Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~*~ Środa 28 grudnia ~*~

W środę śnieg wreszcie przestał padać. Zaspy były jednak tak wielkie, że zasłaniały parterowe okna. Tata od świtu uwijał się z odśnieżaniem i Tae-hyung siedzący przy laptopie o szóstej trzydzieści, słysząc go na zewnątrz, czuł rozterkę. Popatrzył najpierw na śpiącego obok Jeong-guka, a potem na siedemdziesiąt maili w skrzynce wyświetlającej się na ekranie.

— W dupie mam te maile — syknął przez zaciśnięte zęby i uprzednio cmokając Jeong-guka w policzek, wyskoczył z łóżka.

Zajrzał do szafy, wyciągnął pierwsze lepsze spodnie z dresu oraz sweter i założył na siebie. Zbiegł na dół wąskimi schodami i zawitał w kuchni.

— Dzień dobry pani — przywitał się z mamą, która się tam krzątała w różowym szlafroku.

— Dzień dobry Tae-hyungie. Co robisz na nogach tak wcześnie? — zapytała zaskoczona.

Jej ciepłe, brązowe oczy otworzyły się szeroko, a dłonie zastygły w bezruchu.

— Nie sypiam długo — odpowiedział jej Tae-hyung z uśmiechem.

— A może ci ciasno z Jeong-gukiem? — zapytała z troską i znów na chwilę znieruchomiała.

— Nieeee no skądże — zaprzeczył natychmiast.

Nigdzie jeszcze nie było mu tak wygodnie, jak na tym wąskim łóżku z ciepłym ramieniem zamiast poduszki.

Mama się uśmiechnęła.

— Nareszcie przestało padać, widziałeś?

Tae-hyung tylko zerknął za okno, za którym i tak nie było nic widać, bo kuchnia mieściła się na parterze.

— Yhm — przytaknął, wodząc poszukiwawczym wzrokiem po blacie. — Słyszałem, że pani mąż odśnieża podwórko. Chciałem pomóc, ale...

— Kawa jest już zaparzona — powiedziała mama, pokazując na ekspres w rogu kuchni.

Tae-hyung się uśmiechnął. Domyśliła się, czego szukał. Miał ochotę ją za to cmoknąć w policzek jak przed chwilą jej syna tam na górze w pokoju.

— Dziękuję.

— To bardzo miło, że chcesz pomóc, ale czy nie masz czasem czegoś ważniejszego do zrobienia? — zapytała znowu zatroskana mama. — Czy twoja firma...

Tae-hyung machnął ręką.

— Nie. To wszystko może poczekać — odpowiedział jej z przekonaniem i sięgnął do szafki po kubek.

Jeszcze nigdy w niczyim domu nie czuł się tak dobrze, jak tutaj.

— No to siadaj, musisz zjeść najpierw śniadanie — poinstruowała mama kategorycznym tonem, któremu ani śmiał się sprzeciwiać.

Kiedy udało mu się zmieścić do brzucha wszystko, co mu podała i jednocześnie obronić przed dokładką, argumentując, że jeśli zje cokolwiek więcej, to nie uda mu się machnąć łopatą, wyszedł przed dom w za dużej puchowej kurtce Jeong-guka i jego butach.

— Dzień dobry panu — przywitał się z tatą.

Ten wytrzeszczył na niego oczy jak na ducha.

— Jest siódma rano, co tu robisz?

— Przyszedłem pomóc — odpowiedział mu z uśmiechem Tae-hyung. — I jest siódma piętnaście. To już późno.

Tata zamrugał oczami zupełnie tak, jak Jeong-guk. Dopiero teraz Tae-hyung zaczął dostrzegać jego podobieństwo do rodziców.

— No dobrze, skoro już siódma piętnaście, to bierz za odśnieżacz.

— Dokąd konkretnie zmierzamy?

— Do domu pani Park — odpowiedział tata i wskazał ręką kierunek. Zza zasp ledwo było widać dach domu. — Dziś przyjedzie serwis do pieca, trzeba im zrobić miejsce na podjeździe. Inaczej nie wejdą do domu.

Tae-hyung sięgnął do kieszeni po swoje skórzane rękawiczki i ubrał na dłonie. Następnie złapał za odśnieżacz i choć było to raptem kilkanaście metrów, wspólnie z tatą dobrnęli do domu pani Park jakąś godzinę później. Kiedy weszli do środka, było w nim zimniej niż na dworze. Mróz jakby zgęstniał i zawisł w powietrzu. Przenikał na wskroś. Tae-hyung rozejrzał się wokoło i uśmiechnął. Dom wewnątrz przypominał wszystkie te, które widział w bajkach jako dziecko. Mały, ciasny, ale przytulny. Wszędzie na meblach leżały serwetki robione ręcznie na szydełku. Zawsze marzył o babci, która mieszkałaby w takim domu i którą mógłby odwiedzać w ferie i święta. Niestety nie miał. Ani jednej.

— Co teraz? — zapytał tatę, spoglądając na niego.

— Teraz ja zejdę do piwnicy, zobaczę co z piecem, jest tak stary, jak pani Park, więc nie wiem, czy ten serwis nie przyjedzie na darmo, a ty przynieś drewna od nas ze składziku i napalimy w kominku — poinstruował tata. — Tu jest zimno jak w psiarni. Ci faceci z serwisu zamienią się w sople, nim zdążą zejść do pieca.

— W tym jestem dobry — ucieszył się Tae-hyung.

— W rzeczy samej — pochwalił tata i poklepał go po plecach. — Najlepszy.

Tae-hyung o mało nie frunął po drewno, gdy wyszedł z domu pani Park. Dwadzieścia minut później tata rozpalał ogień, a Tae-hyung przyglądał się zdjęciom stojącym na kominku. Było na nich mnóstwo ludzi. Dorosłych i dzieci. Zwłaszcza jedno przykuło jego uwagę. Był na niej chłopiec. Miał może dziesięć góra dwanaście lat. Stał sztywno, ale uśmiechał się zadziornie, a w jego oczach tliła się przekora. Widać było, że to łobuz. Rozrabiaka. Tae-hyung patrzył na niego jak na ducha.

— Mogę o coś zapytać? — zwrócił się do taty.

— Oczywiście — odpowiedział mu tata, klęcząc przed paleniskiem.

— Czy to rodzina pani Park?

Tata zerknął w górę i skrzywił się lekko.

— Niby tak.

— Dlaczego nie spędzają razem świąt?

— Bo rozjechali się po świecie i o niej zapomnieli — wyznał tata z prostotą. — Ona czasem udaje przed nami, że do niej piszą, ale to nieprawda.

Wstał i rozprostował plecy. Palcem zaczął pokazywać ludzi na zdjęciach.

— Najstarszy syn wyjechał zaraz po studiach do Stanów. Drugi mieszka w Ilsan, a córka w Seulu — opowiadał.

— Przecież to nie koniec świata — żachnął się Tae-hyung.

Tata wzruszył ramionami.

— Wszyscy to wiemy, ale co możemy poradzić? — zapytał. — Ma przynajmniej nas, a my ją. To miła starsza pani, znam ją od dziecka.

— No tak. To dobrze, że was ma, ale mimo wszystko szkoda, że jej rodzina o niej nie pamięta — przyznał Tae-hyung, spoglądając znów na zdjęcia. — A co z piecem? — zapytał, zmieniając temat.

— Nie wiem, czy będzie można go jeszcze naprawić. Jest tak stary, że ledwo zipie — odpowiedział ze zmartwieniem w głosie tata.

— No to trzeba kupić nowy — zasugerował Tae-hyung.

— Nowy kosztuje majątek. Pani Park nie stać na nowy, ani nawet na używany — wytłumaczył tata. — A do tego jest ciężko chora. Niewiele czasu jej zostało. Najwyżej, jeśli nie uda się naprawić pieca, to pomieszka z nami do wiosny, o ile będzie jej dane ją zobaczyć. Jest z nią naprawdę źle.

Tae-hyung na chwilę się zasępił i znów spojrzał na zdjęcie chłopca.

— Rozumiem — przytaknął.

Cała ta sytuacja nie mieściła mu się w głowie, choć przecież sam czuł się podobnie do pani Park. Niby miał rodzinę, a był równie samotny co ona.

Kiedy wrócili do domu, wszyscy jeszcze smacznie spali, tylko mama uwijała się w kuchni ze śniadaniem. Kiedy siedzieli przy ciepłej herbacie, pierwszy w drzwiach pojawił się Jeong-guk z opuchniętymi od snu oczami, potarganymi włosami i wciąż w piżamie.

— Dzień dobry?

— Dzień dobry — odpowiedział mu Tae-hyung. — Jest dziewiąta śpiąca królewno.

Mama z tatą buchnęli śmiechem.

— To środek nocy — jęknął Jeong-guk. — Wracam do łóżka.

Jak powiedział, tak zrobił. Tae-hyung zjadł drugie śniadanie i zawitał w jego pokoju. Z cierpką miną usiadł do laptopa. Wolałby odśnieżyć całą ulicę, niż odpisywać na te wszystkie maile, choć od odśnieżacza nabawił się odcisków i ramiona bolały go okrutnie.

Jeong-guk leżał obok, wciąż zaspany i przyglądał się, jak co chwila nimi wzrusza.

— Co ci jest? — zapytał z niepokojem.

— Bolą mnie ramiona.

— Od czego?

— Od odśnieżania. Z twoim tatą przekopaliśmy się do domu pani Park.

Jeong-guk podniósł się na łokciu.

— Że co? O której wstałeś?

— O piątej trzydzieści, jak zwykle — odpowiedział mu niewzruszony Tae-hyung.

Jeong-guk złapał się za czoło i opadł ciężko na poduszkę.

— Jesteś psychopatą — zadrwił.

Tae-hyung popatrzył na niego, a potem odstawił laptop na bok. Tym razem maile również musiały poczekać. Usiadł na brzegu łóżka, plecami do Jeong-guka.

— Masuj. Od czego cię mam — nakazał, a w odpowiedzi usłyszał jedynie ciche parsknięcie.

Chwilę później poczuł, jak materac się za nim ugina i ciepłe dłonie na swoich barkach. Delektował się nimi przez chwilę, odchylając głowę do tyłu, a potem odwrócił i z impetem przyparł właściciela do ciepłej pościeli. Pocałował w usta. Raz. Drugi. Trzeci. Atmosfera zgęstniała w jedną sekundę.

— Dziękuję — wymruczał, cmokając ostatni raz jego wargi.

Jeong-guk patrzył mu w oczy z przekorą.

— Tym razem to też od masażu? — zapytał o twardniejące miejsce, które czuł na udzie.

Tae-hyung spojrzał na niego i uniósł brwi. Policzek wypchnął językiem.

— To nigdy nie było od masażu — zadrwił.

Jeong-guk parsknął śmiechem.

— Ty zboku!

— I nie mam pod spodem bielizny. Skończyła mi się — zaśmiał się szyderczo.

Jeong-guk przewrócił oczami.

— Tylko jedno ci w głowie — oskarżył z żartem, ale czuł w związku z tym pewien dyskomfort.

Tae-hyung co rusz nawiązywał do tematu, a on chyba nie był na niego gotowy. Sam nie wiedział dlaczego. Zaczął się bać powrotu do Seulu.

Potem dzień potoczył się szybko i maile Tae-hyunga znów przegrały w walce z obiadem, spacerem, kolejnym odśnieżaniem, a następnie z kolacją i zabawą z Mi-ran, która dręczyła Tae-hyunga wciąż z lubością. Wieczorem jednak już nie mógł dłużej ich ignorować. Położyli się do łóżka około dwudziestej drugiej. Jeong-guk zasnął jak kamień w dwie sekundy, a on patrzył w maile na ekranie laptopa rozłożonego na kolanach, ale myślami był przy kominku w domu pani Park. Cały dzień myślał o chłopcu ze zdjęcia. Czuł w związku z tym zażenowanie. Jakby wstyd. Chciał to naprawić. Chwilę się zastanowił, a potem otworzył nowego maila.

„Mi-ji, mam prośbę...

✨🔥✨🔥✨🔥✨🔥✨🔥✨🔥✨🔥✨🔥✨🔥✨🔥✨🔥✨🔥✨🔥

Tae? Co w Ciebie wstępuje? I co to za tajemnicze maile? Ktoś ma jakiś pomysł?

Do jutra!

Sev.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro