadka, kogokolwiek i nigdy nie miałem. Mój ojciec i Ji-min mieli to wszystko i to zmarnowali. Patrzą tylko na koniec swojego nosa! Pani Park zasługuje na więcej niż tylko piec, nie sądzisz?

Jeong-guk zaniemówił. Stał tylko i patrzył w oczy Tae-hyungowi, które gasły z każdą sekundą. Wiedział, że oskarżył go bezpodstawnie. Podejrzewał go o najgorsze. Że się zabawia ich kosztem. Czuł się teraz z tym fatalnie. Nie zaufał mu. Natychmiast chciał to naprawić.

Westchnął ciężko i zwiesił ramiona. Spojrzał na niego z poczuciem winy wymalowanym na twarzy.

— Przepraszam Tae. Pomyliłem się. Masz dobre serce.

Tae-hyung patrzył mu długo w oczy. Czuł już od wczoraj, że Jeong-guk podejrzewa go o niegodziwość, ale jego słowa w tej chwili spłynęły na niego niczym balsam i złagodziły złość. Nigdy przecież nie był ani mściwy, ani długo nie chował urazy. A już na pewno nie do Jeong-guka. Tego bezczelnego chłopaczyska ze stażu świątecznego.

— Nigdy nie chciałem usłyszeć nic więcej, jak właśnie to, że mam dobre serce i że ktoś je docenia.

Jeong-guk uśmiechnął się krzywo.

— Ja je doceniam Tae — powiedział cicho.

Cieszył się, że Tae-hyung się na niego nie gniewa. Podszedł bliżej i pocałował go w usta. Miękko. I pogładził dłonią po policzku, a potem znów spojrzał mu w oczy.

— Chodźmy na dół. Mama zarządziła dziś święto z twojego powodu — zmienił temat.

Tae-hyung zamrugał oczami.

— Mojego?

— No z powodu kartki od wnuka pani Park, ale skoro wiem, że to ty...

Tae-hyung położył mu szybko palec na ustach.

— Nikomu ani słowa — pogroził.

Oczy Jeong-guka się uśmiechnęły i przytaknął skinieniem głowy, że się zgadza. Tae-hyung też się uśmiechnął, ale westchnął po chwili ciężko.

— Znowu będzie dużo jedzenia, prawda? — zapytał zrezygnowany.

Jeong-guk złapał za jego palec położony na swoich ustach i cmoknął go w opuszek.

— Te nadprogramowe kilogramy widocznie są ci pisane — zadrwił w odpowiedzi. — Ale nic się nie martw, tak cię przegonię po lodowisku, że zgubisz je w mgnieniu oka.

Tae-hyung skrzywił się tylko w odpowiedzi i razem ruszyli do drzwi.

Kiedy zeszli na dół istotnie mama już piekła ciasto. Che-ran gotowała swoją popisową zupę, a tata z Jinem urządzili konkurs w przynoszeniu drewna do kominka. Tae-hyung znów bezsprzecznie wygrał. Dzieciakom z racji święta wolno było całe popołudnie oglądać bajki i wszyscy znów utknęli na cały wieczór przy stole. Tae-hyung znów przyglądał się wszystkiemu, jakby oglądał program w telewizji. Tata już omawiał z Jinem zakup i przywóz pieca. Che-ran rozmawiała z mamą na temat przepisu na ciasto, ale wszyscy bezsprzecznie cieszyli się ze szczęścia pani Park.

Jeong-guk siedział obok Tae-hyunga i ściskał jego dłoń w swojej.

— To dzięki tobie — mówił do niego szeptem, skinieniem głowy pokazując na panią Park, ale on tylko go uciszał, ukradkiem kładąc mu palec na ustach, żeby się czasem nie wygadał.

Pani Park co chwila to śmiała się, to płakała, czytając kartkę od wnuka, a Tae-hyung patrzył na nią i nie czuł nic prócz szczęścia. Tego wieczoru długo w noc nie mógł zasnąć. Pięć minut przed północą uśmiechnął się sam do siebie.

To były najbardziej udane urodziny, jakie miałem w życiu — pomyślał i zamknął oczy, wtulając się w ramię chrapiącego cicho Jeong-guka.

✨🔥✨🔥✨🔥✨🔥✨🔥✨🔥✨🔥✨🔥✨🔥✨🔥✨🔥✨🔥✨🔥

Awww Tae-hyungie 🥰 jak Ty się zmieniłeś 🥰

Kochani, jutro kończymy 😒

Jesteście na to gotowi? Bo ja chyba nie 😢

Jak Wam się podobały urodziny Tae? Dajcie znać 😘💜

Do jutra!

Sev.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro