Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 29

Zdjęcie Anna Sophia Robb jako Carter

-Autor.

Alfa Tyler Evans P.O.V

-Skup sie- słyszę warknięcie Landona i robię wszystko co w mojej mocy by go nie walnąć.- Nigdy nie będziesz w stanie kontrolować swojej złości jeśli sie nie skupisz.

-Po prostu nie mieszaj w to Carter- syczę przez zęby. Ciągnę sie za włosy i biorę głęboki uspokajający oddech, czując, że zaczynam wygrywać ze swoim wilkiem.

-Ciężko nie mieszać Carter w cokolwiek- odzywa sie mój gama, Anthony. Podchodzi do ściany, zakłada ręce na piersi i panuję nad całą sytuacją. Spogląda na Landona. -Nie mogę oderwać od niej wzroku.

Ponownie warczę i wzdrygam sie.

-Skup sie Tyler- odwarkuje Landon.

Od kiedy Waters sie pojawił, ćwiczę nad samokontrolą i trzymaniem mojego wilka w sidłach.

-Uspokój sie i naucz sie trzymać swoją złość w ryzach. -mówi Anthony nim uśmiecha sie chytrze- Wyobraź sobie, że przybiegnie do mnie gdy tylko popełnisz najdrobniejszy błąd....

Kolejne warknięcie opuszcza moje usta i czuje jak mój wilk trzęsie sie ze złości. Moje oczy powoli ciemnieją, ale nie są jeszcze całkowicie czarne.

-Nikt nie ma prawa mówić tak o niej- Benjamin gotuje sie ze złości- Rozerwę mu gardło by więcej nic nie powiedział.

-To właśnie musimy wyćwiczyć, Ben- próbuje z nim rozmawiać- Jeśli będziemy sie tak zachowywać przy Carter, przerazimy ją. A nie możemy jej stracić.

Moje oczy musiały wrócić do normalnego koloru zieleni, widziałem to na ich twarzach.

-Znacznie lepiej niż wczoraj- mówi Anthony.

-Myślę, że pora na przerwę- wzdycha Landon.- Powinieneś pójść pobiegać.

Kiwam głową i staram sie z całej siły przejść koło Anthony'ego i nie skręcić mu karku. Wiem, że nie mówił poważnie o Carter, ale ciężko mi sie pohamować jeśli chodzi o nią.

Jest dla mnie całym światem. Jeśli cokolwiek jej sie stanie, nigdy bym sobie nie wybaczył, że nie zdołałem jej obronić.

Ale jak ochronię ją przed nią samą?

Po szybkim biegu w postaci wilka, wracam do domu stada by wziąć prysznic. Gdy wracam do swojego biura, Landon i Anthony pracują na swoich laptopach.

-Muszę iść, Ty. - Landon wstaje, klepiąc mnie po ramieniu - Lee chciała żebym wrócił przed 9:00

-W porządku- tylko tyle mówię, zbyt zmęczony by powiedzieć coś jeszcze.

Zaczynam przeglądać papierkową robotę i sprawdzać mail'e. Jest tylu zbuntowanych, którzy chcieli by wrócić do domówi, przynależeć do stada.

Stresuje mnie również to, że Carter jest sama w domu. Codziennie na parę godzin wysyłam do niej Lee lub Aleks'a, ale później oni wracają do swoich zajęć, a Carter jest sama podczas gdy wokół kręci sie tylu zbuntowanych, ale nie tylko to mnie martwi. Bardziej przejmuję sie tym, że jest tam sama.

Martwię sie tym, że nie będzie jadła albo że nie weźmie swoich leków. Boje sie, że coś sie stanie i jej stan sie pogorszy. Nie pozwolę by ponownie sie raniła, nie mogę.

Dzwoni mój telefon, zwracając moją jaki i Anthony uwagę.

-Kochanie?-mówi niepewnie. Mam złe przeczucia, a pełen strachu głos Carter  tylko to potwierdza.

-Co sie dzieje kochanie?-pytam.

-Potrzebuje żebyś teraz tu przyszedł- mamroczę cicho. Wiem, że wstrzymuje łzy na co moje serce od razu przyspiesza.

-Czemu? Co sie dzieje?- wstaje od biurka. Anthony również sie podnosi, nie wiedząc o co chodzi, ale czuje że dzieje sie coś złego..

-Dostałam list

-Od kogo, malutka?- pytam próbując brzmieć w miarę spokojnie.

-Od mojej matki- teraz już płaczę.

-Kurwa rozerwę...- warczy Benjamin, ale ignoruje go.

-Weź Kai i idź na górę, zadzwoń do Aleksa i nie rozłączaj sie aż nie przyjadę- instruuję ją wychodząc z biura nakazując gestem Anthony by poszedł za mną. -Będę za dziesięć minut

-Okay-mamroczę, drżącym głosem. Chce ją przytulić i odgonić cały strach

-Kocham cię- mówię. Kocham tą kobietę, kocham całym sercem. Jest dla mnie najważniejsza i nie pozwolę by coś jej sie stało.

-Ja...

Rozłączam sie nie dając jej dokończyć. Czuje, że coś złego sie stanie.

-Co do cholery sie dzieje?- pyta mężczyzna biegnąc za mną do auta.

-Carter dostała list od swojej matki...-warczę- Od kobiety, która powinna kochać ją bezwarunkowo, ale krzywdziła ją. Poniżała. Gnębiła.

-Zwołam wszystkich.- mówi.

-Zadzwonię do Hudson i Landona- odpalam samochód- Musisz wszystkich zwołać, Anthony. Wszyscy mają być w pogotowiu, tropiciele, pieprzone Zety i Eta musimy otoczyć terytorium. ...

-Wiem, Tyler!- mówi- Jest moją Luną i jest cholernie dobra w tym. Zrobimy wszystko dla jej bezpieczeństwa.

Kiwam głową i szybko ruszam, wybierając jednocześnie numer do Landona i tłumacząc całe zajście. Najpierw sie wkurzył, ale kiedy skończyłem zrobił sie smutny. Musiałem być na głośno mówiącym bo Lee też wariowała.

Teraz ta najgorsza część.

-Tyler? Dlaczego dzwonisz do mnie gdy jestem w pracy?- pyta Hudson.

-Carter dostała dziś list- mówię małostkowo.- Był od twojej matki.

-Co?- krzyczy- To nie może sie dziać ...

-Przepraszam- genialna odpowiedź,ale mniejsza o to- Zamierzam chronić ją przed wszystkim co ją kiedyś zraniło i co zamierza to zrobić.

-Wiem, Tyler- mówi-Będę tak szybko jak sie da.

-Okay

-I Tyler?

-Yeah

-Nie rezygnuj z niej.

-Nigdy bym nawet kurwa o tym nie pomyślał.- mówię nim sie rozłączam.

Przyspieszam i pędzę do domu. Prawie, że czuje zmianę w powietrzy co bardzo niepokoi mojego wilka.

-Co ona robi? Nic nie może jej sie stać. Nic nie może sie jej stać...- Benjamin zaczyna panikować, a panika przemienia sie w złość.

-Carter!- krzyczę wbiegając po schodach- Carter, kochanie!?

Było dokładnie jak w noc gdy sie poznaliśmy.

-Tyler?- spanikowany Liam wybiega z mojej i Carter sypialni, cały we krwi.

-Co ty kurwa tu robisz...

-Anthony zadzwonił do mnie, wracałem właśnie do domu stada więc tu przyjechałem...- milknie- Nieważne, to nie ma znaczenia. Musisz tu przyjść...

Liam został trochę od nas odsunięty, bo Carter mu nie ufała. Ale może sie myliliśmy, może jest całkowicie normalny.

Wchodzę do sypialni i widzę, że drzwi od łazienki są otwarte. Właściwie to zostały wyważone. To musi być sprawka Liam'a.

Ale to mnie nie obchodzi.

Obchodzi mnie to, że Carter leży nieprzytomna na podłodze w łazience. Jej uda i nadgarstki są pocięte, a wielki guz pojawił sie na jej czole, z którego cieknie krew.  Jest posiniaczona i blada.

Ale jej serce wciąż bije.

-Carter...- klękam obok niej, a moje dłonie wędrują do jej twarzy.- Czy ona...

-Aleks powiedział mi, że zostawił swój dodatkowy klucz w donicy przed wejściem. Użyłem go bo nie odpowiadała...- zaczyna Liam-Przyszedłem tu i usłyszałem, że jest w łazience. Drzwi były zamknięte, a ona krzyczała bym odszedł. Usłyszałem jakiś hałas więc wyważyłem drzwi. Poślizgnęła sie i upadła i...

-Wystarczy, Liam- mówię słabo.

-Aleks będzie za dwie minuty, Theta za pięć.

Kiwam głową, nie wiedząc co zrobić by jej pomóc.  Przeraża mnie to jak spokojną ma twarz. Nigdy nie chciałem by to zdarzyło sie ponownie. Nie sądziłem, że spróbuje tego ponownie.

-Zmusiłem ją żeby trochę zwymiotowała...

-Ona...

-Yeah

Żadne z nas nie chciało kończyć tego zdania.

-Kurwa- warczę- Pozwoliłem by znów do tego doszło. Powiedziałem jej, że ją obronię, że nie pozwolę jej nawet o tym pomyśleć. Wiem, powinienem był zostać dziś w domu. Kurwa.

Liam pozostaje cicho, pewnie by pokazać swój szacunek. To pomaga. Nie chce z nim rozmawiać. Chce porozmawiać z Carter. Chce ją trzymać i całować i kochać.

Kocham ją.

Nie zrezygnuje z niej.

To nie powstrzyma mnie przed kochaniem jej.

<3 <3 <3

Siadam niepewnie w poczekalni w szpitalu. Oglądam sie za każdą pielęgniarką, czekając na tą, która zaprowadzi mnie do mojej księżniczki.

Opieram głowę na dłoniach pochylając sie do przodu. Ciągnę sie za włosy. Jestem przytłoczony, czuję sie tak jakbym całkowicie stracił kontrolę nad swoim życiem.

Czy to atak lęku?

Ręce mi sie trzęsą, a ciało oblewa zimny pot. Czuje, że nie mogę oddychać.

Zaczynam robić to co zawsze każę robić Carter, gdy ma atak. Oddycham głęboko, licząc do dziesięciu, wstrzymuję oddech.

Szkoda, że jedyna rzecz, która mnie uspokaja to ta mała osóbka leżąca w pokoju obok.

Podnoszę wzrok i widzę jak Hudson biegiem przekracza próg szpitala. Jest cała mokra, nawet nie zdawałem sobie sprawy, że pada.

Patrzy na mnie i podchodzi. Jej makijaż jest rozmazany, co świadczy o tym, że płakała. Wstaje i przytulam ją.

Jest inaczej niż ostatnio. Nie lubiła mnie, nienawidziła faktu, że ja i Carter jesteśmy swoimi mate. Teraz jest dobrze. Jesteśmy rodziną.

-To nie może sie dziać po raz kolejny. - Hudson mamrocze-Nie możemy jej stracić.

Pozostaje cicho głaszcząc ją po plecach. To naprawdę dziwne jak sie różnią. Ciężko uwierzyć, że są spokrewnione. Hudson jest wyższa i większa, ale wciąż szczupła. Ma czarne włosy i niebieski oczy. Jedyne co je łączy to dołeczki w policzkach.

-Powiedzieli już coś?- odsuwa sie i siada.

-Jeszcze nic- zajmuję miejsce obok- Zaraz powinien ktoś przyjść.

-Boję sie- szepcze.

-Będzie dobrze

-Nie, Tyler- spogląda na mnie-Pada śnieg.

-Że co?

Nic dziwnego, śnieg w listopadzie, ale ostatnie tygodnie były zbyt ciepłe na śnieg.

-Powiedziała ci, nieprawdaż?- Hudsona patrzy na mnie tymi swoimi niebieskimi oczami, a mi sie przypomina.

-Urodziła sie na śniegu, umrze na śniegu...-słyszę sam siebie, a złość aż sie we mnie gotuje.

-Jaka matka mówi coś takiego swojemu dziecku?-warczy Benjamin.

-Wiem, że naszej matce nie chodziło dosłownie o to, ale wszystko sie zgadza. - dziewczyna chowa twarz w dłoniach i opiera głowę o moje ramię.

Matka Carter zaczęła rodzić tuż przed szpitalem. Tak mocno padało, że lekarz ledwo wyciągnął ją z samochodu.

Pięć lat później w urodziny Carter padało równie mocno, jeśli nie mocniej. Jej matka wyrzuciła ją na dwór w samej sukieneczce.

Gdy jej starszy brat Nate zapytał sie dlaczego tam stoi... matka odpowiedział mu dokładnie tymi słowami "Urodziła sie na śniegu, umrze na śniegu.

Od tego momentu rodzina Kelly zawsze była ostrożniejsza z Carter gdy padał śnieg. Dziwne jest to, że Carter tego nie pamięta. Oczywiście opowiedzieli jej wszystko, a ona uwierzyła.

Carter wciąż uwielbia śnieg.

Kocha zimę, zawsze tak było.

-Alfo? Panienko Kelly?- podeszła do nas pielęgniarka. Oboje od razu wstajemy. -Lunie nic nie będzie. Co prawda jeszcze sie nie obudziła, ale jest stabilna.

-Możemy ją zobaczyć?- pyta Hudson, zalewając sie łzami.

-Proszę za mną.- prowadzi nas do odpowiedniego pokoju. Spoglądam na moją dziewczynę leżącą na łóżku i serce mi pęka na ten widok.

-Jeśli tylko sobie życzysz, mogę wyjaśnić wszystko co z nią zrobiliśmy. Poza tym, lekarz niedługo do nas dołączy. - mówi pielęgniarka.

-Chciałabym sie trochę dowiedzieć- szepcze Hudson nim spogląda na mnie.

-Poczekam. Teraz chce być z nią. - mój głos jest delikatny tak jakbym bał sie, że ją obudzę.

Kobiety wychodzą na korytarz, a ja przystawiam sobie krzesło do łóżka Carter. Chwytam jej drobną dłoń i przyciskam usta do jej palców.

-Oh, kochanie...- wzdycham- Tak sie o ciebie martwiłem. Myślałem, że jesteś szczęśliwa, kochanie. Chcę uczynić cię szczęśliwą. Chce dać ci życie, na które zasługujesz. Księżniczko, kocham cię. Nie mogę cie stracić....

Porusza odrobinę głową. Marszczy brwi i jęczy cicho nim lekko uchyla powieki. Robię wszystko co w mojej mocy by nie wstać i od razu jej nie pocałować. Ponownie je zamyka i jestem wręcz przekonany, że ponownie zasnęła.

Tak działo sie przez cały tydzień, gdy była nieprzytomna po tym jak sie poznaliśmy. Za każdym razem moja nadzieja rosła. Chciałem ponownie zobaczyć te piękne, zielone oczy.

Wielbię ją od momentu gdy po raz pierwszy ją ujrzałem.

-Nienawidzę tego- mamroczę do siebie. Wygląda tak spokojnie.

Nienawidzę tego, że to jedyny czas gdy widzę ją w pełni spokojną. Widziałem ją szczęśliwą, skoncentrowaną, ..

Nie mogę stracić tej kobiety. Kocham ją. Po tym wszystkim co sie wydarzyło, po tym wszystkim przez co razem przeszliśmy... Nie chce jej stracić. Potrzebuje jej.

Tak bardzo jej potrzebuje.

Potrzebuję jej w każdy możliwy sposób

Potrzebuje jej w najbardziej niewinny, a zarazem pełen pasji sposób. Potrzebuje jej.

-Nie mam pojęcia co bym bez ciebie zrobił, Carter. - szepcze- Wiem, że mówiłem to samo ostatnio gdy byliśmy w takiej sytuacji, ale teraz, kurwa... Teraz jestem tak bardzo w tobie zakochany, że poślubiłbym cię nawet jutro jeśli byś chciała... Naprawdę nie wiem co bym bez ciebie zrobił.

-Nie wiem co bym zrobił bez budzenia sie przy tobie każdego ranka. Nie wiem co bym zrobił bez patrzenia na ciebie pijącą swoją herbatę do śniadania tak jakby to miałby być twój ostatni kubek. Nie wiem co bym zrobił bez tych twoich słówek, skrótów, których używasz codziennie. Nie wiem co bym zrobił bez twojej reakcji na mój każdy powrót do domu po pracy. Nie wiem co bym zrobił bez przytulania cię, trzymania i całowania....

-Jestem w tobie do szaleństwa zakochany, Carter. - całuje jej dłoń. - Kocham cię całym moim sercem.

Chce by jej oczy sie otworzyły, chce by sie uśmiechnęła i usiadła, chce by ścisnęła moją dłoń, chce by mi odpowiedziała...

Jej oczy są zamknięte. Jej oddech jest spokojny. Jej serce bije miarowo.

-Będę tu czekał aż sie nie obudzisz. - obiecuje jej.- A gdy sie obudzisz, będę cie trzymał aż stąd nie wyjdziemy. A gdy dotrzemy do domu nigdy więcej cie nie opuszczę, nigdy nie zostawię cie samej.

-Nie możemy jej stracić.- szepcze Benjamin.

-Tak sie nie stanie- mówię- Nie pozwolę na to.

Hudson wraca i staje obok siostry. Po chwili siada na krześle.

-Znajome uczucie. -mamroczę- Boże, pamiętam pierwszy raz gdy siedziałam przy niej w szpitalu. Miała cztery lata. Powiedzieliśmy, że spadała ze schodów... ale myślę, że już wtedy znaliśmy prawdę.

Nie wiem co powiedzieć by ją pocieszyć. Denerwuje mnie to, że Carter musiała przez to przejść. Kobieta, która powinna kochać ją najbardziej zniszczyła ją.

Chwytam dłoń Hudson- Pamiętam gdy pierwszy raz ją zobaczyłem. Przygryzała dolną wargę i zakładała pasmo włosów za ucho, oglądała wtedy burzę. Gdy mnie zobaczyła, zaczęła tak szybko iść, że można by nazwać to biegiem...

Śmieje sie na moje słowa.

-Sądzę, że to wtedy sie w niej zakochałem- szepcze.

-Ona też cię kocha, wiesz o tym- Hudson ściska moją dłoń.

-Może, yeah- odpowiadam- Nie jest we mnie zakochana.

-O czym ty gadasz?- mówi- Tyler, rozmawiam z tą dziewczyną codziennie. Widziałam jak na ciebie patrzy. Jest w tobie zakochana, całkowicie.

-Więc dlaczego mi tego nie powiedziała?- pytam podniesionym głosem.

-Bała sie

-Mnie?

-Nigdy nie była zakochana, Tyler. Bycie otwartą i rozmowną nigdy nie leżało w jej naturze- tłumaczy- Takie rzeczy zajmują czas, w jej przypadku może jeszcze dłużej.

-Pewnie tak- ściskam dłoń Carter- Poczekam aż będzie gotowa. Powiedziałem już na początku, że nie będę jej do niczego zmuszał.

-Jesteś dla niej idealnym mate, wiesz?- Hudson spogląda na siostrę- Sądzę, że zawsze potrzebowała kogoś kto ją zrozumie i wesprze mentalnie, emocjonalnie i psychicznie.

-Jest moją mate- patrzę na moją dziewczynkę- Zrobiłbym dla niej wszystko.

Carter jest nieruchoma. Dziwnie jest na nią patrzeć gdy śpi na plecach. Zawsze zwija sie w kulkę albo rozkłada sie tak, że omal nie spada z łóżka. Jeśli zasypiamy razem zawsze sie w mnie wtula, ale i tak zwija sie w kulkę najbardziej jak tylko może. Tak jakby chciała zająć jak najmniejszą przestrzeń.

Sądzę, że to cudowne. -Pójdę zobaczyć co zatrzymało doktora, powinien już tu być.-Hudson wstaje i zostawia mnie samego ze swoją siostrą.

-Jeśli twoja siostra ma racje... -szepcze- Będę trzymała cie na kolanach obejmując w tali i całując za każdym razem powtarzając jak bardzo cie kocham aż odpowiesz mi to samo.

Smutne jest to, że mój szept jest tak cichy, że ledwo ja to usłyszałem. Nie ma mowy by dotarły do niej moje słowa.

-Kocham cie bardzo mocno- powtarzam, tym razem głośniej. Ściskam jej dłoń  wtedy to czyje...

Ona również ściska moją.

<3 <3 <3

Czuję dłoń przeczesującą moje włosy, ciągnąc za nie leciutko. Wzdycham próbując ponownie zasnąć, ale wtedy słyszę najpiękniejszy dźwięk na świecie.

Cichy śmiech Carter. Próbuje go uciszyć bo nie chce mnie obudzić. Więc brzmi to jak chichot.

Siadam od razu. Zgaduję, że zasnąłem ostatniej nocy. Tak jak ostatnio gdy była w szpitalu, zasnąłem uwieszony na jej łóżku.

-Jezu Chryste, malutka- chwytam jej twarz w dłonie i przyciskam swoje usta do jej bez wahania. Wydaje sie być odrobinę zdziwiona, ale od razu mi odpowiada.

Po chwili, jak dla mnie zbyt szybkiej, odsuwa sie ode mnie. - Co sie stało? Dlaczego tu jestem?

-Nie pamiętasz?- widzę zdziwienie na jej twarzy.

-Nie. Pamiętam telefon do ciebie po...- decyduje sie nie kończyć zdania- Potem pamiętam, że poszłam na górę i usłyszałam głos Liam'a... To tyle.

-Kochanie...- wzdycham, gładząc ją po policzku. Boże, kocham jej oczy. Te piękne zielone tęczówki wpatrują sie w moje i nie jestem już w stanie wyjaśnić jej co sie dokładanie wydarzyło- Mogę cie przez chwilę poprzytulać nim przejdę do wyjaśnień?

Kiwa głową z małym uśmiechem na twarzy. Przesuwa sie na łóżku i już wiem, że razem sie na nim nie zmieścimy. Wiec siadam i przenoszę ją na swoje kolana. Wzdycha i opiera sie skronią o moje ramię, a ja owijam ją ciasno ramionami jakby miała za raz zniknąć.

Całuje ją w czubek głowy chwytając koc i okrywając nas bo czuje, że jest lodowata.

-Boże, kocham cię- przyciskam usta do jej czoła i zostawiam je tam na chwilę.

-Jesteś dla mnie wszystkim- odpowiada cicho, przytulając sie do mnie.

Ale czy ty również mnie kochasz?

-Nigdy nie pozwolę ci opuścić mojego boku, wiesz? Utknęłaś ze mną na resztę życia- gilgoczę ją.

-Nie mam nic przeciwko- posyła mi mały uśmiech. Kocham ją tak bardzo.

Siedzimy tak przez jakiś czas. Jedyny powód dla którego jestem spokojny to to, że jest w moich ramionach. Tylko gdy z nią jestem czuje spokój. Zawsze za nią tęsknie, nawet gdy jest w pokoju obok.

-Co sie stało kochanie?- spogląda na mnie- Dlaczego tu jestem?

-Księżniczko, ty...- decyduję sie na zmianę strategi. - Po twoim telefonie powiedziałem Anthony'emu i Landonowi by wszystkich powiadomili. Nie sądzę bym kiedykolwiek jechał tak szybko. Gdy dotarłem do domu, pobiegłem na górę i zobaczyłem Liama na korytarzu umazanego krwią.

-Był w sąsiedztwie i gdy dostał wiadomość od Anthony'ego, przyszedł tu by sprawdzić co z tobą. - biorę głęboki wdech- Nie odpowiadałaś, zamknęłaś sie w łazience i nie chciałaś go wpuścić. Słyszał, że płaczesz i czuł krew... Kochanie znalazł cię tak jak pierwszego dnia naszej znajomości.

-Nie...- Carter kręci głową zaciskając oczy- To sie nie mogło wydarzyć. Nie zrobiłabym tego ponownie, Ty.

-Skarbie, spójrz na swoje uda, na nadgarstki. Są obandażowane, wiesz co jest pod spodem.- mówię delikatnie nie chce by była smutna. Jest chora, a ja chce jej tylko pomóc. - Liam wywołał u ciebie wymioty, musiałaś mieć płukanie żołądka...

-Nie- kręci głową, a łzy zaczynają napływać jej do oczy- Tyler, ja kocham swoje życie. Nigdy nie byłam szczęśliwsza, nie zrobiłabym... nie mogłabym... nie bez powiedzenia..

Milknie i owija dłonie wokół mojej szyi, a nogi wokół bioder. Chowa twarz w mojej koszulce i czuje jak jej łzy skapują mi na skórę. Obejmuję ją w tali i przyciągam do siebie tak blisko jak tylko mogę.

-Powiedz mi wszystko co pamiętasz, kochanie- szepcze - Ze szczegółami.

-Malakai i ja byliśmy w kuchni gdy przeczytałam list. Od razu zadzwoniłam do ciebie. Poszłam na górę nim zadzwoniłam do Aleks'a, ale później nic już nie pamiętam...- mówi cicho- Kojarzę jeszcze głos Liam'a, ale nie wiem co mówił ani kiedy sie pojawił.

-Rozwiążemy to, nie martw sie. - całuję ją w skroń- Przejdziemy przez to.

Trzymam ją tak aż nie zasypia w moich ramionach. Kładę ją delikatnie na łóżku tak by jej nie zbudzić. Dużo przeszła musi wypocząć.

Aleks puka do drzwi gdy tylko wstaje. Przyniósł jej ulubioną pościel i kilka koców.  Widzę smutek w jego oczach gdy patrzy na swoją siostrę w takim stanie.

Nim cokolwiek mówi, podchodzi do niej i przykrywa ją kocem. Zostawia pocałunek na jej czole po czym odwraca sie do mnie.

-Powinienem był z nią zostać- mówi Aleks. Jego oczy są puste i podkrążone widać, że nie spał. - Powinienem był zostać... Powinienem był zostać na noc. Nie powinienem był jej zostawiać, Tyler...

-To nie twoje wina, Aleks- mówię.

-Jeśli bym został, nie byłoby jej tu. Nie byłaby... Kurwa mać- chwyta sie za głowę, ciągnąc za włosy i patrząc w podłogę.

-Nie sądzę, że to zrobiła, Aleks- odpowiadam. Tłumaczę mu co powiedziała mi Carter. Nie jestem pewien czy do końca jej wierzę, ale też nie jestem pewien czy powinienem wierzyć we wszystko Liam'owi.

Carter nie okłamałaby mnie, więc jestem przekonany, że powiedziała mi prawdę. Gdyby sie temu przyjrzeć, gdy słuchałem wyjaśnień Liam'a jego serce nie zabiło ani szybciej ani wolniej.

-Nie widzę powodu by którekolwiek z nich miałoby kłamać, Tyler- Aleks siada na krześle i marszczy brwi, zupełnie jak Carter.

To zabawne, że wcześniej tego nie dostrzegłem, tego podobieństwa między nim.

-Coś sie dzieje i zamierzam dowiedzieć sie co to takiego- mówię siadając na brzegu łóżka i chwytając dłoń mojej dziewczynki.

-Czytałeś już ten list?- pyta.

-Nie- kręcę głową- Przeczytam gdy już stąd wyjdziemy, gdy będzie z nią już dobrze.

-Wciąż nie rozumiem jak Catherine ją znalazła.- mamroczę, mówiąc o matce Carter- I dlaczego teraz? Cóż miała prawie dziesięć lat na to. Nie podoba mi sie to Tyler.

-Mi też nie- odpowiadam- Zrobię wszystko co w mojej mocy by sie upewnić, że jest bezpieczna i nikt nigdy jej nie skrzywdzi.

Hudson wraca po godzinie, a gdy wszystko jej tłumaczę, na jej twarzy maluje sie zwątpienie tak jak u Aleksa i u mnie.

Postawiłem całe stado na nogi, a każdy zbuntowany zostanie ponownie przepytany. A granice wzmocnione.

Zrobię wszystko by moja dziewczynka była bezpieczna. Nawet jeśli oznaczałoby to zamknięcie jej.

<3 <3 <3

Hudson i Aleks wyszli krótko po obiedzie gdy Carter sie obudziła. Była szczęśliwa widząc swoje rodzeństwo, ale posmutniała gdy wyszli.

Przygotowałem jej kolację i postawiłem ją na stoliku obok łóżka. Dochodzi 9:00 czyli pora, o  której zazwyczaj idzie spać.

-Chodź tu- Carter wyciąga do mnie ręce gdy sie odwracam. Uśmiecha sie do mnie.

Wchodzę na łóżko i kładziemy sie obok siebie. Pochyla sie i całuje mnie w policzek. Również to robię i całuje ją w nos.

-Kochanie- chwytam jej policzek i zakładam pasmo włosów za ucho- Musimy porozmawiać o tym co sie wydarzyło.

-Już wszystko ci powiedziałam, Tyler- marszczy brwi- Nie rozumiem dlaczego to wyciągasz.

-Wyciągam to bo prawie straciłem najważniejszą dla mnie osobę i to kurwa po raz drugi. - warczę. Nie jestem zły na nią tylko na tą sytuację.

-Tyler, ja nie próbowałam...- nie kończy, ale wiem o co jej chodzi- Kocham moje życie, kocham moje życie z tobą.

Tak blisko.

-Więc jak tu skończyliśmy?-pytam- Nie wiem co zrobił Liam, że czujesz sie tak niekomfortowo przy nim, ale on cie uratował....

-Powiedziałam ci co robił!- Carter zrywa sie i siada na brzegu łóżka. Robię to samo bojąc sie, że coś sobie zrobi. Nie chce by jej rany sie pootwierały. - Mówił rzeczy z seksualnym podtekstem i próbował mnie dotknąć, patrzył na mnie w niewłaściwy sposób i chciał zmusić do rozmowy. Widziałem te przerażające iskry w jego spojrzeniu za każdym razem gdy pożerał mnie wzrokiem.

-Skarbie, nigdy tego tak nie tłumaczyłaś.

Czuje, że mój wilk zaczyna wariować, złość ogarnia całe moje ciało. Myśl, że ktoś, zwłaszcza osoba, którą nazywałem moim przyjacielem, dotykała moją mate, sprawia, że sie we mnie gotuje. Nikt nie będzie dotykał tego co moje, a Carter Kelly jest kurwa moja.

-Skup sie. Nigdy nie będziesz w stanie kontrolować swojej złości jeśli sie nie skupisz.

Słowa Landona dźwięczą w mojej głowie i już wiem, że muszę sie uspokoić. Nie mogę przestraszyć Carter, zwłaszcza teraz. Muszę ją trzymać.

-Nie sądziłam ze muszę mówić ci więcej niż to, że widział mnie bez koszulki- mamrocze.

-Kochanie, chodź tu. -proszę, obejmują ją. Wzdryga sie i odrzuca moje ramię.

-Jeśli chcemy ją dotknąć, robimy to- warczy Benjamin- Jest nasza, należy tylko do nas.

Źle mi z tym, że nie chce bym ją dotykał, ale nie posunę sie tak daleko jak Ben. Tak, jest nasza, ale nie sądzę, że należy do nas.

-Zapomnij- mamrocze.

-Nie, nie zamierzam zapomnieć- wstaje- Jesteś moją mate, Carter. Nikt nie ma prawa cię dotknąć ani zobaczyć w sposób, który przeznaczony jest tylko dla mnie!

-Więc dlaczego nic z tym nie zrobiłeś!- odwraca sie, a moje serce pęka gdy widzę je łzy- Okłamał cię, a ja nie byłam w stanie opowiedzieć ci wszystkie ze szczegółami. Dlaczego mu teraz wierzysz? Dlaczego wierzysz jemu, a nie mnie?!

-Ja tylko..- ciągnie sie za włosy, spuszczając wzrok na łóżko- Nie rozumiem...

-Pozwól mi zrozumieć- mówię, wyciągając do niej dłoń, ale ponownie sie ode mnie odsuwa.

-Próbowałam! Próbowała ci wszystko wyjaśnić. Próbowałam wyjaśnić ci sytuację z Liam'em, próbowałam wyjaśnić ci moją pokręconą rodzinkę, próbowałam wyjaśnić ci moją przeszłość, próbowałam wyjaśnić ci moje zaburzenia na tle psychicznym, próbowałam wyjaśnić ci jak sie czuję...- nigdy nie widziałem jej tak smutnej. Teraz wiem, że trzymała to wszystko w sobie.

Wstaje i zaczyna chodzić w kółko. Nie chce by sie zraniła.

-Ale nie potrafię! - łzy zalewają jej twarz co powoli mnie zabija, rozrywa mi serce- Zawsze jest coś co mnie powstrzymuje, nie potrafię tego zrobić!

-Jestem taka... zmieszana! Już tak nie mogę. Nie mogę. Nie mogę dłużej udawać. Tyler nie mogę sie już powstrzymywać przed powiedzeniem ci...- urywa w pół zdania, łapię sie za dół brzucha i zaciska pięści. - Co do cholery...

-Co, kochanie? Co sie dziej?- podchodzę do niej, zmartwienie zajmuje całą moją uwagę, a złość od razu znika. Moje dłonie lądują na jej tali i przyciągam ją do siebie.

-W tym miesiącu miałam już okres..- mamroczę cicho, tak, że ledwo ją słyszę.

-Co? Carter musisz mi powiedzieć co sie dzieje. - chwytam jej twarz w dłonie- Księżniczko?

-Krwawię.- nigdy nie widziałem większego przerażenia na jej twarzy. - Mocno krwawię.

***

Kom i *** są mile widziane.

Hejka może macie mi do polecenia jakąś następną książkę godną przetłumaczenia?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro