Rozdział 30
Zdjęcie Nick Bateman jako Tyler
-Autor.
Alfa Tyler Evans P.O.V
-Krwawię.
Podnoszę ją i kładę na łóżku jednocześnie wołając lekarza lub pielęgniarkę. Carter chwyta pilota po drugiej stronie łóżka i naciska przycisk wołający pomoc. W ciągu minuty przybiega pielęgniarka.
Szybko wpada do pokoju. Nawet nie myślę o dopuszczeniu jej do łóżka, wciąż trzymam ukochaną w ramionach i nie zamierzam puścić.
-Alfo, proszę tutaj na nas poczekać.
-Nie- odpowiadam krótko.
-Przykro mi alfo, ale naprawdę nie możesz....
-Nie- kręcę głową. Muszę z nią być, być blisko niej. Kocham ją, nie chce wychodzić.
-Alfo...
-Powiedziałem NIE- warczę.
-Kochanie..- Carter spogląda na mnie, zachęcając mnie do pochylenia sie by zrównać nasze twarze. Kładzie dłoń na mojej szyi, a drugą chwyta mój policzek.- Będzie dobrze.
-Nie zostawię cię.
-Nie zostawiasz, kochany. - szepcze, opierając swoje czoło o moje. -To sobie obiecaliśmy, pamiętasz, nigdy sie nie opuścimy.
-Carter...- przyciągam ją do siebie. Nie sądziłem, że można kogoś tak bardzo kochać.
-Przepraszam- szepcze.
-Za co?
-Za wszystko co sie tam stało- odpowiada cicho.
-To ja powinienem przeprosić- szepcze.
-Rozwiążemy to- posyła mi mały uśmiech, co powoduje, że również sie uśmiecham.
-Wiem- przyciskam usta do jej ust nim odsuwam sie po chwili.
-Muszę iść, kochanie-całuje mnie ponownie, ale bardzo krótko.
-Po tym nie opuścisz mojego boku- mówię poważnie, na co chichocze.
-Wiem- nie wygląda jakby brała mnie na poważnie.
Całuję ja w policzek nim zabierają ją Bóg wie gdzie by zrobić Bóg wie co.
Mogę myśleć tylko o niej. Myślę o tym co chciała mi powiedzieć, a tego nie zrobiła. Myślę o tym jak wszystko w sobie chowa i przez to robię sie smutny, żaden z nas nie chce widzieć kobiety, którą kocha w takim stanie.
Myślę o jej twarzy. Myślę o tym jak marszczy czoło gdy sie czymś martwi. Myślę o tym jak jej nos robi sie czerwony za nim zaczyna płakać.
Myślę o jej wzroście, o tym, że ledwo dosięga mi do ramion. Myślę o jej długich, kręconych, blond włosach, które zawsze są poczochrane. Myślę o jej doskonałych zielonych oczach i o tym jak łatwo wyczytać z nich jej emocje.
Myślę o tym jak jej dłoń idealnie wpasowuje sie w moją. Myślę o tym, że doskonale pasuje do moich ramion. Myślę o tym jak sie śmieje odchylając do tyłu głowę.
Myślę o moich zdrobnieniach, którymi sie do niej zwracam. Kochanie, skarbie, malutka, maleńka, księżniczka, ....
I wtedy przypominam sobie jak sie do mnie zwraca: Kochanie.
Wtedy coś do mnie dociera.
Nie tylko nazywa mnie kochaniem.
Nazywa mnie swoją miłością.
<3 <3 <3
Ja, Hudson i Aleks siedzimy w pokoju Carter. Gdy przywieźli ją z powrotem już spała. Cała ta utrata krwi ją wykończyła. Nie lubi jej, ale ogólnie myślę, że wykończyły ją ostatnie wydarzenia.
Czekamy jak na szpilkach na dr. Camry by nas poinformował co sie dzieje. Na razie wiemy tylko, że wszystko jest już w porządku.
Ściska moją dłoń i przekręca twarzą w moją stronę. Zwija sie w kulkę, a na mojej twarzy pojawia sie uśmiech. Odgarniam jej włosy do tyłu i delikatnie przykrywam ją kocem.
-Tyler?- odzywa sie Aleks.
Siedział cicho prawie od dwóch dni. Nie wspominając o tym, że nie jadł od kiedy ja i Liam znaleźliśmy Carter. Nie widziałem go w takim stanie od... cóż od kiedy było z nim źle. To było jeszcze zanim Landon i Lee sie odnaleźli.
-Sądzisz, że Liam mógłby...- nie kończy i unika kontaktu wzrokowo- zmusić....
-Jeśli tak, nie dożyje jutra.- warczę ale szybko kręcę głową by uspokoić mojego wilka. Ściskam dłoń Carter i przyglądam sie jej. Tylko to mnie teraz uspokoi.
-Byłbyś w stanie to stwierdzić?- pyta Hudson.
-Byłbym w stanie to wyczuć- mówię- Chociaż nie dokończyliśmy jeszcze procesu parowania.
-Ale...- Aleks kręci głową. Często to robi. Rozmawia sam ze sobą w myślach, ale widać to za każdym razem po jego twarzy.
-Tyler... było tam dużo krwi. I rzygów. I miała dużo zapalonych świec... - ociera dłońmi twarz. -Twój wilk był tak przytłoczony tym wszystkim...
-Co próbujesz powiedzieć Aleks?
-Próbuje powiedzieć, że to wszytko mogło zostać zatuszowane. - odpowiada. - Jeśli to co sądzimy, że sie wydarzyło jest prawdą, Liam mógł tam dotrzeć gdy przygotowywała sie .... by zażyć tabletki. Mógł wykorzystać to, że była słaba i samotna.... sam nie wiem...
-Mogę w to uwierzyć- mamroczę.
-Carter nic nie pamięta, prawda?- szepcze Hudson.
-Nawet jeszcze nie wiemy co sie stało- odpowiadam- Ale nie sądzę by to było to.
To sie nie mogło wydarzyć. Po tym wszystkim co powiedziała mi Carter, mogłem sie spodziewać, że Liam może posunąć sie do czegoś takiego,... ale sam nie wiem. Nigdy sobie nie wybaczę jeśli została zgwałcona, a ja nie zrobiłem nic by go powstrzymać.
-Próbuję nas tylko przygotować na najgorsze- mówi Aleks, zakładając ramiona na piersi.
Carter zaczyna sie budzić, jej twarz sie wykrzywia, a oczy powoli sie otwierają i napotkają moje. Uśmiecha sie i ściska moją dłoń.
-Hej...- mówię delikatnie, przysuwając sie bliżej- Jak sie czujesz, skarbie?
-Okay- odpowiada, a jej głos jest zachrypnięty.- Wiesz już co sie stało?
-Jeszcze nie- kręcę głową- Dr. Camry powinien niedługo przyjść.
Kiwa głową i siada, odrobinę sie chwiejąc.
-Hej, kochanie, ostrożnie- mówię, wstając by pomóc jej usiąść. Poprawiam za nią poduszę po czym z powrotem zajmuję swoje miejsce.
Carter zaczyna rozmawiać z Aleks'em i Hudson. Nie zwracam zbytnio uwagi na rozmowę. Trzymam jedynie jej dłoń i rysuje na niej kółeczka. Zazwyczaj to ją uspokajało, ale teraz to uspokaja mnie.
Podnoszę jej dłoń do ust i składam na niej pocałunek. Zachwycam sie jej malutką dłonią, a zwłaszcza tym jak idealnie pasuje do mojej. Spoglądam na nią i odkrywam, że ona również na mnie patrzy.
-Wszystko w porządku, księżniczko?- pytam.
-Yeah- uśmiecha sie do mnie i całuje mnie w usta- Ja tylko naprawdę...
Przerywa jej pukanie do drzwi. Patrze na nią z nadzieją ze dokończy zdanie, ale ona tylko kręci głową- Nie właściwy moment.
Dr. Camry, ojciec Landona i Aleks'a staje w drzwiach. Roger zawsze wygląda na opanowanego, nigdy nie pokazuje swoich emocji. Wiec, stoi całkowicie normalnie, ale wiem że coś jest nie tak.
-Mam dobre i złe wieści- mówi, wchodzą powoli głębiej do pokoju.
-Jakie są te dobre?- pyta szybko Aleks. Roger patrzy na mnie z wahaniem na co kiwam głową.
-Nie ma nic złego pod względem medycznym- mówi- Było dużo krwi, ale wszystko jest w porządku.
Oddychamy z ulgą i to Carter przemawia jako pierwsza- Jakie są złe wieści?
-Znaleźliśmy... coś w środku...- Roger wyjmuje dłonie zza pleców i pokazuje nam przezroczystą torebeczkę z pazurem w środku.
Głośne warknięcie wydobywa sie z mojej piersi, Hudson wygląda jakby miała sie rozpłakać, a Aleks siedzi w głębokim szoku.
-Czy to oznacza...- Carter przyciąga nogi do piersi.
-Nie ma śladu gwałtu, Luno.- Roger spogląda na nią uspokajająco.- Wyślemy to do laboratorium by dowiedzieć sie do kogo on należy.
Mój wilk zaczyna sie gotować. Ktoś ją dotknął. Ktoś dotknął Carter, moją Carter. Jest moją mate. Nikt nie ma prawa jej dotykać poza mną.
-Zostawicie mnie samą z Tyler'em?- pyta Carter, a wszyscy od razu wychodzą, zostawiając nas samych.
-Ktoś cię dotknął- mamroczę, a złość aż ze mnie bucha.
-Chodź tu do mnie- szepcze, wyciągając do mnie dłoń. Siadam obok niej, obejmując ją i chowając twarz w jej włosach.
-Jesteś moja- mówię tuż przy jej skórze.
-Wiem, kochany- głaszcze mnie po włosach. Jej głos jest jak miód na moje serce. Całuję ją delikatnie w szyję mamrocząc- Kocham cię.
-Jestem przerażona- jej głos jej tylko trochę głośniejszy od szeptu. Spoglądam na nią i widzę łzy w jej oczach- Kochanie, co sie tam wydarzyło?
-Dowiem sie, Carter- chwytam jej twarz w dłonie i całuję delikatnie. Po chwili sie odsuwam i scałowuje jej łzy z policzków- Nic nam nie będzie.
-Coś naprawdę złego sie dziej, Tyler. Nie wiem co, ale wiem, że tak jest. Nic nie ma sensu. - odzywa sie po dziesięciu minutach płakania w ciszy. Chowa twarz w mojej piersi i wtula sie w mnie.
-Ochronie cie, kochanie- szepcze w jej włosy.- Zawsze będę cie chronił.
-Wiem- odpowiada- Tylko w twoich ramionach czuje sie bezpiecznie.
-Kurwa...- Benjamin jęczy na te słowa, ale ja sie nimi martwię. Kocham to, że ze mną czuje sie bezpiecznie, ale nie chce by sie czegokolwiek bała.
-Nie opuścisz ich przez bardzo długi czas- szepcze bawiąc sie jej włosami. Siedzimy tak jakiś czas, nie przejmując sie niczym. Dziesięć, piętnaście minut nie myślenia o niczym.
-Tyler...- spogląda na mnie tymi wielkimi zielonymi oczami, w których tonę. Zabiją mnie kiedyś- Tyler, ja naprawdę...
Kolejne pukanie do drzwi przerywa jej. Czekam aż dokończy, ale ponownie kręci głową- Nie właściwy moment.
Wchodzi Aleks i już wie, że coś przerwał, zapewne po moim spojrzeniu.
-Tyler, muszę powiedzieć ci coś ważnego - mówi szybko - Bardzo ważnego.
-Okay...
-Na osobności- spogląda na Carter- Bardzo na osobności.
-Śmiało, kochanie-Carter całuje mnie w policzek- Chce chwilę porozmawiać z Hudson.
-Jesteś pewna, malutka?- pytam szybko.
-Yeah- kiwa głową- Tylko wróć szybko.
-Tak zrobię- uśmiecham sie i cmokam ją w usta nim wstaje i podążam do wyjścia za Aleksem.
-Przepraszam jeśli coś wam przerwałem...- mamrocze- A tak właściwie co takiego przerwałem?
-Nie wiem- odpowiadam- Jeśli przyszedłbyś dziesięć sekund później to bym wiedział.
-Przepraszam- drapie sie nerwowo po karku.
Prowadzi mnie do pustego pokoju na końcu korytarza gdzie nikt nie będzie nam przeszkadzał.
-O co chodzi?- pytam.
-Okay, to chwilę zajmie. - zaczyna Aleks- Po tym jak zapytałem czy sądzisz, że Liam jest do tego zdolny.... wiesz, już wiedziałem, że sie mylę bo przecież tego nie wyczujesz na Carter, ale mogłeś to wyczuć na nim.
-Kiedy Roger pokazał nam pazur, doszedłem do pewnego wniosku. Już go gdzieś widziałem. Nie mogłem sobie dokładnie przypomnieć gdzie. Myślałem o tym dość sporo i wszystko zaczęło układać sie w całość...
-Przejdź do rzeczy, Aleks.
-W porządku, przepraszam...- wzdycha nim mówi dalej- Liam, Landon, Anthony i ja zaszyliśmy sie na prawie cały dzień. Skończyliśmy właśnie trening, ty poszedłeś szybciej bo chciałeś być przy Carter. 'Walczyliśmy' wiesz jak to czasami wygląda? Nieważne, Anthony skoczył na mnie, a ja próbowałem go powstrzymać. Kiedy wylądował zamachnąłem sie po czym spojrzałem w dół i zobaczyłem dużo krwi.
-Przemieniliśmy sie by zobaczyć co takiego sie stało. Rozwaliłem mu dłoń, a szczególnie jeden palec. Stracił całego paznokcia i ....
Warczę głośno, nie pozwalając mu dokończyć. Anthony? Mój Gama? Anthony pieprzony Austin dotykał moją mate. Kiedy złamał zasady? Ledwo na nią patrzył! Ufałem mu przez cały ten czas, był jedną z niewielu osób, którym mogłem zaufać...
Wtedy przypominam sobie, że miał przyjść z wizytą.
-Nie Tyler pozwól mi wyjaśnić...
Słyszę za sobą krzyk Aleksa gdy zbiegam na dół. Musze rozprawić sie z Anthony'm...
-Rozerwę go kurwa....
<3 <3 <3
Anthony stoi nieruchoma na korytarzu tuż przy drzwiach pokoju mojej mate. W ręce trzyma kwiaty i ulubione czekoladki Carter, prosiłem o nie zeszłej nocy. Yeah. Poprosiłem mojego najlepszego przyjaciela o pomoc w uszczęśliwieniu mojej malutkiej, kiedy dzień czy dwa temu chciał położyć swoje brudne łapy na tym co moje.
Wie, że jestem wściekły, ale nie wie dlaczego. Jeszcze.
Przez moment w mojej głowie pojawia sie głos Landona krzyczący bym sie skupił- bym utrzymał mojego wilka w ryzach. Ale to mnie nie powstrzyma w tej sytuacji. Nie ważne kogo wystraszę.
Chwytam go za koszulę i pcham na ścianę. Kwiaty i czekoladki upadają, ale w tej chwili mnie to nie obchodzi. Teraz martwię sie tylko o to by nie złamać mu od razu karku, bo chce mu jeszcze coś powiedzieć i opisać to jak będzie cierpiał umierając.
-Pozwól, że coś ci wyjaśnię, Anthony- unoszę go za szyję jedną ręką, a drugą wbija pazury w jego pierś. - Jestem Alfą. Alfy są bardzo terytorialne. Teraz, nie tylko zależy mi na Carter. Ja ją wielbię, kocham ją całym sobą. NIKT nie będzie dotykał tego co moje, a ta dziewczyna, jest kurwa moja. Jest moją mate. I szczerze masz szczęście, że żyjesz tak długo by usłyszeć tą przemowę. Normalnie, zabiłbym cię za dotykanie kogoś bez jego zgody. Ale nie dziś. Widzisz, ty, jeden z moich najlepszych przyjaciół, dotknąłeś moją mate bez jej zgody. Nigdy nie byłem Alfą, który popiera tortury, ale jakimś cudem, przekonałeś mnie. I zamierzam zabić cie bardzo, ale to bardzo powoli...
-Tyler!- Aleks do nas dołącza, cały zdyszany. Nie odrywam wzroku od Anthony'ego- On nie...
-Zamknij sie kurwa Aleks- używam tonu Alfy. Może być moimi przyjacielem, może być bratem mojej mate, ale wciąż jest członkiem stada i musi mnie słuchać- W końcu po trzech latach sie zamknąłeś, a teraz znowu zaczynasz.
-Ja...- urywa Aleks. Spoglądam na niego, czując poczucie winy. Nie powinienem był przekraczać tej granicy. Tak dużo przeszedł, a gdy pojawiła sie Lee... poprawiło mu sie. Cholera- Masz rację.
-Nie Aleks... ja nie...
Anthony wykorzystuje chwile mojej nieuwagi by sie uwolnić. Klęka jakieś dziesięć kroków ode mnie, a mój wzrok podąża za nim.
-Nie dotknąłem jej, Tyler- wzdycha- Nigdy bym tego nie zrobił. Jest twoją mate, moją Luną. Szanuję ją...
Przemieniam sie.
Zaczynam iść w jego kierunku, ale wtedy słyszę mój ulubiony głos.
-Tyler Axel Pieprzony Evans- głos Carter jest zadziwiająco pewny. Ledwo stoi na nogach i wygląda jakby miała za raz upaść, ale dzięki Bogu tylko klęka.
Wygląda na tak zmęczoną, tak załamaną. Wygląda na złą i smutną i... Nawet nie wiesz jak bardzo chce ją teraz przytulić. Ale o to chodzi...
Teraz nie jestem sobą.
-Benjamin!- krzyczy, przyciągając uwagę mojego wilka. Odwracamy sie do niej, a ona patrzy nam w oczy. Wygląda jakby wręcz błagała.- Proszę, po-porostu chodź tu do mnie.
Powoli do niej podchodzimy, a ona wyciąga do nas dłonie. Obejmuję mojego wilka za szyję i opiera swoje czoło o nasze.
-Jestem twoja. - szepcze- A ty jesteś mój. I nie mogę pozwolić byś poszedł do więzienia za morderstwo. Nie wiem co bym bez ciebie zrobiła.
Nie pójdę do więzienia, u nas to tak nie działa. Ale wiem, że bym ją stracił gdybym zabił kogoś bez powodu.
Ale mam kurwa dobry powód.
Warczę.
-Hej, żadnych takich.- mówi delikatnie, odsuwając sie odrobinę. -Kochanie, on tego nie zrobił. Był z Landonem przez całą noc.
Nasz wzrok pada na drzwi jej pokoju gdzie stoją Landon i Lee.
-Został wrobiony- głaszcze nas po futrze- Więc proszę, proszę uspokój sie i przemień z powrotem.
Robię tak jak mówi, a Landon szybko przynosi mi bokserki. Nim Carter jest w stanie cokolwiek powiedzieć, podnoszę ją i całuję.
-Nigdy więcej tego nie rób. - mówię-Nie możesz stawać mi na drodze, gdy walczę w formie wilka. Mogłem cie skrzywdzić, Carter! I sama siebie skrzywdziłaś wstając z łóżka....
-Nie musiałabym stawać ci na drodze jeśli nie byłbyś taki głupi!- krzyczy, chwytając moją twarz w dłonie.- Nie powinieneś naskakiwać na niego bez przyczyny, nie powinieneś ignorować Aleks'a, ani Anthony'ego!
Otwieram usta by coś powiedzieć, ale ucisza mnie pocałunkiem.
-Też chce to rozwiązać! Jak myślisz jak ja sie z tym czuję? Odchodziłam od zmysłów myśląc, że ktoś mnie zgwałcił gdy byłam nieprzytomna. Czułam sie dziwnie. Później ta krew... Boże, ta krew sprawiła, że pomyślałam iż mój pierwszy raz nie był z kimś kogo kocham!- zaczyna głośno oddychać więc szybko ją przytulam- Jak sądzisz jak sie czuję nic nie pamiętając? Nie mogę sobie przypomnieć niczego co mi sie przydarzyło. Nie wiem nic. Czuje sie bezbronna, niepotrzebna, wykorzystana i głupia... Tyler czuje sie wykorzystana i jestem wręcz przerażona tym, że mogę cie przez to stracić...
-Hej.. -chwytam jej twarz w dłonie.-Nigdy mnie nie stracisz. Nienawidzę myśli, że mogłabyś być z kimś innym, ale nigdy bym cie przez to nie zostawił. Jesteś dla mnie wszystkim.
-Obiecasz mi, że nie zachowasz sie tak nigdy więcej, nie dopóki nie będziesz pewny co sie wydarzyło?- pyta, a ja kiwam tylko głową- I po tym jak zaniesiesz mnie do pokoju, przeprosisz Aleks'a. Jest moim bratem, a twoim przyjacielem. Nie mów do niego w taki sposób, nie ważne jak zły jesteś. Nie zasłużył sobie na to.
Uśmiecham sie do niej, całuję ją w czoło i kiwam głową. Niosą ją do pokoju i zauważam, że sie zarumieniła przez to, że robiliśmy to wszystko przed naszymi przyjaciółmi i rodziną. Kiedy odkładam ją delikatnie na łóżka, spoglądam na Hudson- Możesz sprawdzić czy nie pozrywała żadnych szwów?
Kiwa głową.
Wracam na korytarz gdzie widzę Aleksa siedzącego na ziemi pod ścianą. Anthony zniknął w pokoju, ale nim sie teraz nie przejmuję.
-Aleks, przepraszam...- siadam obok niego.
-Wiem- odpowiada cicho- Ale wcale sie nie pomyliłeś....
-Tak pomyli...
-Nie, chociaż raz mnie posłuchaj, okay?- spogląda na mnie ale ja tylko kiwam głową i siedzę w ciszy- Po tym jak Landon odnalazł Lee, pozmieniało sie. Wtedy Lee stała sie pieprzony aniołem i pomogła mi. Kilka miesięcy później, wszystko sie popsuło... kiedy pojawił sie w moim życiu. Było jeszcze gorzej gdy odszedł. Przez dwa lata dusiłem to w sobie by wszyscy myśleli, że już mi lepiej i zdrowieje, ale od środka umierałem. Tak było dopóki nie pojawiła sie Carter, została twoją mate więc w końcu miałem szanse by porozmawiać z moją siostrzyczką. Przez dłuższy czas żyłem tylko dla niej, ale widząc, że powoli zdrowieje zrozumiałem, że muszę żyć dla siebie.
-Polepszyło mi sie, szarada dobiegła końca, mogłem być sobą. Wtedy... wtedy to sie stało- Aleks przeczesuje swoje włosy-Zacząłem wyobrażać sobie jak by wyglądało nasze życie bez niej. Hudson byłaby odrętwiała, Lee byłaby tak załamana, że płakałaby na każdą wzmiankę o niej, Landon byłby bez życia i zatraciłby sie w treningach, mi by sie ponownie pogorszyło, a ty... nie sądzę, że wciąż byś tu był.
-Wiem, że nie miałeś tego na myśli wtedy- szepcze- Wybaczam cie. Po prostu obiecaj, że ochronisz ją przede mną?
-Wiesz, że tak będzie- odpowiadam, ale nie podoba mi sie sposób w jaki to mówi.- Wszystko okay, Aleks?
-Nie- kręci głową-To oczywiste, że coś złego sie dzieje, Tyler. I wszyscy wiemy, że to ja zginę pierwszym w tym filmowym horrorze.
-Aleks, przestań...
-Idź sprawdź co u Anthony'ego ja uh.. muszę wziąć lekarstwa nim wytłumaczę ci co sie dzieje- wstaje i znika na końcu korytarza.
Gdy wchodzę do pokoju, w którym jest Anthony, od razu sztywnieje. Podnoszę ręce w geście kapitulacji.
-Nie dotknąłem jej, Ty.
-Wiem- odpowiadam, drapiąc sie po karku i patrząc sie w ziemie. -Naskoczyłem na ciebie bez żadnych dowodów. Przepraszam.
-W porządku.- Anthony kręci głową- Nie mogę uwierzyć iż pomyślałeś, że mógłbym zrobić coś takiego.
-Nie- mówię- Ale po tym wszystkim co ostatnio wyczynia Liam, przez chwilę pomyślałem, że co do ciebie też mogłem sie pomylić...
-Co wyprawia Lima?- marszczy brwi.
-Niepokoi Carter.- mój ton jest odrobinę wyższy.
-Od kiedy?
-Od jakiegoś czasu- warczę- Powiedziała mi to dopiero wczoraj.
-Musiała ci to powiedzieć? Tyler ty ledwo powstrzymujesz sie przed zabiciem człowieka, który rzuci na nią okiem na ulicy...- jest zdziwiony- Nie zauważyłeś zachowania Liam'a?
-Nie zawsze byłem przy nich gdy byli razem- przyznaje- Gdy byłem, była sztywna, ale zawsze taka jest podczas tego rodzaju spotkań. Chyba po prostu uznałem to za coś normalnego z czym musimy popracować.
-Mam nadzieje, że wykopiesz go za to.
-Oj zrobię coś o wiele gorszego- odpowiadam.
Umilkliśmy gdy przyszła pielęgniarka sprawdzić czy jego rany sie goją. Powiedział, że w kilka dni dojdzie do siebie.
-Mogę zadać ci pytanie?- pytam na co kiwa głową- Jakim cudem ten pazur...
-Ostatni raz gdy go widziałem, Liam i ja byliśmy w biurze i rozmawialiśmy o nowych metodach walki- odpowiada- To był chyba dzień 'nawrotu' Carter.
-Byłeś z Liamem gdy po raz ostatni go widziałeś?
Kiwa głową. Zaczynam sie robić co raz bardziej zły z każdą sekundą. Nie mam już żadnych wątpliwości. Liam to zrobił. Liam dotknął Carter, moją Carter.
Zostawiam Anthony'ego krótko po tym wiedząc, że potrzebuje większej przestrzeni.
<3 <3 <3
Znalazłem Carter w jej pokoju, przykrytą kocami, które przyniosła jej Lee. Dzięki Bogu, jest teraz sama i mogę spędzić z nią chwilę sam na sam.
-Hej- odzywa sie cichutko.
-Hej, uśmiecham sie do niej. Osobiście kocham gdy mówi 'hej' a zwłaszcza do mnie.
-Chodź tu. - woła mnie do siebie, patrząc na mnie tymi wielkimi zielonymi oczami.
-Zerwałaś jakieś szwy, kochanie?- pytam siadając obok niej na łóżku.
-Prawie- wzrusza ramionami, przyciągając mnie do siebie.
-Nie chce cie skrzywdzić, skarbie- mówię.
-Nic mi nie jest, Ty. - patrzy na mnie oczami szczeniaczka, a ja od razu mięknę.
-Te oczy nas kiedyś doprowadzą do grobu.- wzdycha Benjamin.
Przysuwam sie do niej, obejmując ją ramieniem. Jej twarz wtula sie w moją pierś.
-Jesteś cudowna- mamroczę całując ją w czubek głowy.
-Tak jak ty- mamrocze.
-Przepraszam? Jestem męskim mężczyzną. Potężnym i przystojnym- poprawiam ją wywołując u niej chichot.-Twardy, nie cudowny.
-Powtarzaj to sobie- śmieje sie kręcąc głową.-Sądzę, że jesteś najcudowniejszym, małym, pluszowym misiem. Słodziak
-Oh tak sądzisz?- marszczę brwi.
-Wiem to- śmiech Carter to muzyka dla moich uszu. Kocham jej śmiech, kocham ten uśmiech gdy sie śmieje.
-Zacząłbym cie gilgotać, ale nie chce zrobić ci krzywdy- mówię przyciskając swoje czoło do jej. Podnosi sie i łączy nasze usta na krótką chwilę.
Opiera głową o moją pierś, a ja wzdycham głęboko. Bycie blisko siebie pomaga w naszej aktualnej sytuacji. Trzymanie jej w ramionach uspokaja mojego wilka.
Siedzimy w spokoju przez kilka minut, ciesząc sie sobą. Bez rozmów. Nasze oddechy są równe. Nagle moja dziewczynka zaczyna chichotać.
-Z czego sie śmiejesz?- pytam
-Tylko myślę.
-O czym?
-O tym co powiedział Aleks kilka dni temu- spogląda na mnie- Jak byś sie zachował gdybym zaszła w ciąże? Dałeś mi psa za pójście na spotkanie z psychologiem, a teraz nie chcesz mnie dotknąć by nie sprawić mi bólu...
-To proste, nigdy nie opuściłabyś mojego boku- śmieje sie- Trzymałbym ciebie i nasze dziecko przy mnie przez cały czas bym mógł o ciebie dbać. -całuję ją w nos na co ona sie uśmiecha, a jej nos marszczy sie w zabawny sposób.
-Kocham to jak bardzo ci na mnie zależy.- szepcze- Mam nadzieje iż wiesz, że pewnie mi zależy na tobie jeszcze bardziej.
-To nie możliwe- uśmiecham sie, całując ją. -Ale oczywiście, że wiem, malutka.
-Nie jestem zbyt dobra w uczuciach. Nie potrafię ich tak dobrze wyrażać, tych złych i dobrych. Wiec mówienie ci jak sie czuje jest trudne, ale staram sie. - zaciska oczy chowając twarz w mojej koszulce.
-Hej spójrz na mnie. Wiesz, że nienawidzę gdy sie przede mną chowasz.-chwytam jej twarz w dłonie i podnoszę jej głowę. - Kochanie, wiem, że sie starasz. Poczekam tak długo jak będzie trzeba. Ale wiem, że zależy ci bardziej niż komukolwiek.
Boli mnie serce gdy to mówię. Poczekam na nią, ale modlę sie by jak najszybciej powiedziała, że też mnie kocha.
-Dziękuję- odpowiada spokojnie, całując mnie delikatnie. -Nigdy nie zależało mi na nikim tak bardzo jak na tobie. Jestem tak bardzo wdzięczna, że jesteś moim mate.
-Kocham cię. - mówię. Pochylam sie i ponownie ją całuję. Jej słowa są muzyką dla moich uszu.
Aleks przynosi pizze na co oczy Carter sie świecą. Siada i wyciąga po nią ręce. Śmieje sie podchodząc do nas i kładzie pizze na jej kolanach.
-Jesteś moim ulubieńcem- szczerzy sie i uwiesza mu sie na szyi.
-Oczywiście- czochra jej włosy- Musisz jeść dzieciaku. Musiałem sie przejść więc pomyślałem czy nie przynieść mojej ulubionej siostrze jej ulubionego jedzenia?
-Dziękuję.
Uśmiecham sie do niej i całuję ją w skroń. Boże, kocham jej uśmiech. To najpiękniejsza rzecz jaką w życiu widziałam.
-Przeprosiłeś?- spogląda na mnie, marszcząc brwi i przechyla na bok głowę.
-Tak, malutka, przeprosiłem- odpowiadam.
-Wybaczyłeś mu?- zwraca sie do Aleks'a.
-Tak, dziecino, wybaczyłem- uśmiecha sie do niej. - Właściwie Tyler wciąż musimy porozmawiać o czymś bardzo ważnym.
-Możecie porozmawiać o tym jutro?- pyta spokojnie Carter- Chce spędzić z nim całą noc.
-Oh, łapie. Masz mate więc nie potrzebujesz już starszego brata. - udaje wielce obrażonego na jej słowa- Nieważne. Pójdę posiedzę z Lee i Landonem.
-Hej!- chichoczę uderzając go żartobliwie w pierś- Nie to miałam na myśli.
-Yeah, oczywiście, że nie. - Aleks wstaje, kręcąc głową. Chichoczę po czym całuje ją w czoło- Wrócę jutro. Musisz to zjeść. I nie zapomnij o wypiciu ostatniej szklanki wody nim pójdziesz spać, okay?
-Tak, tato- wywraca oczami
-Musisz sie nawodnić- teraz on wywraca na nią oczami- Zdrzemnij sie, okay, dzieciaku.
-Tak zrobię. Tobie też sie przyda- przytula ją-Twje worki pod oczami są tak ciemne prawie tak jak twoja dusza.
-A twoje mówią, że nie wiesz o czym gadasz. - mówi, na co ona chichocze- Kocham cię dzieciaku.
-Ja ciebie też- odpowiada cicho.
Po tym jak wyszedł Carter zabiera sie za jedzenie, a ja podaje jej szklankę wody i patrze jak pochłania jej zawartość. Dziwie sie, że wciąż nie śpi o tej porze.
-Dlaczego wciąż nie śpisz, księżniczko?- pytam.
-Muszę siku- mamrocze w moją pierś. Odsuwam sie by mogła swobodnie wstać. Gdy wraca od razu wskakuje do łóżka i przytula sie do mnie.
-Dobranoc, malutka- wyciągam dłoń by zgasić lampkę, ale mnie powstrzymuje.
-Możemy chwilę porozmawiać? - pyta delikatnie, przygryzając dolną wargę.
-Oczywiście, co sie dzieje?- rysuje małe kółeczka na jej dłoni.
-Dużo.- odpowiada- Czy z Aleks'em wszystko okay?
- Ja...
-Gdy walczyłeś z Anthony wspomniałeś coś o jego milczeniu przez trzy lata, ale...- marszczy brwi- Od razu przeprosiłeś. Ja po prosty nie...Wyglądał na zagubionego i smutnego ... a ja sie o niego martwię.
-Dużo przeszedł.- odpowiadam jej- Myślę, że lepiej będzie jeśli sam ci o wszystkim opowie. Nie wszystko wiem, zwłaszcza o tym wszystkim związanym z jego mate...
-On ma mate?- próbuje usiąść, ale powstrzymuję ją. Jeśli będzie sie tak zrywać z łatwością porozrywa szwy.
-Został odrzucony parę lat temu- mówię- Nie wiem zbyt dużo na ten temat.
-Ale teraz już jest z nim okay?
-Myślę, że radzi sobie dużo lepiej od kiedy pojawiłaś sie w jego życiu.- całuje ją w skroń-Teraz jest szczęśliwszy.
-Dobrze- mówi spokojnie, ale wciąż jest zamyślona. - O czym rozmawialiście?
-Zaczął mi tłumaczyć do kogo należał ten pazur, a gdy tylko usłyszałem imię Anthony'ego, mój wilk przeją kontrolę i uh, myślę, że znasz resztę.
-Yeah-wpatruje sie w ścianę myśląc głęboko.
-Co tak zaprząta ci głowę, kochanie?- pytam głaszcząc ją po boku.
-Jesteś prawiczkiem?
-Co takiego?
-Czy jesteś prawiczkiem?- spogląda na mnie.
-Ja, uh.... nie. Nie jestem. - odpowiadam na co ona tylko kiwa głową, kładąc głowę na mojej piersi.
-Unikałem rozmowy o tej części mojego życia. Zgaduję, że po prostu wykluczyłem ją z pamięci.- wzdycha- Kiedy byłem nastolatkiem, miałem pewne problemy... nienawidziłem mojej mamy. Może dlatego odmawiała mi robienia tego co robiły inne dzieci w moim wieku. Żadnych randek, imprez, picia... nie rozumiałem dlaczego. Wiec codziennie nosiłem skórzaną kurtkę, zrobiłem sobie kolczyk w wardze i próbowałem sie upodobnić do tzw. bad boy. Co noc wymykałem sie z domu. W weekendy chodziłem na imprezy urządzane przez ludzi i udawałem pijanego bo wilkołaki nie mogę sie upić. Uprawiałem seks z jakąś przypadkową dziewczyną. W moim umyśle byłem normalnym kolesiem. Wtedy to miało sens. Uprawianie seksu nie było czymś złym, to nie czyniło mnie złym, ale wtedy...to do mnie dotarło. Nie robiłem tego z właściwego powodu.
-Kiedy miałem szesnaście lub siedemnaście lat usiadłem i porozmawiałem z mamą. Wytłumaczyła mi dlaczego nie podobało jej sie to co robiłem. Wtedy wytłumaczyła mi również co sie stało z moim ojcem. Nie chciała żebym był taki jak on, nie chciała żebym wykorzystywał dziewczyny, a później je odrzucał. W końcu zrozumiała dlaczego to robiłem. Wciąż nie była zadowolona. Wytłumaczyła mi wtedy kim są mate. Pokazała mi moje rysunki z dzieciństwa. Cóż, yeah, widziałem kim są mate i czym jest więź, ale nic poza tym. Opowiedziała mi wszystko ze szczegółami, jakie to uczucie gdy po raz pierwszy spotkasz swoją bratnią duszę, gdy jej dotkniesz, złapiesz za rękę, będziesz sie z nim kochać... po tej nocy zaprzestałem wszystkiego.
Carter ściska moją dłoń i kiwa głową. Nie wygląda na smutną. Myślę, że chciałaby byśmy oboje byli przed swoim pierwszym razem, ale nie o to chodzi.
-Kiedy cie zobaczyłem, od razu pożałowałem, że nie poczekałem- całuję ją w czubek głowy.
-Kiedy ostatni raz.. uh no wiesz....
-Kiedy ostatni raz uprawiałem seks?- pytam, chichoczę na fakt, że nie jest w stanie wypowiedzieć tego słowa.
-Kurwa ona jest taka niewinna. Pieprzona księżniczka...- warczy Benjamin z aprobatą.
-Trzymaj go w spodniach.
-Z cztery lata temu..- odpowiadam.
-Nie jestem zła- szepcze
-Wiem- głaszcze ją po włosach, bawiąc sie nimi delikatnie. - Dlaczego zapytałaś?
-To, że mogłam zostać zgwałcona dało mi do myślenia- mamroczę- Byłam tak zestresowana swoim pierwszym razem, a kiedy obudziłam sie w szpitalu czułam, że coś jest nie tak i już wiedziałam, że coś sie musiało wydarzyć. Byłam przerażona, że zostało mi to odebrane i nic już nie mogłam z tym zrobić...- spogląda na mnie tymi wielkimi zielonymi oczami. -Chce po prostu żeby mój pierwszy raz był z tobą.
Pochylam sie i łącze nasze usta. - I będzie. Nie pozwolę by ktoś znowu cie dotknął.
-Wiem- szepcze w moje usta.
<3 <3 <3
Carter zostało wypisana ze szpitala następnego dnia. Po ostatniej nocy strasznie sie o nią martwię. Chce by była bezpieczna. Właśnie podążam za Aleksem w ustronne miejsce. Musimy porozmawiać. Muszę wiedzieć wszystko by wiedzieć jak ją chronić, no resztę stada również.
-Co sie dziej Aleks?- pytam.
-Mówiłeś, że Liam wracał z walki z sąsiedniego stada, prawda?- kiwam głową.-Nie było żadnej walki, nic nie zostało zgłoszone.
-Liam nie odpowiadał na moje telefony ani esemesy, a to do niego nie podobne. Zawsze mogliśmy sie porozumieć no chyba, że właśnie jadłem. Nieważne ... postanowiłem wrócić do domu, a tam znalazłem list.- wyjmuje kartkę z kieszeni i podaje mi ją.
Carter,
Miło sporo czasu ale w końcu jesteśmy gotowi. W końcu cie odnalazłam. Nie mogę sie doczekać naszego spotkania,a i przekaż swojemu mate że Daman też sie niecierpliwi.
Mama <3
-Co do cholery...- kręcę głową- On powinien być martwy. Jak...
- Jesteś niższy niż inne Alfy. Nie dużo, ale jednak jesteś niższy od nich wszystkich. Masz jedynie 6.4 to jak na człowieka dużo, ale jeśli chodzi o Alfy to już nie, oni mają po 6.7. Są też szersi w barkach- mówi Aleks- Jesteś Alfą, ale nie sądzę, że w pełni osiągnąłeś swoją moc Alfy. Abyś mógł ją osiągnąć....
-Poprzedni Alfa musi ci ustąpić miejsca lub umrzeć lub zostać zbity przez swojego następcę- kończy.
-Daman nie jest martwy i zapewne nie zaprzestanie swoich poczynań.- mówi.
-A co to znaczy?- spoglądam na niego.
-Jestem przekonany, że Daman , matka Carter i Liam pracują razem- odpowiada- I sądzę, że Sam też w tym wszystkim siedzi.
<3 <3 <3
-Gdzie idziesz?- pyta Carter gdy całuje ją w czoło i żegnam sie. Kładzie jedną dłoń na moim ramieniu, a drugą ściska moją dłoń.
-Zamierzam to rozwiązać- odpowiadam delikatnie.
-Tyler...
-Kochanie, Aleks i ja myślimy ,że wiemy co sie dziej. - głaszczę ją po włosach- Jeśli nie wrócę za dwie godziny chce żebyś do mnie zadzwoniła i nakrzyczała na mnie, okay? Wrócę tak szybko jak sie da.
-Okay- uśmiecha sie, ale wciąż wydaje sie przerażona tym co sie dziej.
-Hej- chwytam jej twarz w dłonie i zmuszam ją by na mnie spojrzała-Nie udawaj, że sie uśmiechasz przy mnie okay? Zapewnię ci bezpieczeństwo. Anthony i Hudson zostaną tu z tobą.
-Obiecaj, że wrócisz?- jej głos sie załamuje.
-Obiecuję, księżniczko- całuję ją delikatnie- Muszę iść, malutka.
-Wiem, kochanie-szepcze, całując mnie po raz ostatni nim przytulam ją i wychodzę.
Aleks i ja szybko idziemy na tyły domu. Trwa trening, a od kiedy Anthony i ja zniknęliśmy, Landon i Liam zazwyczaj je prowadzą. Nie zbyt dużo wytłumaczyłem Landonowi może dlatego, że wiem iż ma trening z Liam'em.
Gdy Liam nas zobaczył szepnął coś do Landona i zaczął iść w naszą stronę.
-Jak sie ma Luna?-pyta Liam, zakładając ramiona na piersi
-Ma sie dobrze-odpowiada Aleks- Zdrowieje.
Postanowiliśmy porozmawiać bardziej na osobności. Ciężko jest stać przy mężczyźnie, który dotykał twojej mate bez próbowania zabicia go.
-To wstyd- mówi Liam- Nie sądziłem, że jest taka słaba.
-Co?- Aleks i Landon mówią w tym samym czasie, a ten pierwszy z nich dodatkowo spogląda na mnie zmartwiony.
-Carter nie jest słaba. Jest najsilniejszą osobą jaką poznałem. Nie jest łatwo żyć z chorobą na tle psychicznym. Ona...
-Przepraszam Alfo. Po prostu nie rozumiem osoby, która próbuje zrobić coś tak nieodpowiedniego w tak niedogodnym czasie...
Skacze na niego nim jest w stanie zareagować i powalam go na ziemie. Może być i najlepszym wojownikiem w stadzie, ale nie jest Alfą. Moje dłonie zaciskają sie na jego szyi, pazury sie wyciągają i przebijają jego skórę.
-Zawsze uważałem, że jesteś lojalny. Zawsze myślałem, że jesteś kimś komu mogę zaufać. Ale niestety, dotknąłeś mojej mate i wrobiłeś w to jednego z moich przyjaciół. -Liam wciąż ma uśmiech na twarzy mimo iż robi sie cały czerwony.-Nigdy nie byłem za torturami, ale chyba jednak sie przekonam.
Puszczam jego szyje by mógł mówić, ale moje pazury wciąż wbijają sie w jego skórę.
-Nie jest zbyt ładna, ale kurwa jest tak...
Zaciskam dłonie przerywając mu. - Nie mów tak o żadnej kobiecie, a zwłaszcza o mojej mate!
-Weźmy go do lochów, okay?-odzywa sie Aleks. Landon podchodzi do Liam'a i skuwa jego nadgarstki by nie mógł uciec.
Idzie z nami do piwnicy, a gdy tam docieramy Landon przykuwa go do krzesła.
-Pytaj- mówi Liam.
-Jak?
-Dlaczego?
-Kiedy?
Wszyscy mówimy w tym samym czasie.
-Kazano mi wejść do głowy Carter parę miesięcy temu. Wiedziałem, że muszę sprawić by czuła sie przy mnie mało komfortowo, dotykać jej, flirtować z nią, gapić sie na nią. Wiedziałem, że nic ci nie powie by źle by sie z tym czuła.
-Kto ci kazał?
-Chyba potrafisz sie domyśleć, Alfo.- Liam wywraca na mnie oczami.
-Dlaczego? Dlaczego sie zgodziłeś?
-Dużo rzeczy nie wiesz Tyler. Wszyscy zbuntowani, jej matka, Sam...- kręci głową- Nie mogę uwierzyć, że jesteś tak lekkomyślny iż zostawiłeś ją samą....
-Nie zostawiłem jej samej...
-Ale ją zostawiłeś- uśmiecha sie chytrze- Nie sądzę, że Hudson lub Anthony będą w stanie powstrzymać Alfę zbuntowanych...
Moje wzrok pada na Landona i od razu wie o co mi chodzi. Wszyscy opuszczamy pokój, zamykając drzwi z trzaskiem.
-Zostanę tutaj, ty i Aleks wracajcie do szpitala. Ogłoszę alarm.
Nie daje im szanse odpowiedzieć, biegnę korytarzem, a Aleks podąża za mną. Opuszczamy dom stada i idziemy do auta, ale wtedy podbiega do nas Sam.
-Co ..
-Potrzebuję Aleks'a- mówi na bezdechu.
-Dlaczego?- marszczę brwi.
-To ważne. Okay? Spójrz, wiem, że dużo sie dzieje, ale też chce by Carter była bezpieczna. Jest moją najlepszą przyjaciółką i nie chce by coś jej sie stało- mówi. Spogląda na Aleks'a.- Potrzebuję twojej pomocy.
-Przy czym?- pytam w tym samym czasie.
-Ciężko to wytłumaczyć, a teraz nie mam na to czasu- spieszy sie.
Aleks i ja wymieniamy spojrzenia. Otwieram drzwi od samochody, a on go okrąża, ale Sam go zatrzymuję.
-Proszę- mówi- Wiem, że też chcesz ją chronić.
Aleks prowadzi ze sobą wewnętrzną walkę po czym spogląda na mnie- Przyjadę do szpitala tak szybko jak sie da.
Nie mam czasu sie z nim kłócić.- Dobra.
Wsiadam i zamykam drzwi, odpalajam silnik. Słyszę głos Sam gdy ruszam.
-Musimy cię stąd zabrać.
<3 <3 <3
Ledwo pozwalam sobie zaparkować pod szpitalem. Wpada do budynku i staram sie nie biec. Cisza sprawia, że coraz bardziej sie niepokoje, a gdy wpadam na klatkę schodową już sie nie powstrzymuję i pędzę na górę.
Wpada do jej pokoju i pierwsze co zauważam to to, że nie ma jej w łóżku. Rozglądam sie po pokoju, zły za lekkomyślność ludzi. Warczę głośno. Zamykam na chwilę oczy by sie zastanowić co dalej.
-Tyler?
Słyszę najpiękniejszy głos na świecie. Otwieram oczy i widzę, że zniszczyłem połowę pokoju. Spoglądam na moją mate i szybko do niej podbiegam.
Pochylam sie i obejmuję ją podnosząc jednocześnie, zaczynam krążyć po pokoju. Kiedy sie zatrzymuję, ściskam ją w tali, a ona owija swoje nogi wokół moich bioder.
-Myślałem, że cie straciłem- szepczę w jej szyję- Cholera nie mogę cie stracić.
-Kochanie...- kładzie dłoń na moim policzku, zmuszając mnie do spojrzenia na nią. Chwyta moją twarz w dłonie i opiera swoje czoło o moje- Nie straciłeś mnie. Dlaczego miałbyś mnie stracić?
-Pozwoliłem Liamowi wejść do mojego umysłu- wzdycham- Boże to było straszne.
-Hej, jestem tu. Nigdzie sie nie wybieram- całuje mnie delikatnie. Owija swoje ramiona wokół mojego karku. Odrywamy sie od siebie i uśmiechamy.
-Dlaczego nie jesteś w łóżku? Mogłaś sie zranić- pytam- I gdzie jest Anthony i Hudson? Zabije ich za to, że zostawili cie samą.
-Zasnęłam, a gdy sie obudziłem ich już nie było. Chciałam napić sie wody i musiałem sie załatwić- odpowiada- Jest okay, jestem tu.
-Nie powinni cie zostawiać- mówię cicho ze złością w głosie.
-Co on ci powiedział, kochany?- pyta- Aż sie trzęsiesz.
-Myślałem, że ktoś przyjdzie i cie zabierze- przyciągam ją jeszcze bliżej
-Dlaczego?
-Czytałem lis, Liam powiedział coś... - kręcę głową- Nie chce o tym teraz mówić.
-Co mogę zrobić by ci pomóc?- przejeżdża dłońmi po mojej piersi po czym wraca do twarzy.
-Przypomnij mi, że wciąż tu jesteś- szepcze.
Sadzam ją na łóżku i zajmuję miejsce obok niej. Obejmuję ją wokół bioder i kładę głowę na jej brzuchu. Zaczyna bawić sie moimi włosami.
-Opowiedz mi historie- proszę cicho.
-O czym?
-O czymś szczęśliwym, o czymś prawdziwym- zamykam oczy, zaciągając sie jej zapachem.
-Kiedy miałam siedem lat, mama zniknęła bez powodu na sześć dni. Powiedziała tylko, że wróci pod koniec tygodnia i że mamy nie dzwonić. Nie pamiętam by mój brat był szczęśliwszy niż wtedy. Nate chciał kochać naszą matkę, jak my wszyscy, ale po tym co mi zrobiła... To nie było możliwe.
-Traktował mnie jak księżniczkę, dosłownie. Nazywał mnie księżniczką, kupował prezenty gdy tylko mógł, pilnował mnie w nocy, gdy to było możliwe chronił mnie przed matką- jej głos jest delikatny, ale słyszę również, że sie uśmiecha.
-Pierwszy raz czułam sie dobrze, gdy matka zniknęła na te kilka dni. Nate budził mnie co rano i robił mi śniadanie, nie sok pomarańczowy i suchary jak to robiła mama. Ranki spędzaliśmy w piżamach i oglądaliśmy Barbie. Później sie ubierałam, Hudson robiła mi włosy, a reszta dnia była przygodą.
-Patrząc wstecz, wcale nie były to jakieś wielkie przygody. Ale jako dziecko nie miałam zbyt szczęśliwego dzieciństwa. Więc Nate gdy tylko miał okazję robił wszytko by sprawić by było lepsze. Codziennie chodziliśmy do parku na kilka godzin. Jednego dnia udaliśmy sie nad jezioro z tatą i pierwszy raz płynęłam łódką. Zbudowaliśmy zamek z piasku. Innego dnia poszliśmy do knajpki. Nie mieliśmy dużo pieniędzy, ale sądzę, że chcieli sprawić mi przyjemność. Kupili mi nowe ubrania i zabawki, kilka filmów Barbie.
-Wieczorem wracaliśmy do domu i Nate czytał mi kilka rozdziałów Tajemniczego ogrodu przed kolacją. Zawsze była jedną z moich ulubionych ... Pizza, makaron, naleśniki... Wracając Nate i ja robiliśmy deser. Zazwyczaj były to ciastka. Nauczył mnie wszystkiego co wiem o pieczeniu i wtedy sie w tym zakochałam. Jedliśmy nasz deser w salonie i oglądaliśmy Barbie.
-Chciałabym więcej z tego pamiętać, więcej detali, ale te sześć dni to moje najszczęśliwsze wspomnienie z dzieciństwa. -Carter wzdycha i mówi dalej co bardzo mnie cieszy.
-To chce dać naszym dzieciom- mówi cicho- Chce by były szczęśliwe i beztroski. Nie chce byśmy je rozpieścili dając mi pieniądze, wszystko z umiarem. Chce spędzać z nimi codziennie dużo czasu i rozmawiać z nimi i robić wszystko by byli szczęśliwi. Nie chcę by czuli sie samotni lub zawstydzeni...
-Nie będą- odpowiadam ściskając ją- Będziesz wspaniałą matką.
-Mam nadziej.
<3 <3 <3
Tej nocy nie mogę w ogóle spać. Trzymam ją jedynie w swoich ramionach, tak blisko jak sie da. Tego ranka to również sie nie zmieniło.
Nie opuściłem pokoju. Zawsze była przy mnie albo w moich ramionach. Nigdzie nie odeszła. Jedyny powód, dla którego pozwoliłem jej wziąć prysznic to to że w tej łazience nie ma okien.
Teraz, jest wypisywana, a gdy ja wypełniam papiery ona jest sama w pokoju i pakuje swoje rzeczy. To sprawia, że ja i mój wilk wariujemy. Bycie z dala od niej po tym jak powiedział mi, że ktoś ją ode mnie zabierze to najgorsza rzecz na świecie.
Szybko wracam do jej pokoju i widzę ją stojąco przy łóżku z kartką w ręku.
-Gotowa, malutka?- pyta. Kiwa głową, chowając kartkę do kieszeni. -Co to?
-Oh to tylko wiadomość od Aleksa.- Carter wzrusza ramionami podnosząc swoją torbę. Zatrzymuje ją i zabieram od niej wspomniany przedmiot- Potrafię nieść dwie małe torby, Ty.
-Już ci mówiłem, że będę sie o ciebie troszczył, kochanie- tylko tyle mówię nim chwytam jej dłoń w moją i wyprowadzam nas ze szpitala.
-Wiem, że tak będzie- szepcze, ściskając moją dłoń.
***
Kom i *** są mile widziane.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro