~*~ Środa 28 grudnia ~*~
W środę śnieg wreszcie przestał padać. Zaspy były jednak tak wielkie, że zasłaniały parterowe okna. Tata od świtu uwijał się z odśnieżaniem i Tae-hyung siedzący przy laptopie o szóstej trzydzieści, słysząc go na zewnątrz, czuł rozterkę. Popatrzył najpierw na śpiącego obok Jeong-guka, a potem na siedemdziesiąt maili w skrzynce wyświetlającej się na ekranie.
— W dupie mam te maile — syknął przez zaciśnięte zęby i uprzednio cmokając Jeong-guka w policzek, wyskoczył z łóżka.
Zajrzał do szafy, wyciągnął pierwsze lepsze spodnie z dresu oraz sweter i założył na siebie. Zbiegł na dół wąskimi schodami i zawitał w kuchni.
— Dzień dobry pani — przywitał się z mamą, która się tam krzątała w różowym szlafroku.
— Dzień dobry Tae-hyungie. Co robisz na nogach tak wcześnie? — zapytała zaskoczona.
Jej ciepłe, brązowe oczy otworzyły się szeroko, a dłonie zastygły w bezruchu.
— Nie sypiam długo — odpowiedział jej Tae-hyung z uśmiechem.
— A może ci ciasno z Jeong-gukiem? — zapytała z troską i znów na chwilę znieruchomiała.
— Nieeee no skądże — zaprzeczył natychmiast.
Nigdzie jeszcze nie było mu tak wygodnie, jak na tym wąskim łóżku z ciepłym ramieniem zamiast poduszki.
Mama się uśmiechnęła.
— Nareszcie przestało padać, widziałeś?
Tae-hyung tylko zerknął za okno, za którym i tak nie było nic widać, bo kuchnia mieściła się na parterze.
— Yhm — przytaknął, wodząc poszukiwawczym wzrokiem po blacie. — Słyszałem, że pani mąż odśnieża podwórko. Chciałem pomóc, ale...
— Kawa jest już zaparzona — powiedziała mama, pokazując na ekspres w rogu kuchni.
Tae-hyung się uśmiechnął. Domyśliła się, czego szukał. Miał ochotę ją za to cmoknąć w policzek jak przed chwilą jej syna tam na górze w pokoju.
— Dziękuję.
— To bardzo miło, że chcesz pomóc, ale czy nie masz czasem czegoś ważniejszego do zrobienia? — zapytała znowu zatroskana mama. — Czy twoja firma...
Tae-hyung machnął ręką.
— Nie. To wszystko może poczekać — odpowiedział jej z przekonaniem i sięgnął do szafki po kubek.
Jeszcze nigdy w niczyim domu nie czuł się tak dobrze, jak tutaj.
— No to siadaj, musisz zjeść najpierw śniadanie — poinstruowała mama kategorycznym tonem, któremu ani śmiał się sprzeciwiać.
Kiedy udało mu się zmieścić do brzucha wszystko, co mu podała i jednocześnie obronić przed dokładką, argumentując, że jeśli zje cokolwiek więcej, to nie uda mu się machnąć łopatą, wyszedł przed dom w za dużej puchowej kurtce Jeong-guka i jego butach.
— Dzień dobry panu — przywitał się z tatą.
Ten wytrzeszczył na niego oczy jak na ducha.
— Jest siódma rano, co tu robisz?
— Przyszedłem pomóc — odpowiedział mu z uśmiechem Tae-hyung. — I jest siódma piętnaście. To już późno.
Tata zamrugał oczami zupełnie tak, jak Jeong-guk. Dopiero teraz Tae-hyung zaczął dostrzegać jego podobieństwo do rodziców.
— No dobrze, skoro już siódma piętnaście, to bierz za odśnieżacz.
— Dokąd konkretnie zmierzamy?
— Do domu pani Park — odpowiedział tata i wskazał ręką kierunek. Zza zasp ledwo było widać dach domu. — Dziś przyjedzie serwis do pieca, trzeba im zrobić miejsce na podjeździe. Inaczej nie wejdą do domu.
Tae-hyung sięgnął do kieszeni po swoje skórzane rękawiczki i ubrał na dłonie. Następnie złapał za odśnieżacz i choć było to raptem kilkanaście metrów, wspólnie z tatą dobrnęli do domu pani Park jakąś godzinę później. Kiedy weszli do środka, było w nim zimniej niż na dworze. Mróz jakby zgęstniał i zawisł w powietrzu. Przenikał na wskroś. Tae-hyung rozejrzał się wokoło i uśmiechnął. Dom wewnątrz przypominał wszystkie te, które widział w bajkach jako dziecko. Mały, ciasny, ale przytulny. Wszędzie na meblach leżały serwetki robione ręcznie na szydełku. Zawsze marzył o babci, która mieszkałaby w takim domu i którą mógłby odwiedzać w ferie i święta. Niestety nie miał. Ani jednej.
— Co teraz? — zapytał tatę, spoglądając na niego.
— Teraz ja zejdę do piwnicy, zobaczę co z piecem, jest tak stary, jak pani Park, więc nie wiem, czy ten serwis nie przyjedzie na darmo, a ty przynieś drewna od nas ze składziku i napalimy w kominku — poinstruował tata. — Tu jest zimno jak w psiarni. Ci faceci z serwisu zamienią się w sople, nim zdążą zejść do pieca.
— W tym jestem dobry — ucieszył się Tae-hyung.
— W rzeczy samej — pochwalił tata i poklepał go po plecach. — Najlepszy.
Tae-hyung o mało nie frunął po drewno, gdy wyszedł z domu pani Park. Dwadzieścia minut później tata rozpalał ogień, a Tae-hyung przyglądał się zdjęciom stojącym na kominku. Było na nich mnóstwo ludzi. Dorosłych i dzieci. Zwłaszcza jedno przykuło jego uwagę. Był na niej chłopiec. Miał może dziesięć góra dwanaście lat. Stał sztywno, ale uśmiechał się zadziornie, a w jego oczach tliła się przekora. Widać było, że to łobuz. Rozrabiaka. Tae-hyung patrzył na niego jak na ducha.
— Mogę o coś zapytać? — zwrócił się do taty.
— Oczywiście — odpowiedział mu tata, klęcząc przed paleniskiem.
— Czy to rodzina pani Park?
Tata zerknął w górę i skrzywił się lekko.
— Niby tak.
— Dlaczego nie spędzają razem świąt?
— Bo rozjechali się po świecie i o niej zapomnieli — wyznał tata z prostotą. — Ona czasem udaje przed nami, że do niej piszą, ale to nieprawda.
Wstał i rozprostował plecy. Palcem zaczął pokazywać ludzi na zdjęciach.
— Najstarszy syn wyjechał zaraz po studiach do Stanów. Drugi mieszka w Ilsan, a córka w Seulu — opowiadał.
— Przecież to nie koniec świata — żachnął się Tae-hyung.
Tata wzruszył ramionami.
— Wszyscy to wiemy, ale co możemy poradzić? — zapytał. — Ma przynajmniej nas, a my ją. To miła starsza pani, znam ją od dziecka.
— No tak. To dobrze, że was ma, ale mimo wszystko szkoda, że jej rodzina o niej nie pamięta — przyznał Tae-hyung, spoglądając znów na zdjęcia. — A co z piecem? — zapytał, zmieniając temat.
— Nie wiem, czy będzie można go jeszcze naprawić. Jest tak stary, że ledwo zipie — odpowiedział ze zmartwieniem w głosie tata.
— No to trzeba kupić nowy — zasugerował Tae-hyung.
— Nowy kosztuje majątek. Pani Park nie stać na nowy, ani nawet na używany — wytłumaczył tata. — A do tego jest ciężko chora. Niewiele czasu jej zostało. Najwyżej, jeśli nie uda się naprawić pieca, to pomieszka z nami do wiosny, o ile będzie jej dane ją zobaczyć. Jest z nią naprawdę źle.
Tae-hyung na chwilę się zasępił i znów spojrzał na zdjęcie chłopca.
— Rozumiem — przytaknął.
Cała ta sytuacja nie mieściła mu się w głowie, choć przecież sam czuł się podobnie do pani Park. Niby miał rodzinę, a był równie samotny co ona.
Kiedy wrócili do domu, wszyscy jeszcze smacznie spali, tylko mama uwijała się w kuchni ze śniadaniem. Kiedy siedzieli przy ciepłej herbacie, pierwszy w drzwiach pojawił się Jeong-guk z opuchniętymi od snu oczami, potarganymi włosami i wciąż w piżamie.
— Dzień dobry?
— Dzień dobry — odpowiedział mu Tae-hyung. — Jest dziewiąta śpiąca królewno.
Mama z tatą buchnęli śmiechem.
— To środek nocy — jęknął Jeong-guk. — Wracam do łóżka.
Jak powiedział, tak zrobił. Tae-hyung zjadł drugie śniadanie i zawitał w jego pokoju. Z cierpką miną usiadł do laptopa. Wolałby odśnieżyć całą ulicę, niż odpisywać na te wszystkie maile, choć od odśnieżacza nabawił się odcisków i ramiona bolały go okrutnie.
Jeong-guk leżał obok, wciąż zaspany i przyglądał się, jak co chwila nimi wzrusza.
— Co ci jest? — zapytał z niepokojem.
— Bolą mnie ramiona.
— Od czego?
— Od odśnieżania. Z twoim tatą przekopaliśmy się do domu pani Park.
Jeong-guk podniósł się na łokciu.
— Że co? O której wstałeś?
— O piątej trzydzieści, jak zwykle — odpowiedział mu niewzruszony Tae-hyung.
Jeong-guk złapał się za czoło i opadł ciężko na poduszkę.
— Jesteś psychopatą — zadrwił.
Tae-hyung popatrzył na niego, a potem odstawił laptop na bok. Tym razem maile również musiały poczekać. Usiadł na brzegu łóżka, plecami do Jeong-guka.
— Masuj. Od czego cię mam — nakazał, a w odpowiedzi usłyszał jedynie ciche parsknięcie.
Chwilę później poczuł, jak materac się za nim ugina i ciepłe dłonie na swoich barkach. Delektował się nimi przez chwilę, odchylając głowę do tyłu, a potem odwrócił i z impetem przyparł właściciela do ciepłej pościeli. Pocałował w usta. Raz. Drugi. Trzeci. Atmosfera zgęstniała w jedną sekundę.
— Dziękuję — wymruczał, cmokając ostatni raz jego wargi.
Jeong-guk patrzył mu w oczy z przekorą.
— Tym razem to też od masażu? — zapytał o twardniejące miejsce, które czuł na udzie.
Tae-hyung spojrzał na niego i uniósł brwi. Policzek wypchnął językiem.
— To nigdy nie było od masażu — zadrwił.
Jeong-guk parsknął śmiechem.
— Ty zboku!
— I nie mam pod spodem bielizny. Skończyła mi się — zaśmiał się szyderczo.
Jeong-guk przewrócił oczami.
— Tylko jedno ci w głowie — oskarżył z żartem, ale czuł w związku z tym pewien dyskomfort.
Tae-hyung co rusz nawiązywał do tematu, a on chyba nie był na niego gotowy. Sam nie wiedział dlaczego. Zaczął się bać powrotu do Seulu.
Potem dzień potoczył się szybko i maile Tae-hyunga znów przegrały w walce z obiadem, spacerem, kolejnym odśnieżaniem, a następnie z kolacją i zabawą z Mi-ran, która dręczyła Tae-hyunga wciąż z lubością. Wieczorem jednak już nie mógł dłużej ich ignorować. Położyli się do łóżka około dwudziestej drugiej. Jeong-guk zasnął jak kamień w dwie sekundy, a on patrzył w maile na ekranie laptopa rozłożonego na kolanach, ale myślami był przy kominku w domu pani Park. Cały dzień myślał o chłopcu ze zdjęcia. Czuł w związku z tym zażenowanie. Jakby wstyd. Chciał to naprawić. Chwilę się zastanowił, a potem otworzył nowego maila.
„Mi-ji, mam prośbę...
✨🔥✨🔥✨🔥✨🔥✨🔥✨🔥✨🔥✨🔥✨🔥✨🔥✨🔥✨🔥✨🔥
Tae? Co w Ciebie wstępuje? I co to za tajemnicze maile? Ktoś ma jakiś pomysł?
Do jutra!
Sev.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro