Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Misja, misja, misja.

Wszystko było snem. A przynajmniej odnosił takie wrażenie. W końcu właśnie od snu się zaczęło prawda? Mężczyzna z płonącymi skrzydłami. Anioł. Jego anioł. Nie, nie mógł go tak nazywać. Nie był przecież jego aniołem. Kim był, tak naprawdę? Nick zaczynał tracić zmysły, o ile już wcześniej ich nie stracił.

Wszystko było snem. Był tego pewien. Czy jednak ktoś żył cały czas we śnie? Może to rodzaj śpiączki? Może doznał jakiegoś urazu, leży w szpitalu, a to wszystko, czego doświadcza, to po prostu sen. Anioły przecież nie ukazują się ludziom.

Powiedzmy sobie szczerze – anioły nie istnieją. To tylko wymysł. Nie ma aniołów, nie ma diabłów. Nie ma piekła, nieba, ani czyśćca. Po śmierci po prostu nie ma nic. Tak mówił ojciec. Nick zawsze w to wierzył. Nigdy nie przekonywało go bajdurzenie księży o życiu po życiu. Skąd więc ten ognistoskrzydły anioł się wziął i czemu pokazał się akurat jemu?

Jeżeli nie był w śpiączce i to wszystko nie było snem to może... to majaki chorego psychicznie człowieka? Wydaje mu się, że jest studentem drugiego roku prawa prestiżowej uczelni, wydaje mu się, że ma talent plastyczny i wydaje mu się, że zaczyna widzieć rzeczy, których nie ma, a tak naprawdę wciąż siedzi zamknięty w czterech ścianach, zawinięty w kaftan, a wszystko rozgrywa się tylko i wyłącznie w jego wyobraźni.

Wygodne.

Dlaczego jednak wszystko jest takie realne?

Nick uszczypnął się w skórę na przedramieniu. Zabolało, aż syknął. Mówią, że to dowód na to, że się nie śni. A jeżeli to też bzdura? Zaczynał poważnie wariować.

Przetarł oczy i wstał z łóżka, podchodząc do dużego okna z pięknym widokiem na rozłożyste drzewa w zadbanym ogrodzie przed domem. Zieleniły się, wyglądały niesamowicie. Ich kolory przypominały soczystość najlepszych potraw. A kwiaty obsadzające alejki nieco dalej? Bezmiar ich kolorów przyprawiał o zawroty głowy. O tak, ogrodnik ojca dbał o to, by ogród był jednym z najlepszych w mieście. Dzielnica willowa musiała się czymś odznaczać.

Co wiedział o aniele z ognistymi skrzydłami? Od czasu rozmowy w alejce nadal niezbyt wiele. Był przystojny, chociaż słowo „piękny" bardziej odzwierciedlałoby jego urodę. Włosy lśniły, jakby nawet w nich igrały czerwone płomienie. Oczy miał niesamowicie czarne. Jak dwa obsydianowe kamienie. Był wysoki, szczupły, a jego głos wciąż dźwięczał echem w głowie Corbetta.

Misja, misja, misja... To słowo było tak niedorzeczne, że miał ochotę się zaśmiać. Jednocześnie jednak uznał, że byłoby to bardzo nie na miejscu. On, Tomasz niewierny, zobaczył anioła i dostał od niego misję. No czy nie brzmiało to jak dobry kawał? Dowcip miesiąca. A jednak...

Nie znał jeszcze szczegółów misji. Miał je poznać z czasem. Po tym, jak przejdzie trzy próby. Był wybrany, ale musiał udowodnić, że jest godny. Po co? Nie miało to przecież najmniejszego sensu. Mógł rzucić aniołowi, że ma to w nosie. Mógł mu powiedzieć „spadaj". Był jednak za bardzo zafascynowany postacią, którą ujrzał. Chciał dotknąć jego skrzydeł – tego pragnął ze wszystkiego najbardziej. Czy ich dotyk by go poparzył? Czy były gorące? Czy może wręcz przeciwnie? Płonęły, a jednak się ich nie bał. Ogień na nich ukazujący się przyciągał i fascynował jeszcze bardziej.

Cholera, nawet nie poznał jego imienia...

Teraz spoglądał przez okno i wiedział, że próby nadejdą wkrótce. Podobno czasu było niewiele, dlatego ognistoskrzydły ukazał mu się właśnie teraz. Nick nadal nie rozumiał tego wszystkiego, w głowie mu się kołowało, a próba ogarnięcia zagadkowego podejścia istoty nadprzyrodzonej do rozmowy i całego spotkania z nim przyprawiała go o dodatkowy ból głowy.

Musiał wyjść. Musiał opuścić dom. Coś go z niego wypychało. Od tamtego spotkania nie czuł się już tak swobodnie w tych czterech ścianach. Co to oznaczało?

Miał dość pytań, do których nie mógł znaleźć odpowiedzi. Czy jego życie dalej będzie tak wyglądało, czy może kiedyś to się skończy? A jeżeli się skończy to w jaki sposób?

Poczuł ucisk w klatce piersiowej. Musiał wyjść.

Gdy drzwi wyjściowe trzasnęły poczuł się swobodniej. Jakby opuszczał złotą klatkę. Może też wyrosną mu skrzydła i kiedyś będzie mógł stąd odlecieć? 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro