Rozdział 32
Zdjęcie Shailene Woodley jako Lee
-Autor.
Carter Kelly P.O.V
-Tyler?- pytam cicho- Możesz znów ze mną zostać?
-Nie musisz mnie o to pytać, kochanie- uśmiecha sie do mnie.
-Dziękuję ci- odwzajemniam uśmiech. Odchodzi by przysunąć sobie krzesło, ale obejmuję go w tali- Jak poprzedniej nocy.
Uśmiecha sie dziwnie i siada na łóżku tuż obok mnie- Śpię lepiej gdy trzymasz mnie w ramionach.
-Dobrze-całuje mnie w szyję, a po chwili czuję jak sie uśmiecha.-To coś więcej niż trzymanie cie, to jest lepsze.
Uśmiecham sie zmieszana, a mojej serce przyspiesza. Czuje jakby moje serce waliło tak głośno iż nawet on to słyszy.
Jego ręce przyciągają mnie bliżej jego klatki piersiowej, ja natomiast kładę dłoń na jego. To takie miłe uczucie.
-Zawsze cz-czuje sie tak bezpiecznie gdy jestem w twoich ramionach.
-Ponieważ tak właśnie jest. Nigdy cie nie skrzywdzę, kochanie.
-Wiem.
Całuje mnie w oznaczenie uśmiechając sie. - Śpij maleńka.
Nie musi mi tego powtarzać.
<3 <3 <3
-Jak ją złapali?- pyta podniesiony głos- Powiedziałem Landonowi jak ma zapewnić jej bezpieczeństwo nim pozwolił mi odejść!
Ten głos budzi mnie z tego pięknego snu. Moje plecy i bok bolą niemiłosiernie przez spanie na twardej ziemi. Sen o ramionach Tyler sprawił, że tylko bardziej za nim tęsknie.
-Nie wiem, nie powiedziała mi- mówi Aleks- Nie o to chodzi. Zamordowali Hudson, Sam. Na jej oczach. Nie wiem jak dużo straty jeszcze zniesie.
-Nie powinna już stracić nikogo więcej.- wzdycha Sam- Nie zasłużyła sobie na to.
-Nigdy nie powinna nikogo stracić- zgadza sie Aleks- Zamierzałem ją chronić, tak jak Tyler i tak jak Liam powinien. Wszyscy powinniśmy zapewnić jej bezpieczeństwo, sprawić by była szczęśliwa.
-Zrobiłeś to. Nigdy nie widziałem jej takiej...- ucina- takiej żywej.
Otwieram oczy i widzę Aleks siedzącego w rogu celi i Sam'a klęczącego po drugiej stronie. Wpatrują sie w siebie przez pewien moment. Aleks sie uśmiecha, ale z twarzy Sam'a ciężko cokolwiek odczytać.
-Co zamierzają z nami zrobić?- pyta mój brat.
-Muszą ją zabić nim skończy 19 lat- odpowiada- Mamy tylko kilka dni...
-Więc najpierw zabiją mnie, później ją, a następnie jaki jest ich plan?
-Daman nie może być najpotężniejszym wilkołakiem dopóki nie pozbędzie sie swojej słabości- odpowiada- Carter jest jedyną rzeczą, która może go zniszczyć. Kiedy zniknie, będzie mógł kontrolować wszystko i wszystkich. Planuje zebrać armie zbuntowanych. Chce przekonać każdego wilkołaka, zaczynając od...
-Półksiężyca.
Decyduje sie usiąść co przykuwa ich uwagę. Aleks podchodzi do mnie, a Sam przysuwa sie do mojej celi.
-Car? Nic ci nie jest?- pyta Sam
-Nie- kręcę głową- Słyszałam was.
-Jak dużo?- Aleks spogląda szybko na Sam'a nim wraca spojrzeniem do mnie.
-Muszę zabić ojca mojego mate, który pracuje z moją wstrętną matką by nie zabili mnie i nie przejęli kontroli nad wszystkimi wilkołaki i wszystkim innym. -mój oddech jest urywany. - Nie wspominając o tym, że moja siostra nie żyje, wy jesteście swoimi mate, których łączy bardzo dziwna i niezrozumiała relacja, a ja jestem człowiekiem dopóki ja i Tyler...
-Okay wystarczy- przerywa mi Sam- Weź głęboki oddech.
-Jak ja mam zabić cholernego Demona Wilka? Nie potrafiłabym go nawet pchnąć!- przeczesuję dłonią włosy- Umrę nim zdążę powiedzieć Tyler'owi, że kocham go od miesięcy i nie byłam w stanie mu tego wyznać, a wtedy jego ojciec go zabije, przejmie naszą watahę, a później każdą inną aż nie zdobędzie tego czego chce. Jesteśmy w dupie.
-Wyjdziemy z tego- zapewnia mnie Aleks.
-Jak? Aleks w końcu wydobrzałeś. Ja jestem zakochana i szczęśliwsza niż kiedykolwiek wcześniej. Jedyną dobrą rzeczą wynikającą z tej sytuacji jest to, że Sam żyję, a właśnie musimy jeszcze o tym porozmawiać- spoglądam na niego. -Pierwszy raz w moim życiu wiem na co zasługuje i to kurwa nie jest to. Zasługujesz na cały świat. Zawaliliśmy.
-Jak sie w ogóle w to wpakowałeś?- pytam Sam'a.
-Kiedy jechałem do ciebie do domu czarny van zajechał mi drogę. Od strony pasażera wysiadła znajomo wyglądająca kobieta ale nie wiedziałem kto to. Odkryłem że to twoja matka dopiero gdy spytała sie co u ciebie. Zawsze mówiłaś że wypowiadała twoje imię jakby sie go brzydziła.
-Wtedy powiedziała mi że planuję cie zabrać a ja odpowiedziałem że nie pozwolę by coś ci sie stało. Zaproponowałem, że jeśli będę z nią współpracował będę z tobą aż do zakończenia szkoły, bym mógł sie upewnić że odejdziesz ... w spokoju. Nie ważne co bym zrobił i tak by cie zabrała, więc wymyśliłem plan.
-Jeśli nie było mnie w szkole ani z tobą, pracowałem dwie godziny drogi stąd. Musiałem zaoszczędzić jak najwięcej pieniędzy by nas wesprzeć. Mieliśmy oszczędzić, uciec i zacząć od nowa.
-Więc, przyłączyłem sie do niej i sfingowałem własną śmierć. Po tym, wysłała mnie do Californi na kilka miesięcy by trzymać mnie z daleka od kłopotów. Ciężko pracowałem i zarobiłem niezłą sumkę, nie wspominając o tym że poznałem grupę naprawdę dobrych ludzi.
-Później do mnie zadzwoniła i kazała mi wracać tak też zrobiłem, ale nie było tak jak chciałem. Znalazłaś swojego mate, a on nie opuszczał twojego boki. Sądziła że cie zniszczyła ale pomyliła sie.
-Próbowałem zapewnić ci bezpieczeństwo. Próbowałem cie ocalić, ale teraz tu jesteś, w pieprzonej celi tuż obok mnie...nie wiem nawet jak mam cie stąd zabrać...
-Nie wiesz...- mamrocze Aleks.
-Dlaczego nie możesz nas stąd wydostać?-pytam.
-Nie mam tu żadnych praw, na każdym korytarzu i przy każdych drzwiach stoi po dwóch strażników- odpowiada- Nie jestem zbyt przydatny.
Wszyscy milczymy analizując naszą sytuację. Umrzemy.
Nagle odzywa sie Sam.
-Mogę porozmawiać z Tyler'em.
Wtedy to czuje.
Ziarenko nadziei.
-Że co?- siadam prosto patrząc na niego, a moje serce przyspiesza na dźwięk imienia mojego mate.
-Podaj mi każdy możliwy numer do kontaktu z nim a ja z nim porozmawiam. - Sam klęka naprzeciw mnie-Powiem mu co sie dzieje i przekaże wszystko co zechcesz.
Ziarenko przeobraża sie w coś więcej. W coś większego.
Szybko podaje mu numer Tyler'a, nasz domowy, domowy watahy, oba numery do jego biur, mojego nowego telefonu, jego mamy nawet do faceta który jest dostawcą i przyjeżdża w każdy weekend.
-Powiedz mu wszystko co wiesz, co oni zamierzają z nami zrobić, wszystko Sammy- mówię- Przypomnij mu żeby pił wodę i żeby o siebie dbał, i żeby znalazł nas tak szybko jak to możliwe. Powidz mu...
Przerywam, a Sam spogląda na mnie smutnymi oczami.
-Proszę przekaż mu, że go kocham?
Kiwa głową. I chyba widział o co zamierzam poprosić.
-Zadzwonię do niego, Car. Wyciągnę cie stąd choćby miała to być ostatnia rzecz jaką zrobię.
Nadzieja. Przetrwania.
Wypełniają mnie te uczucia.
-Przeprasza, ale czy tylko ja pamiętam że Tyler nienawidził Sam'a od początku? Z dwóch prostych powodów. Po pierwsze jest w tobie zakochany a po drugie jest pieprznym zdrajcą. - mówi Aleks- Tyler nigdy nie uwierzy w coś co powie mu Sam.
-Ma racje- Sam drapie sie po karku, a rumieniec wykwita na jego policzkach gdy niepewnie spogląda na Aleks'a.
-Nie- kręcę głową- Całe życie spędziłam na walce i wygrywaniu każdego dnia budząc sie, by przetrwać kolejny dzień. Nie poddam sie teraz.
-Carter...
-Nie. Nie stracę nadziej tylko dlatego że Sam to idiota. Jeśli i tak mamy zginąć, to co mamy do stracenia? - pytam.- Moja siostra nie żyje bo próbowała mnie ocalić a ja nie pozwolę by jej śmierć poszła na marne. Nie stracę nadziei, nie teraz, ani nigdy.
-Więc jaki jest plan, dzieciaku?- Aleks posyła mi mały uśmiech.
Bawię sie wisiorkiem zastanawiając sie nad tym wszystkim gdy pewien pomysł przychodzi mi do głowy.
-Spotkaj sie z nim osobiście i daj mu to- mówię do Sama zdejmując złoty naszyjnik z różyczką który dostałam od Ty'a. -Zakochałam sie w nim w dniu gdy go zaakceptowałam, ale zrozumiałam to dopiero w noc gdy spotkałam się z jego drugim ja.
Opowiadam mu historie tego dnia a gdy kończę Sam kiwa głową i wychodzi.
Wyjdziemy stąd.
<3 <3 <3
-Mogę zadać ci pytanie?- pytam Aleksa. Sam wyszedł jakiś czas temu.
-Śmiało.
-Lubisz Sam'a?
Śmieje sie cicho- Czy ktokolwiek naprawdę lubi Sam'a?
-Nie specjalnie- również sie śmieje- Chodzi o to, czy już mu wybaczyłeś?
-Nie. Nie wiem czy kiedykolwiek to zrobię- Aleks spogląda na mnie.- Wyrzeczenie jest najgorszą rzeczą jaką możesz zrobić swojemu mate, wiesz? Było tak jakby część mnie umarła nim dostałem szansę by naprawdę ją poznać. A może nawet gorzej. On nie umarł, wciąż tu był a ja widywałem go prawie codziennie. Co rano kupowaliśmy kawę w tej samej knajpce. Więc widziałem i słyszałem go codziennie i nie mogłem trzymać sie od niego z daleka.
-Nie mogłem bo wszystko wiązało sie z nim. Widywanie go było lepsze niż nie widywanie, ale tak bardzo bolało. Nie dostałem szansy i przez to było jeszcze gorzej. Powiedziałem mu że jest okay. W kółko powtarzał mi że nie może być gejem, że to nie chodzi o mnie tylko o niego.
-Nie powiedział tego!
-Powtarzał to w kółko.- kręci głową-Jedyne co wciąż mnie trzyma przy życiu to to że podobno można dostać kolejnego mate, a ja modlę sie każdego dnia że w końcu dostanę drugą szanse. Wiem że rzadko sie to zdarza, ale to moja ostatnia nadzieja.
-Wciąż chcesz ją dostać?
-Jeszcze nie zdecydowałem.
-Powiedziałeś że cie karmił i dawał dodatkową wodę, prawda?- pytam a on kiwa głową- Jeśli wiem cokolwiek o Sam'ie to to że troszczy sie tylko o tych na których mu zależy. Nie pomógłby ci gdyby mu nie zależało.
-Wiem, cake- Aleks wzdycha- Po prostu nie wiem czy nadejdzie kiedyś dzień w którym będę potrafił na niego spojrzeć bez wspominania dnia w którym sie mnie wyrzekł.
-Jest okay, wiesz?
-Yeah- kiwa głową- Jeśli sie stąd wydostaniemy, również z niego zrezygnuję i będę sie modlił o kolejną szansę.
<3 <3 <3
Alfa Tyler Evans P.O.V
-Jak dużo ludzi mamy przy wschodniej części lasu?- pytam Anthony'ego.
-Tyle ile na zachodzie, południu i północy, Tyler. Każdy członek tropi i szuka.- próbuje do mnie przemówić.
-To nie wystarczy- kręcę głową.
Minął tydzień od dnia w którym odebrali mi Carter, tydzień od dnia w który zabrali mi najważniejszą osobę w moim życiu.
Spałem jedynie wtedy gdy Theta podał mi coś bym nie zniszczył całego domu stada. Straciłem kontrolę gdy dowiedziałem sie że jej tu nie ma. To był dzień po jej zniknięciu.
-Robimy wszystko co w naszej mocy, Ty. Też chcemy ją odzyskać. Była najlepszą rzeczą jak przydarzyła sie naszemu stadu...
-Nie mów tego w czasie przeszłym.- mówię, próbując odgonić od siebie myśl że zniknęła. -Jest najlepszą rzeczą jaka przydarzyła sie naszemu stadu, jaka przydarzyła sie temu światu.
-Odzyskamy ją- obiecuje mi.
-Za trzy dni skończy 19 lat- czuję że dłużej nie wytrzymam- Muszą ją zabić w ciągu trzech dni.
-Nie dopuścimy do tego- Anthony kładzie dłoń na moim ramieniu- Tyler, jesteś jednym z moich najlepszych przyjaciół. Jesteś dla mnie niczym brat. Znajdziemy ją, ale ty sie wykończysz nim do tego dojdzie. Idź do domu i prześpij sie chociaż chwilę, będziesz pierwszą osobą do jakiej zadzwonię gdy sie czegokolwiek dowiem.
-Sądzisz że zasnę? Jest tam gdzieś z moim ojcem, który postawił sobie za priorytet by ją zabić, a ja nie mam żadnej wskazówki jak ją znaleźć. Nie wiem nawet czy zdążę ocalić ją na czas albo czy może stracę swoją mate na zawsze. Anthony nie przestanę dopóki jej nie znajdę.
-Nie poddamy sie, Ty. Musisz oczyścić swój umysł byś mógł sie skupić, a gdy już tak będzie, będziesz o nią walczył. Lee zostawiła ci jakieś proszki nasenne w kuchni. Po prostu spróbuj odpocząć przez kilka godzin a jeśli to nie zadziała wróć tu a my wprowadzimy cię w to ponownie.
Wciąż nie jestem przekonany.
-Zrób to dla niej, Tyler. Będzie na ciebie krzyczeć za to że o siebie nie dbasz. Kiedy ostatni raz coś piłeś? Połowa wiadomości jakie ci wysyłała były o tym by przypomnieć ci byś pił wodę albo byś wrócił w miarę szybko do domu by sie przespać.
Napływają do mnie wspomnienia gdy kiwam głową. Ma racje, byłaby na mnie zła gdyby zobaczyła mnie w takim stanie. Klepie mnie po ramieniu nim odwracam sie i idę na górę.
Jej zapach uderza we mnie w momencie gdy przekraczam próg naszego starego mieszkania. Łzy wypływają z moich oczu na widok jej zdjęć.
Idę do jej starego pokoju i kładę sie na łóżku. Już nie próbuje wstrzymywać łez. Bycie w tym miejscu zbyt mocno mi o niej przypomina. Czuję sie jakby wczoraj prosiła mnie bym został z nią dopóki nie zaśnie, jej zmęczone oczy patrzyły w moje tak że serce mnie bolało.
Wszędzie są cząstki jej, ale jej tu nie ma. Jest tak jakby była tuż tuż a ja nie potrafię jej dosięgnąć.
Potrzebuje jej.
Bez niej, nie mam powodu by tu być. Ani w tym stadzie ani na tym świecie, ale wciąż żyje. A życie bez niej nie jest możliwe. Jest wszystkim czego zawsze pragnąłem i wszystkim na czym mi zależy, nie ma powodu bym żył jeśli niema jej przy mnie.
Stwierdzam że na pewno dziś nie zasnę, więc opuszczam jej pokój i kieruję sie do kuchni. Słyszę dźwięk dzwoniącego telefonu ale mam to gdzieś. Więc włącza sie poczta głosowa.
-Cześć! Przepraszamy ale nie możemy teraz odebrać więc prosimy zostaw wiadomość a my jak najszybciej oddzwonimy! Miłego dnia!
Jej głos roznosi sie po całym mieszkaniu. Łzy ponownie spływają po mojej twarzy. Kocham jej głos. Tęsknie za nim. Muszę ją znów usłyszeć.
Podchodzę do telefonu i widzę że ktoś sie nagrał niecałą godzinę temu.
-Tyler! Hej, uh to ja Sam. Dzwoniłem na każdy numer który podała mi Car a ten jest ostatni więc mam nadzieje że to słyszysz. Inne odrzucają mnie od razu...
Bo zablokowałem twój numer we wszystkich naszych telefonach.
-Cóż, Car i Aleks są przetrzymywani przez twojego ojca i jej matkę, ale zgaduję że to już wiesz, ale nieważne. Próbuję uratować im życie ale potrzebuje twojej pomocy. Będę przy północnej granicy twojego terytorium o północy więc proszę przyjdź i wysłuchaj mnie. Dała mi coś co ma cie przekonać co do tego że jestem po twojej stronie. Więc, uh, do zobaczenia....
-Boże nienawidzę nagrywać sie na pocztę.
Patrzę na zegarek który wskazuję 23:47.
Pędzę na dół i krzyczę do Landona i Anthony'ego. Obydwoje wyskakują z mojego biura.
-Sam wie gdzie jest Carter.
-Wiemy o tym Ty.
-Nie, zostawił mi wiadomość głosową. Powiedział że jest po naszej stronie.
-Tyler wiemy że to nieprawda.
-Powiedział że może to udowodnić.
-Tyler...
-Przestańcie sie ze mną kłócić! Obaj! To nasza jedyna szansa od tygodnia. Nie obchodzi mnie czy kłamie, możemy go torturować aż nie powie nam gdzie ona jest. Nie obchodzi mnie to. Będzie przy północnej granicy za dziesięć minut. Idziemy.
<3 <3 <3
-Super że jednak to odsłuchałeś!- krzyczy Sam gdy otwieramy mu bramy. Trzech strażników utrzymuję go w miejscu, by nic nie zrobił.
-Nienawidzę tego dzieciaka- szepcze do mnie Anthony a ja w pełni sie z nim zgadzam.
-Dzięki wielkoludzie- mamrocze Sam zupełnie jak Carter a to przypomina mi o tym ze jej tu nie ma. Pod pewnymi względami są bardzo do siebie podobni.
-Dlaczego chciałeś ze mną rozmawiać?- pytam kiwając do strażników by go puścili.
-Możemy sie nienawidzić do końca życia. Okay? Ale dla nas obydwu najważniejszą osobą jest Carter i wierz mi lub nie, zrobiłem to wszystko by ją chronić.
-Pracowanie z grupą wilków którzy planują ją zabić całkowicie temu zaprzecza.- odpowiadam.
-Jestem jedynym powodem dla którego jeszcze tego nie zrobili!- krzyczy- Powiedziałem im że im bliżej jej 19 urodzin ją zabiją tym większą moc zdobędą. Będą czekać do 11:30 w sobotę.
-Dlaczego mam ci wierzyć?
-Ponieważ... o mój Boże- wzdycha szukając czegoś po kieszeniach- Ponieważ Car dała mi coś by ci to pokazał.
Wyciąga naszyjnik który jej podarowałem a moje serce staje na chwilę.
-I mam od niej wiadomość jeśli zechcesz mnie wysłuchać.
Patrze na niego i kiwam głową.
-Pierwszą rzeczą jaką miałem ci powiedzieć było to byś pił wodę. Chce byś o siebie dbał.
To do niej podobne.
-W kółko powtarzała że chcę byś wiedział jak bardzo cie kocha. Od dnia w którym cie zaakceptowała ale zrozumiała to dopiero w dniu gdy jej to dałeś.
Ona mnie kocha.
Marzyłem o tych słowach każdej nocy. To jedyna rzecz o jakiej mogłem myśleć od dnia gdy sie poznaliśmy.
Podaje mi przedmiot a ja wpatruje sie w malutką różyczkę w mojej dłoni. To przypomina mi o niej, dlatego jej go kupiłem. Delikatna i piękna.
-Była przerażona bo nie chciała cie rozczarować lub byś zmusił ją do przejścia na następnego poziomy waszego związku co by sprawiało że zrezygnowałbyś ze swojej pozycji. Myślała tylko o tym byś był z niej dumny.
Stwierdzam że ciężko mu o tym mówić, ale musi mówić dalej by przekonać mnie bym mu uwierzył.
-Kiedy wyciągnęli sprawę dzieci chciała umrzeć. Wytłumaczyła że chce je mieć ale dopiero gdy będzie gotowa. Każdy na nią naciskał by była odpowiedzialna a ty zapewniłeś ją że zrezygnujesz ze swojej pozycji jeśli nie będzie ich chciała.
-I wiesz o czym pomyślała gdy tylko to powiedziałeś? Wiedziała jak cholernie mocno chcesz mieć dzieci, mieć rodzinę. Wtedy zrozumiała że cie kocha bo byłeś w stanie zrezygnować ze swojego życiowego marzenia by z nią być. To był pierwszy raz....
Sam wzdycha jakby nie wierzył w to co mówi.
-To był pierwszy raz gdy poczuła że rzeczywiście jest dla kogoś numerem jeden na liście priorytetów, że naprawdę znaczy dla kogoś tak dużo że jest w stanie zrezygnować ze wszystkiego.
-Co robili później tej nocy? -pyta Landon, wiedząc że mnie brakuje słów.
Kocha mnie.
Jestem w stanie myśleć tylko o tym że mnie kocha.
-To była pierwsza noc gdy spali razem.
-Wierzysz mu? - pyta mnie Anthony a ja jedynie kiwam głową.
-Jak możemy ją ocalić?
<3 <3 <3
-Najlepszy moment będzie właśnie w sobotę o 11. Większość będzie na polanie, zamiast pilnować ich w piwnicy. Jedna osoba będzie na wieży i góra sześciu strażników na dole.
Stoimy przy moim biurku w gabinecie w domu stada. Sam wyjaśnił nam co nieco jak dzieła stado zbuntowanych oraz to co stało sie z Hudson.
Moje serce nie pękło tylko przez ból który odczuwa moja mate, ale również przez mój własny. Dla mnie też była rodziną. Hudson zasługiwała na coś więcej, była jedną z nas i musimy ją pomścić. Nie pozwolimy by jej śmierć poszła na marne.
-Nie możemy tak długo czekać, egzekucja jest zbyt blisko- kręcę głową-Musimy dotrzeć tam tak szybko jak sie da.
-Tam jest po dwóch strażników przy każdych drzwiach, na przejściach i korytarzach kolejni. Nie wspominając o dziesięciu strażników przy granicy. Jeśli poczekamy, będziemy musieli pokonać jedynie tych dziesięciu, a nie tysiąca.
-Jeśli poczekamy, szansa na zamordowanie Carter, mojej mate przez mojego ojca który przejmie pieprzoną moc Demona Wilka rośnie z każdą sekundą.
-Dzieciak ma racje, Ty- odzywa sie Anthony- Mamy większą szanse przy mniejszej liczbie strażników. Zajmiemy sie nimi, przejdziemy przejściem którym wdarła sie Hudson, powalimy strażników w środku i uratujemy ich.
Rozważam każde za i przeciw. Obydwoje mają racje, a ja muszę jak najszybciej odzyskać Carter.
-Więc czekamy.
****
Kom i *** są mile widziane.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro